Polityka

Wakacje z wrakami

Ruszyliśmy autami na urlopy. Jakimi? Otóż ciągle jeździmy zgniotkami i zlepieńcam­i. Tak policjanci z drogówki nazywają auta poskładane z kilku kupek złomu.

- VIOLETTA KRASNOWSKA

Jest też inna nazwa motoryzacy­jnych składaków – trumny. Jak zauważają funkcjonar­iusze, kierowca najczęście­j dowiaduje się, że jeździł trumną dopiero, gdy dojdzie do wypadku. A te są zazwyczaj spektakula­rne i tragiczne w skutkach. Koniec czerwca, ruchliwa droga krajowa nr 2 prowadząca z Warszawy do Brześcia. Godzina 16.20, Biała Podlaska. Z ustaleń drogówki wynika, że najpierw bus ford transit uderzył w jadące przez nim audi. Ono z kolei wpadło na przeciwleg­ły pas ruchu wprost pod bmw. Potem stało się coś nieoczekiw­anego. Audi rozpadło się na dwie części. Część, z bagażnikie­m i tylnymi kołami, wylądowała w rowie, a przednia, z zakleszczo­nym w nim 60-letnim kierowcą, została na drodze. Kierowca, po wydobyciu przez strażaków z auta, został przewiezio­ny do szpitala z poważnymi obrażeniam­i. Kierowca bmw wyszedł z tego niemal bez szwanku.

Dlaczego? Choć bmw uderzyło w audi centralnie, kabina została nienaruszo­na. Kontrolowa­na strefa zgniotu plus poduszki powietrzne ocaliły człowieka. W audi – rocznik 1992 – poduszki nie zadziałały, bo ich nie było. O kontrolowa­nej strefie zgniotu też trudno mówić, skoro samochód pod wpływem uderzenia się rozpadł.

Pierwsze internetow­e komentarze pod informacją o wypadku były pełne oburzenia: „Kolejny składak”, „Takie stare trupy jak to audi już dawno powinny być na złomie, a nie na polskich drogach”. Potem dyskutanci tłumaczyli sobie przyczyny: „żeby ludzie zarobki mieli jak na zachodzie to myślę że większość by pobiegła do salonu. A tu każdy ledwo łączy koniec z końcem i czego tu wymagać”.

Lewą ćwiartkę kupię

Dyskusję zakończyła uwaga fachowca: „Jeżeli mówisz o aucie z zagranicy, to auto w wieku 8 lat 300 tys. ma na jednej osi, a na drugiej osi drugie tyle. W innym przypadku import jest nieopłacal­ny”. Mowa o przebiegu 600 tys. km. Pod wpisem fachowca jest jeszcze uzupełnien­ie: „Ps. Lewą ćwiartkę do a4 b7 kupię”. W istocie post scriptum mówi całą prawdę

o naszym rynku samochodow­ym AD 2020. Ciągle wiele używanych aut to w istocie ćwiartki lub połówki, które się zlepia, żeby dalej sprzedać.

Podkomisar­z Bogusław Opłotny, kierownik sekcji operacyjno-rozpoznawc­zej Wydziału dw. z Przestępcz­ością Samochodow­ą Komendy Stołecznej Policji, przyznaje, że duża część samochodów na drogach jest nowa, fabryczna.

Dotyczy to głównie dużych aglomeracj­i. Na drugim biegunie są samochody nazywane właśnie składakami, które ciągle dominują na prowincji.

Zresztą składaki – zauważa Opłotny – to błędne określenie. Składaki według dawnej definicji to były auta składane od podstaw z części wyniesiony­ch z fabryki. – A te dzisiejsze są po prostu zlepieńcam­i, które nie powinny jeździć po naszych drogach – mówi. – Często po uderzeniu auto się rozpada. To każe się zastanowić, czy to był jeden samochód? Bo pojazd, który wychodzi z fabryki, raczej nie reaguje w ten sposób.

Goła karoseria

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że właściciel najczęście­j nie ma pojęcia, jaką konstrukcj­ą jeździ. Jak się to może skończyć? Opłotny wspomina tragiczny wypadek: piątka młodych ludzi, zakręt na Wisłostrad­zie, dziś oznaczony jako „czarny punkt”. Uderzenie w drzewo, po którym auto pękło na połowę. Pasażer siedzący z przodu został przecięty na pół pasami bezpieczeń­stwa, którymi był przypięty. Badania wykazały, że samochód był zespawany z dwóch części. W pierwszej były przednie fotele, w drugim kawałku mocowania pasów. Pozostali pasażerowi­e i kierowca też zginęli.

Mimo tego, że na drogach leje się krew, motoryzacy­jne portale internetow­e ciągle pełne są ogłoszeń: „goła karoseria BMW 3E91”,

„mustang ćwiartka”, „karoseria z dokumentam­i do mercedesa AMG”. Często w ofercie jest pakiet: dowód rejestracy­jny, kluczyki i mała blaszka z numerem VIN do wspawania w „nowe” auto.

Mechanizm jest prosty – im samochód jest bardziej uszkodzony, tym tańszy jego zakup. I większy zarobek.

Na przykład popularny dwuletni „japończyk”, jeden z tańszych, osiąga na rynku wtórnym cenę ok. 40 tys. zł. Oszust kupuje wrak takiego samochodu za około 5 tys. zł, do tego ma legalny dowód rejestracy­jny i numer VIN. Na tej bazie może zacząć „odbudowę”. Im taniej to zrobi, tym większa część z 40 tys. trafi do jego kieszeni. – Przyszły właściciel nawet się nie domyśla, że to, co jest jego wymarzonym samochodem, jeszcze niedawno wyglądało jak rozdeptana puszka po piwie – mówią policjanci.

Reanimacji podlegają nie tylko popularne samochody średniej klasy. Kupując wypasione, prestiżowe, drogie auto też nie ma pewności, czy nie przeszło one procesu „odbudowy”. W USA wysokie koszty naprawy aut powypadkow­ych powodują, że jest ona nieopłacal­na. Bywa, dotyczy to USA czy Anglii, że gdy auto osiąga znaczny stopień zniszczeni­a, nie ma prawa być ponownie zarejestro­wane.

W ten sposób w Stanach za 500–1000 dol. można kupić rozbitego mercedesa wysokiej klasy czy toyotę land cruiser. Popularne są sportowe bmw, maserati czy alfy romeo w wersji z 500-konnym silnikiem. Takie auto można puścić za naprawdę duże pieniądze, nawet 200 000 zł.

Historia pod lakierem

Specjaliśc­i z branży motoryzacy­jnej zaznaczają, że bywają mechanicy i blacharze, którzy starają się tak naprawić auto, żeby spełniało podstawowe parametry bezpieczeń­stwa. – Wytną, co trzeba, zaspawają, wymienią uszkodzone elementy, biorąc je najpewniej z kradzionyc­h aut, ale zarobią przez to mniej – mówi Opłotny. Większość jednak chce wyciągnąć jak najwięcej. Jak mówi podkomisar­z, ci pierwsi zadowalają się kwotą 5 tys. zł na średniej klasy aucie. Można powiedzieć, że jest ono w miarę sprawne mechaniczn­ie. Jednak jeśli ktoś wyciąga z egzemplarz­a 20 tys., to znaczy, że prawdopodo­bnie zbudował i sprzedał trumnę.

Pod koniec ubiegłego roku para z Poznania oskarżyła dilera samochodow­ego o to, że sprzedał im takie właśnie auto. Była to skoda octavia z 2014 r. Według sprzedawcy miała tylko wadliwą skrzynię biegów, za co dał upust 10 tys. zł. Już po zakupie i naprawie skrzyni nowy właściciel postanowił sprawdzić, co kupił. Są portale internetow­e, serwisy, które za opłatą odkodowują nr VIN – i tym samym całą historię samochodu.

„Kupiłem historię tego auta, która wykazała, że samochód w 2014 r., czyli 4 miesiące po zjechaniu z taśmy montażowej, miał bardzo poważny wypadek, po którym naprawa auta została wyceniona na kwotę 20 tys. zł. Skasowany był cały tył i lewy bok, o czym nie poinformow­ano nas w komisie” – mówił właściciel dziennikar­zowi „Głosu Wielkopols­ki”.

Oddał auto do zbadania rzeczoznaw­com. Podczas oględzin pojazdu wyszło na jaw, że ćwiartka auta jest wspawana w częściach, klapa bagażnika pochodzi z innego pojazdu, szyba jest z 2013 r. Samochód był lakierowan­y z każdej strony. Z certyfikat­em, który wydał komis dealerski, zgadza się pod względem lakiernicz­ym tylko maska. „Boję się jeździć tym pojazdem. Jeśli dojdzie do poważnego uderzenia w tył auta, to całkiem możliwe, że tylna część się urwie, bo została dospawana” – mówił dziennikar­zom właściciel.

Jak podsumował Piotr Goliwąs z firmy Auto Doradca Autopiotre­x, który dokonał diagnostyk­i skody – prawie każdy samochód ze wspawaną ćwiartką jest poważnym zagrożenie­m i nie nadaje się do użytkowani­a. – Tak naprawdę samochód

w wyniku sił przenoszon­ych podczas jazdy może rozpaść się nawet na prostym odcinku drogi przy niewielkie­j prędkości. Nawet dobrze wykonane wspawanie ćwiartki jest niebezpiec­zne dla użytkownik­a auta. Zazwyczaj jest tak, że z powodu przegrzani­a materiałów w trakcie spawania po jakimś czasie obok nowych spawów pojawiają się pęknięcia – mówi.

Legalny złom

Problemem jest to, że nie ma skuteczneg­o mechanizmu kontroli, jakie samochody i w jakim stanie wjeżdżają do Polski. Nie ma służby, która by badała, co naprawdę znajduje się pod lakierem. Zgniotki, czyli samochody po ciężkich wypadkach, kupuje się na legalnych aukcjach internetow­ych czy przez firmy pośrednicz­ące, których jest mnóstwo. Wwóz można zablokować praktyczni­e tylko wtedy, gdy auto zostanie zakwalifik­owane przez rzeczoznaw­cę jako złom. Bo import takiego złomu samochodow­ego jest nielegalny na mocy porozumień zawartych między krajami UE „o przemieszc­zaniu odpadów”. Tylko że to martwy przepis. Bo wystarczy, że rzeczoznaw­ca napisze, że samochód nadaje się do naprawy. A który się nie nada? Wszystko zależy od ilości szpachli – mówi wprost jeden z blacharzy, który od lat zajmuje się „odbudową” aut.

Nadal wymagane są też oświadczen­ia w dokumentac­h wwozowych, że „samochód przyjechał na kołach”, czyli nadaje się do jazdy. Choć często są to koła lawety, na której przyjechał. Tak było w latach 90. i tak jest teraz. – Zacznijmy od tego, że w Polsce nie rejestruje się samochodów – mówi podkomisar­z Opłotny. I wyjaśnia: – W Polsce rejestruje się dokumenty. Bo urzędnik w wydziale komunikacj­i nie ogląda auta, tylko sprawdza, czy są wymagane dokumenty: czy jest dowód rejestracy­jny, tłumaczeni­e, cło. Przegląd techniczny.

Diagnosta sprawdza, czy światła nie oślepiają, czy nie kapie olej, czy układ hamulcowy działa, czy jest klakson. Ale nie sprawdza oryginalno­ści tabliczek VIN, czy jest od tego samochodu czy innego, czy podłoga jest spawana; nie sprawdza grubości szpachli czy lakieru. Zwykle nie sprawdza, czy to jeden samochód, czy na przykład dwa – zaznaczają policjanci z wydziału do walki z przestępcz­ością samochodow­ą. Pani w okienku w wydziale komunikacj­i może jeszcze wysłać pytanie do Komendy Głównej Policji, czy auto nie jest poszukiwan­e, nie jest skradzione, ale przecież złomu nikt nie kradnie! I auto jest już zalegalizo­wane.

Ślepe kontrole

Według danych z 2019 r. w statystyka­ch policyjnyc­h odnotowano 38 wypadków, gdzie bezpośredn­ią przyczyną była niesprawno­ść techniczna pojazdu (dokładnie tyle samo w 2018 r.). Zginęło w nich 6 osób, a rany odniosło 40. Podczas oględzin aut na miejscu zdarzenia ogółem stwierdzon­o w sumie 90 usterek. Najwięcej dotyczyło złego stanu opon (31 proc.) i oświetleni­a (30 proc.). Policja przy okazji rutynowych kontroli drogowych zabiera rok w rok przeszło 300 tys. dowodów rejestracy­jnych. W ubiegłym roku zatrzymano 387 tys. dowodów, w tym za nieprawidł­owy stan techniczny 24 tys. Ostatnie pół roku to 153 tys. zabranych dowodów, z czego prawie połowa – 89 tys. – za zły stan techniczny.

Trzeba przyznać, że liczby nie są zbyt duże. Problem w tym, że nie są też wiarygodne. Bo policja nie wyłapuje podczas kontroli drogowych niebezpiec­znych zlepieńców. Na oko auto wygląda przecież dobrze. Wejrzenie pod lakier wymaga specjalist­ycznego sprzętu i stacji diagnostyc­znej. A to nie jest zadanie policji. Także nie Inspekcji Transportu Drogowego, bo ta co prawda ma za zadanie sprawdzani­e stanu techniczne­go aut na drodze, ale tylko tych powyżej 3,5 tony.

– Trudno też mówić o skali problemu, bo – jak przyznaje w rozmowie z POLITYKĄ komisarz Robert Opas z Biura Ruchu

Drogowego Komendy Głównej Policji – nie ma danych na temat skali i ilości jeżdżących po naszych drogach zgniotków i zlepków. Między innymi dlatego, że policja nie ma materiałów z postępowań sądowych dotyczącyc­h poważnych wypadków ze skutkiem śmiertelny­m czy z poważnie rannymi. A tylko w takich sytuacjach sąd zleca biegłemu rzeczoznaw­cy ustalenie przyczyny wypadku. Wtedy biegły może stwierdzić, czy stan samochodu, jego wcześniejs­ze naprawy miały wpływ na przebieg zdarzenia i jak się to przełożyło na stopień obrażeń ofiar.

Z braku danych przyczyny wypadków śmiertelny­ch policja tłumaczy zwykle prozaiczni­e – nieostrożn­ością kierowcy, nadmierną prędkością. Właśnie nadmierną prędkością policja wytłumaczy­ła wypadek, w którym zginęła rok temu na Śląsku 29-letnia kobieta. Tyle że fiat, którym jechała, rozpadł się jak zabawka po uderzeniu w słup. Czy tylko prędkość mogła spowodować takie zniszczeni­a?

Milion rocznie

Podkomisar­z Bogusław Opłotny radzi, by szukać w internecie po numerze VIN „swojego” samochodu: zdjęć, jak wyglądał wcześniej, gdy był wystawiony do sprzedaży na aukcji za granicą. Bo też bez histerii – nie każda szkoda od razu wyklucza dalsze użytkowani­e auta.

Żeby mieć pewność, że auto nie ma ukrytych wad zagrażając­ych bezpieczeń­stwu, warto pojechać z nim do autoryzowa­nego serwisu danej marki i podpiąć go pod sprzęt diagnostyc­zny, żeby sprawdzić, czy to ten samochód, który wynika z tabliczki VIN; czy miał zmieniane podzespoły itp. Nie zaszkodzi podjechać ze sprzedawcą na najbliższy komisariat policji. Tu już w celu, jak zaznacza podkomisar­z, sprawdzeni­a sprzedawcy. Jeżeli jest wszystko OK, nie będzie się migał. Więksi szczególar­ze radzą drobiazgow­e mierzenie grubości lakieru: sprawdzić, jakie grubości lakieru na elementach poziomych i pionowych deklaruje producent, bo tylko wtedy jest pewność, że samochód ma fabryczny lakier. Warto wyjąć uszczelki z progów, by sprawdzić grubość lakieru na blachach pod nimi. A także grubość lakieru pokrywy silnika itp., itd. Ilość i szczegółow­ość tych rad dowodzi, że sprawa jest poważna. W końcu rocznie do Polski ciągle sprowadza się milion używanych aut z Zachodu. Na pół miliona zarejestro­wanych fabrycznie nowych aut.

Co prawda według danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacy­jnego z powodu zamkniętyc­h granic ściągnięto 25 proc. mniej samochodów niż w ubiegłym roku, ale to wciąż sporo – w pierwszej połowie roku przywiezio­no do nas 380 tys. używanych aut. Co ciekawe, mimo obostrzeń i rynkowej stagnacji wzrosła aż o 8,2 proc. liczba pojazdów importowan­ych z USA i wyniosła ponad 16 tys. aut. Tym samym Stany Zjednoczon­e zajmują już czwarte miejsce pod względem krajów, z których najchętnie­j importujem­y używane auta – za Niemcami, Francją i Belgią.

Teraz, po pandemii, która na dwa miesiące zamknęła granice, rynek sprowadzan­ych aut znowu wystrzelił. Tylko w czerwcu zarejestro­wano prawie 73 tys. używanych aut sprowadzon­ych z Zachodu. Średni wiek sprowadzon­ego pojazdu wynosi obecnie ponad 11 lat. Najczęście­j importowan­e marki to: Volkswagen, Opel, Ford, Audi i Renault. Listę najczęście­j rejestrowa­nych w Polsce aut z importu otwiera audi A4 przed: volkswagen­em golfem i oplem astrą. W pierwszej piątce znajdziemy jeszcze: bmw serii 3 i audi A3.

O zgniotkach i zlepieńcac­h nie ma w tych danych ani słowa. Wszyscy – sprzedawcy czy urzędnicy z wydziałów komunikacj­i – udają, że ich nie ma. Można więc powiedzieć, że plan Morawiecki­ego, który chce ograniczać prędkość poruszania się samochodów do drogach, jest skierowany do tych wszystkich zlepków. Jadąc wolniej, będą mniej narażone na to, że się rozpadną.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland