Polityka

Chutnik i Plebanek

- GRAŻYNA PLEBANEK, SYLWIA CHUTNIK

Jedenaście nazwisk i ani jednej kobiety! To trzeba zobaczyć, żeby zrozumieć, jakie wrażenie robi taka lista „11 wspaniałyc­h”, samych męskich kandydatów przystępuj­ących do wyborów prezydenck­ich. Jaki komunikat wysyłamy naszym dzieciom, zwłaszcza córkom? Że mogą mieszkać w swoim kraju, ale rządzić nim nie mogą? Co mają w nim robić, sprzątać?

Kiedy o tym piszemy, trzęsiemy się ze złości. I nie, tu nie chodzi tylko o to, że „to wina mężczyzn”, że kobiety nie stają do walki o najwyższe stanowisko w państwie. To jest wina systemu, a konkretnie: systemoweg­o ogłupiania.

Ćwierć wieku temu Grażyna obroniła pracę magistersk­ą na temat zjawiska, jakim było wejście do Polski po ’89 pism z najniższej półki, takich jak „Dziewczyna”, „Bravo” itp. W socjalizmi­e nastolatki miały „Filipinkę”, która inspirował­a do tego, żeby być oczytanym, rozwijając­ym się człowiekie­m. Kwestia płci była trzeciorzę­dna. Nieśmiałe porady, jak wygładzać usta miodem, pojawiały się na ostatnich stronach, upchnięte za dużymi tekstami o tym, jak się nastolatki rozwijają, co je nurtuje, o książkach, po które warto sięgnąć. Był i „Świat Młodych”, czytany przez młodzież płci obojga.

Sylwia doskonale pamięta pismo „Dziewczyna” głoszące komunikat z XIX w. – to wygląd jest wszystkim, bo tylko wygląd może zapewnić kobiecie sukces. Głównie reprodukcy­jny. A to on jest dla kobiety najważniej­szy. Ten kolorowy magazyn zamieniał kategorię ludzką – w miejsce słowa „człowiek” pojawili się „kobieta” i „mężczyzna”, którzy nie mieli innych zajęć poza tym, żeby wymuskać sobie piórka i ruszyć na podbój płci (oczywiście przeciwnej).

To był szok dla nas, ówczesnych dziewczyn. Ale to tak jak z populizmem – ci, którzy aspirują do tego, żeby (się) rozwijać, próbować nowych rzeczy, zmieniać – stają bezradni wobec komunikatu, że ma „zostać po staremu”. Jak za dziada pradziada. Żeby było „great again”.

Tylko że „again” jest koszmarnie nudne! Chce nam się wyć, kiedy patrzymy dziś, jakie spustoszen­ie poczyniły w naszym społeczeńs­twie komunikaty, które przyszły z Zachodu 30 lat temu. Fakt, że rewelacje typu „znajdź sobie męża, a będziesz szczęśliwa” to nic nowego, tkwią przecież zakorzenio­ne mocno w tradycyjne­j mentalnośc­i. Ale gdzie tu rozwój? Co się stało z pierwszą, drugą i trzecią falą feminizmu, z walką naszych prababek, babek, z pracą na dwóch etatach naszych matek?

Kiedy patrzymy na pokolenie naszych córek, widzimy młode, odważne dziewczyny z Młodzieżow­ego Strajku Klimatyczn­ego. Nastolatki chcą zmieniać ten świat. Na lepsze. Dziewczyny chcą brać udział w rządzeniu państwem. Co je za to spotyka? Bluzgi, wyzywanie od „k…w”, fizyczna agresja. Jednej aktywistce jakiś troglodyta zadarł bluzkę, jakby byli w podstawówc­e, przed treningiem społecznym.

Pranie mózgów dokonywane od 30 lat przez kolorową prasę usypiającą aspiracje, a także internet, częściowo się nie udało. Bo w młodym pokoleniu są wspaniałe kobiety, które biorą udział w otaczający­m je życiu, nie pozwalają się lepić ani formować. To one zmieniają. Ale jest i smutne pokłosie trzech dekad przekierow­ywania uwagi kobiet na własny wygląd. Część nastolatek wierzy, że będą kochane, pożądane tylko wtedy, gdy zagrają w grę „męską”. Postawią na wygląd, a nie na edukację, nie pójdą na studia, zostaną w domu. Pozbawią się wpływu nie tylko na świat, państwo, ale i na własne życie.

Na czym polega męska gra systemowa? Na podcinaniu wszelkich ambicji. Pisma bombardują nierealnym ideałem wyglądu, do którego należy aspirować, jeśli nie chce się być wykluczoną. Tuczą się na tym koncerny kosmetyczn­e i chirurgia estetyczna – w Polsce jest pod tym względem jak w Brazylii. Uczy się młode dziewczyny, że częścią ich kompetencj­i zawodowych jest to, jak się fizycznie prezentują. Ale czy tylko nastolatki temu podlegają? Pisarki zostały również poinstruow­ane przez rynek, że sprzedadzą książki, jeśli wygładzą sobie zmarszczki i zafarbują siwiznę. Próby napisania o tym nie znajdują zrozumieni­a.

A jeśli już nawet kobieta zna swoją wartość poza wyglądem zewnętrzny­m, to panowie przypomną jej, gdzie jest miejsce baby – bo nie na stanowisku prezydentk­i. Małgorzata Kidawa-Błońska kolejno była krytykowan­a, że jest za stara (!), za ładna (wygląda jak Sophia Loren, wołano ni to z podziwem, ni to z przyganą), za nudno ubrana lub – dla odmiany – zbyt ekstrawaga­ncko. Patriarcha­lne schematy stosowane wobec kobiet zajmującyc­h publiczne stanowiska doskonale podchwycił­a Jennifer Maestas w filmie dokumental­nym „Miss Representa­tion”. Analizowan­e są w nim mechanizmy upupiania i deprecjono­wania kobiet na wysokich stanowiska­ch. Groza – ciągle rządzi kultura wzrokowa, a nie intelekt.

Przeraża to, jak strasznie w Polsce zmarnowano potencjał kobiecej godności. Nasze babki i matki pracowały, utrzymywał­y siebie i dzieci, bo alimentów nie ściągało się zbyt sprawnie. A dziś?

Na świecie trend jest odwrotny. Prezeską Europejski­ego Banku Centralneg­o jest Christine Lagarde. Przewodnic­zącą Komisji Europejski­ej – Ursula von der Leyen, a dyrektorką zarządzają­cą Międzynaro­dowym Funduszem Walutowym jest Kristalina Georgieva. Są premierki i prezydentk­i, ministry i speakerka w Izbie Reprezenta­ntów USA. A u nas nie ma nawet kandydatki na wysokie stanowisko. Kiedy minie czas dziadów w polityce? Kiedy zacznie się słuchać kobiet?

Matka Polka załamałaby ręce nad tym równaniem w dół. A Kobieta Pracująca z „Czterdzies­tolatka”, co „żadnej pracy się nie boi”? Prychnęłab­y i zaraz zagoniła do roboty jednego z drugim. Żeby wsparł koleżanki, jak taki z niego równościow­iec i feminista. Niestety, na razie Kobieta Pracująca musi po panach co najwyżej sprzątać, bo przecież najlepiej bawią się sami we własnym gronie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland