Smoleńska gra
Decyzja o wystawieniu nakazów aresztowania dla trzech rosyjskich kontrolerów ze Smoleńska nie ma żadnego znaczenia prawnego. To kolejna próba przejęcia inicjatywy przez Zbigniewa Ziobrę. Prokuratura w sprawie kontrolerów może licytować wysoko – z punktu widzenia swojego szefa – niewiele ryzykując. Wina Rosjan jest ewidentna, co ustaliła już komisja Millera w 2011 r., a potwierdziła prokuratura wojskowa wiosną 2015 r., wysuwając przeciwko dwóm z kontrolerów zarzuty: nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lotniczym oraz sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa w ruchu powietrznym. W 2017 r. specjalny zespół śledczych zaostrzył zarzuty – do umyślnego sprowadzenia katastrofy, i dołożył zarzut wobec trzeciego z kontrolerów: pomocnictwa w sprowadzeniu katastrofy.
Nie ma jednak dowodów, że kontrolerzy chcieli doprowadzić do katastrofy polskiego tupolewa. Są za to dowody (w postaci rozmów zarejestrowanych w wieży kontroli lotów) na panujący chaos i brak przygotowania do przyjęcia samolotu. Stąd zarzuty z 2015 r. – choć i one miały jedynie znaczenie symboliczne, gdyż Rosja nigdy nie wydaje swoich obywateli. Ziobro i jego ludzie, w tym szef smoleńskiego zespołu prokuratorów Marek Pasionek, mają tego świadomość. Mogą więc oskarżyć rosyjskich kontrolerów właściwie o wszystko. Także o to, że celowo doprowadzili do katastrofy, czyli niemal o zabójstwo. Skutki będą jedynie polityczne. I właśnie o to chodzi.
Antoni Macierewicz od pół roku nie przedstawił raportu z pracy podkomisji smoleńskiej, jego alienacja w PiS się pogłębia, Ziobro próbuje więc zająć pozycję lidera w „dochodzeniu do prawdy o katastrofie smoleńskiej”. Umacniając przekaz o winie kontrolerów, punktuje w oczach „ludu pisowskiego”. Przy okazji zaś podrzuca Mateuszowi Morawieckiemu gorący kartofel, bo to premier firmuje w oczach świata działania Ziobry.
Pole manewru prokuratury – nawet gdyby Ziobro został odwołany – pozostanie szerokie. Może sięgać po kolejne narzędzia prawne – takie jak: międzynarodowy list gończy, wniosek o zwrot wraku jako dowodu w sprawie czy nowe ekspertyzy
– a przede wszystkim zatopić Macierewicza, ujawniając wyniki sekcji ekshumowanych ofiar i brak śladów rzekomych eksplozji.
Pozostaje jeszcze kwestia najważniejsza, czyli koszty, jakie poniesie Polska po tej kolejnej erupcji smoleńskiego cynizmu. To, że prokuratura kompromituje się tego typu wnioskami, to pół biedy. Gorzej, że Ziobro i jego ludzie w swojej grze o wpływy instrumentalizują niezwykle przecież ważną sprawę, jaką jest pociągnięcie do odpowiedzialności winnych tragedii sprzed 10 lat.
Świadczy o tym nie tylko milczenie na temat wyników sekcji i ukrywanie rezultatów prac zespołu ekspertów pod przewodnictwem Antoniego Milkiewicza, który już pięć lat temu orzekł niemal identycznie jak komisja Millera, że główną przyczyną katastrofy smoleńskiej były błędy załogi połączone z jej niewłaściwym wyszkoleniem. Ale też trwająca już siedem lat niemoc prokuratury w sprawie pociągnięcia do odpowiedzialności byłego dowódcy
36. specpułku z Okęcia i szefa eskadry tupolewów. Jeszcze w 2011 r. postawiono im zarzuty niedopełnienia obowiązków związanych ze szkoleniem załóg i obsadą lotów. Prokuratura odmawia informacji o stanie śledztwa. Co jest w sumie zrozumiałe: wina polskich oficerów wykluczałaby winę Rosjan – a przynajmniej mocno ją osłabiała. Ziobro woli więc zbijać polityczne punkty i kompromitować państwo polskie niż rzetelnie poprowadzić jedno z najważniejszych śledztw w jego historii. (GR)