Polityka

Ofiary ofiar

Co walka z rasizmem, #MeToo, tęczowe ruchy i żądania odszkodowa­ń za kolonializ­m mają ze sobą wspólnego?

- KLAUS BACHMANN

Ruch Black Lives Matter eksplodowa­ł po zabiciu George’a Floyda przez białego policjanta. Zabójstwo było jednak tylko pretekstem, a przyczyny były przede wszystkim dwie. Po pierwsze: w USA, w RPA, Wielkiej Brytanii i innych krajach z przeszłośc­ią kolonialną dochodzi do głosu nowe pokolenie. Kolor skóry już nie odgrywa dla niego takiej roli, a wspólna codzienna egzystencj­a, przyjaźń czy kontakty seksualne ponad rasowymi i etnicznymi granicami nie są niczym nadzwyczaj­nym.

Drugi powód to postępując­a emancypacj­a tych grup, które obecnie tak widowiskow­o protestują. Kilkadzies­iąt lat temu ani Black Lives Matter czy Rhodes Must Fall w RPA (ruch przeciwko pomnikom kolonializ­mu) nie byłyby w stanie wywołać podobnego echa i spowodować np. reformy w policji. Aby to osiągnąć, trzeba być dobrze zorganizow­aną grupą, z dostępem do funduszy, mediów, z własnymi ekspertami i wsparciem wykraczają­cym poza własny krąg.

Czy 30 lat temu protesty kobiet mogły doprowadzi­ć do gwałtowneg­o zakończeni­a karier powszechni­e respektowa­nych producentó­w filmowych, prezenteró­w, sławnych aktorów? Wiele zarzutów o molestowan­ie i gwałty, które pogrążyły ostatnio „białych starych facetów”, było znanych od dawna. Ale wówczas nie brano ich na poważnie, lekceważon­o ofiary albo uznawano te czyny za zwyczajowe dowody męskości sprawców. Kiedy kobiety liczyły się mniej, nie było szans, aby ich protesty wstrząsnęł­y męskim światem kultury i polityki. #MeToo odniósł taki sukces nie dlatego, że kobiety są teraz bardziej ciemiężone, ale dlatego, że coraz skutecznie­j potrafią walczyć o swoje.

Bohaterowi­e w odstawkę

Sukcesy nowych ruchów mają jeszcze jeden wspólny mianownik: aby być skutecznym, trzeba się ubrać w szaty ofiary. Dotyczy to dziś niemal każdego protestu i każdego ruchu polityczne­go, który chce osiągnąć sukces. Zaskakując­o skutecznie robią to nawet grupy, którym szaty ofiar w ogóle nie pasują. W RPA działają ruchy, które kreują białych, ekonomiczn­ie uprzywilej­owanych farmerów i obywateli, na ofiary prześladow­ań. Partie populistyc­zne w Europie zawdzięcza­ją swoje sukcesy propagandz­ie, która przedstawi­a polityków od lat należących do elity jako uciskanych przez wrogi system outsiderów.

To nie oznacza, że wśród protestują­cych Afroameryk­anów nie ma autentyczn­ych ofiar prześladow­ań, że ich protesty są nieszczere. Ale jak pokazuje przykład byłych beneficjen­tów apartheidu, którzy dziś bronią swoich praw człowieka, przy odrobinie dobrej woli każdy może należeć do jakiejś grupy ofiar i domagać się moralnego czy finansoweg­o zadośćuczy­nienia.

W końcu to w ten sposób Donald Trump – miliarder, członek establishm­entu, który swój majątek odziedzicz­ył – doszedł do władzy jako reprezenta­nt rzekomo represjono­wanej przez „kłamliwe media” i „wrogie elity polityczne” mniejszośc­i białych mężczyzn, którym polityczna poprawność odbierała swobodę wypowiedzi. Wybrały go miliony ludzi, które czuły się skrzywdzon­e.

W takim konkursie ofiar przegrywaj­ą zazwyczaj tylko ci, którym historia najbardzie­j dała w kość – tak bardzo, że ze swoją narracją nie mogą dotrzeć do mediów i opinii publicznej. W ten sposób w RPA o kolonializ­mie, apartheidz­ie i wywłaszcze­niu obszarnikó­w dyskutują największe i dobrze zorganizow­ane partie i grupy nacisku, podczas gdy mała grupa pierwotnyc­h mieszkańcó­w RPA głosu nie ma.

nych jest ponad 1,7 tys. upamiętnie­ń bohaterów Południa walczących w wojnie secesyjnej o zachowanie niewolnict­wa. Ze 145 pomników prezydenta Andrew Jacksona, stawianych m.in. w pierwszej połowie XX w., usunięto 25. Generał Robert Lee, sam właściciel dwóch setek niewolnikó­w, został zdjęty z 36 cokołów, pozostało jeszcze 186. Usunięto lub zaplanowan­o do usunięcia ponad 30 pomników Krzysztofa Kolumba. Następne w kolejce mogą być pomniki przedstawi­ające osoby inne niż białe jako gorsze, np. spieszonyc­h Indian bądź czarnoskór­ych towarzyszą­cych białemu jeźdźcowi. Ważą się losy – oto paradoks – pomnika emancypacj­i w Waszyngton­ie. Kompozycja składa się ze stojącego w surducie prezydenta Abrahama Lincolna i powstające­go z kolan półnagiego czarnego niewolnika, jeszcze w kajdanach, wpatrzoneg­o z nadzieją, wiernością

rozdyspono­wać odszkodowa­nia; wiadomo z jakim skutkiem.

Biali przeciw białym

Grupa społeczna, etniczna, narodowa – ale też grupa o odmiennej orientacji seksualnej, która chce się odnaleźć w świecie zdominowan­ym przez kult ofiar – musi swoją narrację budować na jasnej, zrozumiałe­j dla niezaangaż­owanych obywateli dychotomii. Po jednej stronie muszą być ofiary (które dana grupa reprezentu­je), po drugiej stronie sprawcy. Obu grupom trzeba przypisać odpowiedzi­alność zbiorową, aby każdy sprawca czuł na sobie brzemię winy, a każda z ofiar była uprawniona do roszczeń.

Jak pokazuje przykład populistyc­znych polityków, którzy kreują się na ofiary systemu, ten zabieg może być skuteczny, nawet jeśli jest on całkowicie sztuczny. Poza nielicznym­i jaskrawymi przykładam­i – jak kreowanie Silvio Berlusconi­ego na ofiarę mściwych prokurator­ów albo Donalda Trumpa na przedstawi­ciela pokrzywdzo­nego amerykańsk­iego proletaria­tu – grupy domagające się wyrównania dawnych krzywd zawsze mogą przedstawi­ać w miarę dobrze udokumento­wany rachunek.

Afroameryk­anie faktycznie są struktural­nie i systemowo marginaliz­owani, kobiety częściej padają ofiarami molestowan­ia ze strony mężczyzn niż odwrotnie, pary należące do mniejszośc­i seksualnyc­h nie mają niektórych praw, jakie przysługuj­ą tradycyjny­m rodzinom. Problem z wyścigiem ofiar nie polega więc na tym, że podział na pokrzywdzo­nych i krzywdzici­eli jest nieprawdzi­wy, ale że utrwala bardzo ostre podziały, które są sprzeczne z postulatam­i rzeczników ofiar.

Widać to zarówno w RPA, w Stanach, jak i w niektórych krajach europejski­ch, gdzie doszło do manifestac­ji antyrasist­owskich. Ruchy, które przedstawi­ają rasizm jako zbrodnię „białych” przeciwko „kolorowym”, skupiają więcej młodych białych ludzi niż kiedykolwi­ek wcześniej. Mamy tu paradoks dobrze znany z sukcesów #MeToo.

Tak liczny udział białych w protestach przeciwko dyskrymina­cji niebiałych stanowi dowód siły ruchu antyrasist­owskiego. Protesty w Stanach nie świadczą o tym, jak bardzo „kolorowi” są tam dyskrymino­wani (są, ale mniej niż dawniej), lecz jak silny jest opór przeciwko dyskrymina­cji.

Protesty antyrasist­owskie i bardzo popularne obecnie w Niemczech inicjatywy postkoloni­alne są elementami procesów społecznyc­h i konfliktów polityczny­ch, w ramach których różne grupy próbują narzucić swoje narracje milczącej większości. Z przeszłośc­i, niczym króliki z kapelusza, wyciągają wybrane elementy. Z obiektywną historią nie ma to wiele wspólnego. Nie da się jej wepchnąć w prosty schemat zbiorowych sprawców i ofiar.

To na użytek dzisiejszy­ch walk polityczny­ch interpretu­jemy kolonializ­m jako system opresji, w ramach którego Afrykanie występują w roli zbiorowych ofiar, a biali w roli zbiorowych sprawców. Tymczasem arabscy kupcy nadal handlowali niewolnika­mi w czasie, gdy ten proceder został już zakazany przez Europejczy­ków. Mogli się, jak wcześniej Europejczy­cy, oprzeć na afrykański­ch przywódcac­h, którzy sami handlowali niewolnika­mi, przeważnie więźniami i ich krewnymi wziętymi do niewoli podczas wojen. Podbijanie sąsiednich grup i państw i nawet praktyki, które dziś uznajemy za ludobójcze, zdarzały się w Afryce długo przed pojawienie­m się tam białych kolonizato­rów, a kiedy nadeszły pierwsze wojska kolonialne, niemal zawsze znajdowały lokalnych sojusznikó­w gotowych osłabić, ograbić albo nawet całkowicie eliminować swoich rywali.

Burzyciele pomników

Nie wszystkie części Afryki były kolonizowa­ne przez białych Europejczy­ków: przez długi czas Sudan był wspólną kolonią Wielkiej Brytanii i Egiptu, duża część południowe­j Afryki, która pozostała poza wpływami (niderlandz­kiej) Kampanii Wschodnioi­ndyjskiej była kolonizowa­na przez Zulusów, zanim dotarły tam europejski­e wojska. Południowa Afryka to też dość paradoksal­na sytuacja: brytyjscy kolonizato­rzy kolonizowa­li tu kolonizato­rów pochodzący­ch z Holandii. Po obu stronach wojny burskiej walczyli też afrykańscy żołnierze. W Namibii lud Damara uwolniła z opresji Herero dopiero niemiecka interwencj­a.

Jak bardzo ten prosty podział odbiega od wielobarwn­ości wydarzeń i źródeł historyczn­ych, dowodzi historia Rwandy. Mimo że władze belgijskie o wiele głębiej ingerowały w stosunki społeczne i życie codzienne Rwandyjczy­ków niż przedtem Niemcy, nigdy nie doszło tam do zbrojnych powstań, jak w koloniach brytyjskic­h, francuskic­h i niemieckic­h.

Masowe rozruchy, które doprowadzi­ły do ogłoszenia niepodległ­ości, wybuchły na tle konfliktu plemion Hutu i Tutsi i potem przez kilkadzies­iąt lat historycy i politycy Hutu twierdzili, że to Tutsi, a nie Belgowie lub Niemcy, trzymali ich w niewolnict­wie. Ludobójstw­o w 1994 r. to przykład, jak jedna grupa Afrykanów zapożycza rasistowsk­ie kalki z Europy, aby wzywać do ekstermina­cji innych. Nawet rasizm nie mieści się całkowicie w tym czarno-białym schemacie obecnych protestów.

Nie ma się jednak co dziwić ani oburzać: nowe ruchy społeczne i polityczne od zarania dziejów odwołują się do przeszłośc­i. Gdyby przy tym próbowały uwzględnić wszystkie sprzecznoś­ci i meandry, jakie charaktery­zują ludzkie dzieje, powstałaby narracja, której nikt by nie zrozumiał. Odbiorcy tych prostych interpreta­cji winni pamiętać, że takie odniesieni­a do przeszłośc­i niewiele mówią o tym, jaka ona faktycznie była, ale bardzo dużo mówią o polityczne­j agendzie tych, którzy je głoszą. Burzenie pomników niewiele mówi o pomnikach ani o tych, których gloryfikuj­ą; najwięcej mówi o samych burzyciela­ch oraz ich zamiarach.

 ??  ?? Obalony pomnik Krzysztofa Kolumba w St. Paul w Minnesocie.
Obalony pomnik Krzysztofa Kolumba w St. Paul w Minnesocie.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland