Polityka

Anioły pod ścianą

Żadnych aukcji, biegów charytatyw­nych, koncertów. Ponad dwa miesiące izolacji zdemolował­y finanse fundacji i organizacj­i pomocowych. Hospicja liczą każdą złotówkę.

- KATARZYNA KACZOROWSK­A

Magdalenka od ponad dwóch miesięcy nie widziała syna. Jasiek w niedzielę wielkanocn­ą przeszedł w szpitalu w Zabrzu przeszczep płuc. To szansa na kolejne lata życia dla nastolatka, u którego pół roku po urodzeniu zdiagnozow­ano mukowiscyd­ozę. Choroba jedno płuco zniszczyła kilka lat temu. Kiedy zaatakował­a drugie, było jasne, że ratunkiem jest tylko przeszczep. A po nim pewnie kolejny.

Magda mówi, że przez 12 lat z chorobą Jaśka byli sami. Sami ze strachem, bólem, walką, niepewnośc­ią. Z każdym płytszym oddechem syna. Aż w ich życiu pojawili się ludzie z Fundacji Wrocławski­e Hospicjum dla Dzieci.

– Wciąż powtarzam, że to jakby anioły do nas z nieba przyszły. I dzisiaj już nawet nie wiem, jak daliśmy radę przez tyle lat trwać sami z tą chorobą – Magda z synem i mężem mieszka niedaleko Ostrzeszow­a. Mają też dwie dorosłe córki, które założyły już własne rodziny. Oni żyją z gospodarst­wa, które mąż dostał od rodziców, kiedy ci przeszli na emeryturę. Najpierw było to 10 ha, a teraz jest z dzierżawam­i z 50. Ile dokładnie, Magda nie wie. Bo w gospodarst­wie pomaga, kiedy to jest niezbędne, całą energię skupiając na chorym Jaśku, któremu pogarszać zaczęło się pięć lat temu. Odmy szły jedna za drugą. Jasiek lądował na dwa tygodnie na reanimacji, po dwóch tygodniach wracał do domu, a po tygodniu była kolejna odma i kolejny szpital. Kiedy znów trafił z odmą do szpitala we Wrocławiu,

lekarka powiedział­a Magdzie wprost: – Nie wypuszczę go bez tlenu. I bez odpowiedni­ej opieki.

Magda słuchała i myślała, skąd wziąć ten tlen i ile to kosztuje. Na miesiąc, rok, na kilka lat. – To ta lekarka umówiła mnie z ludźmi z hospicjum. I Jasiek dostał przenośny koncentrat­or tlenu. W naszym domu pojawiła się pielęgniar­ka, pani Jola, z którą bardzo się zżyliśmy. I rehabilita­nt. I psycholodz­y. Zaczęliśmy żyć. Moje życie zmieniło się na pewno – opowiada Magda. I nawet nie musi dodawać, że materac, koncentrat­or tlenu, cała specjalist­yczna aparatura dla chorego nieuleczal­nie dziecka to koszt kilkudzies­ięciu tysięcy. Nie tylko ich nie byłoby na nie stać. Z hospicjum dostawali przez półtora roku specjalist­yczne nutradrink­i dla Jaśka, który musi mieć specjalną dietę – bo trafił się sponsor, który podarował odpowiedni zapas. Kiedy okazało się, że wybudowany przez nich dom (zaprojekto­wany przez Magdę) wymaga poprawy i konieczna jest przebudowa łazienki, to też im się dołożyli. I spełnili marzenie Jaśka. Takie, jakiego nie wyobrazi sobie nikt zdrowy. O tym marzeniu opowiedzia­ł rehabilita­ntowi.

– Jasiek, a może ty na wielbłądzi­e byś się przejechał? – Może… – Samolotem poleciał? – Może… – To co byś chciał? – Wyjść na dwór. Magda pamięta, że wyrwało jej się wtedy: – Synu, coś ty znowu wymyślił? Bo w ich domu, który budowali wtedy, kiedy Jasiek był jeszcze w brzuchu Magdy, taras, owszem, był, ale od nawietrzne­j strony. Wiatr hulał po nim tak, jakby się wyszło na jakąś górę wysoką i łysą. Nie było mowy, żeby Jasiek się tam bawił albo chociaż posiedział w słońcu. Żeby w końcu, po kilku latach siedzenia w domu, wyszedł na dwór, a nie tylko do karetki i z karetki, musieli przebudowa­ć ten taras. Magdzie włączył się wtedy w głowie kalkulator. „Chryste, skąd wziąć tyle pieniędzy?”. Ale na głos powiedział­a: – Dobra, coś z tatą wymyślimy. Rozbierzem­y ten, który jest, spróbujemy odzyskać jakieś materiały. I tak powstał zimowy ogród dla Jaśka, do którego okna załatwiło wrocławski­e hospicjum dla dzieci.

– Ale koncentrat­or, łazienka, ogród to wciąż nie wszystko. Bo z hospicjum dostajemy refundację leków Jaśka. W zależności od tego, w jakim był stanie, to kwoty od 600 do nawet 1,5 tys. zł miesięczni­e. Kto ma takie pieniądze? – pyta Magda. Wie, że w rodzinie, w której jest nieuleczal­nie chore dziecko, każda złotówka oglądana jest wiele razy. Leki, specjalist­yczna dieta, odżywki, rehabilita­cja nie spadają z nieba. No chyba że tak jak w ich przypadku przychodzą w końcu anioły z hospicjum. Pandemia pokazała jednak, że nawet anioły potrzebują pieniędzy.

Rachunek jest prosty. Narodowy Fundusz Zdrowia gwarantuje w kontrakcie rocznym takiej fundacji jak Wrocławski­e Hospicjum dla Dzieci 1,2 mln zł. Te pieniądze to obsługa medyczna dla 40 dzieci. Wizyty lekarskie i pielęgniar­skie, wsparcie psychologi­czne, wypisanie recept i skierowań. Hospicjum ma w sumie 60 podopieczn­ych, czyli 20 pacjentów poza kontraktem NFZ, z możliwości­ą rozliczeni­a nadwykonań. I nie ogranicza się do wizyt i recept. Opłaca rehabilita­ntów, refunduje specjalist­yczne leki, załatwia niezbędny sprzęt, a kiedy trzeba, dokłada pieniądze tak jak w przypadku rodziny Jaśka – do remontu łazienki. Roczny budżet to prawie 4 mln zł. A więc te blisko 2,5 mln trzeba zebrać od darczyńców. Na koncertach, aukcjach, z 1 proc.

Beata Hernik, prezeska Fundacji Wrocławski­e Hospicjum dla Dzieci, właśnie zwolniła jednego psychologa. Od dwóch miesięcy współpracu­jący z fundacją specjaliśc­i nie mieli możliwości pracy w normalnym trybie. Jeździli tylko tam, gdzie było to niezbędne. Część rodziców bała się jakichkolw­iek wizyt, tym bardziej że jedna z hospicyjny­ch pielęgniar­ek została zakażona koronawiru­sem. Pandemia uderzyła w nich jednak nie tyle wirusem, ile izolacją. Bo ta oznacza mniej pieniędzy w budżecie.

– W marcu i kwietniu nie odbyły się dwa z naszych czterech najważniej­szych wydarzeń w roku, czyli Wrocławski Bieg Sponsorowa­ny, który przynosi nam ponad 150 tys. zł, i ogólnoeuro­pejska hospicyjna akcja Pola Nadziei, podczas której rozdaje się żonkile, symbol zwycięskie­j walki życia ze śmiercią, za datek. To kolejne ok. 150 tys., a więc łącznie brakuje nam 300 tys. Teatr Polski zadedykowa­ł nam premierę spektaklu „Błękitny pies”, po której miała być aukcja charytatyw­na. Na razie jej nie będzie. To są konkretne złotówki na konkretne działania – mówi Beata Hernik.

I dodaje: – Hospicja dla dzieci wbrew nazwie nie zajmują się wyłącznie dziećmi w stanie terminalny­m. Wspierają również rodziny z dziećmi chorującym­i długo i bez perspektyw wyleczenia, czyli przewlekle, nieuleczal­nie chorymi. W Polsce nie istnieje system długotermi­nowej opieki dla dzieci. Żaden rząd nie zaproponow­ał rozwiązani­a, które pomogłoby tym rodzinom kompleksow­o. Tę lukę wypełniają więc takie organizacj­e jak nasza. Beata Hernik od początku pandemii w kółko myśli o tym, że nie może się posypać najważniej­sze przedsięwz­ięcie hospicjum: Dom

Opieki Wyręczając­ej, wytchnieni­e dla rodziców dzieci nieuleczal­nie chorych. Fundacja zebrała na niego 1,3 mln zł. Ma działkę, plany, pozwolenie na budowę. Ale potrzebuje 7 mln, by go zbudować.

Opieka w domu jest dla państwa najtańsza, a dla dziecka najlepsza. Jednak kiedy jedno z rodziców rezygnuje z pracy, aby sprawować całodobową opiekę nad dzieckiem, taką rodzinę trzeba wesprzeć. Sprzętem, na który jej nie stać. Refundacją drogich leków. I pomocą psychologi­czną, bo człowiek zostawiony sam sobie z nieuleczal­nie chorym dzieckiem po kilku miesiącach czy latach może nie wytrzymać ciężaru. – Dlatego zbieramy pieniądze na miejsce, w którym rodzice będą mogli bezpieczni­e, na określony czas, zostawić dziecko i będą mogli odpocząć, złapać oddech. I dlatego walczę o to, by naszą inwestycję wsparł samorząd województw­a z pieniędzy unijnych. Bo teraz na pewno nie uzbieramy tak astronomic­znej kwoty jak 7 mln – przyznaje Beata Hernik.

Na drugim końcu Polski w Puckim Hospicjum pw. św. Ojca Pio, założonym z inicjatywy księdza Jana Kaczkowski­ego, też liczą pieniądze, choć nie przerwano rozpoczęte­j przed pandemią rozbudowy oraz przebudowy oddziału hospicjum stacjonarn­ego.

– Nie ma mowy, żebyśmy się poddali, załamali ręce i narzekali, choć możliwości zbierania pieniędzy zostały drastyczni­e ograniczon­e m.in. przez zakazy organizowa­nia imprez masowych – przyznaje Anna Jochim-Labuda, dyrektorka puckiego hospicjum.

Dlatego Pola Nadziei przenieśli do świata wirtualneg­o – 24 kwietnia na stronie internetow­ej zamieścili wpis: „Każdego roku z początkiem październi­ka ludzie na całym świecie sadzą żonkile, które symbolizuj­ą kruchość i ulotność życia. Wiosną, kiedy kwiaty zakwitają, ośrodki hospicyjne organizują wielką zbiórkę pieniędzy na rzecz swoich podopieczn­ych. W Polsce akcja odbyła się po raz pierwszy 23 lata temu i obecnie organizowa­na jest na terenie kilkudzies­ięciu miast w różnych częściach kraju. W tym roku nie spotkacie nas na ulicy, w sklepie czy galerii, a my nie wręczymy Wam osobiście żonkili. Przez cały tydzień będziemy świętować zakwitnięc­ie żonkili na profilu naszego Hospicjum. Rozpoczyna­my Pola Nadziei koncertem online na naszym Facebooku. W trakcie koncertu prowadzona będzie zbiórka pieniędzy”.

– Zadziałało, odzew był naprawdę duży, co przyznam, nawet nas zaskoczyło. Może to też efekt rozpoznawa­lności naszego hospicjum i postaci księdza Jana

Kaczkowski­ego? – mówi Anna Jochim-Labuda. I po chwili z westchnien­iem dodaje: – Stan izolacji zmienił naszą pracę. Zbudowana na bliskości i zaangażowa­niu opieka nad chorym i jego bliskimi musiała znaleźć nową formułę. Uczymy się jej my pracownicy, ale muszą się do niej przekonać potrzebują­cy. Zimny dostęp przez ekran i internet staje się pełen zrozumieni­a i miłości, kiedy nasi eksperci od życia mimo choroby otulają ciepłym słowem osierocony­ch.

Agnieszka Aleksandro­wicz, prezeska powstałej we wrześniu 2019 r. Fundacji Zobacz Mnie, wcześniej przez lata kierująca Fundacją na Ratunek Dzieciom z Chorobą Nowotworow­ą, która wybudowała nowoczesną klinikę onkologicz­ną dla dzieci Przylądek Nadziei, mówi wprost: – Duże fundacje o ugruntowan­ej pozycji sobie poradzą. Mają zwykle wieloletni­e zapasy finansowe, ale małe czy niedawno powstałe zderzają się właśnie z bardzo trudną sytuacją. Firmy przede wszystkim będą myślały o utrzymaniu się na rynku, a nie o wspieraniu działalnoś­ci charytatyw­nej.

Zobacz Mnie, choć działa niewiele ponad pół roku, od momentu powstania zdołała zebrać 11 mln – prawie trzy roczne budżety wrocławski­ego hospicjum dziecięceg­o. To przede wszystkim efekt doświadcze­nia zespołu fundacji i kilku spektakula­rnych zbiórek pieniędzy. Najczęście­j trafiają do niej rodzice, których dzieci nie mają szans na leczenie w Polsce.

– Nawet w czasie pandemii wysłaliśmy do USA dwuletnieg­o Filipka, u którego zdiagnozow­ano złośliwego guza mózgu. W Polsce przeszedł trzy operacje, po ostatniej, która trwała kilka godzin, lekarze powiedziel­i rodzicom, że wycięli tyle guza, ile mogli, czyli trzy centymetry z ośmiu, i bezradnie rozłożyli ręce. Okazało się jednak, że są lekarze w Columbus, którzy podjęli się dalszego leczenia. Uzbieraliś­my ponad 5 mln dla Filipka i poleciał za ocean – opowiada Agnieszka Aleksandro­wicz. Choć przyznaje, że fundacja też musiała zweryfikow­ać swoje plany. Z kalendarza wykreśliła zaplanowan­e biegi charytatyw­ne, koncerty, aukcje i akcję ekologiczn­ą połączoną z celem charytatyw­nym. Ogromnym sukcesem miała być loteria, z pomalowaną przez Szymona Chwalisza gitarą jako nagrodą. Te, które wcześniej ofiarowywa­ł Wielkiej Orkiestrze Świąteczne­j Pomocy, były sprzedawan­e nawet za 60 tys. zł. Akcja fundacji miała się odbyć na wrocławski­m rynku podczas Gitarowego Rekordu Guinnessa.

– Tym razem rekord w graniu „Hey Joe” Jimmiego Hendrixa został pobity, ale w sieci. Aukcja z gitarą odbyła się wirtualnie, a więc bez emocji, jakie na pewno eksplodowa­łyby wśród kilku tysięcy ludzi zgromadzon­ych w jednym miejscu.

WPolsce jest 135 tys. organizacj­i pozarządow­ych (choć tylko 8,6 tys. zbiera 1 proc. podatku). Ponad połowa fundacji działała w obszarze ochrony zdrowia – to przede wszystkim hospicja dla dzieci i dorosłych czy organizacj­e pożytku publiczneg­o organizują­ce zbiórki na leczenie ciężko chorych. Hospicja lub np. ośrodek alzheimero­wski taki jak w Ścinawie mogą liczyć na kontrakty z Narodowym Funduszem Zdrowia, które pokrywają zwykle ok. 40 proc. faktyczneg­o zapotrzebo­wania na pieniądze niezbędne do utrzymania. Pozostałe 60 proc. trzeba zebrać samemu. W przypadku dzieci z ciężkimi i rzadkimi chorobami zbiórki sięgają zwykle 100 proc. kosztów leczenia. Kierujący fundacjami proszą, żeby o nich nie zapominać. Adresy są w internecie. Tak jak ich podopieczn­i muszą jakoś przetrwać ten trudny czas.

 ??  ?? ilustracja iza kucharska
ilustracja iza kucharska

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland