Sprzymierzeńcy Germanii
TOMASZ TARGAŃSKI: – Czy pod Grunwaldem wygraliśmy z Niemcami?
MAREK JANICKI: – Nie, a jeżeli, to tylko po części. Wojska biorące udział w bitwie były wieloetniczne. Ale tradycja przedstawiania Grunwaldu jako starcia polsko-niemieckiego zrodziła się już w drugiej połowie XV w. W swojej kronice Jan Długosz, mówiąc o spisywaniu po bitwie wziętych do niewoli jeńców, wymienił kilkanaście ich narodowości, które należały głównie do krajów ówczesnej Rzeszy. Dodał przy tym, że szczególnie wielu rycerzy pochodziło z Czech i Śląska, a wreszcie stwierdził, że wszyscy oni zebrali się „dla zniszczenia narodu i imienia polskiego”. Tę listę narodowości współczesny Długoszowi dziejopis skwitował stwierdzeniem, że „cała Germania” sprzysięgła się w dobie Grunwaldu na zgubę Królestwa Polskiego. Stwierdzenie to stało się niezwykle nośne propagandowo – aż po dziś dzień.
Nie było więc niemieckiego pospolitego ruszenia przeciw Polsce i Litwie? Zdecydowanie nie. Po stronie Zakonu Krzyżackiego walczyło przede wszystkim rycerstwo z Prus (po części etnicznie polskie) obok wojsk zaciężnych, czyli najemników z Czech, Śląska, Łużyc, Pomorza Zachodniego. Pod Grunwaldem byli oczywiście bracia zakonni (zaledwie 250), choć ich sprawność jako wojowników została akurat w bitwie zakwestionowana. Rolę prestiżowych
sprzymierzeńców Zakonu pełnili tzw. rycerze goście, przybyli na wojnę głównie z terenów Rzeszy, ale również z Francji. Dla nich walka z królem Polski miała charakter krucjaty, walki z Saracenami, wrogami chrześcijaństwa. Krzyżacy nigdy zresztą nie narzekali na brak ochotników.
Z czego wynikała ta popularność państwa zakonnego?
Przede wszystkim z jego prestiżowej pozycji w świecie chrześcijańskim jako organizacji zasobnej i wpływowej. Dwie najważniejsze instytucje ówczesnej Europy Zachodniej – papiestwo oraz cesarstwo – patronowały Zakonowi. Z kolei misyjny charakter zbudowanego w Prusach państwa zaspokajał dwie niezwykle ważne z punktu widzenia rycerstwa potrzeby. Pierwszą, ideową, polegającą na wzięciu udziału w krucjacie, a drugą, bardziej wymierną – zyskanie sławy i łupów, w trakcie owych tzw. rejz, odbywanych pod pretekstem nawracania nadbałtyckich pogan.
Jaki był skład wojsk Władysława Jagiełły?
Także bardzo różnorodny. Poza rycerstwem z Korony pod Grunwaldem stanęły chorągwie Litwinów, Rusinów, Tatarów, Mołdawian oraz Wołochów. Wojna z Zakonem miała charakter expeditio generalis, co oznaczało obowiązek stawienia się z bronią wszystkich poddanych króla Polski, którzy posiadali ziemię na prawie rycerskim. Oporni podlegali konfiskacie majątku. Poza tym po stronie polsko-litewskiej biły się również wojska zaciężne, m.in. z Czech, Moraw, Łużyc oraz Śląska, gdzie wysłannicy króla Polski prowadzili szeroko zakrojoną akcję propagandowo-rekrutacyjną.
Podobne działania obliczone na pozyskanie jak największej liczby rycerzy prowadził również wielki mistrz.
Obie strony szukały wojsk zaciężnych na terenie szeroko pojętej Rzeszy. W procesie rekrutacji istotną rolę odgrywała propaganda. Krzyżacy „reklamowali się” jako przedmurze chrześcijaństwa. Walka z królem Polski miała być walką z fałszywym chrześcijaninem i sojusznikiem pogan. W trakcie werbunków na Łużycach wprost nazywano Władysława Jagiełłę poganinem. Nie zawsze jednak tego typu argumenty trafiały na podatny grunt, skoro znamy też i taką reakcję tamtejszego rycerstwa na krzyżacką propagandę: kto by mówił o królu Polski, że jest poganinem, ten z kolei będzie nazywany – jak to określano w staropolszczyźnie – „kurwym synem”. Reakcje bywały więc ostre. Jakie znaczenie w kontekście rekrutacji wojsk odgrywała kwestia lojalności względem panującego czy też, mówiąc wprost: patriotyzmu?
W realiach początku XV w. trudno mówić o patriotyzmie w dzisiejszym rozumieniu. Jednak już wówczas dochodziły do głosu emocje „narodowe”, odwołujące się do poczucia wspólnoty językowej i lojalności wobec suwerena. Weźmy Zawiszę Czarnego, który, mówiąc dzisiejszym językiem, zrobił międzynarodową karierę i jako rycerz osiągnął „zawodowy” sukces na służbie króla Węgier i przyszłego cesarza Zygmunta Luksemburskiego. Na wieść o wojnie króla Polski z Zakonem Zawisza opuścił dwór Zygmunta, by walczyć po stronie swojego „przyrodzonego” pana. Jeśli mówimy o lojalności, to warto wspomnieć o sprawie przejścia chorągwi ziemi chełmińskiej na stronę polsko-litewską podczas bitwy. Z rycerstwa chełmińskiego wywodzili się wszak główni opozycjoniści wobec władzy Zakonu w Prusach.
Rycerstwo ziemi chełmińskiej jako polska piąta kolumna? Czy to była zaplanowana zdrada?
Nie wiadomo. Do opuszczenia chorągwi, zaniechania walki i poddania się oddziału chełmińskiego doszło w chwili, gdy wynik bitwy był już przesądzony, tzn. po śmierci wielkiego mistrza. Nie zmienia to faktu, że rycerzy chełmińskich spotkała później sroga zemsta Zakonu za „zdradę”. W przypadku części z nich władze zakonne zarządziły konfiskatę majątku, a chorąży Mikołaj z Ryńska, mimo gwarancji zawartych m.in. w pokoju toruńskim, został ścięty w Grudziądzu w 1411 r.
A jak wytłumaczyć postawę śląskich Piastów i pomorskich Gryfitów?
Jak wiadomo, pod Grunwaldem niektórzy z nich bili się po stronie Zakonu. Wybrali „opcję niemiecką”? Nie wybrali „opcji niemieckiej”. Jeśli już, to korzystniejszą ich zdaniem drogę. Dla tych, którzy szli na wojnę z własnej woli, a nie pod przymusem, wybór jednej bądź drugiej strony opierał się na kalkulacji zysków i strat. Krzyżakom zależało na rekrutacji śląskich Piastów i pomorskich Gryfitów również dlatego, że udział w wyprawie wojennej władcy terytorialnego, księcia, działał mobilizująco na miejscowe rycerstwo. Jeżeli bowiem książę szedł na wojnę, to w dobrze pojętym własnym interesie było pójście wraz z nim. Piast Konrad Biały, książę oleśnicki, który w bitwie dowodził jedną z liczniejszych chorągwi, na wojnę poszedł najprawdopodobniej dla pieniędzy. Spośród pomorskich Gryfitów ostatecznie tylko książęta szczecińscy udzielili zbrojnej pomocy Zakonowi. Kazimierz V przyprowadził jedną chorągiew i podobnie jak Konrad Biały został wzięty do niewoli. Co ciekawe, najprawdopodobniej to właśnie heroldowie tych książąt – Piastów oraz Gryfitów – podarowali Jagielle słynne nagie miecze, wzywając go do bitwy. Do dziś nie wyjaśniono kwestii śmierci w bitwie ponad 200 z ok. 250 braci zakonnych biorących udział w walce. Wbrew utartym stereotypom średniowieczna bitwa nie zawsze była krwawą jatką. Zabicie zakutego w zbroję rycerza stanowiło nie lada sztukę.
Poza tym wysoko postawieni jeńcy warci byli fortunę. Skąd więc tak wielka liczba zabitych braci? Wspomniałem już, że Grunwald zweryfikował opinię o braciach zakonnych jako kwiecie rycerstwa. Badacze, dysponując niekiedy dość dokładnymi informacjami o elicie Zakonu, zaczęli wysuwać przypuszczenia, że, delikatnie mówiąc, nie byli to panowie u szczytu swoich fizycznych możliwości. Znaczna ich część znajdowała się w sile wieku (sam wielki mistrz, ginąc pod Grunwaldem, liczył 50 wiosen), prowadząc tryb życia bliższy dostojnikom niż czynnym rycerzom. Nie zapominajmy o elemencie zmęczenia. Wojska zakonne przed bitwą stały na słońcu w pełnym rynsztunku od ranka aż do południa. Poza tym z przekazów źródłowych wyłania się obraz niezwykle zaciętego starcia. Strona polsko-litewska, czując, że zwycięstwo jest blisko – a najwięcej braci padło właśnie w końcowej fazie bitwy – mogła, jak to się mówi, ciąć bez pardonu. Krwawe żniwo wśród braci zakonnej było faktem ogólnie znanym, a nawet dawało powód
do dumy. W spisanym po polsku i datowanym na lata 20. XV w. utworze anonimowy autor zachwycał się klęską Zakonu, mówiąc, że Jagiełło i Witold: „Posiekli brodacze, iż leżeli jako kołacze”. Brody nosili właśnie bracia-rycerze, a sam Zakon podtrzymywał mit o totalnej rzezi, uważając np., że buńczuki tatarskie wiszące w katedrze krakowskiej obok chorągwi grunwaldzkich jako triumfalne wota przy grobie św. Stanisława – patrona Królestwa, to... brody braci odcięte po bitwie.
Czy sądzi pan, że mogło dojść do umyślnego zabijania krzyżaków? Można tak przypuszczać, choć dziś nie sposób to stwierdzić. Na pewno dała się we znaki determinacja wojsk polsko-litewskich, ale czy była ona planową zagładą kierownictwa Zakonu? Ze względów PR-owych Jagielle byłoby to z pewnością nie na rękę. Podczas całej kampanii wojennej król raczej starał się nie dawać krzyżakom powodów do oczerniania siebie i prowadzić wojnę zgodnie z rycerskim obyczajem. Kwestia domniemanego „wyrzynania” braci wiąże się też z innym wątkiem, mianowicie sprawą jeńców, których brano również spośród braci. Przy czym np. słynny komtur Tucholi Markward von Salzbach został ścięty na rozkaz księcia Witolda, co nie mieściło się w kanonach kodeksu rycerskiego. Nie można wykluczyć, że przed bitwą starano się nawet wpłynąć na rycerstwo, by w miarę możliwości nie zabijało, lecz brało do niewoli, szczególnie gości Zakonu.
Dlaczego?
Z dwóch powodów. Po pierwsze: liczono na efekt propagandowy. Jagiełło jawił się jako łaskawy i prawdziwie chrześcijański władca, który darowuje pokonanym życie i wolność. Po drugie: chodziło o zysk. Według relacji Długosza zaraz po bitwie jeńcy byli dokładnie przepytywani: kim są, skąd pochodzą, i spisywani. Jeszcze w 1410 r. zwalniano ich do domu pod słowem rycerskim i zobowiązaniem na piśmie do stawiennictwa w określonym terminie w Krakowie celem uiszczenia ustalonej kwoty okupu. Niestety w tym przypadku kalkulacja częściowo zawiodła. Kilka owych „skryptów dłużnych” zachowało się do dziś – możemy więc sądzić, że obiecane pieniądze nigdy do Polski nie trafiły. Od dawien dawna bitwa pod Grunwaldem nierozerwalnie łączona jest z konfliktem polsko-niemieckim. Jesteśmy w stanie nadać jej nowy kontekst? Wciąż nie dość zauważany jest fakt, że „wielka bitwa” wywarła w Europie ogromne wrażenie, co spowodowało spektakularny awans Polski i Litwy na arenie międzynarodowej. Dzięki niemu Władysław Jagiełło nie mógł już być traktowany jako drugorzędny król na kresach świata zachodniego, jak to bywało wcześniej – m.in. dlatego, że był władcą kreowanym, elekcyjnym, a w dodatku neofitą. Pod tym względem Grunwald stanowił więc istotny krok do zajęcia w Europie Środkowej znaczącej, wręcz mocarstwowej pozycji. Przejawem tego międzynarodowego umocnienia Królestwa Polskiego była też rola jego delegacji na soborze w Konstancji (1414–18), przede wszystkim zaś wystąpienie Pawła Włodkowica. Przedstawił swój słynny traktat „O władzy papieża i cesarza nad niewiernymi” stanowiący podwaliny nauki o prawach narodów. Na soborze potępiono oszczerczą satyrę Jana Falkenberga, w której nazywał on Jagiełłę poganinem działającym na szkodę chrześcijaństwa i wzywał wręcz do eksterminacji Polaków. Grunwald był wielkim zwycięstwem militarnym, ale uważa się, że nie udało się wykorzystać go politycznie.
Czy sądzi pan, że można było rozprawić się z Zakonem raz na zawsze?
Jeśli pyta pan o możliwość zlikwidowania wówczas państwa zakonnego w Prusach, to oczywiście nie. Jego pozycja międzynarodowa, oparcie, jakie miało w instytucjach cesarstwa oraz papiestwa, na to nie pozwalały. Nawet zresztą gdyby taki zamiar istniał, musiały go zniweczyć czynniki choćby militarne. Celem tamtej wojny nie było zniszczenie państwa krzyżackiego, lecz wymuszenie na nim pewnych ustępstw, w tym terytorialnych. Nie ma natomiast wątpliwości, że Grunwald stanowił wielki cios w militarną potęgę Zakonu. Potęga ta nie została jednak całkowicie złamana, czego dowodzą kolejne wojny aż po trzynastoletnią.
Dużo ważniejsze okazują się skutki batalii grunwaldzkiej dla ekonomicznych i społecznych dziejów Zakonu i Prus. Ich znaczenie właściwie ocenił Mikołaj Kopernik w swoim traktacie o biciu monety. Stwierdził bowiem, że dzieje Prus dzielą się wyraźnie na okres przed „wielką bitwą” i po niej. Była ona punktem zwrotnym modelu rozwojowego państwa zakonnego, polegającego na zbrojnej ekspansji i osadnictwie. Skończyły się wyprawy do sąsiednich krajów, a wraz z nimi łupy, wojna coraz częściej toczyła się na terytorium samych Prus. Bycie poddanym Zakonu przestawało się po prostu opłacać. Wyzwolone po 1410 r. procesy ekonomiczne i społeczne, dążność poddanych pruskich do zabezpieczenia swoich interesów z czasem doprowadziły ich do buntu.
Grunwald jako bomba z opóźnionym zapłonem?
Tak. Najistotniejsze zmiany zachodziły stopniowo wśród poddanych Zakonu. Stany pruskie, miejscowe rycerstwo oraz mieszczaństwo coraz mniej życzliwie spoglądały na politykę „krzyżewników”, szczególnie jeśli chodzi o zaostrzający się fiskalizm. Bracia desperacko potrzebowali pieniędzy i zaczęli „wyciskać” je z poddanych wszelkimi środkami. Wśród stanów pruskich już przed 1410 r. rodziła się antykrzyżacka opozycja (tzw. Związek Jaszczurczy), a po Grunwaldzie, mimo zakonnych represji, tylko się wzmagała. Co więcej, pruskie rycerstwo oraz mieszczaństwo coraz chętniej spoglądało ku Królestwu Polskiemu, uświadamiając sobie, że ich pomyślność ekonomiczna zależy m.in. od spławu towarów Wisłą. Wszystko to stopniowo podmywało fundamenty władzy Zakonu, spowodowało powstanie Związku Pruskiego, doprowadziło do wybuchu antykrzyżackiego powstania i wojny trzynastoletniej w 1454 r., a w konsekwencji do odzyskania przez Królestwo Polskie Pomorza Gdańskiego, czyli Prus Królewskich.
Jaki z tego morał?
Że nawet najsilniejsze i najlepiej zorganizowane imperia kończą swój żywot, kiedy ludzie przestają w nie wierzyć.