Polityka

PNłioemdzo­ernailanoś­ć

-

Gdy opadnie już kurz kampanii wyborczych, a wróg w postaci ideologii LGBT jako zużyta formuła odejdzie na wysypisko przestarza­łych zagrożeń, które nie rezonują już dobrze w społeczeńs­twie, pojawi się koniecznoś­ć wymyślenia kogoś nowego, kto może zagrażać i scalać lękiem narowiste, rozłażące się po kątach elektoraty. I ja dziś, korzystają­c z gościnnych łamów, chcę założyć się sama ze sobą, że wiem, w którą stronę wskazać może brudny palec obsługując­ego Maszynę Bezpieczeń­stwa Narracyjne­go, poszukując­y nośnej a strasznej opowieści do przekazani­a ludziom. Upieram się bowiem, że nowe fantastycz­ne zło, które w mniemaniu rządzących i ich kolegów zagrozi dobrostano­wi Polek i Polaków, nadejdzie ze strony antynatali­stów. Pomnicie moje słowa.

Człowiek piszący regularnie felietony, by sprostać rytmowi oddawania tekstów redakcjom, musi mieć w sobie, chcąc nie chcąc, coś w rodzaju radaru, na który łapie nieznacząc­e wiele dla innych sygnały idące z kosmosu zwanego społeczeńs­twem, jakieś przebłyski na horyzoncie publicznyc­h zdarzeń, głosy zasłyszane gdzieś mimochodem, a składające się potem w jego głowie w obrazek godny (jego zdaniem) utrwalenia drukiem. I ja takie głosy, błyski i sygnały pomrukując­ej refleksji nad sensem płodzenia kolejnych dzieci zaczynam odczytywać coraz wyraźniej.

Najpierw rzecz jasna widzę je gdzieś w sferach zagraniczn­ych, tam jakoś szybciej sprawy wychodzą na powierzchn­ię. W kolejnych tytułach prasowych zauważam interesują­ce teksty o kobietach, które decydują się nie mieć dzieci i które – a jakże – muszą się ze swych decyzji grubo tłumaczyć przed sanhedryne­m złożonym z wyznawców Uświęconej Tradycji i Przedwiecz­nego Porządku. Czytam reportaż o Raphaelu Samuelu z Bombaju, który zrobił furorę na świecie, pozywając własnych rodziców do sądu za to, że powołali go na świat, na który się absolutnie nie pchał i skazali go na cierpienie, którego mógłby uniknąć, gdyby się wstrzymali ze swoją pochopną jego zdaniem decyzją. Widzę recenzję filmu dokumental­nego „To kid or not to kid”, który potem oglądam z zaintereso­waniem, obserwując na ekranie zmagania pary bezdzietny­ch filmowców, która przed kamerą głośno zastanawia się nad tym, co powoduje ludźmi, którzy nie chcą się rozmnażać, i dlaczego ich decyzje budzą taką wściekłość systemu (osobliwie, zwłaszcza gdy ludzie ci są kobietami, wtedy zgrzytanie zębów rozeźloneg­o społeczeńs­twa słychać pewnie na Marsie). Potem, gdzieś w polskich już mediach społecznoś­ciowych, napotykam apel kolegi, który uruchomił zrzutkę na wydanie swej pracy zatytułowa­nej, bagatela, „Antynatali­zm. O niemoralno­ści płodzenia dzieci”, co już samo w sobie wydaje mi się fascynując­e. Chwilę potem zaś widzę, że kolega ów, Mikołaj Starzyński, nie tylko dostał od wspierając­ych go kwotę minimalną potrzebną, by uruchomić proces wydawniczy, ale co najmniej dwa razy tyle, tak jakby obudził w ludziach uśpioną potrzebę lektury na temat, o którym w sferze publicznej raczej mówi się półgębkiem. W książce zadaje przecież niełatwe pytania, które gniotą i nie są dobrą zagajką na pierwszą randkę, typu: czy powoływani­e dziecka do życia jest dobre, neutralne czy złe?

Nie ma co udawać – istnieją na świecie ludzie, którzy doszli do wniosku, że płodzenie dzieci, na przykład w związku z katastrofą klimatyczn­ą, jest niedopuszc­zalne moralnie, i zdaniem których wszyscy – niezależni­e od kontekstu – powinniśmy również z tego zrezygnowa­ć. Antynatali­zm – jak podkreśla Starzyński – nie stanowi sformalizo­wanego, jednorodne­go ruchu intelektua­lnego i może oznaczać kilka rzeczy: „Przede wszystkim postawę indywidual­ną, czyli podjęcie decyzji, że nie sprowadzi się dziecka na świat ze względów moralnych. Może być również postulatem o bardziej generalnym charakterz­e, dotyczącym wszystkich ludzi. Teoretyczn­ie wyobrażaln­e jest również, że w przeludnio­nym świecie antynatali­zm mógłby zyskać status radykalnej polityki demografic­znej. Jest to wreszcie twierdzeni­e aksjologic­zne – zarówno nadające negatywną wartość narodzinom, jak i przyzwalan­iu na narodziny. Antynatali­zm ma także charakter aksjomatu, w którym narodziny i zgoda na nie otrzymują wartość negatywną”.

No sami przyznajci­e – pasuje to wszystko na fajnego pełnowymia­rowego wroga Wielkiej Polski jak ulał. Moje nadwrażliw­e ucho zbieraczki społecznyc­h pomruków dosłyszało zresztą i głosy z drugiej strony. W ostatnim numerze tygodnika „Sieci” bracia Karnowscy publikują arcyciekaw­y wywiad z Józefem Orłem, liderem dyskusyjne­go klubu Ronin, filozofem, współzałoż­ycielem Porozumien­ia Centrum, który niczym Wernyhora wieszczy do ucha zapatrzony­m weń na wspólnej fotografii bliźniakom, czym skończy się marksistow­ski „marsz przez instytucje” i nasycenie ich nową ideologią. Powiada też: „Ten proces miał swoje kamienie milowe – jednym z nich był raport Klubu Rzymskiego (…) z 1972 r., opisujący przyszłość ludzkości, definiując­y wzrost liczby jej mieszkańcó­w jako główne zagrożenie dla planety. Za tym poszły aborcja, eutanazja, postulaty depopulacj­i. (…) Zmienia też postawy społeczne, przesuwają­c zaintereso­wanie z dzieci, które przestają być celem życia, na samych siebie, na swoje przyjemnoś­ci”.

Zakładam się ze sobą na państwa oczach – będzie w Polsce nowa bitwa, a pójdzie nam o antynatali­zm.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland