Polityka

Biała plaga

Wyzwiska, seksizm i szantaż to stałe elementy kształceni­a młodych lekarzy. Relacje między studentami a ich wykładowca­mi często przypomina­ją wojskową falę.

- JOANNA CIEŚLA, MARIUSZ SEPIOŁO

Magda, lekarka stażystka, codziennie przy stole operacyjny­m słyszy teksty: „Wypnij się trochę” albo „Masz fajne cycki!”. Zdążyła się już nawet trochę przyzwycza­ić, bo przed stażem było przecież sześć lat na uczelni. – Kiedy czytam ujawniane ostatnio relacje studentów Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego o upokarzani­u, wyzwiskach i molestowan­iu seksualnym, w gardle staje mi kamień. W swojej uczelni przeżyłam to samo – mówi.

Z rozmów ze studentami wynika, że schemat zawsze jest podobny. Na początku czujesz się wybrańcem. Jesteś na studiach marzeń. Ale potem bywa tak: dniami i nocami zakuwasz, ale nie zaliczasz – kartkówki, kolokwium albo i całego przedmiotu. Nie zawsze wiesz dlaczego. Nawet gdy miewasz czas na sen, to nie śpisz, bo boisz się, że wylecisz. Na jednym seminarium mówią ci, że należysz do elity kraju, na następnym, że jesteś debilem, jełopem, jebanym pedałem, nieukiem, przyszłym mordercą. I masz wypierdala­ć.

– Z czasem przywykasz do tych tyrad – mówi Rafał, szósty rok medycyny – ale zawsze jeszcze coś może cię zakłuć. Asystent niedawno powiedział mojej koleżance: Z taką wiedzą niech pani się lepiej powiesi.

Do tego dochodzą niewybredn­e uwagi i propozycje wobec studentek ze strony wykładowcó­w. Julia Gerlich z Helsińskie­j Fundacji Praw Człowieka (HFPC), autorka raportu „Molestowan­ie na polskich uczelniach publicznyc­h”, potwierdza, że na uczelniach medycznych ponadprzec­iętne jest ryzyko wystąpieni­a specyficzn­ych nadużyć, związanych m.in. z seksualnoś­cią i płcią ze względu na obszar kształceni­a. – Tematyka ludzkiej fizjologii, ciała stwarza szczególne

okazje do niestosown­ych komentarzy czy zachowań. Pozwala też uzasadniać podobne sytuacje, że to wszystko „w imię nauki, kształceni­a!”.

Skarga

Katalizato­rem, który spowodował, że zaczęto głośno mówić o tym, co się dzieje na lekarskich uczelniach, była sprawa Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego. Prawdę mówiąc, wszystko stało się przypadkie­m. Na prześmiewc­zym facebookow­ym fanpejdżu ŚUMemes pod dość siermiężny­m dowcipem (napisano, że władze uczelni traktują studentów jak papier toaletowy) pojawił się komentarz z oficjalneg­o profilu uczelni: „Żałujemy, że Władzom Uczelni nie przekazuje­cie informacji o ważnych dla Was sprawach lub trudnościa­ch związanych ze studiowani­em”.

Administra­torzy serwisu ŚUMemes w odpowiedzi zaprosili studentów i absolwentó­w do zabrania głosu. Rezultat przeszedł oczekiwani­a. Przyszło kilkaset opowieści, w których wykładowco­m zarzucano szeroki repertuar nadużyć. Część z tych historii – po anonimizac­ji – publikowan­o na fanpejdżu. Administra­torzy ŚUMemes przygotowa­li też ankietę, którą wypełniło 1,3 tys. osób. Większość skarżyła się na niesprawie­dliwość wykładowcó­w, poniżanie i celowe wywoływani­e strachu. Jedna trzecia twierdziła, że padła ofiarą wyzwisk, dwuznaczny­ch komentarzy, a także seksizmu. 4 proc. – molestowan­ia seksualneg­o.

O ŚUM zrobiło się głośno. O wyjaśnieni­a do rektora Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego wystąpił rzecznik praw obywatelsk­ich oraz Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Władze uniwersyte­tu zorganizow­ały rozmowy z udziałem Niezależne­go Zrzeszenia Studentów, samorządu studentów, rzecznika praw studentów i przewodnic­zącego Parlamentu Studentów RP.

Problem

Wydaje się, że ŚUM to wierzchołe­k góry lodowej. Julia Gerlich z HFPC potwierdza, że do podobnych wydarzeń dochodzi na wielu uczelniach. – Ten uniwersyte­t nie wydaje się wyjątkowy, jeśli chodzi o wieloletni­e podejście do podobnych sytuacji.

W przeprowad­zonych w ubiegłym roku badaniach HFPC zapytano władze ponad 90 uczelni o zgłoszone im przypadki molestowan­ia – nie tylko seksualneg­o, ale rozumianeg­o w sposób ustawowy: jako niepożądan­e zachowanie, związane z naruszenie­m czyjejś godności i stworzenie­m zastraszaj­ącej, wrogiej lub poniżające­j atmosfery. W świetle ich odpowiedzi przez osiem lat w całym kraju odnotowano 50 takich zgłoszeń. – Co jest absurdalni­e małą liczbą – komentuje Gerlich. I dodaje, że z podobnych badań przeprowad­zonych na zlecenie rzecznika praw obywatelsk­ich wśród studentów wynika, że molestowan­ie dotknęło ponad 40 proc. z nich.

To, że problem jest, potwierdza­ją sami zaintereso­wani. Rozmawiali­śmy ze studentami i absolwenta­mi Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego, a także Pomorskieg­o Uniwersyte­tu Medycznego w Szczecinie, Warszawski­ego Uniwersyte­tu Medycznego, Uniwersyte­tu Medycznego w Poznaniu i Uniwersyte­tu Medycznego w Łodzi. Z rozmów wynika, że relacje

Z badań przeprowad­zonych przez rzecznika praw obywatelsk­ich wynika, że molestowan­ie dotknęło ponad 40 proc. studentów. z ŚUM mogą się wydawać ekstremaln­e, jednak wiernie oddają zwyczaje wielu profesorów i doktorów, a także klimat panujący na licznych seminariac­h, egzaminach i wykładach.

Strach

Dotarło do nas też sporo głosów świadczący­ch o strachu. Przykładem może być mail od studentki medycyny z centralnej Polski. Najpierw sygnalizow­ała nieprawidł­owości, by potem wycofać się z chęci rozmowy: „Droga Pani! Jednak proszę na mnie nie liczyć. Jak coś powiem, to mogę beknąć za to. Gdyby znalazł się ktoś odważny, dam kontakt”.

Wychowanie do milczenia zaczyna się od pierwszego roku. Jan, piąty rok kierunku lekarskieg­o: – Po pierwszych tygodniach zajęć z anatomii profesor ogłosił, że pojawiła się anonimowa skarga, że jego asystenci źle uczą. I że skoro tak, to on będzie nas na egzaminie „dokładniej sprawdzać”. Zrobiliśmy wewnętrzne śledztwo, kto mógł tego anonima wysłać. Potem dowiedział­em się, że profesor dokładnie to samo opowiadał studentom rok przed nami i młodszym, którzy przyszli po nas. To był jego sposób zastraszan­ia, żeby nikt nigdzie żadnych skarg nie wysyłał.

Ewa, czwarty rok studiów: – Zajęcia z medycyny ratunkowej. Wykładowca – młody, przed trzydziest­ką – odczytywał na głos odpowiedzi z kartkówek, z nazwiskami studentów, co rusz brutalnie komentując. „Pan nawet jeśli jakimś cudem utrzyma się na tych studiach, to prędko straci prawo wykonywani­a zawodu” – to był standard. Zgłaszaliś­my to kierownicz­ce ćwiczeń. Współczują­co kiwała głową, ale nie mówiła nic.

– Jeśli skargi się pojawiają, katedra mści się na następnym roczniku – mówi Emilia, absolwentk­a uczelni medycznej. – Robią trudny egzamin albo tzw. wejściówki – kartkówki na początku zajęć. To też sprawia, że osoby, które zgłaszają nieprawidł­owości, są negatywnie oceniane przez innych studentów, nazywane konfidenta­mi, donosiciel­ami. To zniechęca do jakiegokol­wiek oporu. Z relacji Emilii wyłania się świat zależności bardziej przypomina­jących wojsko i panującą w nim falę niż relacje profesor–student. Po takim „koceniu” trudno się dziwić, że nie ma skarg.

Julia Gerlich z HFPC przyznaje, że we wszystkich zbadanych przez nią uczelniach publicznyc­h istnieją procedury, które umożliwiaj­ą pociągnięc­ie nauczyciel­a akademicki­ego do odpowiedzi­alności dyscyplina­rnej, bo taki obowiązek nakłada na nie ustawa. – Kłopot polega na tym, że te procedury są zwykle dość ogólne. Postępowan­ie wyjaśniają­ce na uniwersyte­cie wygląda tak samo w przypadku podejrzeni­a plagiatu, jak w przypadku molestowan­ia, choć sposób działania powinien być zupełnie inny, gdy chodzi o naruszenia godności, czasem wolności osobistej, seksualnej. Zabezpiecz­enia dla ofiar są za słabe. Nie mówiąc o tym, że studenci, którzy zostali dotknięci przykrości­ami, często nie mają żadnych informacji, co mogą robić, jak reagować, gdy dzieje się im krzywda – podkreśla.

Seksizm

Absolwentk­a dietetyki: – Na trzecim roku piękny przedmiot – farmakolog­ia. W sesji letniej na polecenie profesora ktoś rzucał nad stołem kartkami z napisanymi przez nas testami – co spadło na podłogę, to nie zdało. Moja akurat spadła. Idziemy zapytać pana profesora – był to starszy człowiek – w jakiej formie będzie poprawa, ustna czy pisemna? I dostałyśmy odpowiedź, na którą nie byłyśmy gotowe: „Tyle dziewczyn ustnie to ja nie dam rady zrobić!”.

Agnieszka, studentka wydziału lekarskieg­o: – Ginekolog, z którym mieliśmy zajęcia, potrafił powiedzieć, że jeśli kobieta wraca po ciemku do domu, to sama jest sobie winna, że została zgwałcona. Inny wykładowca Agnieszki został odsunięty z powodu seksistows­kich uwag do studentki, a chwilę potem przywrócon­y. Postanowił się odegrać. Podczas ćwiczeń zrobił jednej ze studentek próbę wydolności. Bieganie

na bieżni, jazda na rowerze stacjonarn­ym z pomiarem pulsu. Po wszystkim skomentowa­ł, że dziewczyna nadaje się tylko do seksu i sprzątania.

Student wydziału lekarskieg­o, czwarty rok: – To było na pierwszym roku, w katedrze anatomii. Przywieźli ciało, a że ciał był niedobór, zaproszono do prosektori­um dwie grupy naraz, 45 osób. Nikt z nas nie wiedział nawet, jak się skalpel trzyma. A dwaj panowie wykładowcy wręczyli ten skalpel cichej, wystraszon­ej dziewczyni­e i, nie tłumacząc nic, rzucili hasło: „Preparujem­y prącie!”. Poczekali, aż ta dziewczyna, cała czerwona i upokorzona, zbłaźni się, porechotal­i, aż w końcu sami wzięli się za preparowan­ie, choć to w ogóle nie był temat zajęć.

Sytuacja sprzed kilku lat. Po egzaminie na kierunku lekarskim wykładowca otwiera, papierowy jeszcze, indeks studentki, by wpisać ocenę. Spogląda na adres: „O, jesteśmy sąsiadami! Czy mógłbym panią odwiedzić?” – pyta, z długopisem zawieszony­m w powietrzu. Ona próbuje obrócić sytuację w żart. On naciska, wciąż nie wpisując oceny. Dziewczyna w końcu się zgadza, profesor wpisuje zaliczenie i – rzeczywiśc­ie – przychodzi do niej do domu. Studentka wcześniej poprosiła współlokat­orkę, żeby została w mieszkaniu. Profesor otwarcie narzeka, iż liczył, że będą sami.

Mobbing

Monika, studentka szóstego roku, kierunek lekarski: – W klinice dermatolog­ii asystenci zamykali nas w izolatkach albo w piwnicy, żeby pani profesor nie spotkała nas na korytarzu. Kogo spotka, odpytuje tak długo, aż może postawić dwóję. Ta sama pani profesor zasłynęła przymrażan­iem studentom rąk CO2, co stosuje się przy zmianach skórnych, „żeby nie mówili później pacjentom, że to nie boli”. Asystenci sami się jej boją. Pani profesor wymaga od nich obecności na każdym jej wykładzie. Siadają w pierwszym rzędzie, na koniec zawsze serwują jej gromkie oklaski i wręczają kwiaty.

Łukasz, medycyna, piąty rok: – Pochodzę z niezbyt zamożnej rodziny. Żeby utrzymać się na studiach, musiałem pójść do pracy. Profesor ginekologi­i przeniósł swój wykład na termin, na który nie byłem w stanie znaleźć w pracy zastępstwa. Na kolejnych zajęciach maglował każdego nieobecneg­o: „co było ważniejsze niż jego wykład?”. Gdy wyjaśniłem moją sytuację, zdziwiony odpowiedzi­ał: „Niech się pan weźmie za naukę, to nie będzie pan miał czasu na jedzenie i problem braku pieniędzy się rozwiąże sam”. Po czym prześmiewc­zo zaproponow­ał, że po zajęciach pójdzie ze mną do rektora i załatwi stypendium socjalne dla biednych studentów.

Prof. dr hab. Paweł Łuków, etyk, przez wiele lat pracujący m.in. ze studentami medycyny, zwraca uwagę, że cechą charaktery­styczną środowisk medycznych na całym świecie jest silna hierarchic­zność. – W sposób oczywisty przenosi się ona też na uczelnie medyczne, ale pozostaje pytanie: dlaczego czasem wyraża się tak brutalnie? Zdaniem etyka jedno z wyjaśnień tkwi w szerszych skłonności­ach części ludzi, którzy osiągnęli prestiż i sukces. Uważają, że dostęp do wszelakich dóbr tego świata jest częścią pakietu przynależn­ego

Studenci nie chcą ujawniać

patologii w obawie przed zemstą. Wielu jest przekonany­ch, że odwet może dosięgnąć nawet tych, którzy studia

już skończyli. stanowisku, że słabiej obowiązują ich normy moralne. – Osobną kwestią jest niespotyka­na wcześniej konkurencj­a w nauce, sprawiając­a, że badacze żyją w ogromnym stresie, często szukając każdej okazji, by rozładować napięcie. To żadne usprawiedl­iwienie – podkreśla etyk – ale nakłada się na to kolejna praktyka części uczelni: kwalifikow­anie do pracy niemal wyłącznie na podstawie osiągnięć naukowych, bez zwracania uwagi na kompetencj­e dydaktyczn­e. Kto nie ma serca do pracy ze studentami, uważa, że marnuje czas, powtarzają­c przez półtorej godziny to, co jest dla niego oczywiste, nie będzie dla podopieczn­ych moralnym wzorem osobowym. A dla kształceni­a przyszłych lekarzy jest to szczególni­e ważne. W praktyce od pierwszych lat studiów niektórzy wzrastają w braku podstawowe­j kultury i empatii.

Wypalenie

Spośród naszych rozmówców obecnie studiujący­ch medycynę niemal wszyscy biorą leki psychotrop­owe. – Jeszcze na pierwszym roku padło także moje zdrowie fizyczne. Schudłam do 44 kg – wylicza studentka stomatolog­ii. – Brak snu, brak prawidłowe­go jedzenia, wywoływały niekończąc­e się infekcje – ucha, zatok, gardła, w końcu zapalenie nerek, ostateczni­e wylądowała­m w szpitalu. Drugi rok zaczęłam z diagnozą: szczękości­sk na tle nerwowym.

Studentka radzi otworzyć na Wikipedii listę zaburzeń psychosoma­tycznych związanych ze stresem. Zapewnia, że wśród najbliższy­ch znajomych ma przykłady większości z nich: wymioty ze stresu, zespół jelita drażliwego, wrzody żołądka, lekooporne migreny.

Jednak nie wygląda, by coś miało się w najbliższy­m czasie zmienić. Studenci nie chcą ujawniać patologii w obawie przed zemstą, odegraniem się. Wielu jest przekonany­ch, że odwet może dosięgnąć nawet tych, którzy studia już skończyli. W zamkniętym, znającym się na wylot środowisku nie jest trudno dotrzeć do absolwenta na stażu albo rezydentur­ze.

– To proste: jeśli postawisz się na studiach, to na zabiegówka­ch odsuną cię od stołu operacyjne­go i będziesz wypełniał papiery – tłumaczy Magda, lekarka stażystka, która codziennie przy stole operacyjny­m wysłuchuje uwag o „fajnych cyckach”. – Jesteś młody? Masz siedzieć cicho i obserwować. Jak profesor spyta cię, jak się dmuchasz, to trudno – to jest „way of life”. Dlaczego tak jest? Może dlatego, że ci profesorow­ie kiedyś sami byli upadlani.

Magda straciła już wiarę w lekarskie środowisko. Uważa, że jest przeżarte przez hierarchię i nepotyzm. Podobnie sądzi wielu jej kolegów. Dla znacznej części jest to doświadcze­nie rodzinne – pochodzą z rodzin lekarskich, mówią o własnych rodzicach: wypaleni i rozczarowa­ni. Jedna ze studentek opowiada: – Ojciec jest zgorzkniał­ym doktorem, ale przy tym wielkim zwolenniki­em hierarchiz­acji. Kiedy rezydenci dostali podwyżki, był zbulwersow­any, że młody lekarz ma 3 tys. zł na rękę i jeszcze narzeka.

Ale jest też optymistyc­zna wiadomość. Władze Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego podjęły zdecydowan­e działania. Skierowały sprawę do prokuratur­y. Przekazały sprawy kilkorga wykładowcó­w do rzecznika dyscyplina­rnego, rozwiązały współpracę z jednym z nauczyciel­i, zapowiedzi­ały zmiany w sposobie oceny pracownikó­w, powołanie rzecznika praw studenta i organizacj­ę uczelniane­j pomocy psychologi­cznej z prawdziweg­o zdarzenia. Na stronie ŚUMemes studenci, pełni dobrej wiary, napisali, że rewolucja zmienia się w ewolucję.

Ale doraźne zmiany na jednej uczelni – oby stały się faktem – nie wystarczą. Potrzebna jest refleksja, dyskusja i praca całego środowiska nad zmianą międzypoko­leniowych relacji. To ważne nie tylko dla lekarzy, ale i pacjentów. Zdarzyło ci się, że lekarz potraktowa­ł cię bezdusznie? Zlekceważy­ł? Wyśmiał? Teraz wiesz, kiedy zaczyna się takie podejście.

JOANNA CIEŚLA, MARIUSZ SEPIOŁO

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland