Cywilizacja, której nie było
Neandertalczycy to w powszechnym mniemaniu symbole prymitywizmu i upadku. Nauka jednak zasadniczo zweryfikowała poglądy o tym gatunku.
Przegrani nie piszą historii, a zarówno wielkie gady sprzed 65 mln lat, jak i nasi neandertalscy kuzyni wymarli. Dinozaury, jako gady, przegrały ze ssakami. Neandertalczycy, którzy zamieszkiwali Europę na długo przed Homo sapiens, znikli wkrótce po naszym przybyciu na Stary Kontynent. W obu przypadkach historia mogła potoczyć się inaczej, a wtedy świat dzisiejszy byłby zupełnie inny.
I dinozaury, i neandertalczycy doczekali się swoistej rehabilitacji. Dla dinozaurów przełomem okazały się prace amerykańskiego paleontologa Roberta Bakkera w latach 70. XX w., który pokazał, że nie były one ani „wielkie i głupie”, jak nieraz twierdzono, ani ociężałe, ani pozbawione uczuć, ani zimnokrwiste, ani nawet nie wymarły – jedna z ich linii (fruwające teropody) przeżyła i dziś znana jest jako ptaki.
Zmieniły się także poglądy na temat neandertalczyków. Uważani początkowo za nieokrzesanych troglodytów – głównie za sprawą francuskiego geologa i paleontologa Marcellina Boule’a z początku XX w., który opierając się na analizie szkieletu starego i schorowanego osobnika, przedstawił ich jako owłosionych, nie w pełni wyprostowanych, brutalnych i dzikich jaskiniowców – teraz postrzegani są zupełnie inaczej. Dziś coraz częściej uznaje się ich za w pełni równych nam, wrażliwych, twórczych, opiekuńczych i inteligentnych ludzi. A nawet – jak dinozaury – nie do końca wymarłych: ich geny, będące owocem wielokrotnych intymnych relacji między naszymi gatunkami, przetrwały w nas do dziś.
Czym były prace Bakkera dla dinozaurów, tym dla wiedzy o neandertalczykach są odkrycia amerykańskiego antropologa Ralpha Soleckiego, dokonane również w latach 70. ubiegłego wieku w jaskini Szanidar w irackim Kurdystanie. Znaleziony tam szkielet starego i silnie okaleczonego osobnika, wraz z pyłkami roślin o pięknych kwiatach i leczniczych ziół, dał początek opowieści o ludziach opiekuńczych i wrażliwych, żyjących w złożonych społecznościach i odprawiających ceremoniały pogrzebowe. Co współgrało z hasłem nawiązującym do rewolucji ’68 roku o „dzieciach kwiatach”.
Ostatnie lata przyniosły serię znalezisk stawiających neandertalczyków w jeszcze lepszym świetle i wskazujących na liczne ich przymioty i umiejętności, których wcześniej nie podejrzewaliśmy.
Tkacze
Znalezisko jest wprawdzie maleńkie i niepozorne, ale ma dalekosiężne konsekwencje: to mierzący zaledwie 6,2 mm długości i 0,5 mm szerokości czarny strzępek materii przylegający do kamiennego ostrza tkwiącego w namulisku jaskini Abri du Maras we Francji. Jego wiek szacuje się na ok. 50 tys. lat.
Co w nim niezwykłego? Otóż, o ile narzędzia kamienne są w zapisie archeologicznym powszechne, a to ostrze nie wyróżniało się niczym szczególnym, o tyle materia organiczna – w tym przypadku zwęglone włókna łyka drzewa iglastego – zachowuje się bardzo rzadko, więc uczeni postanowili przyjrzeć się im bliżej. To, co zobaczyli pod mikroskopem elektronowym, wprawiło ich w zdumienie: włókna były splątane, ale nie w przypadkowy sposób, tylko splecione niczym warkocz zbudowany z trzech regularnie owijających się kosmyków. Nie mogło być mowy o przypadku – ktoś dobrze wiedział, którą wiązkę i w jakim kierunku skręcać, by otrzymać plecionkę tworzącą silny sznur lub linkę, będące częścią jakiejś większej całości. Nietrudno zauważyć, że wykonanie tych wszystkich czynności wymaga wielu innych umiejętności, takich jak znajomość budowy drzew (do łyka trzeba umieć się dostać i znać jego właściwości), zdolności planowania, układania kolejnych kroków w sekwencje i tak dalej.
Skąd wiadomo, że owa plecionka jest dziełem neandertalskim? Po pierwsze, wiek: w Europie przed 50 tys. lat żył tylko ten gatunek homininów, a na przybycie ludzi współczesnych trzeba było poczekać jeszcze co najmniej 5 tys. lat. Datowanie tego osobliwego artefaktu wydaje się wiarygodne i potwierdzone na licznych próbkach zarówno osadu, jak i innych wydobytych zeń artefaktów. Po drugie, ze stanowiska tego już wcześniej wydobyto neandertalskie narzędzia, a brak tam jakichkolwiek artefaktów, które można by połączyć z ludźmi współczesnymi.
Jeśli splot z Abri du Maras stanowił część większej (znacznie) całości, to rodzi się pytanie, czym ona była i do czego mogła służyć? Jeśli związek owej plecionki z narzędziem nie jest przypadkowy (a znaleziono ją na spodniej stronie odłupka, więc nie była narażona na wpływy zewnętrzne czy też przyniesiona później), to mogła być fragmentem mocowania do jakiegoś trzonka. Samo w sobie okazałoby się to ewenementem, bo takich osadzonych, złożonych narzędzi neandertalskich dotąd nie znano.
Przyjęcie, że neandertalczycy, poza łupaniem kamieni, zdolni byli do znacznie bardziej precyzyjnych, wymagających inteligencji zachowań, otwiera drogę do dalszych spekulacji. W ich zasięgu znajdowałoby się wytwarzanie mat, lin, sznurków, koszy, a wreszcie nawet budowa łodzi lub tratw, co nie jest
już tylko czczą spekulacją. Paradoksalnie, to protowłókiennictwo mogło natomiast nie mieć nic wspólnego z ubraniami, gdyż do okrywania się neandertalczycy używali zapewne skór, co też niedawno wyszło na jaw.
Artyści i kuśnierze
Od pewnego czasu mnożą się też doniesienia, że naszym ludzkim kuzynom nieobca była wrażliwość artystyczna. Ochry, jako materiału do malowania (prawdopodobnie ciał), używano w Afryce już przed co najmniej 250 tys. lat, a w 2010 r. w Europie znaleziono muszlę małża morskiego sprzed 115 tys. lat ze śladami węgla drzewnego, ochry i tłuszczu rybiego, którą zinterpretowano jako podręczny zbiorniczek na farbę. Jej wiek wskazywał, że mogła być używana przez neandertalczyków (a może neandertalki?), na przykład do makijażu. „To najstarszy na świecie przybornik do upiększania ciała” – pisano. Skądinąd w tej samej jaskini Cueva de los Aviones, położonej nad brzegiem morza w pobliżu Kartageny, odkryto perforowane muszle z naszyjników, co stawia neandertalczyków na równi ze współczesnymi im Homo sapiens z Afryki, którzy wykonywali bardzo podobne artefakty.
Ale ostatnie znaleziska to sprawa jakościowo znacznie poważniejsza, bo dotyczą malarstwa jaskiniowego, które dotąd uważano za działalność – zarezerwowaną wyłącznie dla naszego gatunku i przejaw wkroczenia na nowy etap, powiązany z językiem – i przyspieszającą ewolucję kulturową.
Opublikowana w 2018 r. w „Science” praca zespołu naukowego z University of Southampton i Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. M. Plancka w Lipsku opisuje odkryte na ścianach trzech hiszpańskich jaskiń (La Pasiega, Maltravieso i Ardales), w oddalonych od siebie częściach kraju, geometryczne wzory (w tym pionowe i poziome linie tworzące „drabinkę”), zgrupowane kropki, odciski i zarysy dłoni, jak również – bardzo niepewne i niewyraźne – wizerunki, być może przedstawiające zwierzęta. Choć praca dotyczy datowania malowideł, a nie ich samych (te znano już wcześniej), to właśnie wiek jest tu najważniejszy – badacze szacują go, stosując najbardziej wyrafinowane techniki, na co najmniej 64 tys. lat. A to wyklucza możliwość przypisania ich autorstwa Homo sapiens.
Naukowcy zwracają też uwagę, że obecność takich artystycznych wytworów wskazuje nie tylko na wrażliwość ich autorów, ale także na zdolności do planowania i myślenia abstrakcyjnego. Praca w jaskini wymaga uprzedniego przygotowania barwników, narzędzi do nakładania farb, wyboru lokalizacji w obrębie jaskini i zapewnienia źródła światła. Trudno sobie wyobrazić, by wszystko to było możliwe bez opanowania języka, a to też dotąd wydawało się jedną z jakościowych różnic oddzielających „nas” od „nich” (choć i „my” pewnie nie mówiliśmy od początku istnienia naszego gatunku). „Pojawienie się symbolicznej kultury materialnej stanowi fundamentalną przemianę w ewolucji człowieka. To jeden z filarów naszego człowieczeństwa” – mówi jeden z autorów tej pracy, Dirk Hoffman z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. M. Plancka.
Kolejne znalezisko, o którym warto wspomnieć, w porównaniu ze sztuką czy językiem może wydawać się banalne, ale i ono niesie ze sobą bardzo poważne konsekwencje. Wynika z niego bowiem, że neandertalczycy nie tylko używali narzędzi kościanych, ale że jedno z nich, nazwane lissoir (co można tłumaczyć jako „wygładzacz” lub „gładzik”), wykorzystywali do wyprawiania zwierzęcych skór.
Odkrycia dokonała w 2013 r. amerykańska antropolożka Naomi Martisius z University of California w Davis, poszukująca do swojej pracy doktorskiej różnych narzędzi neandertalskich w południowej Francji. W dwóch położonych blisko siebie jaskiniach, Abri Peyrony i Pech-de-l’Azé, znanych już wcześniej z neandertalskich znalezisk, jej uwagę zwróciły szczególnie intrygujące narzędzia wykonane z żeber dużych ssaków, mające silnie spłaszczone i wygładzone od długotrwałego pocierania zakończenia. Bardzo podobne znano dotąd tylko ze sporo późniejszych okresów, a ich specyficzny kształt i owo wygładzone zakończenie nie pozostawiają wątpliwości, co do ich intencjonalnego wykonania i przeznaczenia.
W najnowszej pracy na ten temat (maj 2020 r.) zespół Martisius dokonał kolejnego odkrycia, pokazując, że żebra, z których owe wygładzacze zrobiono, należały do bizona lub tura, mimo że w osadzie, w którym je znaleziono, przeważały (90 proc.) kości znacznie mniejszych ssaków, głównie reniferów, na które masowo polowano. Może to oznaczać, że neandertalczycy potrafili selekcjonować kości pod kątem ich potencjalnej przydatności, a kość wybrano specjalnie ze względu na jej fizyczne właściwości, których kamień nie oferuje (znane dotąd neandertalskie narzędzia kościane przypominały te kamienne i także były wykonywane przez ciosanie).
Po co neandertalczycy wyprawiali skóry? Prawdopodobnie do okrywania ciała, co w lodowcowej Europie musiało mieć znaczenie. O ubraniach neandertalskich nic dotąd nie wiedzieliśmy i było to pole do wielu domysłów, nawet fantastycznych (jak ten, że pokryci byli naturalnym futrem). Teraz, dzięki takim kilku niepozornym znaleziskom, jesteśmy być może bliżej rozwikłania zagadki, dzięki czemu udało im się przetrwać w Europie tak długo i w tak często ekstremalnych warunkach.
W początkach 2020 r. pojawiło się kolejne odkrycie, dodające całej tej historii szczególnej pikanterii. W jaskini Baczo Kiro w Bułgarii, znanej już wcześniej ze szczątków Homo sapiens (najstarszych w Europie, bo sprzed ok. 45 tys. lat), zespół pod kierunkiem Jean-Jacques Hublina (w zespole była Martisius) znalazł, obok tysięcy szczątków zwierząt oraz narzędzi kamiennych i kościanych, piękny okaz „wygładzacza”. W dodatku identyczny z tymi wykonywanymi w Europie przez neandertalczyków. Może więc – tu warto puścić wodze fantazji – to właśnie neandertalczycy nauczyli naszych przodków, jak się to robi i wiedza ta, przekazywana z pokolenia na pokolenie przez 50 tys. lat, nie wygasła do dziś!
I choć to wizja śmiała, jest poważnie rozpatrywana przez naukowców. Jak mówi Marie Soressi z uniwersytetu w Lejdzie: „Byłoby to pierwsze świadectwo transmisji od neandertalczyków do naszych bezpośrednich przodków”. Dodajmy – transmisji kulturowej, bo o przekazywaniu sobie genów (w obie strony) wiemy już od 2010 r., gdy odczytano (prawie) cały genom neandertalczyków. To o tyle prawdopodobne, że pierwsi Homo sapiens, którzy przybyli do Europy około 45 tys. lat temu, nie mieli w swym, skądinąd bogatym, repertuarze tego typu narzędzi.
A na koniec tych rozważań nad kuśnierskimi talentami neandertalczyków warto zauważyć, że zapewne to samo nie dotyczyło szewstwa, bo wszystkie znane dotąd odciski neandertalskich stóp (zarówno z jaskiń, jak i ze stanowisk pod gołym niebem) zostawione zostały przez gołe, a nie obute nogi. Co zresztą można różnie interpretować…
Kucharze i smakosze
O upodobaniach kulinarnych neandertalczyków wiemy niewiele. O ich związkach z morzem również, chociaż pierwsze znalezisko ich szczątków (z 1848 r.) pochodzi ze skały gibraltarskiej górującej nad wodami Morza Śródziemnego. Uważa się, że neandertalczycy trzymali się raczej wnętrza kontynentu i – ze względu na klimat lodowcowej Europy oraz brak bogatej szaty roślinnej (zamieszkiwali tak zwany mamuci step) – polowali głównie na grubego zwierza i w dużej mierze żywili się mięsem. Ich kuchnia, podobnie jak inne obyczaje, nie była wyrafinowana.
A przynajmniej tak się wydawało. W opublikowanym niedawno w „Science” artykule niestrudzony hiszpański orędownik „rehabilitacji” neandertalczyków João Zilhão z uniwersytetu w Barcelonie przedstawił dość sensacyjnie wyglądające znalezisko z jaskini Figueira Brava w Portugalii, zamieszkiwanej przez neandertalczyków w okresie między 106 tys. a 86 tys. lat temu. Z prowadzonych tam w ostatnich latach wykopalisk wynika, że podstawę menu (ok. 50 proc.) jej mieszkańców stanowiły ryby, skorupiaki, małże i inne owoce morza, nawet tak trudne do schwytania, jak rekiny czy delfiny, a także morskie ptaki. Poza tym tamtejsi neandertalczycy polowali na jelenie, koziorożce, konie oraz żółwie. Ze szczątków roślin wchodzących potencjalnie w skład ich jadłospisu wymienić warto dzikie oliwki i figi, a także szyszki sosen pinii, której nasiona (orzeszki piniowe) są do dziś cenione przez smakoszy. Czyżbyśmy i kuchnię śródziemnomorską zawdzięczali naszym neandertalskim poprzednikom, a po części i sąsiadom?
Nowe odkrycie nie tylko rozszerza przypisywane im zachowania o wysublimowany gust kulinarny, ale też – przy okazji – o wiele innych zaawansowanych zachowań, bez których zdobywanie tych morskich bogactw nie byłoby możliwe (to dlatego zdolności takie przypisywano dotąd tylko Homo sapiens). Pozyskiwanie morskich mięczaków nie jest trudne, wystarczy znaleźć je na plaży lub oderwać od skały. Z rybami jest inaczej – by je schwytać, potrzebne są wędki lub sieci i choćby najprymitywniejsze łodzie bądź tratwy, a o posiadanie takich umiejętności nigdy dotąd neandertalczyków nie podejrzewano.
Nikt nie przypuszczał też, że lubili się kąpać czy tym bardziej nurkować w zimnych wodach ówczesnych mórz. Niedawne odkrycie każe i takim poglądom przyjrzeć się na nowo. W 2019 r. w czasopiśmie „PLoS One” opublikowano artykuł donoszący o odkryciu w uchu środkowym neandertalczyków specyficznych struktur, które znane są (choć nieczęsto) również u ludzi współczesnych i noszą wiele mówiącą nazwę „ucha surferów” (lub nurków). Są to drobne kostne narośla czy wypustki, powstające u ludzi mających częsty kontakt z zimną wodą, a więc narażających swe uszy na niską temperaturę i wilgoć. Kiedy naukowcy zbadali 23 czaszki neandertalczyków z różnych stanowisk Europy i Azji, stwierdzili obecność tych struktur aż u połowy z nich, co jest wartością znacznie wyższą niż u ludzi współczesnych, również tych żyjących nad morzem.
Konsumpcja darów morza nie tylko wymaga wielu zaawansowanych talentów i inteligencji, ale może także je napędzać. Jak pisze Zilhão „wedle często przywołanego modelu pochodzenia człowieka współczesnego powszechność spożywania owoców morza bogatych w Omega-3 i inne kwasy tłuszczowe sprzyjające rozwojowi tkanki mózgowej miała wpłynąć na wzrost naszych intelektualnych osiągnięć (…). Ale wyniki prac badawczych w Figueira Brava pokazują, że jeśli konsumpcja morskich stworzeń odgrywała istotną rolę w rozwoju zdolności poznawczych, to dotyczyło to wszystkich ludzi, w tym także neandertalczyków”.
Czy wszystkie te nowo odkrywane talenty neandertalskie oznaczają, że możemy traktować oba gatunki („nas” i „ich”) jako równe sobie (jak chce Zilhão) lub wręcz jako jeden gatunek, który swobodnie sobie przekazywał geny i kulturę (co też miejscami Zilhão sugeruje?). Otóż odpowiedź wydaje się przecząca. Owszem, krzyżowaliśmy się, ale możemy to stwierdzić właśnie dlatego, że nasze genomy istotnie się różnią i tylko dzięki temu potrafimy te epizody hybrydyzacji uchwycić i nawet oszacować, kiedy nasze linie się rozdzieliły.
A co do przekazu kulturowego, to może być on najbardziej intrygującą hipotezą, która z tej ostatniej fali rehabilitacji neandertalczyków wynika. Tyle tylko, że nie oznacza to, iż byliśmy tacy sami. Właśnie dlatego, że się różniliśmy, można było te odmienności wykorzystać. Jeśli bowiem „wygładzacze” naprawdę zostały nam przekazane przez neandertalczyków, to i inne kulturowe wynalazki mogły dotrzeć do nas podobną drogą. Może nawet wciąż wśród jakichś archaicznych języków (baskijski?) używamy słów, które nasi bardzo odlegli antenaci zapożyczyli kiedyś od swych neandertalskich sąsiadów? Nigdy pewnie już się tego nie dowiemy.
Spóźnione budzenie
Nie jest też tak, że wszyscy neandertalczycy byli artystami, kuśnierzami, smakoszami itp., tylko że w niektórych ich populacjach i u niektórych osobników takie talenty się pojawiały. Musiały też być rzadkie i dlatego tyle czasu zajęło, zanim trafiliśmy na pierwsze ich ślady. W dodatku pojawiły się dość późno w ich ewolucji i nie istniały od początku. Ale i nasz gatunek zajął się powszechnie malarstwem, sztuką, językiem i stworzył większość innych wynalazków dopiero wraz z tzw. rewolucją górnego paleolitu, a więc ponad 100 tys. lat po powstaniu Homo sapiens. Z neandertalczykami mogło być podobnie, tyle że w odróżnieniu od „nas” nie zdołali już tych wszystkich swoich odkryć przekazać innym, bardziej opóźnionym w rozwoju populacjom.
Jeśli powstanie naszych zaawansowanych cywilizacji (bo przecież nigdy nie było jednej, tylko wiele i to o różnym stopniu rozwoju) porównać można do przebudzenia Homo sapiens, to w przypadku neandertalczyków to budzenie dopiero się zaczęło i nigdy nie objęło całego ich gatunku, zanim ten odszedł na zawsze. Nasze populacje okazały się zbyt ekspansywne, by pozwolić na istnienie dwóch kreatywnych i równie ofensywnych gatunków na tym samym terenie. By dowiedzieć się, jak wyglądałaby cywilizacja stworzona przez neandertalczyków (lub innych homininów), musieliby oni zasiedlić przed nami jakiś „pusty” kontynent (np. Amerykę, co nie było całkiem wykluczone, bo neandertalczycy dotarli daleko na wschód eurazjatyckiego superlądu) i tam, rozwijając się w izolacji, dotrwać do jakiegoś przyszłego Kolumba. Niestety, byliśmy pierwsi, więc nie dowiemy się, jak mogłaby wyglądać „obca” cywilizacja i to tu, na naszej planecie. I jak byśmy sobie z tak bardzo nam obcymi ludźmi urządzili świat.