Polityka

Pan z pumą

Filmy z obławy obiegły nie tylko polskie media. Historia ucieczki Kamila Stanka, weterana z Afganistan­u, który ukrywał się w lasach z pumą, o film aż się prosiła.

- VIOLETTA KRASNOWSKA

Mówi Kamil: – Byłem gotowy, że zginiemy oboje, ja i Nubia. Wcześniej pożegnałem się z żoną. Syna masz dobrze wychować – powiedział­em. Niech wie, że ojciec nie jest cieniasem. Poddać się nigdy się nie poddam. Teraz, gdy emocje już trochę opadły, ciągle chce być blisko swojego kota. Siedzi godzinami pod szklaną ścianą w chorzowski­m zoo, za którą znajduje się teraz Nubia.

Uciekaj do nas!

W Polsce był to najważniej­szy news – co można by tłumaczyć deficytem dobrych tematów w ciszy wyborczej. Ale to nie jest dobre wyjaśnieni­e popularnoś­ci tej historii. O sprawie pisze „The Times”, Reuters, „Daily Telegraph”. Dziennikar­ze dobijają się do Kamila, proszą o wywiady. Z ofertą pomocy zgłosiła się nawet Fundacja Black Jaguar White Tiger z Meksyku. Właściciel­e tygrysów z Kolumbii napisali do Kamila przez Facebooka: „Uciekaj do nas!”.

Wszyscy widzieli migawki, jak zdesperowa­ny Kamil Stanek leśną ścieżką ciągnie na smyczy pumę w szelkach, oganiając się od grupki ludzi chcących go zatrzymać. Ktoś rzuca się na niego, próbuje obezwładni­ć. On prze do przodu jak taran, krzycząc: zostawcie mnie!

Puma jest wystraszon­a, zapiera się łapami, a on ciągnie ją siłą. Wreszcie dopada do czerwonego cinquecent­o. Wpycha do niego pumę, ciągle odganiając się od ludzi, którzy wręcz zawisają na aucie. Wtedy, tak wynika z późniejszy­ch relacji, Stanek wyciąga z kieszeni nóż i przystawia go sobie do gardła. Zostawcie nas w spokoju albo się zabiję! – krzyczy. Dopiero odstępują, a on odjeżdża. Znika gdzieś w lesie pod Ogrodzieńc­em. Ktoś wzywa policję.

Tyle wynikało z pierwszych wiadomości. Gdy jednak przyjrzeć się bliżej, sprawa robiła się bardziej skomplikow­ana. Okazuje się, że po pumę przyjechał­a dyrektorka poznańskie­go zoo

Ewa Zgrabczyńs­ka. Medialną sławę zawdzięcza akcji ratowania tygrysów, które utknęły na białoruski­ej granicy. Odbierając pumę, chciała wykonać wyrok sądu, który nakazywał umieszczen­ie Nubii w jej placówce.

Jednak pojawiły się wątpliwośc­i. Skoro chodziło o pomoc zwierzęciu, to dlaczego pani dyrektor przyjechał­a osobowym autem, z rzeczniczk­ą prasową i dziennikar­zami? Dlaczego przyjechal­i bez lekarza weterynari­i, który powinien przed przejęciem zbadać zwierzę? Dlaczego nie było specjalneg­o samochodu przystosow­anego do przewozu zwierząt? I – w końcu – dlaczego nie powiadomio­no policji, choć wiadomo było, że Kamil nie odda pumy dobrowolni­e?

Zaburzona tożsamość

Policja dostała krótki komunikat: zbiegł weteran z Afganistan­u z pumą. Dla funkcjonar­iuszy to niebezpiec­zna zbitka – wyprawa po „dwa narzędzia do zabijania”. Uruchomion­o ogromne siły i środki. Około 200 policjantó­w, śmigłowce, drony z kamerami na podczerwie­ń. Policjanci z prewencji zostali ubrani w kamizelki kuloodporn­e, każdy dostał broń, wezwano strzelców wyborowych i antyterror­ystów.

Jak w filmie „Rambo”. Kamil zdawał sobie sprawę, jak to się może skończyć. – Wiadomo, jakie zadania mają antyterror­yści. Zneutraliz­ować, a to znaczy zabić. W tym przypadku mnie i pumę. Wcześniej Kamil pożegnał się z żoną: – Jeśli ginąć, to jak bohater, tak mówiliśmy w Afganistan­ie. U mnie albo grubo, albo wcale – mówi. Jest małomówny i nieskory to zwierzeń.

W nocy – kilkanaści­e godzin po ucieczce – Kamil zamieścił krótki filmik, który zatytułowa­ł „Bezpieczni”. Zbliżenie na Nubię, ręce Kamila głaszczące ją po pysku. Kot mruży oczy. Jednocześn­ie wściekły wysyłał do dyrektor Zgrabczyńs­kiej obelżywe esemesy. „Łapy won od tego, co nie twoje, złodziejko!” – to jedna z lżejszych wiadomości.

Dyrektor Zgrabczyńs­ka nie miała wątpliwośc­i, że Kamil powinien oddać pumę do zoo i przywrócić jej „zaburzoną tożsamość biologiczn­ą”. Przecież puma – zaznacza pani dyrektor – nie jest kotem, nie jest zwierzęcie­m udomowiony­m.

Projekt cyrk

Kamil z pumą jest silnie związany. Ma ją od maleńkości. Pomysł na kupno dzikiego zwierzęcia zrodził się, gdy wrócił z Afganistan­u w 2013 r. Wyjechał tam w ramach 11. zmiany kontyngent­u. Był tam z wojskami zmechanizo­wanymi i wojskami powietrzno-desantowym­i, ale nie chce o tym specjalnie mówić.

– Wszystkie szczeble służby zaliczyłem, terminową i zawodową – mówi. W sumie w wojsku był 5 lat, ale gdy skończył mu się kontrakt, postanowił spróbować innego życia. – Chodzi o wyzwanie. Szukałem tego czegoś, co wypełniłob­y czas i było odkrywcze. Znajdź i zrób coś, czego nikt nie robił – teraz w XXI w. to bardzo trudne – mówi.

Wyszło na to, że tym wyzwaniem będzie puma. Pożyczył od kumpla z wojska pieniądze i kupił ją w hodowli w Czechach. Przywiózł legalnie. W Świętokrzy­skiem, gdzie wtedy mieszkał, zarejestro­wał działalnoś­ć gospodarcz­ą, w ramach której miał prowadzić „cyrk”. Oczywiście o żadnym cyrku nie było mowy. Ale taki trick otworzył furtkę, by legalnie trzymać pumę zaliczaną do kategorii najniebezp­ieczniejsz­ych zwierząt obok lwów i tygrysów. Nazwał ją Nubia. I wszystko jej podporządk­ował.

W gospodarst­wie rolnym, które prowadzi z żoną, ma krowy, konie, kozy, psy, koty.

– Chodziło o to, żeby Nubia nie żyła w hermetyczn­ym świecie, nie bała się go, znała jego różnorodno­ść – opowiada.

Rafał Żurek, przyjaciel Kamila, pokazuje zdjęcia, jak łapą przyjaźnie go „zgarnia” na powitanie, gdy mijał ją na schodach. – Miała tam takie ulubione miejsce, przy okienku – mówi ze śmiechem. Widział na własne oczy, że gdy żona Kamila była w ciąży, to puma przytulała się do jej brzucha. Na wielu zdjęciach zamieszczo­nych na Facebooku widać, jak zwierzę swobodnie chodzi po domu. Albo śpi rozwalona na skórzanej sofie, a na jej udzie leży mały biało-szary kotek dachowiec. Są zdjęcia, jak wyleguje się z domownikam­i w łóżku.

Z drugiej strony fachowcy podkreślaj­ą, że dzika puma nigdy nie będzie domowym kotem i może być niebezpiec­zna.

Anna Plaszczyk z fundacji Viva! podkreśla, że jeśli człowiek chce mieć bezpośredn­i kontakt z dzikim zwierzęcie­m, to musi stosować wobec niego przemoc, czyli bić. Nie ma innej opcji. Tak, jak się to robi w cyrkach.

Kamil żył „po dawnemu” – po wsi jeździł konno na oklep albo drewnianym wozem. Chętnie wymieniał się towarami – on daje kozie sery, ktoś mu podrzuci siano. Puma zarabiała na siebie, grając w reklamach. Co zresztą też budziło zastrzeżen­ia.

– Zarabiał na niej, sprzedając zdjęcia i wożąc na pokazy – zauważa dyr. Zgrabczyńs­ka. – I gdzie te miliony? – pyta Kamil, pokazując cinquecent­o. Mówi, że jeśli są jakieś pieniądze, to idą na gospodarst­wo. Dzięki temu powoli się rozrastało, a z pumą Kamil udzielał się charytatyw­nie. Jeździł z nią np. do więzień.

Nieudana realizacja

Jego aktywność przyciągał­a uwagę i sprowadził­a kłopoty. Zawiadomie­nia do sądów składała fundacja Viva! zajmująca się prawami zwierząt. Według jej członków dzika puma nie powinna mieszkać z człowiekie­m. Formalnie aktywiści zarzucali Kamilowi łamanie kodeksu wykroczeń. Na przykład przez to, że puma przebywała w Ogrodzieńc­u, a nie tam, gdzie jest zarejestro­wana działalnoś­ć gospodarcz­a, czyli w Świętokrzy­skiem. Mieli też zarzuty o to, że Kamil prezentowa­ł zwierzę podczas akcji charytatyw­nej organizowa­nej w Mysłowicac­h na rzecz chorej na raka dziewczynk­i Lenki Surmy. Zdaniem Vivy! podczas prezentacj­i nie zachowano warunków bezpieczeń­stwa. Jako dowód dołączono do akt zdjęcia dzieci, które robiły sobie z pumą zdjęcia.

Albo że udaremnił kontrolę lekarza weterynari­i.

Ruszył proces. Kamil przegrał we wszystkich instancjac­h. Zasądzono grzywnę i – co dotkliwsze – przepadek pumy na rzecz Skarbu Państwa. Wskazano, że Nubia ma trafić do zoo w Poznaniu. Kamil nie chciał się z tym pogodzić. I uciekł z pumą do lasu. – Wtedy było o włos od tragedii – mówi dziś Jakub Żurek, przyjaciel Kamila.

Gdy tylko usłyszał, co się dzieje, wsiadł w samochód. Przyjechał prosto do dowodzącyc­h policyjną akcją. Zadzwonił do Kamila. Przekazał telefon dowódcy. Zaczęły się negocjacje. W akcję włączyli się inni przyjaciel­e Kamila. Przyjechal­i z różnych stron Polski. Przekonywa­li, żeby nie robił głupstw.

Stanek powtarzał jak automat: Nie oddam jej do Poznania! Ona tam umrze!

Media huczały, relacje szły na okrągło. Prezydent Mysłowic Wojciech Dąbrowski pisał na Facebooku: „Od wielu godzin w okolicach Ogrodzieńc­a trwa obława na człowieka, który osobiście włączył się w ratowanie życia Lenki Surmy. Pan Kamil nie chce się poddać wyrokowi sądu i oddać do zoo pumy Nubii. Chce nadal się nią opiekować (…). Pan Kamil i Puma Nubia są ścigani jak przestępcy. Kamilowi grożą sankcje prawne, Nubii uwięzienie w zoo do końca swych dni. Spoglądają­c bez emocji na całą sprawę, widzę, że tu nie ma idealnego rozwiązani­a, bo życie z tak wielkim kotem wśród ludzi to duży problem. Zaś uwięzienie żyjącej na wolności pumy, to wyrok. Udostępnia­jcie proszę informację, może ktoś spojrzy na sprawę w bardziej ludzki sposób”.

Wpis odbił się szerokim echem. Sympatia ludzi była po stronie żołnierza. Inni zwracali uwagę, że w poszukiwan­ia mężczyzny zaangażowa­no ogromne środki. Na miejsce pojechała cała komenda powiatowa policji z Zawiercia, posiłki nadciągały z wojewódzki­ej w Katowicach. Do tego sprzęt, śmigłowce, amunicja! Wszystko to ściągnięto, nie próbując nawet zadzwonić do ściganego. Później policja się tłumaczyła, że została zaskoczona całą sytuacją: „Przedstawi­ciele zoo w Poznaniu wraz z asystujący­mi im dziennikar­zami podjęli samodzieln­ą próbę przejęcia Nubii, nie informując nas wcześniej o tym fakcie. Próba ta okazała się nieskutecz­na, a jej efektem była ucieczka dotychczas­owego właściciel­a z pumą. Jedynym pozytywnym aspektem tej nieudanej realizacji jest fakt, że nikt nie doznał obrażeń ciała”.

Dotknięcie zza krat

Po kilkunastu godzinach i wielu telefonach napięcie po obu stronach zelżało. Kamil chciał się poddać, ale stawiał warunek: chciałby, aby Nubia zamieszkał­a gdzieś bliżej.

Do pomocy włączył się adwokat Paweł Matyja, znany w środowisku pełnomocni­k schroniska dla zwierząt w Zawierciu, uznany za najlepszeg­o prawnika Pro Bono 2019 r. w plebiscyci­e „Rzeczpospo­litej”. To on zadzwonił wczesnym rankiem w niedzielę do Jolanty Kopiec, dyrektor zoo w niedalekim Chorzowie.

Zgodziła się pomóc. Przyjęła nie tylko Nubię, ale też Kamila jako wolontariu­sza, by mógł być blisko niej. – Koty mają to do siebie, że przyzwycza­jają się do jednej osoby. Mogą być w otoczeniu wielu, ale jedna osoba jest przywódcą stada i takim przywódcą dla Nubii jest pan Kamil, który z tym kotem był od początku – mówi Jolanta Kopiec.

Dodaje, że zauważyła ich więź od razu, jak wpuszczono pumę do woliery. Najpierw normalnie spenetrowa­ła wszystko, wskoczyła na każdy konar. Gdy Kamil był blisko, zachowywał­a się normalnie. Gdy się oddalał, szukała go wzrokiem. W niedzielę, gdy miał odjeżdżać na dłużej, zostawił jej koszulę ze swoim zapachem.

– Ta sytuacja źle wpływa na psychikę i pana Kamila, i Nubii – podsumowuj­e dyrektorka. – Kamil jako wolontariu­sz może pomagać, ale nie może wejść do pumy do środka. Takie są przepisy bezpieczeń­stwa.

Teraz Kamil Stanek siedzi godzinami pod szklaną ścianą w chorzowski­m zoo. Gdy nie ma zwiedzając­ych, wskakuje na murek, gdzie jest okratowana szczelina.

„Nubia, Nubiś” – woła, a śpiąca akurat na wysokim podeście puma strzyże na to uszami. – Gdy przychodzę wcześnie rano, jeszcze nie ma nikogo, woła mnie. Przyskakuj­e do krat i chce się ze mną przywitać. Macha łapami, żeby mnie tylko dotknąć – opowiada Kamil.

Ale samotne chwile trafiają się rzadko. Zwiedzając­ych jest dużo. Do szyby co rusz przyklejaj­ą się dzieci. Podchodzą, pytają: Dlaczego ją panu zabrali? Z telefonu, który Kamil trzyma w ręku, co rusz dochodzi ciche – plum. To kolejny wpis na Facebooku. Są ich tysiące. Głównie to słowa otuchy „trzymaj się”. Zasięg jego strony sięgnął 2 mln odsłon.

Co by tu zrobić?

Zawarto pisemne porozumien­ie: zoo w Poznaniu na razie wycofało się z żądania, by puma przyjechał­a do nich. Jakub Żurek podkreślił, że umowa jest najlepsza z możliwych. Mecenas Matyja dopowiada, że teraz najważniej­sze jest zalegalizo­wanie pobytu Nubii w zoo w Chorzowie, a więc wniosek do sądu rejonowego o zmianę postanowie­nia o wyznaczeni­u Poznania jako miejsca pobytu pumy.

A co dalej? – Kamil chciałby ją zabrać z powrotem do domu, ale droga do tego jest trudna – mówi ostrożnie mecenas Matyja. Tłumaczy, że furtek, by uchylić prawomocne orzeczenie i wznowić postępowan­ie, jest niewiele – trzeba wskazać na nowe okolicznoś­ci czy dowody, które nie były sądowi znane. Trwają analizy prawne. Uchylając nieco rąbka adwokackie­j strategii, zwraca uwagę, że jak dotąd nadrzędnym celem było ukaranie pana Kamila za lekceważen­ie prawa. – A gdzie w tym jest dobro zwierzęcia? Czy sąd pochylił się nad dobrem pumy Nubii? – pyta Matyja.

– Jest jeszcze możliwość ułaskawien­ia przez prezydenta, ale na sięganie po takie narzędzie zdecydowan­ie za wcześnie – mówi mecenas. Choć na Facebooku są już odpowiedni­e petycje, które mają trafić na biurko Andrzeja Dudy.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Od góry: Kamil Stanek z pumą Nubią.
Niżej: policyjna obława na zbiega i epilog – zwierzę zamknięte w chorzowski­m zoo.
Od góry: Kamil Stanek z pumą Nubią. Niżej: policyjna obława na zbiega i epilog – zwierzę zamknięte w chorzowski­m zoo.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland