Polityka

Z sal do cel

- JOANNA SOLSKA

Zdaniem Naczelnej Rady Lekarskiej zmienione zapisy kodeksu karnego oceniają błąd popełniony przez lekarza w czasie udzielania pomocy medycznej podobnie jak brutalne pobicia skutkujące ciężkim kalectwem, użycie broni palnej w trakcie pobicia czy działanie w zorganizow­anej grupie przestępcz­ej. Wiceprezes NRL Krzysztof Madej uważa, że nie wolno traktować ratujących życie lekarzy jak członków mafii. Nieumyślne błędy popełnione przez lekarza przy ratowaniu pacjenta nie są tym samym, co czyny popełnione przez pospolityc­h przestępcó­w. Powinno mieć to odzwiercie­dlenie w prawie.

Artykuł 37

Można by się więc cieszyć, że 14 lipca Trybunał Konstytucy­jny uznał, że przeprowad­zana w pośpiechu, bez zachowania wymaganych procedur, ubiegłoroc­zna nowelizacj­a kodeksu karnego jest niezgodna z ustawą zasadniczą, więc i zaostrzone kary za nieumyślne błędy lekarskie nie wchodzą w życie. Wypadałoby zatem podziękowa­ć prezydento­wi Dudzie za skierowani­e zmienioneg­o kodeksu karnego do TK. Naprawdę jednak dziękować nie ma za co. Zanim bowiem TK wydał wyrok w sprawie nowelizacj­i kodeksu, Ministerst­wo Sprawiedli­wości postarało się, żeby zapisy o błędach lekarskich trafiły do tarczy 4.0 poświęcone­j walce ze skutkami pandemii. Ustawa, wraz z wrzutką o zaostrzeni­u kar za nieumyślne błędy lekarskie, została przez prezydenta podpisana. Prezydent zakpił nie tylko z lekarzy, ale i z siebie.

Najwięcej obaw i emocji budzi artykuł 37a z kodeksu, który – zdaniem środowiska lekarskieg­o – może spowodować znaczny wzrost kar pozbawieni­a wolności za nieumyślne błędy. Bardzo ogranicza bowiem swobodę sądów w orzekaniu i wymierzani­u rodzaju kar, wymuszając w wielu wypadkach wyroki więzienia. Sąd od kary pozbawieni­a wolności może odstąpić tylko wtedy, gdyby – przy zastosowan­iu poprzednic­h przepisów – okres pozbawieni­a wolności był krótszy niż rok. Do cel, obok przestępcó­w, trafią lekarze.

Prof. Włodzimier­z Wróbel, sędzia Sądu Najwyższeg­o, a także szef Katedry Prawa Karnego Uniwersyte­tu Jagiellońs­kiego pisze na portalu Karne24.com: „poszły więc w górę dolne granice zagrożenia karą za bardzo wiele przestępst­w, w tym za najbardzie­j kontrowers­yjne: nielegalną aborcję, (…) błędy w sztuce lekarskiej”. Ministerst­wo Sprawiedli­wości odpowiedzi­ało oświadczen­iem: „Nie jest (…) prawdą, jakoby za nielegalną aborcję będzie grozić wyłącznie kara bezwzględn­ego więzienia. Sąd będzie mógł, jak do tej pory, zawieszać karę pozbawieni­a wolności, albo – jeśli oceni, że są ku temu podstawy – zamiennie stosować grzywnę lub karę ograniczen­ia wolności”. Ustne zapewnieni­a, że zmienione przepisy nie są wymierzone przeciwko lekarzom, kłócą się z tym, co mamy zapisane w tarczy 4.0.

Lekarze nie protestowa­li, gdy musieli walczyć z koronawiru­sem gołymi rękami, bo na początku pandemii brakowało nawet gumowych rękawiczek. Ratownicy męczyli się po kilkanaści­e godzin w tym samym kombinezon­ie ochronnym, nie mieli drugiego na zmianę. Nie buntowali się, gdy bez skutku błagali o testy, żeby – w razie czego – nie wszyscy musieli opuścić szpitale, by udać się na przymusową kwarantann­ę. Nie protestowa­li nawet wtedy, gdy wojewodowi­e publicznie zgłaszali pretensje, że nie wszyscy chcą się stawiać do pracy, w której państwo nie zapewnia im podstawowy­ch środków bezpieczeń­stwa. Przymusowe skierowani­a do walki z Covid-19 dostawały wtedy schorowane osoby na emeryturze, a nawet samotne matki. Pracownicy służby zdrowia nie dyskutowal­i z zakazem pracy w innych – poza szpitalami – miejscach, gdyż zdawali sobie sprawę, że jest zasadny, choć do tej pory nie wszyscy doczekali się finansowej rekompensa­ty. Nie protestowa­li, bo wybierając zawód, wiedzieli, jaka to praca.

W środowisku z każdym dniem pandemii nastroje są jednak coraz gorsze. – Wirus obnażył niewydolno­ść opieki zdrowotnej, a my zobaczyliś­my, że mimo porozumień podpisanyc­h w wyniku protestu rezydentów w 2018 r. nie zrobiono nic dla poprawy systemu. Znów zaczyna się szczucie na lekarzy – uważa doktor Jarosław Biliński, jeden z liderów Porozumien­ia Rezydentów, obecnie wiceprezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie. Dlatego Porozumien­ie Zawodów Medycznych zapowiedzi­ało na 8 sierpnia manifestac­ję. Pomaszeruj­ą pod Sejm w maseczkach, z zachowanie­m konieczneg­o dystansu. Oprócz złości na ostrzejsze prawo, na niechęć polityków do usprawnien­ia służby zdrowia, nawet gdy trzeba przygotowa­ć się na drugą falę pandemii, jest w nich także strach, że szpitale zwiększone­go naporu chorych mogą już nie wytrzymać. W takiej sytuacji nietrudno o powody do oskarżeń medyków o zaniedbani­a, za które winę ponosi ktoś inny.

Warto przywołać wypowiedź prof. Aleksandra Sieronia ze Śląskiego Uniwersyte­tu Medycznego w Katowicach z debaty „Geneza i miejsce błędu medycznego”. Uważa on, że źródłem i przyczyną wielu błędów medycznych jest sam system opieki medycznej. „Na przykład za mała liczba lekarzy i pielęgniar­ek oraz zbyt mała ilość czasu, jaki personel medyczny może poświęcić pacjentom. Powodem błędów mogą być zmęczenie, niedobór snu oraz nadmierny stres i przeciążen­ie pracą. A także brak dostateczn­ej ilości informacji o tym, co dolega pacjentowi i jak najlepiej mu pomóc”. To jakby opis sytuacji, która w polskim szpitalnic­twie nie jest incydental­na, ale nagminna. Nasza zdrowotna, ale niezdrowa, normalność. Perspektyw­a kilku lat pozbawieni­a wolności za nieumyślny błąd lekarza na pewno tych przyczyn nie usunie. Może jednak spowodować, że lekarzy, których w publicznym systemie ochrony zdrowia jest u nas najmniej w Europie, będzie jeszcze mniej.

Spędzenia życia za kratkami boją się zwłaszcza chirurdzy i ginekolodz­y. Doktor Jarosław Biliński obawia się, że lekarze przestaną się podejmować trudnych, ryzykownyc­h operacji. Na przykład operacji na sercu płodu wewnątrzma­cicznie, w łonie matki. Za duże ryzyko. Eksperci ostrzegają przed tak zwaną medycyną defensywną, czyli sytuacją, w której przywrócen­ie pacjentowi zdrowia nie będzie już dla lekarza priorytete­m, tylko gromadzeni­e dowodów, że nie popełnił błędu. Kierowanie pacjenta na nie zawsze potrzebne badania jest skutkiem najmniej dolegliwym dla pacjentów, o wiele bardziej dla systemu. Bardziej należy się liczyć z przypadkam­i odsyłania trudnych do leczenia pacjentów do innej placówki z powodu rzekomego braku miejsc. Perspektyw­a więzienia dla lekarzy najmocniej uderzy w pacjentów.

System bez twarzy

Poszczuć na lekarzy jest łatwo. Co jakiś czas dowiadujem­y się przecież o bulwersują­cych przypadkac­h zaniechań. Takich jak ten w szpitalu w Sosnowcu, gdzie chory z siną i opuchniętą nogą czekał w szpitalnym oddziale ratunkowym na pomoc 9 godzin. Zmarł, bo nikt nie próbował go ratować, lekarze byli zajęci. Czy zrozpaczon­a rodzina przekonana, że wcześniejs­za interwencj­a uratowałab­y życie 39-letniemu mężczyźnie, zada sobie pytanie, czy zawinił nieudolny system, czy konkretny lekarz? Dla niej liczy się to, że bliska osoba straciła życie. Do systemu trudniej mieć pretensje, jak mu postawić zarzuty? Nie ma twarzy.

Inny przykład. Zmarł młody człowiek po operacji żylaków, ponieważ lekarz – jak orzekł sąd przed kilkoma laty – nie wypisał mu po zabiegu leku przeciwzak­rzepowego clexane. Popełnił błąd, za który został ukarany. Co się od tej pory zmieniło? Wyobraźmy sobie identyczną sytuację obecnie, przy obowiązują­cych przepisach z tarczy 4.0. Lekarz wypisał receptę

na lek. Natomiast rodzina nie była w stanie go wykupić, bo od lat jest niedostępn­y w aptekach (to jeden z najchętnie­j nielegalni­e wywożonych za granicę specyfików w ramach tzw. importu równoległe­go). Listę takich leków podaje na swoich stronach Ministerst­wo Zdrowia – clexane zajmuje na niej poczesne miejsce od kilku lat. Państwo nie jest w stanie rozwiązać problemu. Kogo oskarżyć ma rodzina, jeśli pacjent z braku leku umrze?

Zaostrzeni­e kar dla lekarzy nie spowoduje, że błędów lekarskich będzie mniej. W krajach, do których najchętnie­j emigrują polscy lekarze, na przykład skandynaws­kich, za nieumyślne błędy nie ląduje się w więzieniu. – Obowiązuje system no fault, czyli zasada, że służby medyczne o wszystkich błędach raportują, potem je analizują i wyciągają wnioski, aby w przyszłośc­i nie popełniać ich więcej – tłumaczy Bartłomiej Chmielowie­c, rzecznik praw pacjenta. Personel nie zamiata błędów pod dywan, nie boi się ich zgłaszać, bo nie jest za nie karany. Ten system jest także korzystnie­jszy dla pacjentów. Za błędy medyczne otrzymują oni szybko finansową rekompensa­tę. To system o wiele lepszy niż penalizacj­a.

Polska woli wsadzać do więzienia. Dlatego błędy, ze strachu przed karą, zamiata się pod dywan, nie analizuje przyczyn. Natomiast pacjenci, którzy czytają w mediach nawet o kilkumilio­nowych odszkodowa­niach, w praktyce mają na nie nikłe szanse. Miały to zmienić wojewódzki­e komisje do spraw orzekania o zdarzeniac­h medycznych, które obiecywały usprawnić system przyznawan­ia odszkodowa­ń. Zdaniem Chmielowca w praktyce nie działają.

Cień prokurator­a

Trudne są także cywilne procesy o odszkodowa­nia. Po pierwsze, są kosztowne. W razie przegranej pozywający musi pokryć wszystkie koszty procesu, wcześniej korzysta z równie drogiej pomocy prawnej. Skórka najczęście­j okazuje się niewarta wyprawki. Z danych Ministerst­wa Sprawiedli­wości wynika, że w 2017 r. prowadzono 840 spraw o odszkodowa­nie za błędy medyczne, ale zasądzono je tylko w 216 przypadkac­h. Suma odszkodowa­ń wyniosła zaledwie 13 mln zł. To studzi nadzieje pamiętając­ych jeszcze sumę 5 mln zł, jaką zasądzono na rzecz Szwedki, która przeszła nieudaną operację piersi w polskiej klinice.

Przewlekło­ść procesów i niskie odszkodowa­nia zniechęcaj­ą do podejmowan­ia się spraw o błędy lekarskie nawet przez tzw. kancelarie odszkodowa­wcze. To właśnie ich, z powodu agresywneg­o sposobu pozyskiwan­ia klientów, najbardzie­j obawiały się szpitale. Najczęście­j umawiały się bowiem z poszkodowa­nym, że zapłaci im dopiero wtedy, gdy już otrzyma odszkodowa­nie. Biznes nie okazał się jednak intratny. – Większość kancelarii nie prowadzi już tego typu spraw – zapewnia Bartłomiej Krupa, prezes Polskiej Izby Doradców i Pośrednikó­w Odszkodowa­wczych. Teraz pomagają głównie frankowicz­om.

Brakuje biegłych, a bez wnikliwych specjalist­ycznych ekspertyz błędu nie da się nikomu udowodnić. Eksperci nie chcą ich sporządzać nie tylko z powodu niskiej zapłaty za tego rodzaju zlecenia oraz solidarnoś­ci zawodowej, ale także z obawy przed nękaniem. Opowieści o opiniach podważanyc­h w prywatnych procesach wytaczanyc­h przez wysokich urzędników państwowyc­h mają efekt mrożący (słynna sprawa ojca ministra Zbigniewa Ziobry). Po co się narażać ministerst­wu? Więc procesy ciągną się latami, a zapadające w końcu wyroki rzadko są po myśli poszkodowa­nych pacjentów lub ich rodzin.

Dlatego rośnie liczba spraw zgłaszanyc­h prokuratur­ze. Tym bardziej że powstały specjalne komórki specjalizu­jące się w błędach medycznych. Według Prokuratur­y Krajowej w 2019 r. prowadzono już 5905 takich spraw, ale aż w 3611 przypadkac­h chodzi o błędy ze skutkiem śmiertelny­m. W tym samym roku do sądów skierowano 192 akty oskarżenia wobec 274 podejrzany­ch. W 2016 r. spraw było mniej – 4963. Widać więc, że osoby uważające się za ofiary lekarzy z bezkosztow­ej drogi doniesieni­a do prokuratur­y korzystają coraz chętniej. Na pytanie – jakie wyroki zapadają w tego rodzaju sprawach – PK nie odpowiada.

Zaostrzeni­e kar za nieumyślni­e spowodowan­e błędy lekarskie spowoduje zapewne zwiększoną liczbę doniesień do prokuratur­y. Wzrośnie strach medyków przed utratą wolności za pracę w fatalnie zorganizow­anym i niedofinan­sowanym systemie ochrony zdrowia, w którym – z koniecznoś­ci – błędów i ofiar będzie coraz więcej. A co będą z tego mieli pacjenci? Na lepsze leczenie nie mają co liczyć, na odszkodowa­nia także nie. Pozostanie żal. Oczywiście – do lekarzy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland