Sieć na oszustów
Gdy oszukany przez internetowego naciągacza idzie na policję, często słyszy, że niewiele da się zrobić. Ludzie biorą więc sprawy w swoje ręce i też zaczynają działać – w sieci. Ale wciąż mogą mniej niż przestępcy.
bo za namową sprzedawców odstawiła leki („tabletki trują”). Buczkowska po długiej walce skutecznie zerwała umowę – i to dopiero wtedy, gdy prezes Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych uznał, że producent bioharmonizera wprowadzał klientów w błąd. Badania nie potwierdziły właściwości medycznych urządzenia.
Policjant przesłuchujący panią Halinę nie mógł zrozumieć, dlaczego podpisała umowę kredytową i weksel. Po przesłuchaniu dał seniorce zeznania do podpisania, a pani Halina podpisała je bez czytania. „To teraz pan rozumie, jak to wygląda” – skwitowała Buczkowska.
Prokuratura umorzyła sprawę pani Haliny, uzasadniając decyzję niską szkodliwością społeczną czynu. Choć zeznała, że podstępnie nakłoniono ją do odstawienia leków, co naraziło ją na utratę zdrowia i życia, śledczy tego wątku nie podjęli.
Kiedy po izolacji pandemicznej nastąpiło rozmrażanie gospodarki, prezentacje dla seniorów znowu ruszyły. Na jednej z nich pan Wojciech, emeryt, rocznik 1939, kupił wyciskarkę do soków oraz generator ozonu „w cenie promocyjnej” za 5,1 tys. zł. Po powrocie do domu zrozumiał, że popełnił błąd, i poprosił o pomoc sąsiadkę Luizę Podedworny. Ta szybko spakowała kosztowny nabytek i zgodnie z przepisami konsumenckimi odesłała, mieszcząc się w ustawowym terminie 14 dni na zwrot. Sprawa jednak się na tym nie skończyła. – Sąsiad jest straszony telefonami. Słyszy, że jeśli nie podpisze „ugody” i nie zapłaci 2,5 tys., to go tak załatwią, że będzie musiał płacić 16 tys. – opowiada Podedworny, która opisała sprawę na Facebooku. I odezwała się do niej Anna Borek – ta, która sama padła ofiarą Pobieraczka, a potem zaczęła angażować się w sprawy innych. Sprawdziła, że firma organizująca pokazy to „świeżynka”, powstała 4 maja. Wcześniej ludzie z nią związani działali pod wieloma innymi nazwami i mieli negatywne opinie.
internecie przybywa też komuniWkatów
ostrzegających przed oszustami. Czasem przypominają anonse prasowe. „Ostrzegam przed firmą (...). Rok robili remont, zniszczyli wszystkie pomieszczenia w moim mieszkaniu i uciekli, nie proponując żadnej naprawy, zwykli oszuści”. „Nie wypłacił pieniędzy i okłamał chłopaków z Ukrainy”. „Pani, która w dniu dzisiejszym około godziny 11:00 wyszła ze sklepu z sukienką w torbie i »zapomniała za nią zapłacić«, proszona jest o uregulowanie rachunku (ogłoszeniodawca grozi publikacją zdjęcia)”.
Ale nie wszyscy wiedzą, że taki wpis może się źle skończyć nie tylko dla oszusta, ale też dla jego ofiary. Zdarzały się przypadki, że oszuści pozywali autorów wpisów i sprawy wygrywali. Bo na razie żaden sąd nie orzekł, że są oszustami. Dlatego bardziej świadomi internauci ostrożniej dobierają słowa. Nie piszą, że są „oszukani”, ale „poszkodowani”. Ewentualnie: „czują się oszukani”.
Oszuści zdają sobie sprawę, że granica między oszustwem a naruszeniem praw konsumenta bywa płynna i często zależy od interpretacji. Dlatego jeśli grożą im zarzuty lub już mają je postawione, by złagodzić konsekwencje, zwracają niektórym poszkodowanym część pieniędzy i deklarują wolę dalszej spłaty. Bywa, że wówczas prokuratorzy umarzają sprawy karne i proponują poszkodowanym dochodzenie racji na drodze cywilnej.
Czasami z oceną sytuacji mają problem sami policjanci. Widać to, gdy ten sam sprawca oszukał wiele osób z różnych miast, a policjanci czy prokuratorzy podejmują odmienne decyzje. Jedni rozpoczynają dochodzenie, inni odsyłają do rzeczników konsumenta. W takich przypadkach uczestnictwo w społecznościowej grupie poszkodowanych bywa pomocne. Pokrzywdzeni, składając zeznania, mogą informować, który komisariat czy prokuratura już się zajmuje sprawą.
Wzrost aktywności internetowej poszkodowanych odnotowano w raporcie UOKiK o pracy rzeczników konsumentów. Ci przyznają, że obecnie udzielają mniej porad niż kiedyś, bo wzrosła świadomość konsumentów i umiejętność samodzielnego wyszukania informacji w sieci. Podkreśla się jednak, że mimo spadku liczby udzielonych porad wzrasta stopień ich złożoności. Aż o 60 proc. zwiększyła się liczba powództw, które rzecznicy wytoczyli, i procesów, do których przystąpili.
W raporcie zwraca się uwagę, że niektóre praktyki przedsiębiorców mają raczej charakter kryminalny niż konsumencki. Gdy dochodzi do przestępstwa lub wykroczenia, instytucją, która powinna podjąć działania, jest policja. Ale raport przypomina, że w przypadku wykroczeń na szkodę konsumentów rzecznik sam jest oskarżycielem publicznym i nie potrzebuje pomocy policji, by doprowadzić do ukarania sprawcy. Choć rzecznicy konsumentów nie korzystają z tego narzędzia zbyt często, nie są to martwe przepisy. W raporcie jako przykład współpracy organów ścigania z instytucjami chroniącymi konsumentów podaje się głośne śledztwo, które w 2018 r. prowadziła Prokuratura Okręgowa w Płocku. Dotyczyło wyłudzania pieniędzy przez firmy telekomunikacyjne, telemedyczne i dostawców energii.
W sieci funkcjonuje też kilka grup ostrzegających przed oszustami sprzedającymi fałszywe bilety na koncerty. Internauci znają prawdziwe personalia niektórych sprawców i wiedzą, że toczą się wobec nich postępowania karne, co zupełnie nie przeszkadza oszustom w prowadzeniu przestępczej działalności. Mimo ostrzeżeń i tych samych, prostych metod działania, opisanych wiele razy (zapłać szybko, bo już ktoś inny chce kupić), wciąż trafiają się nieostrożni. – Zawsze powtarzam, że jeśli ktoś chce tanio kupić, to drogo zapłaci – ostrzega Longina Kaczmarek, miejski rzecznik konsumentów w Szczecinie.
Choć przestępstwom internetowym można zapobiegać, profilaktyka w przypadku praw konsumentów nie istnieje. Były celnik spod Rzepina zorientował się, że coś się szykuje już wtedy, gdy tradycyjną pocztą dostał zawiadomienie o założeniu działalności gospodarczej. Powiadomił policję. Ale ta uznała, że nie może nic zrobić, bo były celnik nie jest formalnie poszkodowanym.
Udał się więc do prokuratora. Wiedział gdzie pójść, lata w zawodzie wyczuliły go na kombinacje i krętactwa. Prokurator uznał jednak, że choć istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś czyni przygotowania do przestępstwa, to przecież Kodeks karny nie przewiduje za to kary. I sprawę umorzył.
W tym samym czasie Agnieszka Spich z Dąbrowy Górniczej szukała w internecie nietypowej kuchenki gazowej – takiej, która ma palniki pod płytą. Wreszcie znalazła – i to wyjątkową okazję, kuchenkę o ponad 1 tys. zł tańszą niż w innych sklepach. Sklep nie miał opcji zakupu z płatnością przy odbiorze, więc pomyślała, że trzeba sprawdzić jego wiarygodność, ale okazało się, że mąż, skuszony promocją, dokonał już przelewu. Gdy chciała sprawdzić status zamówienia, na ekranie wyskakiwał error.
Niewiele wcześniej Aleksandra A. w tym samym sklepie straciła 300 zł. Założyła na Facebooku grupę dla oszukanych: „narzeczony kupił szlifierkę. Szukamy chętnych osób do założenia pozwu grupowego. Im więcej będzie osób, tym dla nas wszystkich będzie lepiej”. Niebawem i Agnieszka Spich dołączyła do tej grupy. Dzięki pozwowi zbiorowemu jakoś poszło.
Marcin F., który podszył się pod byłego celnika, został zatrzymany. Prokuratura zabezpieczyła środki na jego koncie i zwraca poszkodowanym. Agnieszka Spich wprawdzie nic jeszcze nie otrzymała, ale czeka w kolejce. Dziś wie, że nie straciłaby swoich pieniędzy, gdyby organa ścigania zdecydowanie zadziałały wtedy, kiedy można było wszystkiemu zapobiec. Gdyby nie grupa ludzi z sieci, poszkodowanych byłoby znacznie więcej. n