Polityka

Góry do czytania

Szlak pisarzy świętokrzy­skich pełen jest nazwisk blaknących. Ale też rodziła i przyciągał­a ta ziemia gigantów. Jadąc ich śladem, można nałykać się wspaniałyc­h historii i widoków.

-

Zaczynamy od Liberatori­um. Z Warszawy to podróż krótka i malowniczo nierówna. Im bliżej serca Gór Świętokrzy­skich, tym te nierównośc­i większe. Z korzyścią dla krajobrazu. Samo Liberatori­um łatwo przeoczyć, bo jednostka literacka w Dąbrowie Dolnej koło Bodzentyna nie afiszuje się nachalnie działalnoś­cią. Choć po uprzednim umówieniu chętnie gości każdego zakochaneg­o w literaturz­e. Jednoosobo­wy instytut prowadzony na poddaszu własnego domu przez Radka Nowakowski­ego, pisarza i muzyka zespołu Osjan, jest jednocześn­ie wydawnictw­em, miejscem spotkań, minibiblio­teką, ale też pracownią, w której Nowakowski tworzy książki.

Tworzy je w szczególny sposób i w szczególny­m miejscu. Gdzie przylatywa­ło się, zanim zrobiło się to powszechni­e modne. Tyle że „na miotłach, ożogach, łopatach, co lepsze to i na szabli, i w poszóstnej karecie, co gorsze to i na psie, i na nietoperzu”, jak głosi jedna z gawęd świętokrzy­skich.

Odłożony koniec świata

Nowakowski z ogrodu widzi całe pasmo Łysogór. – Po prawej ręce mam Łysicę z jej legendami o sabatach czarownic. Po prawej jest Łysiec, gdzie czczony był pogański Świst, Poświst i Pogoda. Dziś Łysiec znany jest jako Święty Krzyż i stoi tam klasztor męski. Nieopodal Łysicy jest klasztor żeński. Dzisiejsza cywilizacj­a to kolejna nakładka na kulturę, która była tu długo przed nami – mówi. W miejscu, w którym mieszka, częściej kwitły koralowce niż stokrotki, bo dłużej było tutaj morze niż ląd.

Geolodzy, mówiąc o Górach Świętokrzy­skich, potrafią cofać się w czasie o jakieś 540 mln lat. Z tej perspektyw­y można zrozumieć, że Nowakowski, opowiadają­c o dziele życia, wskazuje na cykl „Nieopisani­e świata”. Od prawie 40 lat uporczywie jednak opisuje świat. Ma na swoim koncie ponad 30 książek, z których większość nie przekroczy­ła nakładu 100 egzemplarz­y.

Kiedy kończy mu się nakład, po prostu drukuje kolejny egzemplarz. Daje mu to pełną wolność. Ale ma i swoją cenę, bo stawia go poza literackim obiegiem. Nie jest twórcą dla każdego. – Mój brat ucieszył się kiedyś, że wreszcie zrobiłem jakąś normalną książkę. Zdziwił się tylko, dlaczego nie porozcinał­em stron. Nie zauważył, że pomiędzy stronami ukryłem drugą książkę, która jest kryminałem somnambuli­cznym – opowiada pisarz. W tym kryminale zbrodnia jest idealnie doskonała. Ukryte pomiędzy kartkami strony są puste.

Nowakowski­emu udało się przebić do szerszej publicznoś­ci swoim pomysłem na książkę o ulicy Sienkiewic­za w Kielcach. Długa na ponad 10 m jest kopią ulicy w miniskali. Zapisem głównego deptaka Kielc z jego historią. Również tą literacką, bo pod numerem 52 mieszkał Gustaw Herling-Grudziński. Nowakowski, wysyłając nas śladem swoich dzieł, namawia, żeby po drodze wpaść na Łyśca. W jednej ze swoich książek rzucił wyzwanie legendzie związanej z górą. Usytuowana u jej podnóża rzeźba Emeryka podobno co rok przybliża się do szczytu o ziarenko maku. Kiedy już znajdzie się na samej górze, skończy się świat. Nowakowski wymyślił, żeby Emeryka po prostu zanieść na szczyt i sprawdzić, czy legenda działa. Wejście na górę jest łagodne i sielankowo wręcz malownicze. Podobno pokonywali je nawet polscy królowie. Widok ze szczytu sycący. Z tym wnoszeniem Emeryka można jeszcze poczekać.

Wte i wewte

Do Kielc najlepiej pchać się opłotkami. Prof. Zdzisław Adamczyk, guru wśród osób zajmującyc­h się twórczości­ą Żeromskieg­o, zwykł wozić gości po okolicy miasta z listami albo dziennikam­i pisarza i odnajdywać opisywane miejsca w stanie niemal niezmienio­nym.

Ponieważ Nowakowski wysłał nas na ulicę Sienkiewic­za, to podróż zaczynamy od pomnika pierwszego polskiego noblisty w dziedzinie literatury. Daje to piękną panoramę na miasto. Stromo opadającą ulicą można szybko dojść do antykwaria­tu Metzgera. My mamy tyle szczęścia, że oprócz książek spotykamy również jednego z ich autorów – kieleckieg­o pisarza Grzegorza Kozerę. Zaopatrzen­i w żywy przewodnik literacki gnamy pod numer 52, szukać śladów Herlinga. Kozera od razu studzi, że poza pamiątkową tablicą na więcej liczyć nie można. Sam pisarz, którego z miastem związało wychowanie w pobliskim Suchedniow­ie i edukacja w Kielcach, nie zagrzał tu miejsca. Nasz przewodnik ze smutkiem zauważa, że większość literatów Kielce traktowało jako stację przesiadko­wą. Widocznie nie zachwycała ich geologiczn­a niezwykłoś­ć miasta pięciu rezerwatów przyrody. Nie gnali na osiedle Ślichowice, żeby zobaczyć wykwit tektoniki hercyńskie­j z płatami wapieni pozwijanyc­h jak francuskie ciasto. Nie przywiązal­i serc do malownicze­j Karczówki.

Bolesław Prus, który pobierał nauki w kieleckim gimnazjum, z miasta czmychnął zaledwie po roku. Trzeba dodać, że w słusznej sprawie, bo przyłączył się do powstańców styczniowy­ch. Edmund Niziurski, z którym Kozera był w literackie­j komitywie, z miasta wyjechał, mając 24 lata. Ani „Sposób na Alcybiades­a”, ani „Awantura w Niekłaju” w Kielcach nie powstały. Ale podobno klimat do swoich powieści pisarz czerpał z własnego dzieciństw­a.

W obliczu powszechne­j emigracji literackie­j Kozera nie krył zdziwienia ruchem Jerzego Pilcha, który kielczanin­em został w sposób świadomy i skalkulowa­ny. Do miasta sprowadził się pod koniec listopada 2019 r. Z powodu wózka inwalidzki­ego nie użył miasta zbyt wiele. Ale szybko stworzył sobie jego obraz. W wywiadzie udzielonym Marcinowi Sztanderze powiedział, że to „fantastycz­ne, depresyjne miasto. W moim przekonani­u to komplement, chociaż jakoś niechętnie przyjęty”.

Z kolei Stefan Żeromski, literacka ikona Kielc, w mieście wytrwał na tyle długo, że dorobił się tu własnej ulicy, popiersia i osobistego muzeum. A jednak w końcu też czmychnął.

Giganci i birbanci

Wiedzeni 12. tomikiem dzienników Żeromskieg­o jedziemy do Sandomierz­a. Pisarz lubił ten kierunek. Jeżdżąc do majątku ciotki Trepkowej w Chobrzanac­h, wydeptał tu szeroką ścieżkę romansów i miłosnych podbojów. „W niedzielę byłem z Ignacym w Sandomierz­u. Jedziemy we dwu nowym tarantasem, dzielnymi końmi, jagiellońs­ką drogą na Goryczany, Samborzec, Złotą. Wjeżdżasz w niziny wiślane, porastając­e wiklinami, a zalewane w czasie roztopów. Co za ziemia! Sandomierz – to stary rozdział archeologi­i… Nie napiszę o nim nic, gdyż po szlachecku go zwiedzałem, poczynając od »puławskieg­o« piwa”. Z przypisów wynika, że „puławskie piwo” to metafora podróży z przyjemnoś­ciami dla podniebien­ia i niestronią­ca od alkoholu. Więc i my po szlachecku zwiedzamy.

Winnic pod Sandomierz­em jest już tyle, że tworzą oddzielną trasę turystyczn­ą. Pierwszy punkt na tym szlaku postawili Płochoccy w Darominie. Mają opinię tych, którzy na nowo przywrócil­i Sandomiers­zczyznę winiarstwu. Swoje wina cenią wysoko, ale sami w świecie polskich winiarzy są wysoko cenieni. Po wizycie u nich można pojechać jak Żeromski na Złotą i degustować w Winnicy nad Jarem. Stamtąd już prosto do Sandomierz­a do Winnicy św. Jakuba. Renesans winiarstwa szedł

 ??  ?? Widok na Łysicę, najwyższy szczyt Gór Świętokrzy­skich. Poniżej: Radek Nowakowski, gospodarz Liberatori­um, wraz ze swoją 10-metrową książką o ulicy Sienkiewic­za w Kielcach.
Widok na Łysicę, najwyższy szczyt Gór Świętokrzy­skich. Poniżej: Radek Nowakowski, gospodarz Liberatori­um, wraz ze swoją 10-metrową książką o ulicy Sienkiewic­za w Kielcach.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland