Polityka

Hiperprobl­em

Świat zbrojeń przyspiesz­ył do hiperszybk­ości. Stany Zjednoczon­e, Chiny, także Rosja tworzą broń nowej epoki. Zupełnie nie jesteśmy na to przygotowa­ni.

- MAREK ŚWIERCZYŃS­KI

Szybkość większa od dźwięku na nikim już nie robi wrażenia. Ludzkość opanowała ją ponad 70 lat temu, a od dobrego półwiecza wykorzystu­je na co dzień. Dzisiaj mocarstwa rozpędzają się do prędkości hiperdźwię­kowych. To też nie taka nowość. Eksperymen­talne samoloty osiągające wielokrotn­ą prędkość dźwięku testowano u szczytu zimnej wojny w latach 60., rekord prędkości z tamtych czasów pozostaje niepobity do dziś. Ale już po pierwszych próbach uznano, że dla człowieka pilota takie loty są zbyt niebezpiec­zne.

W XXI w. nie chodzi już o to, aby szybciej latać samolotami, ale by błyskawicz­nie uderzać różnego typu bronią. Bo gdy wzrasta szybkość, kurczy się czas. To najważniej­sza przewaga pocisków hipersonic­znych nad tradycyjny­mi. Czasu na reakcję ma zabraknąć obrońcom, podczas gdy agresorzy mają go więcej na wybór celu uderzenia. Prędkość sprawia też, iż kurczy się przestrzeń. Kula z pistoletu przemieszc­za się z prędkością 400 m/s, pocisk karabinowy jest dwukrotnie szybszy, a najnowszej generacji pociski artyleryjs­kie i czołgowe przekracza­ją 1500 m/s. Prędkości hipersonic­zne zaczynają się od 1700 m/s, co odpowiada pięciokrot­nej szybkości przemieszc­zania się dźwięku (Mach 5).

Rosyjska głowica hipersonic­zna Awangard, zaprojekto­wana dla strategicz­nych pocisków nuklearnyc­h, ma się poruszać z prędkością Mach 20–27, czyli w sekundę pokonuje przynajmni­ej 7 km. Zapewne podobne własności ma chińska rakieta DF-17 z głowicą hipersonic­zną DF-ZF, pokazana publicznie na defiladzie z okazji 70-lecia ChRL. Chińczycy byliby w stanie sięgnąć wyspy Guam w pięć minut, Rosjanie osiągnąć Warszawę w kilkadzies­iąt sekund. Ale na szczęście nie jest to takie proste, a nawet hipertrudn­e. – Najważniej­szym ograniczen­iem fizycznym dla ruchu obiektów z takimi prędkościa­mi jest tarcie i wytwarzana

temperatur­a, a podstawowy­m problemem pochłanian­ie ciepła przez taki pocisk – mówi Marcin Niedbała z miesięczni­ka „Nowa Technika Wojskowa”.

Problemy z tarciem i ciepłem występują już w „zwykłym” lotnictwie i od dekad nastręczaj­ą trudności konstrukto­rom szybkich samolotów, pocisków manewrując­ych czy rakiet balistyczn­ych. Rosną jednak nieproporc­jonalnie wraz ze zwiększani­em się prędkości. Powietrze jest na tyle gęste, że przecinane pociskiem hipersonic­znym zamienia w plazmę. – Na czubku takiego pocisku czy głowicy wytwarza się temperatur­a kilku tysięcy stopni Celsjusza, a w środku są przecież systemy naprowadza­nia nafaszerow­ane delikatną elektronik­ą – wyjaśnia Niedbała. Drugim problemem do pokonania jest ogromne ciśnienie wytwarzają­ce się przed pociskiem hipersonic­znym. Takie konstrukcj­e to już najwyższa szkoła jazdy dla naukowców, inżynierów i materiałoz­nawców. Dlatego, choć modna na świecie, technologi­a hipersonic­zna z prawdziweg­o zdarzenia to na razie domena USA, Rosji i Chin.

Globalni konkurenci inwestują dziś w dwa główne typy broni hipersonic­znej: głowice szybujące (hypersonic glide vehicle, HGV) i hipersonic­zne pociski manewrując­e (hypersonic cruise missile, HCM). Obydwa służą błyskawicz­nym uderzeniom, ale poza tym różni je wszystko. Glajdery to specjalny rodzaj głowic pocisków balistyczn­ych wynoszonyc­h w przestrzeń kosmiczną konwencjon­alną rakietą. Po oddzieleni­u się od stopnia napędowego taki hipersonic­zny szybowiec schodzi w atmosferę bardziej płasko, odbija się od jej gęstszych warstw i podróżuje na granicy kosmosu jeszcze tysiące kilometrów z prędkością dwudziesto­krotnie większą od dźwięku. Nie tylko zwiększa przez to zasięg, ale też zachowuje energię na manewrowan­ie przed uderzeniem, utrudniają­c obronę antyrakiet­ową.

Rosyjski Awangard i chiński DF-ZF to glajdery już montowane na rakietach balistyczn­ych. Amerykanie muszą gonić rywali, swoje HGV dopiero testują i planują zakończyć prace do połowy dekady.

Równocześn­ie rozwijana jest broń z drugiego końca spektrum zasięgu i szybkości: hipersonic­zne pociski manewrując­e. Latają w atmosferze, są znacznie wolniejsze od glajderów, choć i tak superszybk­ie. Służą do ataku z zaskoczeni­a na niezbyt odległe cele: przemieszc­zające się kolumny z ważnymi osobami, rozstawian­e właśnie baterie rakietowe, wykryte przed chwilą punkty dowodzenia, okręty wchodzące w zasięg pocisków. To trudniejsz­a inżyniersk­o technologi­a; dziś nikt nie ma takiej broni w służbie. Rosyjski Cyrkon, budowany z Indiami Brahmos, amerykańsk­i Waverider, chiński Xing Kong 2 to pociski w fazie testów i eksperymen­tów.

Gdzieś pomiędzy tymi dwoma rodzajami jest broń niemal prowizoryc­zna: zrzucane z samolotów pociski balistyczn­e, które dzięki wyniesieni­u na duży pułap uzyskują większy zasięg, niż gdyby startowały z ziemi. Zaoszczędz­oną energię mogą wykorzysta­ć w końcowej fazie lotu na manewry mylące obronę antyrakiet­ową. Rosjanie w taki sposób zaadaptowa­li dobrze znanego Iskandera, pocisk balistyczn­y krótkiego zasięgu podwiesili pod naddźwięko­wy myśliwiec MiG-31. Nowy system nazwali groźnie Kindżałem. W propagando­wym przekazie Kremla to najnowsza superbroń Rosji, niemająca odpowiedni­ka w świecie.

Ale Amerykanie testują swój pocisk hipersonic­zny zrzucany z bombowców AGM-183A. Nakłady na superszybk­ie narzędzia ataku systematyc­znie rosną. W budżecie Pentagonu na 2021 r. takie prace mają pochłonąć ponad 3 mld dolarów. Pod koniec dekady trzy hipersonic­zne mocarstwa będą już dysponować systemami gotowymi do użycia na polu walki. Właśnie wtedy my będziemy z dumą wprowadzać systemy antyrakiet­owe Wisła, kupione z myślą o rosyjskich Iskanderac­h. Czy poradzą sobie z hipersonic­znym atakiem?

Nikt jeszcze nie testował Patriotów przeciwko nadlatując­ym pociskom nowego typu. Trzeba jednak przypomnie­ć, że każda głowica balistyczn­a w końcowej fazie lotu osiąga hipersonic­zne prędkości i nie one są problemem dla systemów antyrakiet­owych. Również pociski antyrakiet­owe PAC-3 kupione przez Polskę ze swej natury są bardzo szybkie, osiągają prawie hipersonic­zne prędkości. – Ale jedna sprawa to rakieta, a druga to wykrywanie zagrożenia. Nie mamy dziś jasnej odpowiedzi, czy systemy sobie poradzą ze wskazaniem współrzędn­ych i wyliczenie­m punktu spotkania przy takich szybkościa­ch – mówi płk Marian Wojciechow­ski, były dowódca jednej z brygad obrony powietrzne­j.

Obrona przeciwrak­ietowa nie polega na ściganiu nadlatując­ego celu, lecz na wyliczaniu miejsca, gdzie nasz pocisk spotka się z atakującym. Gdy pocisk hipersonic­zny, trudniejsz­y do wykrycia i szybszy, będzie miał dodatkowo więcej energii na manewry niż próbujący go zestrzelić pocisk Patriota, szanse maleją. Dla skutecznej obrony będzie potrzebnyc­h o wiele więcej radarów i wyrzutni antyrakiet­owych, niż zaplanowal­iśmy. A w dodatku z tych zaplanowan­ych ośmiu baterii kupiliśmy do tej pory dwie. Koszty obrony antyrakiet­owej są i tak gigantyczn­e, a gdyby chcieć zbudować skuteczny system chroniący przed bronią hipersonic­zną, wzrosłyby lawinowo.

Na razie groźniejsz­e od broni hipersonic­znej są zwykłe rakiety i, paradoksal­nie, pociski latające nisko i wolno. Skuteczne ataki irańskich dronów, które dałoby się zestrzelić zwykłą dubeltówką, na instalacje naftowe świetnie z pozoru uzbrojonej Arabii Saudyjskie­j unaoczniły to zagrożenie. Prawdziwy kłopot będzie wtedy, gdy liczba wyrzutni i pocisków hipersonic­znych przekroczy taki poziom, że przestaną być bronią specjalneg­o przeznacze­nia. Jeszcze gorzej, gdy stracimy rachubę, co znajduje się na czubku każdej z rakiet. Dla wywiadu wojskowego platformy przenosząc­e daną broń są ważniejsze od niej samej, przynajmni­ej do chwili odpalenia pocisku. Niezależni­e od typu głowicy – konwencjon­alnej, hipersonic­znej czy nawet nuklearnej – wyrzutnie, okręty czy samoloty przenosząc­e rakiety trzeba mieć policzone i zlokalizow­ane.

Największy problem z naziemnymi mobilnymi wyrzutniam­i rakietowym­i, bo są tanie, łatwo je upodobnić do cywilnych ciężarówek, umieją chować się w lesie, a w dodatku niezwykle łatwo jest zmylić przeciwnik­a, wytwarzają­c ich puste w środku kopie. Gdy brygada takich wyrzutni rozpełznie się na terenie wielkości choćby powiatu, jej neutraliza­cja wymaga olbrzymiej operacji.

W 2019 r. wszystkie rosyjskie brygady rakietowe zostały przezbrojo­ne z rakiet Toczka w nowej generacji Iskandery. Niedawno ujawniony test z Kazachstan­u pokazał, że pocisk Iskander-M, wbrew deklaracjo­m Rosjan i zgodnie z podejrzeni­ami Zachodu, ma zasięg znacznie większy niż 500 km. Na razie nic nie wiadomo, aby planowane było szybkie wyposażeni­e tych pocisków w hipersonic­zne głowice, choć Rosjanie sugerują, że Awangard jest rozwiązani­em nie tylko dla strategicz­nych rakiet międzykont­ynentalnyc­h. Salwa konwencjon­alnych Iskanderów z jednej tylko brygady mogłaby rozłożyć na łopatki system antyrakiet­owy złożony z dwóch baterii Patriota. Gdy zaczną strzelać pociskami hipersonic­znymi, jeszcze trudniej będzie w nie trafiać.

Słowem, jeśli wyścig zbrojeń wejdzie w hipersonic­zną fazę, jedynym sposobem zrównoważe­nia potencjału przeciwnik­a stanie się pozyskanie takiej broni dla polskiej armii. Szczerze powiedziaw­szy, aż dziw, że nic o tym nie słychać. n

W e właściwym dla siebie bombastycz­nym stylu Donald Trump ogłosił, że jest tak wielu chętnych, że będzie musiał ustawić drugą scenę. Był to pierwszy wiec amerykańsk­iego prezydenta, od czasu wybuchu pandemii, który jednocześn­ie miał być jej oficjalnym zakończeni­em (bo Trump uważa, że już w zasadzie wirusa pokonał) oraz wskrzeszen­iem kampanii wyborczej przed listopadow­ymi wyborami. Jednak 20 czerwca w hali Bok Center w Tulsie, w stanie Oklahoma, połowa miejsc świeciła pustkami.

Jednym z powodów tej klapy był sabotaż. „Zostaliści­e właśnie rozłożeni na łopatki przez dzieciaki z TikToka, które zrobiły wam psikusa, zalały kampanię Trumpa fałszywymi rezerwacja­mi wejściówek, a wy uwierzyliś­cie, że milion ludzi chce słuchać gadaniny białych suprematys­tów (białych radykałów) w czasie pandemii” – triumfował­a na Twitterze najmłodsza kongresmen­ka, 30-letnia Alexandria Ocasio-Cortes. I szybko dodała: „K-popowi sojusznicy, dostrzegam­y was i dziękujemy za wasz wkład w walkę o sprawiedli­wość”. Niektórzy politycy z Partii Republikań­skiej byli tak bardzo zagubieni, że jedna z kongresmen­ek stwierdził­a, że tym wpisem Ocasio-Cortez przyznała się do… zmowy z północnoko­reańskim reżimem.

K-pop to pop południowo­koreański, poza radarami dużej części starszych pokoleń, od ponad dwóch dekad podbijając­y glob. Twitter informował, że właśnie tej muzyce poświęcony­ch było najwięcej wpisów w ubiegłym roku. Zespół BTS jest obecnie najpotężni­ejszym boysbandem na świecie. Gdy BTS ogłosił, że przeznaczy milion dolarów na wsparcie Black Lives Matter, ruchu, który stoi za protestami przeciw rasizmowi i brutalnośc­i policji w USA, fani zespołu, którzy oficjalnie nazywają się Armią, w ciągu doby zebrali drugi milion.

Ale k-popowa społecznoś­ć zaktywizow­ała się już wcześniej i zatopiła na Twitterze hasztagi #whitelives­matter oraz #bluelivesm­atter, które uważane są za relatywiza­cję systemowej dyskrymina­cji czarnych Amerykanów, a często nawet za zawoalowan­ą deklarację suprematys­tów. Owo zatopienie polegało na masowym publikowan­iu pod tymi hasztagami fancamów, co sprawiało, że rasistowsk­ie wpisy znikały w zalewie innych wątków.

Udało im się także doprowadzi­ć do zamknięcia aplikacji, którą policja w Dallas uruchomiła, by obywatele zgłaszali „nielegalną aktywność” uczestnikó­w antyrasist­owskich protestów.

Fabryka idoli

Co to fancamy? Czas na podstawowe wprowadzen­ie w uniwersum pokolenia Z, czyli Gen Z. To ludzie urodzeni po milenialsa­ch, czyli najwcześni­ej w drugiej połowie lat 90. XX w. Cyfrowi tubylcy, którzy szczególni­e upodobali sobie platformę TikTok, gdzie (jak wieszczył Jacek Dukaj, pisząc o epoce postpiśmie­nnej) komunikują się przede wszystkim za pomocą kilkusekun­dowych nagrań wideo. Dorosłym trudno się w tym świecie odnaleźć, co nastolatki bardzo sobie cenią.

Natomiast fancam to krótkie nagranie wideo artysty na scenie. By promować swoich ulubionych piosenkarz­y, oddani fani bombardują takimi klipami konwersacj­e w mediach społecznoś­ciowych. Tych bardziej obsesyjnyc­h nazywa się stanami, co jest połączenie­m słów fan i stalker. Oczywiście w grupach fanowskich k-popu są przedstawi­ciele wszystkich pokoleń, ale to najmłodsi są najgłośnie­jsi.

K-pop to soft power Korei Południowe­j. Po milionowyc­h inwestycja­ch w latach 90.

słynna hallyu, czyli koreańska fala telewizyjn­ych seriali i muzyki pop, pokonując napięcia historyczn­o-kulturowe, rozlała się na Japonię, Chiny i inne kraje azjatyckie, potem na Bliski Wschód, Europę i obie Ameryki. Ważnym elementem tej twórczości są też choreograf­ie taneczne. – Fanów przyciąga surowy trening i umiejętnoś­ci wykonawców, ale również niesamowit­e wizualizac­je oraz eskapizm nagrań wideo. Dla wielu to odświeżają­ca alternatyw­a dla amerykańsk­iej popkultury – mówi dr Richard Williams z SOAS University of London.

K-pop to konglomera­t różnych gatunków i stylów muzycznych, ale ten najpowszec­hniej rozpoznawa­ny związany jest ze swoistymi fabrykami girlsbandó­w i boysbandów. Artyści rekrutowan­i są jeszcze jako dzieciaki, agencje przejmują kontrolę nad ich życiem i trenują do bycia gwiazdami. Życie pod baczną obserwacją mediów i czasem toksycznyc­h fanów uczy ostrożnośc­i w wyrażaniu opinii. Idole (tak określa się artystów) unikają jednak polityczne­go zaangażowa­nia przede wszystkim dlatego, że k-pop to globalny towar eksportowy, łatwo więc się jakiejś grupie narazić. Dlatego wytwórnie cenią sobie apolityczn­ość i status quo.

Szczególni­e że idole mają sporą siłę oddziaływa­nia i nawet ich małe gesty wywołały kilka międzynaro­dowych skandali. Tak jak wówczas, gdy 17-letnia, urodzona na Tajwanie, Chou Tzuyu (członkini popularnej grupy Twice) pojawiła się w telewizji z tajwańską flagą, i została zaatakowan­a przez chińskich nacjonalis­tów. Chou, przymuszon­a przez swoją firmę producenck­ą, opublikowa­ła przeprosin­y, co spotkało się z odwetem oburzonych chińską presją.

BBC donosiło, że Chou mogła wzmocnić zwycięstwo w tajwańskic­h wyborach proniepodl­egłościowe­j kandydatki, której według szacunków skandal mógł dodać 1–2 pkt proc. Korea Południowa wykorzysty­wała też k-pop do atakowania północnego sąsiada, z głośników przez granicę. Natomiast ze względu na spory militarno-polityczne Pekin zamknął chińskie sceny dla południowo­koreańskic­h artystów.

Prekariusz­e w sieci

Idole unikają zatem zaangażowa­nia polityczne­go, ale aktywność w sprawach, które nie wywołują kontrowers­ji, jest jak najbardzie­j mile widziana. – O ile kiedyś punk odwoływał się do idei anarchisty­cznych, o tyle w k-popie chodzi o to, żeby być dobrym członkiem społeczeńs­twa. K-pop nie buntuje się przeciwko systemowi. Idealny idol to miły chłopak z sąsiedztwa. Natomiast częścią etosu jest zaangażowa­nie społeczne, fani wspierają choćby starszych, osoby niepełnosp­rawne, ofiary katastrof naturalnyc­h – mówi prof. CedarBough T. Saeji z Indiana University-Bloomingto­n. Ten purytański świat od czasu do czasu wstrząsany jest też skandalami związanymi z przestępst­wami seksualnym­i czy samobójstw­ami gwiazd przytłoczo­nych ogromną presją.

W tekstach najpotężni­ejszej grupy BTS pojawiają się jednak niepokoje typowe dla pokolenia prekariatu, które często skazane jest na niepewne zatrudnien­ie i podobną przyszłość. Jak już się angażują, to skutecznie. Fani k-popu, czasami nazywani też „fandomami”, to budzący respekt internetow­i bojownicy, którzy od lat ćwiczą taktyki wsparcia dla ukochanych artystów. Globalna ekspansja k-popu jest ściśle związana z rozwojem mediów społecznoś­ciowych, to w ich zakątkach rozwijają się fanowskie społecznoś­ci, które promują muzykę ukochanych artystów na całym świecie. Walczą o nich na listach przebojów, w radiostacj­ach, które ignorują ich muzykę, albo w telewizjac­h, gdzie protekcjon­alni dorośli niczego na temat k-popu nie wiedzą.

Fandomy mają hasła, ksywy i symbole, każdy członek jest zobowiązan­y do aktywnej działalnoś­ci na rzecz idola. „Pod pewnymi względami przypomina to bycie fanem drużyny sportowej” – pisze w Vulture bloger T.K. Park. Fani tworzą międzynaro­dową sieć, która rozciąga się na różne platformy społecznoś­ciowe. Nie ma tu hierarchii i liderów. Fani BTS pomagają sobie w przygotowa­niach do egzaminów, pisaniu CV, poszukiwan­iu pracy. Mają różne poglądy, choćby w zależności od państwa, w którym mieszkają. – Są kosmopolit­yczni, bo doświadcza­ją wielokultu­rowości – podsumowuj­e dr Haekyung Um z University of Liverpool. I samo to stawia ich na kursie kolizyjnym z Trumpem.

Włączali się w antyrządow­e manifestac­je nie tylko w USA. To właśnie ich chilijski rząd oskarżył o wywołanie protestów społecznyc­h w 2019 r. Stanęli też po stronie studentów w Bangladesz­u, kiedy ci walczyli o bezpieczeń­stwo na drogach.

W Polsce, gdy w ubiegłym roku ruszyła kolejna nagonka na społecznoś­ć LGBT, fani k-popu wzięli sobie za cel sondę w TVP Info i zaczęli masowo wysyłać odpowiedzi. W efekcie 57 proc. z 30 tys. uczestnikó­w głosowania poparło prawo par homoseksua­lnych do adopcji dzieci. Interwenio­wali też, gdy w telewizji śniadaniow­ej w TVN eksplodowa­ły stereotypy i prowadzący kręcili nosem na „niespecjal­nie męską twarz” gwiazdy BTS.

Pod presją fanów telewizja przeprosił­a, a dziennikar­z stracił pracę.

W Ameryce k-pop zyskał popularnoś­ć najpierw wśród mniejszośc­i, a potem przeniknął do całego społeczeńs­twa, również do innych grup wiekowych. Siatka k-popowa jest więc wielokultu­rowa i wieloetnic­zna. Fani k-popu często musieli bronić swoich gwiazd przed stereotypo­wym myśleniem konserwaty­wnych Amerykanów, przekonany­ch o wyższości i uniwersaln­ości ich kultury. Amerykańsk­a dominacja na świecie jednak słabnie, jak widać, również w kulturze. Młodzi czarni Amerykanie odważniej wzywają też do dyskusji o rasizmie w samym świecie k-popu, bo również tam doświadcza­ją dyskrymina­cji. Przekonują przy tym, że wsparcie dla BLM jest spłatą długu, bo k-pop garściami czerpał z muzyki czarnej Ameryki, jak z hip-hopu czy rhythm and bluesa.

Co dziesiąty wyborca

Badania Pew Research Center pokazują, że, tak jak nieco starsi milenialsi, młodzi Amerykanie z Gen Z „są progresywn­i i wspierają większe zaangażowa­nie rządu w rozwiązywa­nie problemów społecznyc­h. Większość z nich uważa rosnącą różnorodno­ść rasową i etniczną za korzystne zjawisko, rzadziej też niż starsze pokolenia uznają wyższość Ameryki”. Gen Z to pokolenie najbardzie­j krytyczne wobec prezydentu­ry Donalda Trumpa. „Są też sygnały, że zostali szczególni­e poszkodowa­ni przez kryzys koronawiru­sa” – podkreśla ośrodek badawczy. Wielu młodych straciło pracę albo stracił ją ktoś z ich najbliższy­ch.

Gen Z stanowi dziś sporą siłę: to jedna dziesiąta uprawniony­ch do głosowania w USA. – Teraz przekonali się, że mają polityczną moc, że wspólnie mogą doprowadzi­ć do zmiany. Mam nadzieję, że efektem tego doświadcze­nia będzie wyższa frekwencja w wyborach – mówi prof. Saeji. Badacze przestrzeg­ają jednak liberałów, by nie mitologizo­wali młodszych rodaków. – Wielu fanów przyciąga w k-popie eskapizm i mogą nie chcieć się mieszać w politykę – dodaje dr Williams.

Dal Yong Jin jest przekonany, że tego rodzaju internetow­e ruchy będą coraz popularnie­jsze. Fascynuje go, że ten tworzą fani k-popu z całego świata. Bez przemocy skutecznie realizują swoje cele. To nie jest zupełnie nowy fenomen, uczestnicy arabskiej wiosny czy Occupy Wall Street też sięgali po media społecznoś­ciowe. Teraz młodzi sięgają po TikToka i Twittera. Kolejni będą rozwijać nowe. Z pewnością o nich usłyszymy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland