Grillowanie Ziobry
Doświadczenie historyczne uczy, że nic nie łączy polityków równie mocno jak sprawowanie realnej władzy. Warto o tym pamiętać, gdy się analizuje różne scenariusze możliwego rozwoju sytuacji, jaka powstała po buncie Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry, który ponownie zdecydował się rzucić rękawicę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Ponownie, gdyż w 2011 r. odszedł z PiS, by razem m.in. z Jackiem Kurskim powołać własną formację polityczną, czyli SP. Kilka tygodni temu Ziobro zaproponował podobno Kaczyńskiemu definitywne anulowanie tamtego błędu i ponowne zjednoczenie. Odmowa, z jaką się spotkał, sprawiła, że usztywnił swoje stanowisko w późniejszych rozmowach na temat rekonstrukcji rządu i jego programu na najbliższe trzy lata.
Dlaczego Kaczyński nie chciał ponownie Ziobry i jego ludzi w szeregach PiS? Bo partia jest dla niego ważniejsza niż państwo.
I o ile przez lata tolerował Ziobrę w rządzie, uznając go za wygodne narzędzie do niszczenia znienawidzonych elit sędziowskich, to już wpuszczenie go w partyjne szeregi, w konsekwencji czego mógłby uczestniczyć w walce o sukcesję, uznał za niedopuszczalne.
Rozgoryczony Ziobro został dodatkowo zmotywowany do działania perspektywą dalszego wzmocnienia pozycji Mateusza Morawieckiego, z którym walczy, od chwili gdy obaj znaleźli się w rządzie Beaty Szydło. Prawdziwe przyczyny tego konfliktu nie są znane, ale jego temperatura od lat nie maleje. Kiedy zatem prezes Kaczyński postanowił z marszu, bez przygotowania gruntu, przeforsować ustawę o ochronie zwierząt, Ziobro uznał, że lepszego pretekstu do kontrofensywy może już nie mieć. Dlaczego? Bo w obronę interesów wpływowego na prawicy lobby futrzarskiego zaangażował się nie tylko tradycyjnie sprzyjający Ziobrze o. Tadeusz Rydzyk (i jego media), ale także kilkunastu posłów PiS. Najwyraźniej Ziobro uwierzył, że na tej bazie zdoła osiągnąć to, czego nie udało się po 2011 r., czyli stworzyć samodzielny byt polityczny. Samodzielny, a więc zdolny do przekroczenia 5-proc. progu wyborczego.
Czy to realne? Na razie nie wskazują na to żadne znane sondaże. Ziobro może oczywiście liczyć, że sytuacja ulegnie zmianie, gdy za sprawą koronakryzysu poparcie dla PiS zacznie topnieć, ale musi być wielkim optymistą, jeśli zakłada, że wyborcy rozczarowani Kaczyńskim zwrócą się – mając kilka innych opcji do wyboru – akurat ku Solidarnej Polsce. Wydaje się mało prawdopodobne, aby równie wielkimi optymistami byli inni posłowie SP, którzy pospołu ze swoimi współpracownikami i rodzinami, doświadczą teraz grillowania ze strony znacznie silniejszego PiS. W świecie wirtualnym ten proces już się rozpoczął. Jednak to nie miotane w internecie przez różnych stronników Kaczyńskiego oskarżenia o zdradę będą tu decydujące, ale realne posunięcia kadrowe. Jeśli bowiem konflikt nie zostanie szybko zażegnany, rozpocznie się stopniowy proces deziobryzacji aparatu państwowego, w którym ambitny minister ulokował wielu swoich ludzi. Równolegle ten proces dotknie spółki Skarbu Państwa, w których pracują również członkowie najbliższej rodziny Ziobry.
Wciąż najbardziej prawdopodobne wydaje się, że grillowanie zatrzyma się po kilku, najdalej kilkunastu tygodniach i nastąpi wielkie pojednanie, poprzedzone kolejną wyprawą Ziobry do Canossy. Podobną do tej, którą dokonał w 2014 r., gdy po raz pierwszy ukorzył się przed Kaczyńskim. Dlaczego?
Bo zawsze najtrudniej zrobić to pierwszy raz. A władza to, jak już wspomniałem, niezwykle silne spoiwo. Zwłaszcza władza podszyta strachem przed odpowiedzialnością za sprawowane rządy.