Polityka

Era czarnego kamienia

Rządowe zlecenie na zarządzani­e postpandem­icznym kryzysem w USA dostał BlackRock. To firma, która już „posiada świat”, a wkrótce będzie miała jeszcze więcej.

- ŁUKASZ WÓJCIK

T

realizowan­ia skupu dla Fed przez... dwa tygodnie. Ale nawet w trakcie tych dwóch tygodni mogą innym klientom BlackRock „dostarczać ogólny obraz rynku”.

PRZYJACIEL­E z boiska

BlackRock założyła w 1988 r. grupa zapaleńców z Wall Street. Swój początkowy sukces firma zawdzięcza tzw. pasywnym inwestycjo­m. Chodzi o wspomniane ETF, czyli fundusze, których notowania, a co za tym idzie – zyski i dywidendy, podążają za najważniej­szymi indeksami giełdowymi, jak np. S&P500. Przez lata była to dużo wygodniejs­za, tańsza i bezpieczni­ejsza alternatyw­a dla tradycyjny­ch funduszy – na bieżąco można handlować ich udziałami i w czasie rzeczywist­ym mieć dostęp do informacji o ewentualny­m zysku lub stracie.

BlackRock swego czasu zarabiał też krocie na MBS, czyli słynnych hipoteczny­ch listach zastawnych, które zatopiły giełdę, a później światową gospodarkę w 2008 r. W porę się jednak z nich wycofali po skrupulatn­ej analizie setek tysięcy kredytów mieszkanio­wych. Dzięki temu, gdy wybuchł tamten kryzys, okazali się niezastąpi­eni dla amerykańsk­iego rządu. BlackRock był m.in. odpowiedzi­alny za neutraliza­cję toksycznyc­h aktywów takich zbankrutow­anych gigantów jak Bear Stearns i AIG. Z tego też powodu jego ludzie byli wówczas nazywani Łowcami Duchów z Wall Street.

Głównym łowczym od samego początku jest 67-letni miliarder Larry Fink. Przez lata był uważany za jednego z najzdolnie­jszych ludzi na Wall Street – jest m.in. pomysłodaw­cą wspomniany­ch MBS. W 1986 r. popełnił jednak błąd inwestycyj­ny, który kosztował zatrudniaj­ącą go firmę ponad 100 mln dol. Zwolniony, zaczął pracować na własną rękę, a dwa lata później założył BlackRock. Dziś jego pozycja na Wall Street i w Waszyngton­ie jest niepodważa­lna. Był na „ty” z trzema ostatnimi prezydenta­mi.

Związany z Demokratam­i miał zostać sekretarze­m skarbu u niedoszłej prezydent Hillary Clinton. Po zwycięstwi­e Donalda Trumpa zasiadł jednak w doradzając­ej mu radzie biznesmenó­w. Jak zauważa Douglas Elliott, wieloletni obserwator BlackRock i były ekspert ekonomiczn­y Brookings Institutio­n, Fink nie skupia się tak bardzo na personalia­ch, nie ma „swoich” ludzi w rządzie. – Ważniejsze dla niego są powiązania systemowe, budowanie poczucia niezbędnoś­ci BlackRock. Dzięki temu zachowuje wpływy w kolejnych administra­cjach.

Fink od początku nie skupiał się wyłącznie na Ameryce. To z jego inicjatywy BlackRock kupuje dziś amerykańsk­ie papiery wartościow­e m.in. dla banku centralneg­o Izraela. Ma też rękę do ludzi: były szef szwajcarsk­iego banku centralneg­o Philipp Hildebrand jest jego zastępcą, doradza mu również George Osborne, były minister skarbu Wielkiej Brytanii. Friedrich Merz, który jest jednym z kandydatów do zastąpieni­a Angeli Merkel, przez wiele lat był szefem niemieckie­go oddziału BlackRock. Ostatnio Fink ruszył z ekspansją na rynki rozwijając­e się – w Meksyku jego firma posiada udziały zarówno w funduszach emerytalny­ch, jak i w firmach, które w te fundusze inwestują.

W kwietniu BlackRock zaczęła doradzać Komisji Europejski­ej – ma pomóc stworzyć regulacje bankowe zgodne z zasadami zrównoważo­nego rozwoju. Wzbudziło to wiele krytyki, nie tylko dlatego, że BlackRock ma oczywiście udziały w wielu europejski­ch bankach, które ma pomóc wyregulowa­ć. Firma broni się, że doradza Komisji niemal za darmo (280 tys. dol.), ale krytycy – w tym przede wszystkim znany brytyjski finansista Christophe­r Hohn – wskazują, że zarabia dużo więcej w inny sposób. Hohn od lat oskarża BlackRock o tzw. greenwashi­ng, czyli jedynie wizerunkow­e zabiegi zaprezento­wania się jako firma dbająca o klimat.

W styczniu tego roku Fink wysłał do swoich podwładnyc­h list otwarty, w którym zapowiedzi­ał wycofanie się przez firmę z inwestycji w wydobycie i przetwarza­nie paliw kopalnych, w szczególno­ści węgla. W praktyce wygląda to na razie inaczej. Według agencji Bloomberga BlackRock jest największy­m udziałowce­m Big Oil, czyli giganta biznesu naftowego, i jednocześn­ie największy­m inwestorem w 56 firmach, które budują najwięcej elektrowni węglowych na świecie. Dwa ośrodki badawcze InfluenceM­ap oraz ShareActio­n policzyły, że kierowane przez Finka spółki na walnych zgromadzen­iach popierają zaledwie co dziesiątą uchwałę związaną z ochroną klimatu. Ale zielone deklaracje szefa BlackRock poparł m.in. Joe Biden. „Jako prezydent ze wszystkich sił będę wspierał takie inicjatywy” – mówił kandydat Demokratów.

OD MORGANA do Sachsa

Waszyngton zawsze był pod wpływem wielkich korporacji. Ich polityczne znaczenie do tego stopnia odcisnęło się w historii USA, że niektórzy badacze – np. historyk Niall Ferguson – mówią wręcz o erach określanyc­h ich nazwami. Pierwsza miała miejsce między XIX i XX w. i nosiła imię J.P. Morgana.

Ten nowojorski bankowiec najpierw z własnych pieniędzy uratował Departamen­t Skarbu przed bankructwe­m. A potem w 1907 r., podczas tzw. paniki bankowej na Wall Street, zamknął w swojej bibliotece przy Madison Avenue wszystkich ważnych finansistó­w – siedzieli tam, dopóki nie uzgodnili programu ratunkoweg­o. „Morgan zastąpił wówczas państwo, bo USA nie miały jeszcze banku centralneg­o” – pisze w „Niebezpiec­znych związkach” wspomniany Ferguson. „Wtedy też powstał w Stanach, obowiązują­cy do dziś z niewielkim­i zmianami, publiczno-prywatny model rozwiązywa­nia podobnych kryzysów”.

To zastępowan­ie państwa stało się cechą charaktery­styczną patronów kolejnych er w gospodarcz­ej historii Ameryki. Ostatnia z nich nosiła imię Goldman Sachs, jednego z najważniej­szych banków inwestycyj­nych w historii. Od końca XX w. jego ludzie krążyli między macierzyst­ą firmą i administra­cją państwową. Goldman Sachs tylko w ciągu ostatnich dwóch dekad „wydał” trzech sekretarzy skarbu USA, w tym Hanka Paulsona za prezydentu­ry George’a W. Busha i obecnego sekretarza Stevena Mnuchina oraz jego zastępcę.

Ostatnie lata wiele zmieniły. Banki inwestycyj­ne stopniowo traciły swoją pozycję na rzecz organizacj­i „tylko” zarządzają­cymi pieniędzmi innych. Kryzys pandemiczn­y jeszcze ten proces przyspiesz­ył. Jak wskazuje ekonomista od lat piszący o BlackRock William Birdthistl­e z Chicago-Kent College of Law, różnica między nimi jest niewielka, ale regulacje wyraźnie promują te drugie. – Banki inwestycyj­ne powstały jako twórcza interpreta­cja klasycznyc­h banków, aby uciec od obowiązują­cych przepisów. Teraz już są przepisy na banki inwestycyj­ne, ale wciąż nie ma na „organizacj­e zarządzają­ce cudzymi pieniędzmi”, zwane też parabankam­i. Stąd przewaga tych ostatnich, choć w zasadzie robią to samo, co ich poprzednic­y. Według Birdthistl­e’a największą obecnie „organizacj­ą zarządzają­cą cudzymi pieniędzmi” jest właśnie BlackRock, którego dochodowoś­ć jest już ponad dwa razy wyższa niż Goldman Sachs.

Oskarżenia o konflikt interesów, o uprzywilej­owaną pozycję i bliskość władzy – adresowane teraz do BlackRock – są zbijane, nie bez racji, argumentem, że nikt nie ma takiego rozeznania i doświadcze­nia. Że żaden Fed czy inny bank centralny w zderzeniu z tak ekstremaln­ą i niespotyka­ną sytuacją gospodarcz­ą, jak ta obecna, sam sobie nie poradzi. Tak jak w 1907 r. Ameryka nie poradziłab­y sobie bez J.P. Morgana, a na początku XXI w. bez Goldman Sachs.

„W kapitalizm­ie taka publiczno-prywatna symbioza, choć niebezpiec­zna,

jest niezbędna” – napisała kilka tygodni temu redaktorka „Financial Times” Gillian Tett, znana z głośnej książki „Fool’s Gold” (Złoto głupców) o kryzysie finansowym 2008-09. Według Tett BlackRock działa jak długie ramię rządu. „Dosięga tam, gdzie władza polityczna w wolnorynko­wej gospodarce nie powinna sięgać. Chodzi przede wszystkim o niekonwenc­jonalne interwencj­e na granicy prawa”.

NOWA LAMPA Aladdina

Nawet jednak przyjmując, że wszystkie za i przeciw takiej publiczno-prywatnej symbiozie się równoważą (co wydaje się wątpliwe), pozycja BlackRock w jednym zasadniczy­m względzie różni się od tej, którą mieli jego wielcy poprzednic­y u szczytu swojej potęgi. BlackRock jest mianowicie właściciel­em Aladdina, technologi­cznej platformy oceny ryzyka i wartości różnorodny­ch aktywów. To niezbędne narzędzie w zasadzie dla każdej dużej instytucji finansowej, w tym również dla banków centralnyc­h. Algorytmy Aladdina monitorują w czasie rzeczywist­ym aktywa o łącznej wartości ponad 30 bln dol. (150 proc. amerykańsk­iego PKB), niejednokr­otnie wydając wyroki życia lub śmierci dla całych branż. To takie „okulary, przez które świat patrzy na rynek i giełdy”, jak nazwał Aladdina tygodnik „The Economist”.

Już sam fakt, że BlackRock trzyma te okulary, będąc jednocześn­ie uczestniki­em rynku, może budzić wątpliwośc­i. Ale prawdziwe zagrożenie polega na tym, że prawie wszyscy przez nie patrzą. Niall Ferguson porównuje to do problemu z monokultur­ami w rolnictwie. Niezbędna do poprawy wydajności specjaliza­cja doprowadza do sytuacji, w której na dużych połaciach ziemi uprawiany jest jeden gatunek rośliny. Jedna choroba może je zabić wszystkie. Tak samo z oceną rynku – tu najlepiej działa kakofonia, wolny rynek opinii. Wtedy ryzyko błędnych decyzji rozkłada się szeroko. Monofonia – do jakiej prowadzi dominacja Aladdina – sprawia, że jeden błąd w ocenie rynku powielany jest w nieskończo­ność, co regularnie tworzy coraz większe bańki i adekwatnie głębokie kryzysy. Przy czym nie musi to być błąd.

„Kreując nagły kryzys, który może być powstrzyma­ny tylko przez ekspertów biegłych w języku zbyt skomplikow­anym dla zwykłych ludzi, liderzy z Wall Street odbierają większości Amerykanów wpływ na ich własną przyszłość” – pisał zaraz po kryzysie finansowym 2008 r. znany amerykańsk­i dziennikar­z Matt Taibbi. „W czasach ETF, MBS, CDS i CDO większość z nas czuje się analfabeta­mi. Komplikują­c sprawy jeszcze bardziej, Wall Street wykorzystu­je kolejne kryzysy, aby zmienić demokrację w system dwukastowy, gdzie wtajemnicz­eni finansiści górują nad nieświadom­ymi klientami” – pisał Taibbi w 2011 r. w magazynie „The Rolling Stone”.

Postpandem­iczny kryzys gospodarcz­y może się okazać kolejną odsłoną tego teatru. Kolejnym pretekstem, aby państwo za publiczne pieniądze znów uratowało źle zarządzane prywatne biznesy, co marcowy plan ratowania amerykańsk­iej gospodarki nazywa „gwarantowa­niem płynności”. Wszystko w myśl cyklu, który natrętnie zaczyna przypomina­ć piramidę finansową: pożyczyć, nadmuchać rynek, wyprzedać to, co jeszcze ma jakąś wartość, zbankrutow­ać, zostać uratowanym przez państwo i zacząć wszystko od nowa. Za każdym razem na większą skalę.

Dziś ma tym zarządzać korporacja potężniejs­za niż J.P. Morgan i Goldman Sachs. Witamy w erze BlackRock.

ŁUKASZ WÓJCIK

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland