Balal liknocnluinsigve
Obecna sytuacja sprzyja oklapnięciu i powściągliwemu entuzjazmowi związanemu z podbijaniem świata. Nie wiadomo przecież, gdzie i czy w ogóle zakładać maseczki. Niepewna sytuacja w pracy też nie zachęca do szastania forsą na hotele czy atrakcje typu wata cukrowa z gofrem.
A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać nigdzie? Mieć plany na pozostanie między kuchnią a sypialnią. Zrobić sobie all inclusive na przecenie w warzywniaku. Założyć bikini i pobyczyć się na balkonie. Na wycieczkę wyjechać do sąsiedniej dzielnicy albo wsi. W ogóle nie używać plecaka czy walizki, za to wszystko nosić w kieszeni. Zamiast na muzeum, wydać pieniądze na wibrator. Nigdzie się nie spóźnić, bo nie mieć nic w kalendarzu. Być bladą, poczochraną i rozmemłaną. Dziwić się, że drzewo za oknem ma sto kolorów liści. Patrzeć na słońce, aż wypali oczy. Dużo spać i migać się od roboty. Na pytanie: „a co sądzisz na temat ostatniej wypowiedzi tego i owego”, unieść brwi w pogardzie i cmoknąć ze zniecierpliwieniem. Bo się chwilowo nie ma żadnych refleksji i się ich nie potrzebuje.
Może to całe planowanie urlopu, spinanie się w korkach, dusznym pociągu lub opóźnionym samolocie nie jest warte naszej atencji? To właśnie w siedzeniu po domach, którego doświadczaliśmy do znudzenia na początku pandemii, upatrywać należy mindfulness, zen i ogólnie szczęśliwego slow life. Pchanie się do zatłoczonych ośrodków wypoczynkowych to obecnie ryzykowna gra. A tak to w kapciach, pomalutku, człap-człap z łazienki do piwnicy i jakoś to życie zleci.
Co w związku z tym z resztą rodziny? Niech się dołączy do przewalania z kąta w kąt. Żeby nie doszło po drodze do stłuczek i nadepnięć na odcisk, można wcześniej zamówić sobie odpowiednie trasy lub leżakowy dyżur na tarasie. Chodzi o to, aby zminimalizować interakcje, wszak urlop jest po to, aby odpocząć, a nie kłócić się o zmywarkę.
Co w sytuacji, kiedy zwolniono nas z pracy? Podobno już w sierpniu budżetówka będzie musiała zmierzyć się z masowymi wypowiedzeniami umów lub ich nieprzedłużeniem. No, wtedy sytuacja jest jasna: przechodzimy w tryb dojadania resztek i nerwowego przeglądania ofert na śmieciowe umowy. Za to przeglądania w klapkach, jak człowiek wyluzowany i nieuczestniczący w niepotrzebnym wyścigu szczurów.
Ech, dolce vita! Przecież jest internet i można wszystko zobaczyć online. Przez ostatnie kilka miesięcy doskonale radziliśmy sobie, podróżując palcem po mapie. Właściwie to było nawet lepsze niż ściskanie się w kolejkach i znoszenie humorów innych ludzi. Czemu więc w wakacyjne miesiące nie popatrzeć sobie na wystawy w Luwrze, rozkładając się na osobistej sofie? Czemu Netflix ma być niby gorszy niż chodzenie po górach? Przynajmniej nie napada nam na głowę i nie zatrujemy się starymi pierogami z mikrofali. A przy tym podumamy chwilę nad funkcją współczesnego przemieszczania się i „zaliczania” coraz to kolejnych atrakcji turystycznych, z których i tak się potem niewiele pamięta, bo ile można wchłonąć faktów z historii architektury, no, ludzie!
À propos ludzi. To nieładne, co napiszemy, ale my w ogóle nie piszemy, żeby było ładnie, dlatego i teraz walimy wprost: ludzi można mieć dość. Urlop to dobry moment, żeby uświadomić sobie, że to uczucie, jak każde inne i nie trzeba go opłacać swędzącym poczuciem winy. Jedni dostają wysypki po spożyciu jajek, inni pokrywają się egzemą na widok pyzatych oblicz, z których wyzierają chytre oczka.
Zdrowo jest wziąć urlop od większości twarzy, które nas męczą – tych z telewizji, z mijanek na schodach, z Facebooka. Od denerwujących głosów również. Wyłączyć radio, żeby nie szemrało nawykowo, a jeśli słuchać, to tylko wybranych podcastów. SPA dla uszu drogą eliminacji nieistotnego brzęczenia, segregacja bzdetów, pozbycie się informacyjnych zanieczyszczeń. I żaden tam recykling – twarda odmowa przyswajania treści, które nie będą miały znaczenia za dwadzieścia lat. Tak, jak myjemy się rano i wieczorem, tak możemy obmywać się z brudów wciskanych nam treści, toksyn przekazu podprogowego, oparów nienawiści, które powodują, że człowiek chodzi po zanurzeniu się w nich jak nurek, który zbyt szybko wyskoczył z głębin. Bo szkodzi nam nie tylko smog. Nienawiść i szczucie to chmura cięższego kalibru. Atakuje całą duszę, przenika człowieka do szpiku kości, wdziera się w każde włókienko. Śmierdzą tym włosy, a nawet ubranie, jak po wypaleniu paczki tanich papierosów.
Urlop jest po to, żeby o siebie zadbać. Odizolować się od wrzasku, nagonki, przesyconych wściekłością decybeli. Od toksycznych relacji z własnym państwem i współobywatelami. To może być czas zejścia do swojego wnętrza, wśród znajomych kątów i bodźców, które sami sobie dobieramy. Warto odciąć się od teściów, założyć blokadę na telefony od nielubianej szwagierki. Zrobić sobie szlaban na telewizor, powstrzymać zerkanie na media społecznościowe.
Na gimnastykę hipokryzji przyjdzie czas po urlopie. Wtedy nadejdzie moment na wyjście do ludzi, do świata, na ponowne zaznaczenie swojego terytorium, które dzielimy ze współobywatelami, podobnie jak historię, hymn narodowy i inne sprawy, które zamieniono ostatnio w kilofy do wykopywania podziałów. Zejście w głąb siebie, oczyszczenie, a potem kontrolowane wynurzenie pozwoli nam na te podziały spojrzeć świeżym okiem. A następnie wykonać gest, który psom wychodzi z takim wdziękiem – olania zmajstrowanych na potrzeby doraźnej polityki barykad. Pamiętajmy, żeby sobie przy tym powtarzać: za dwadzieścia lat o tej sprawie, o tych słowach, o tym człowieku nikt już nie będzie pamiętał. Nurek, który widział przesycony barwami podwodny świat, już nigdy nie uzna ziemskiej kotłowaniny za rzecz wartą jego nerwów. Owocnego balkoningu!