Wyjście z bunkra
Germanista, znawca tematyki niemieckiej i europejskiej, związany z POLITYKĄ od lat 70. Jego niedawny wywiad z Angelą Merkel można przeczytać na naszej stronie www.polityka.pl
Nad północną półkulą wiszą chmury: kryzys wirusowy, klimatyczny, gospodarczy, migracyjny, kruszenie się fundamentów ładu powstałego po rewolucji 1989 r. i rozpadzie ZSRR. Zgrzyta NATO, są wstrząsy w UE. Dochodzi putinowska restytucja „caratu”, jedynowładztwa opartego na stalinowskiej historiografii, bezprawne aneksje i hybrydowe wojny w ościennym kraju. Tymczasem Polska ma od pięciu lat prezydenta, który nie bardzo potrafi rozmawiać w językach obcych i nie zapisał się w pamięci sojuszników żadnym wystąpieniem godnym męża stanu. Nie jest cytowany w politycznych analizach NATO, ma kłopoty z pozyskaniem wśród europejskich przywódców solidnego sympatyka. Na zdjęciach z unijnych szczytów słabo znajduje sobie miejsce. Stoi z boku i bezradnie uśmiecha się do kamery. Zaś w waszyngtońskim Białym Domu wygląda jak petent przyjmujący zaległy rachunek.
Wczasie swojej pierwszej w roli prezydenta wizyty w Berlinie Andrzej Duda opowiadał, że Europy uczyła go żona – nauczycielka niemieckiego. Ale nie była to nauka zbyt głęboka, skoro mąż na wiecach nie mówi o dobrodziejstwie wynikającym z półwiecza pracy nad dobrosąsiedzkim dialogiem ponad wojenną traumą, lecz raczej odgraża się, że nie będą nam mówić w obcych językach, co mamy robić, a „niemieckie” gazety nie będą ustawiały wyborów.
Zresztą nawet gdyby Andrzej Duda prywatnie interesująco rozprawiał przy kominku z Merkel i Macronem nad przyszłą strategią unijną, to jakie to miałoby znaczenie, skoro następnego dnia bunkier na Nowogrodzkiej warknąłby o niezapłaconych niemieckich reparacjach?
Europie powtórka roku 1939 nie grozi. Ale nietrudno sobie wyobrazić egzystencjalny kryzys na kontynencie – ekonomiczny, militarny, społeczny, instytucjonalny. Wtedy zdolność prezydenta do prowadzenia trudnych dialogów bez oglądania się na niemających pojęcia o świecie „prezesów” może mieć kluczowe znaczenie dla przyszłości kraju. Nie do takiej roli był w 2015 r. szyty dla Dudy garnitur. A w najbliższych latach głos polskiego prezydenta musi być słyszany i doceniany. Bywają momenty, w których ciągłość państwowości gwarantuje nie kontynuacja, lecz personalna zmiana.