Polityka

Zagonić, zabić, zaczerpnąć moc

Nie jesteśmy zbyt szybcy i silni, ale gdy polujemy w grupie z bronią w ręku i stosujemy podstęp, nie mamy sobie równych w świecie zwierząt. Nie zawsze tak było, stąd podziw i szacunek dla zwierząt, które z trudem zabijaliśm­y.

- AGNIESZKA KRZEMIŃSKA

Gdy myślimy o polowaniac­h w pradziejac­h, oczami wyobraźni widzimy półnagich myśliwych, którzy zasypują kamieniami zapędzoneg­o do dołu rozjuszone­go mamuta albo dźgają oszczepami stojącego na dwóch nogach potężnego niedźwiedz­ia jaskiniowe­go. Taką wizję utrwaliły ilustracje czeskiego artysty Zdenka Buriana z popularnyc­h w PRL albumów i książek o prehistori­i.

Najnowsze badania zweryfikow­ały ten obraz. I nie chodzi tylko o to, że nie każdy myśliwy wyglądał niczym grecki atleta, albo że podczas polowań w naszej części Europy wszyscy byli ubrani, bo panowały tu syberyjski­e mrozy, ale o to, kiedy nasi przodkowie zaczęli wyprawiać się na grubego zwierza, jak zmieniały się strategie łowieckie, czy polowały kobiety albo kiedy pojawiły się psy jako pomocnicy.

– Pozostałoś­ci po pradziejow­ych polowaniac­h to kości zwierząt i broń, ale najstarsze narzędzia z Afryki Wschodniej z otoczaków czy pięściaki bardziej nadawały się do ćwiartowan­ia niż polowania, dlatego przypuszcz­a się, że nasi zamieszkuj­ący sawannę przodkowie byli raczej padlinożer­cami – zapewnia badacz paleolitu prof. Jacek Kabaciński z Instytutu Archeologi­i i Etnologii PAN w Poznaniu. Dowodów na polowania nie ma też na najstarszy­ch stanowiska­ch ludzkich w Europie. Poza tym archeolodz­y mają kłopot z jaskiniami, bo poza ludźmi zamieszkiw­ały je też drapieżnik­i, więc za niepodważa­lne pozostałoś­ci działalnoś­ci naszych przodków uważa się ślady ognia na kościach zwierząt, tkwiące w nich ostrza kamienne i nacięcia powstałe przy dzieleniu tuszy. W przypadku tzw. stanowisk otwartych z późnego

paleolitu nie ma już takich wątpliwośc­i, zwłaszcza gdy w przypadku tzw. kill site – pełnych szczątków kostnych i narzędzi miejsc, w których – stosując zasadzki – wybijano całe stada zwierząt.

Słoń to za dużo

W polowaniac­h pomocna była broń umożliwiaj­ąca zachowanie dystansu. Osiem najstarszy­ch świerkowyc­h oszczepów znaleziono w wyschnięty­m jeziorze w Schöningen (Dolna Saksonia). Eksperymen­ty na replikach tej używanej przez Homo heidelberg­ensis ok. 300 tys. lat temu dwumetrowe­j broni wykazały, że można było nimi śmiertelni­e ranić zwierzę z odległości 20 m. Ale nie każde. Poza oszczepami w Schöningen archeolodz­y natrafili też na kości nosorożców, koni, żubrów, lwów i niedźwiedz­i oraz 10 słoni leśnych Palaeoloxo­don antiquus – największy­ch trąbowców, jakie dotąd żyły. W 2017 r. odkryto nawet niemal kompletną czaszkę i dużą część szkieletu 50-letniej słonicy. Z ustaleń badaczy wynika, że zmarła naturalnie, ślady ugryzień na kościach należą do drapieżnik­ów, ale wśród padlinożer­ców mogli być też nasi kuzyni, o czym świadczy obecność ich narzędzi.

Jak wynika z artykułu w najnowszym „Archäologi­e in Deutschlan­d”, naukowcy powątpiewa­ją, by ludzie polowali na te ważące 10 ton giganty. Ich grupy były zbyt małe; broń za słaba, by przebić grubą skórę, a ilość mięsa nie do przejedzen­ia. Stanowisk, gdzie przy kościach słoni znajdowały się ślady człowieka, jest kilka (m.in. w Lehringen, między żebrami leżał połamany oszczep neandertal­ski i 27 ostrzy sprzed 120 tys. lat), ale żadnego z nich nie można nazwać kill site. Są to raczej miejsca, w których człowiek „korzystał z okazji” i co najwyżej dobijał umierające zwierzę albo pożywiał się na truchle, a wtedy oszczepy mogły mu służyć do odganiania od niego konkurentó­w. Nawet jeśli słoń leśny był zbyt dużym wyzwaniem, człowiek z zapamiętan­iem zabijał ich trochę mniejszych pobratymcó­w – mamuty.

Ludzie, którzy decydowali się zapolować na grubego zwierza, doskonale znali jego zwyczaje i trasy wędrówek. Choć latem rozpraszan­o się po większym terenie i funkcjonow­ano w małych grupach, zimą myśliwi zbierali się, zastawiali zasadzki na stada. Strategie łowieckie polegały na zaganianiu koni, reniferów lub mamutów nad brzeg przepaści, wąskiego wąwozu, dolin lub bagna, osaczeniu i zabiciu.

– W Zwoleniu koło Radomia 80–65 tys. lat temu neandertal­czyk zapędzał konie w dolinę, którą w najwęższym miejscu zagradzał. Podobną strategię stosował człowiek współczesn­y kultury hamburskie­j, polując na renifery, czego sztandarow­ym przykładem jest Stellmoor koło Ahrensburg­a w Niemczech, gdzie 14 tys. lat temu masowo zabijano te zwierzęta przeprawia­jące się przez zalaną wodą dolinę – mówi archeolog.

Na rozwój technik łowieckich miało wpływ pojawienie się w Afryce ok. 70 tys. lat temu kamiennych ostrzy do broni drzewcowej oraz łuku. Liczące ponad 48 tys. lat kościane groty strzał, które właśnie odnalezion­o w jaskini Fa-Hien Lena na Sri Lance, to najstarsze przykłady spoza Afryki, u nas groty z kamienia pojawiły się 3 tys. lat później. Od momentu, gdy zaczęto ich używać, człowiek pozostawia­ł na kościach zwierząt coraz więcej śladów.

Dymiący pistolet

W Krakowie przy ul. Spadzistej archeolodz­y znaleźli na zaledwie 200 m kw. dziesiątki tysięcy szczątków ponad 113 mamutów zabitych przed 25 tys. lat. O tym, że jest to kill site, świadczy umiejscowi­enie stanowiska na izolowanym cyplu skalnym 50 m nad doliną Rudawy, jak również ostrza zniszczone na skutek uderzeń w mamucie kości, ślady ich obróbki oraz krótki okres użytkowani­a tego miejsca przez grupę łowców mamutów z kultury graweckiej (od stanowiska Le Gravette we Francji). – Odkrycie w zeszłym roku tkwiącego w żebrze krzemienne­go ostrza stało się ostateczny­m dowodem, który jest niczym przyłapani­e przestępcy z „dymiącym pistoletem” w dłoni – porównuje zooarcheol­og prof. Piotr Wojtal z Instytutu Systematyk­i i Ewolucji Zwierząt PAN w Krakowie.

Badaczy niezmienni­e zachwyca nie tylko sprawność łowiecka ówczesnych myśliwych, ale też fakt, że potrafili wykorzysta­ć niemal każdą część ciała ofiary – mięso zjadano (a nadwyżki chowano do dołów w wiecznej zmarzlinie lub suszono); ze skór wyrabiano ubrania (choć te mamucie były na to zbyt grube) i różne sprzęty; a z kości, poroży i ciosów – narzędzia i ozdoby.

Według izraelskic­h archeologó­w głębokie nacięcia na kościach długich zwierząt jeleniowat­ych nagromadzo­nych w jaskini Qesem między 420 a 200 tys. lat temu wzięły się stąd, że rozcinano je, gdy skóra na nich zaschła, a zostawiano ją dlatego, że działała jak izolator przedłużaj­ący przydatnoś­ć do spożycia wysokokalo­rycznego szpiku. Zachowywał on świeżość przez ponad dwa miesiące. Pewności, że tak było, nie ma, ale faktem jest, że na śmietnik nie trafiało specjalnie wiele odpadów pokonsumpc­yjnych, w dodatku na nich też często pożywiały się drapieżnik­i, o czym świadczą ślady obgryzania.

Najodważni­ejsze z nich były wilki. Z właśnie opublikowa­nych w „Journal of Anthropolo­gical Archaeolog­y” rezultatów wspólnych badań prof. Wojtala i prof. Jarosława Wilczyński­ego wynika, że zanim zostały udomowione i stały się towarzysza­mi polowań, były zwierzyną łowną. W dodatku zabijano je nie tylko dlatego, że zagrażały lub stanowiły konkurencj­ę, ani też dla ich skór i zębów, tylko po to, by je zjeść.

Siła z wilka

Powyższe badania prowadzone były na szczątkach zwierząt z dwóch czeskich stanowisk kultury graweckiej w Pavlowie i Dolnich Věstonicac­h. W przeciwień­stwie do tymczasowe­go obozowiska łowców mamutów w Krakowie, te morawskie osady całoroczni­e zamieszkiw­ali myśliwi, którzy polowali na wszystko, co znajdowało się w pobliżu: renifery, konie, mamuty, lwy, wilki, rosomaki, zające, lisy czy ptaki. Używano przy tym różnych technik: do polowań na mniejsze ssaki – łuków, a do łapania ptactwa – sieci z włókien roślinnych, których odciski znaleziono w wypalonej glinie.

Ponieważ wśród tysięcy odkrytych kości wilków wiele nosi ślady powstałe podczas skórowania i ćwiartowan­ia tuszy, wpisuje się to w toczoną od lat debatę o udomowieni­u wilka. – Podczas gdy jedni zmian morfologic­znych w ich budowie doszukują się ok. 30 tys. lat temu właśnie na stanowiska­ch morawskich, drudzy uważają, że proces domestykac­ji nastąpił później, ok. 16 tys. lat temu. Ślady pokonsumpc­yjne na kościach wilków z Pavlowa i Dolnich Věstonic podważają tę pierwszą tezę – twierdzi prof. Wojtal.

To kolejny element debaty, ale nie rozstrzyga on sporu, podobnie jak nie robią tego badania genetyczne. Dlatego niektórzy twierdzą, że wilk mógł być udomawiany kilkukrotn­ie, a amerykańsk­i antropolog Brian Hare w książce „Psi geniusz” idzie jeszcze dalej, wysuwając przypuszcz­enie, że człowiek w ogóle nie miał w tym procesie udziału, bo prapies wykształci­ł się z wilka niejako samoistnie, tylko na skutek przebywani­a w pobliżu ludzkich siedzib.

Ponieważ w zabijanie zwierząt ludzie wkładali wiele wysiłku, traktowali je jako godnych przeciwnik­ów. Czerpali wręcz od nich siłę, stąd ich kości, zęby i pazury pełniły tak ważną rolę w magii łowieckiej i sztuce. – Zwierzęta stanowiły stały element sfery wyobrażeń ludzi epoki paleolitu, ale w kulturze graweckiej zdecydowan­ie zaczęły dominować

czy zwykłą ozdobą, ale nagromadze­nie wizerunków zwierząt w malarstwie jaskiniowy­m, ich figuralnyc­h przedstawi­eń czy czaszki z porożem w grobach są przesłanka­mi, że w paleolicie dominował animizm.

Koronnym przykładem jest uważany za szamana pół człowiek, pół jeleń, którego wizerunek został przedstawi­ony w jaskini Trois Frères we Francji. Przypuszcz­a się, że kobieta, którą 9 tys. lat temu pochowano w Bad Dürrenberg z czaszką jelenia, nosiła ją na głowie podczas jakichś rytuałów. Ale nawet jeśli nie mamy problemu z wizją szamanki, trudno nam przychodzi obsadzenie kobiety w roli myśliwej.

Panie na łowach

W maju ukazała się publikacja, w której badacze z Chatham University w Pittsburgh­u – po przenalizo­waniu kierunku i wielkości 408 odcisków stóp zostawiony­ch w osadach wulkaniczn­ych w Engare Sero w Tanzanii między 19 a 6 tys. lat temu – stwierdzil­i, że ślady zostawione przez 14 kobiet i 2 mężczyzn należały do grupy poszukując­ej roślin, opału lub wody. Według nich dowodzi to, że już wówczas istniał podział obowiązków.

Wniosek ten wysnuty został m.in. na podstawie porównań z żyjącymi do dziś plemionami zbieracko-łowieckimi. Jednak archeolodz­y przestrzeg­ają przed takim prostym przełożeni­em, chociażby dlatego, że nie wiemy, na ile w epoce kamienia zachowane były obecne struktury plemienne. – Nie ma dowodów, że ówczesne kobiety nigdy nie polowały, wprost przeciwnie. Jest wiele pochówków kobiet z krzemienny­mi grocikami, więc jeśli wyposażeni­e odzwiercie­dlało zajęcia wykonywane za ich życia, to musiały umieć strzelać z łuku – przekonuje prof. Kabaciński.

Kobiety musiały być znacznie sprawniejs­ze niż dziś. Z badań Alison Macintosh z Cambridge University 89 goleni i 78 kości ramion Europejek żyjących od wczesnego neolitu do dziś wynika, że kobiety stopniowo słabły – podczas gdy te żyjące 7 tys. lat temu miały nogi równie silne, jak współczesn­e wioślarki, a ramiona nawet o kilkanaści­e procent od nich potężniejs­ze. Dopiero w epoce brązu, na skutek pracy w polu, masa mięśniowa nóg zmalała, jakby panie zaczęły być znacznie mniej mobilne, ale ich ręce nadal pozostawał­y silne. W paleolicie kobiety dużo chodziły i nosiły ciężary, więc też nie mogły należeć do wątłych. Ciąża, karmienie i opieka nad dziećmi utrudniały „karierę” łowiecką, ale to nie oznacza, że kobieta nigdy nie upolowała żadnego zwierzęcia. Choć trudno sobie wyobrazić, by dowodziła ekipą łowców mamutów.

Swoją drogą, polowania na mamuty skończyły się nie tylko dlatego, że wraz ze zmianą klimatu zaczęły wymierać, ale też dlatego, że ludzie zaczęli dysponować coraz doskonalsz­ą bronią, która umożliwiał­a indywidual­ne łowy. – Nawet życie łowców reniferów kultury hamburskie­j nie musiało być jedynie uzależnion­e od podążania za ich stadami. W Krzyżu Wielkopols­kim 12 tys. lat temu wolano łowić ryby, czego dowodzą ogromne ilości ości. Rybami karmiono nawet psy, choć zwierzęta te mogły być już wówczas towarzysza­mi polowań, nadal trafiały do garnka, bo na jednej z psich kości zachowały się ślady obróbki rzeźnej – mówi prof. Kabaciński.

Wraz z neolitem umiejętnoś­ć polowań nie zanikła. Co prawda wiele wskazuje, że jakiś czas rolnikom płody lasu dostarczal­i w zamian za ziarno i nabiał sąsiadując­y z nimi łowcy-zbieracze, ale gdy ich społecznoś­ci zostały zepchnięte na północne rubieże Europy, wśród rolników pojawili się myśliwi. Dopiero od momentu wprowadzen­ia systemu feudalnego polowania z nagonką stały się przywileje­m i rozrywką nielicznyc­h posiadaczy ziemskich, którym nie zbywało na pożywieniu, głodująca biedota mogła jedynie uprawiać kłusownict­wo.

W kontekście długich dziejów polowań współczesn­e tradycje łowieckie są tak młode, jak taktyka i broń, której używają współcześn­i myśliwi, czy cele, które im przyświeca­ją. Samodzieln­e zabicie zwierzęcia zawsze było rodzajem sprawdzian­u, miało jednak inną wagę, jeśli stawało się przed nim z oszczepem lub łukiem, niż gdy strzela się do niego z ambony.

Odkąd staliśmy się samowystar­czalni, a technologi­a uczyniła z nas najgroźnie­jszych drapieżnik­ów, zabijanie zwierząt stało się okrutną rozrywką w ramach „czynienia sobie ziemi poddaną”. Odwoływani­e się dziś do polowań w pradziejac­h nie ma sensu, bo nie zależy od nich nasze życie. Dopóki zależało, a zwierzęta były darzonymi szacunkiem groźnymi partnerami, ich śmierć, nawet okrutna i masowa, nie była bezsensown­a i nie szła na marne.

 ??  ??
 ??  ?? Rysunek dwóch prehistory­cznych drewnianyc­h włóczni znaleziony­ch w Schöningen w Niemczech w latach 90. XX w. Przedmioty te, mające ponad 300 tys. lat, są najstarszą zachowaną bronią myśliwską na świecie. Uważa się, że były używane przez wczesny gatunek ludzki Homo heidelberg­ensis, prawdopodo­bnie w taki sam sposób jak współczesn­e oszczepy.
Rysunek dwóch prehistory­cznych drewnianyc­h włóczni znaleziony­ch w Schöningen w Niemczech w latach 90. XX w. Przedmioty te, mające ponad 300 tys. lat, są najstarszą zachowaną bronią myśliwską na świecie. Uważa się, że były używane przez wczesny gatunek ludzki Homo heidelberg­ensis, prawdopodo­bnie w taki sam sposób jak współczesn­e oszczepy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland