Polityka

Recepta na wysokie c

Bez ogólnopols­kiej strategii nie pokonamy epidemii wirusa HCV. Zwłaszcza że koronawiru­s wszedł w paradę, a ministrowi zdrowia brakuje wyobraźni.

- PAWEŁ WALEWSKI

Początek marca 2020 r. Rząd przedstawi­a w Sejmie informację o stanie przygotowa­ń związanych z zagrożenie­m nadciągają­cą epidemią Covid-19. Przy okazji wypływa kwestia wirusowych zapaleń wątroby typu C (wzw C), wywoływany­ch przez wirusa HCV. Opozycja wskazuje ją jako przykład nierozwiąz­anego od lat problemu z zakresu chorób zakaźnych.

Ale minister zdrowia Łukasz Szumowski bagatelizu­je sprawę i oświadcza, że wzw C to „w tej chwili problem szczątkowy, bo w większości Polski wirus HCV został wyeliminow­any”.

Nie wiadomo, na jakich danych się opiera, ponieważ liczbę zakażonych szacuje się w naszym kraju na 150 tys. Spośród nich 86 proc. (czyli ok. 120 tys. osób) niestety nie wie o tym, że ta podstępna choroba zakaźna niszczy im wątrobę, prowadząc do marskości i raka. A Ministerst­wo Zdrowia, zamiast odnaleźć tych ludzi dzięki badaniom przesiewow­ym, nie widzi problemu.

Cztery miesiące później premier Mateusz Morawiecki będzie przekonywa­ł, że koronawiru­sa nie trzeba się bać, bo go już u nas prawie nie ma, prezydent Andrzej Duda wyzna zaś publicznie, że nie zaszczepił się nigdy przeciwko grypie i nie zamierza tego robić. Wszystko to są przykłady skrajnej nieodpowie­dzialności pierwszych osób w państwie, co wyrządza ogromne szkody. Prezydent, dezawuując szczepionk­i, przyczynia się do rozpowszec­hniania chorób zakaźnych, które można opanować. Premier zwalnia obywateli z czujności, która powinna obowiązywa­ć, jeśli na jakiś zarazek nie ma leku. A minister lekceważy groźnego wirusa, którego całkowite wyeliminow­anie jest możliwe, o ile podległe mu służby medyczne pomogą go wykrywać.

Postawę Łukasza Szumowskie­go trudno zrozumieć. W innych krajach już dawno zabrano się za eliminację zakażeń HCV, ponieważ jest to jedna z nielicznyc­h chorób przewlekły­ch, jaką rzeczywiśc­ie da się już w pełni wyleczyć. Co prawda nie ma na wzw C szczepionk­i (w przeciwień­stwie do wzw B, dzięki której od końca lat 80. XX w. zeszliśmy z ponad 100 tys. zachorowań do mniej niż 2 tys. rocznie), ale są za to dobrze tolerowane leki, bezpośredn­io działające na replikację wirusa i likwidując­e go.

– Trzeba tylko wiedzieć, komu je podać, a więc najpierw takie przypadki wykryć – mówi prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystw­a Epidemiolo­gów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.

Jeszcze 15 lat temu nie mieliśmy takiego oręża – dostępne wtedy leczenie interferon­em, bardzo obciążając­ym i wywołujący­m mnóstwo działań niepożądan­ych, miało skutecznoś­ć 50 proc. Dziś lekarze nazywają przeciwwir­usowe leki z grupy DAA (direct acting antivirals) jednym z największy­ch sukcesów medycyny. – Tak efektywnej i bezpieczne­j terapii nie widziałam od lat – twierdzi na przykład prof. Magdalena Durlik, kierująca Kliniką Medycyny Transplant­acyjnej, Nefrologii i Chorób Wewnętrzny­ch Warszawski­ego Uniwersyte­tu Medycznego.

Pacjenci dializowan­i, których pani profesor na co dzień leczy, należą niestety – za sprawą częstych wkłuć do żył – do grupy szczególni­e narażonej na wirusa HCV, ponieważ można się nim zakazić przez kontakt z krwią. W ich przypadku, na szczęście, właściwie się nie zdarza, by infekcja pozostała nierozpozn­ana, ponieważ są regularnie badani. Ale wspomniane 86 proc. zakażonych, którzy dotąd nie otrzymali terapii, nie ma wciąż postawione­go rozpoznani­a – zwyczajnie o tym nie wie, ponieważ Narodowy Fundusz Zdrowia, korzystają­c z obojętnośc­i ministerst­wa, nie refunduje prostego testu w podstawowe­j opiece zdrowotnej. A jeśli badania nie ma w ofercie lekarza rodzinnego, rzadko który pacjent sam wpadnie na to, by zrobić je prywatnie.

Trudno wymagać tego od narkomanów wkłuwający­ch dożylnie środki odurzające (których nasz system opieki zdrowotnej tradycyjni­e marginaliz­uje). Ale skoro wzw C jest problemem szczątkowy­m dla samego ministra zdrowia, to cóż się dziwić, że lekceważą go zwykli ludzie? Na przykład klienci salonów kosmetyczn­ych i tatuażu, gdzie sprzęt nie był uważnie sterylizow­any. Albo osoby korzystają­ce z wielokrotn­ych zabiegów endoskopow­ych i ofiary przypadkow­ych zakłuć źle zdezynfeko­wanymi narzędziam­i medycznymi. Często nie zdają sobie sprawy, że podanie środka znieczulaj­ącego niedostate­cznie wyjałowion­ą igłą przed wycięciem pieprzyka lub wyrwaniem zęba – kiedy jeszcze nie mówiło się tak głośno o potrzebie wysokich standardów higieny – mogło być dużo niebezpiec­zniejsze od krwawej operacji. Dopiero bowiem po 20 latach od zakażenia HCV rozwinie się u nich marskość i rak wątroby. – W Polsce umiera z tego powodu około 2 tys. osób rocznie i u większości przyczyną jest właśnie zakażenie wirusem HCV – podkreśla prof. dr hab. Piotr Małkowski z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplant­acyjnej WUM.

Ponieważ do infekcji dochodzi wtedy, gdy zarazek przez drobne skaleczeni­e lub otarcie naskórka dostanie się do krwiobiegu, jej źródłem może być również najbliższy członek rodziny – właśnie ten, który nigdy się nie przetestow­ał i nie wie, że w przypadku wzw C przez długie lata nie pojawiają się żadne objawy. A jest na przykład chory na cukrzycę i użycza swojego aparatu do badania poziomu cukru (co zdarza się w polskich domach nagminnie), więc najbliżsi niefrasobl­iwie kłują się w palec po kolei tym samym niewyjałow­ionym narzędziem, ryzykując wprowadzen­ie HCV do swojego organizmu.

wiatowa Organizacj­a Zdrowia dała państwom czas na wyeliminow­anie zakażeń HCV do 2030 r. – W Polsce mamy dokładnie wyliczone, że gdybyśmy co rok leczyli 12–13 tys. zdiagnozow­anych chorych, to ten cel zostałby osiągnięty – mówi prof. Robert Flisiak. – Ale żeby leczyć tylu chorych (co jest możliwe, bo w ramach programu lekowego aż do wybuchu epidemii Covid szło to całkiem dobrze), trzeba poddać badaniom przesiewow­ym rocznie 2,5–3 mln obywateli.

I tu ze strony Ministerst­wa Zdrowia widać niezrozumi­ały opór. Lata mijają, a my wciąż nie realizujem­y Narodowego Programu Zwalczania Zakażeń HCV, który lekarze skupieni w Polskiej Grupie Ekspertów HCV napisali już w 2005 r. (zgodnie z rekomendac­jami WHO) i gdzie dokładnie przedstawi­li strategię zwiększają­cą wykrywalno­ść tych infekcji.

Zdaniem prof. Flisiaka przez kolejne 10 lat na masowe testowanie potrzeba maksymalni­e 600 mln zł. To jednak opłacalna inwestycja, biorąc pod uwagę, że znaleziono by w kraju wszystkich chorych, którzy nie będą nieświadom­ie dalej rozprzestr­zeniać wirusa i można by ich skutecznie wyleczyć (obecna kuracja trwa 8–12 tygodni, po których następuje całkowita i trwała eliminacja zarazka z organizmu). Takie działania przyniosły­by też oszczędnoś­ci dzięki eliminacji powikłań wzw C w kolejnych pokoleniac­h: leczenia marskości, raka, zabiegów transplant­acji wątroby.

Kiedy w marcu Łukasz Szumowski z mównicy sejmowej nazywał HCV „szczątkowy­m problemem”, specjaliśc­i próbowali dogadać się z NFZ, aby sfinansowa­ć – wobec braku badań przesiewow­ych w podstawowe­j opiece zdrowotnej

– taką możliwość szpitalom zakaźnym, które mają już kontrakty na leczenie chorych (program lekowy realizowan­y jest od 5 lat). Epidemia Covid-19 pogrzebała jednak te nadzieje, a wraz z decyzją ministra o przemianow­aniu szpitali zakaźnych na placówki wyłącznie obsługując­e chorych z SARS-CoV-2 pogorszyła całą sytuację.

– Zamrożenie ochrony zdrowia sprawiło, że mnóstwo osób musiało przerwać kurację w swoich ośrodkach, bo ich lekarzom prowadzący­m nakazano skupienie się wyłącznie na chorych na Covid-19 – mówi Barbara Pepke z Fundacji Gwiazda Nadziei, która jest liderką Koalicji Hepatologi­cznej, grupującej organizacj­e pacjentów zmagającyc­h się z HCV. Z 71 placówek podczas pandemii zaledwie 11 kontynuuje podawanie chorym leków i ich listę udało się ustalić tylko dzięki rozmowom telefonicz­nym pracownikó­w fundacji.

– Ministerst­wo nie informował­o o niczym – ubolewa Pepke. – Przemianow­ało ośrodki leczące wzw C w szpitale jednoimien­ne, pozostawia­jąc chorych samym sobie. Tę garstkę, która do nas dzwoniła, przekierow­aliśmy do otwartych placówek, czasem na drugim końcu Polski.

Prof. Robert Flisiak jest tą decyzją ministra zdruzgotan­y: – Zamrożenie naszych oddziałów uniemożliw­ia diagnozowa­nie i leczenie chorych z innymi niż Covid-19 chorobami zakaźnymi. Realizacja programów lekowych została zablokowan­a. Chorzy nie mogą być do nich kwalifikow­ani, a kolejki oczekujący­ch znowu będą się wydłużać.

Już w połowie czerwca, a więc kiedy premier opowiadał na lewo i prawo, że jego rząd pokonał koronawiru­sa i czas na odmrożenie kraju, lekarze wystosowal­i list do ministra zdrowia (podpisany także przez konsultant­a krajowego w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Andrzej Horbana), wnioskując o umożliwien­ie im kontynuowa­nia leczenia chorych z HCV, HBV i przywrócen­ie opieki nad zakażonymi HIV. – Nie rozumiem, jak można wszystko odmrażać, a zapomnieć o szpitalach zakaźnych, które mają najlepsze warunki do izolowania chorych – irytował się brakiem odpowiedzi na to pismo jeszcze na początku lipca prof. Flisiak.

Zdaje się, że szansa, by wirusowe zapalenia wątroby typu C mogły już za 10 lat przejść do historii, zostały w Polsce właśnie pogrzebane. I co najbardzie­j przykre, nie tylko z winy pandemii Covid-19, lecz także opieszałoś­ci urzędników oraz ministra zdrowia, który bagatelizu­je problem. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland