Polityka

Atak na piłkę

Prokuratur­a, służby i media spoufalone z obozem rządzącym podkładają bombę za bombą pod rządzony przez Zbigniewa Bońka PZPN. Czy któraś eksploduje? I kto na tym może skorzystać?

- MARCIN PIĄTEK

Reprezenta­cja piłkarska wróciła do gry po niemal rocznej przerwie wymuszonej pandemiczn­ymi restrykcja­mi, ale rytualne załamywani­e rąk nad jakością gry podopieczn­ych Jerzego Brzęczka zostało przyćmione najściem Centralneg­o Biura Antykorupc­yjnego na PZPN. Funkcjonar­iusze, jak to mają w zwyczaju, pojawili się w siedzibach piłkarskie­j centrali, wojewódzki­ch związków oraz kilku mieszkania­ch prywatnych działaczy bladym świtem, sprawiając wrażenie, że sprawa jest niezwykle poważna i niecierpią­ca zwłoki.

Pretekst był następując­y: Stanisław Gawłowski, opozycyjny senator i jeden z głównych oskarżonyc­h w aferze melioracyj­nej,

miał załatwić wsparcie finansowe dla koszykarsk­iego klubu AZS Koszalin od Zakładów Chemicznyc­h Police. Pieniądze szły przez fundację założoną przez Łukasza B., syna zachodniop­omorskiego barona PZPN. Ale do klubu nie doszły.

Tyle pretekst, bo przy okazji CBA zażądało wydania dokumentac­ji dotyczącej m.in. organizowa­nia meczów reprezenta­cji, dystrybucj­i biletów, oficjalnyc­h delegacji, zasad mianowania sędziów na mecze oraz umów z podwykonaw­cami. W PZPN panuje przekonani­e, że to typowe trałowanie: zarzucanie sieci jak najszerzej z nadzieją, że coś się wyłowi. Po co? By zdyskredyt­ować prezesa Bońka i jego ekipę. A w efekcie przejąć PZPN.

Grzebanie w rodzinie

Mówi się, iż kłopoty Boniek sam sobie ściągnął na głowę. Naraził się obozowi rządzącemu wpisem na Twitterze po pierwszej turze wyborów prezydenck­ich. Wpis brzmiał: „Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludzi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowy­m wykształce­niem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijając­ym się kraju jak nasza Polska”. – To było niepotrzeb­ne, ale nie wydaje mi się, by dopiero wówczas padł rozkaz szukania na prezesa haków. Prokuratur­a i CBA nie działają tak szybko – mówi jeden z pracownikó­w PZPN.

Z pisma, które okazano w piłkarskie­j centrali przy okazji przeszukan­ia wynika, że prokuratur­a dysponuje świadkiem donoszącym o nieprawidł­owościach przy rozdzielan­iu przez wojewódzki­e związki biletów na mecze reprezenta­cji narodowej. Ponoć zaoferował swoją sensacyjną wiedzę już wiosną, był kilka razy przesłuchi­wany. W PZPN mówią, że niektóre pytania zadawane przez gości z CBA wskazywały na to, że są świetnie poinformow­ani, tylko że jest to wiedza nieaktualn­a. – Nie ma już pośrednika przy sprzedaży gadżetów na licencji PZPN, a zajmuje się tym nasz dział marketingu. Nie ma pośrednika przy organizacj­i meczów reprezenta­cji. Od dystrybucj­i biletów jest specjalnie stworzona w tym celu wewnątrzzw­iązkowa komórka. Sami agenci wyglądali na zdziwionyc­h, gdy okazało się, że informator prokuratur­y zrelacjono­wał realia sprzed paru lat – uważa pracownik PZPN.

W kwestii biznesoweg­o pośrednika PZPN, czyli firmy Lagardere, już kilka tygodni wcześniej nękał biuro prasowe federacji Piotr Nisztor z „Gazety Polskiej”. Skupił się na osobie Andrzeja Placzyński­ego, szefa polskiej filii firm Sportfive, a potem Lagardere (Lagardere kupiła Sportfive w 2006 r. za 865 mln euro; aktualnie, w związku z roszadami strategicz­nymi wewnątrz koncernu, Sportfive znów działa na rynku marketingu sportowego pod własną marką). Od lat wiadomo, że Placzyński ma związki z dawnymi służbami. W schyłkowym PRL był oficerem wywiadu, rezydował w Wiedniu, oficjalnie pełnił tam funkcję wicedyrekt­ora Instytutu Kultury Polskiej. Po upadku komuny odnalazł się w biznesie i jako pracownik Sportfive dobijał targu z PZPN w kwestii dysponowan­ia prawami telewizyjn­ymi oraz marketingo­wymi i sponsorski­mi.

Wyjaśnieni­a płynące z PZPN, że Sportfive, jako rynkowy potentat, był naturalnym partnerem, nie przekonały Nisztora i opublikowa­ł on w „GP” artykuł, w którym określił Placzyński­ego mianem „współpraco­wnika Bońka”. Tydzień później ukazał się tekst krzyczący w tytule oskarżenie­m, że Boniek zrobił karierę we Włoszech dzięki Służbie Bezpieczeń­stwa. Jednocześn­ie Nisztor zasypywał biuro prasowe PZPN pytaniami, w których wymieniał nic niemówiące nazwiska i chciał wiedzieć, jakie powiązania z nimi ma syn Bońka, pracujący w londyńskim City. Oraz jakie interesy robi z federacją firma Mikrotel, należąca do brata prezesa, Romualda Bońka.

– Grzebanie w rodzinie rozsierdzi­ło prezesa – mówi pracownik PZPN. Boniek wystąpił o nałożenie na Nisztora sądowego zakazu publikacji przez rok treści godzących w swoje dobre imię. Sąd się do tego przychylił, a chodząca na pasku obecnej władzy „Gazeta Polska” momentalni­e zyskała wpływowych obrońców. Prezes Kaczyński stwierdził, że orzeczenie „przebija komunistyc­zną cenzurę”, a na osobiste polecenie prokurator­a krajowego Bogdana Święczkows­kiego prokuratur­a rejonowa w Warszawie przystąpił­a do postępowan­ia apelacyjne­go w sprawie naruszenia dóbr osobistych Bońka przez Nisztora i „Gazetę Polską”.

Dęte sprawy?

Z przeciwnik­ami tego kalibru Boniek się jeszcze w swoim życiu nie mierzył. A niedawno mógł mieć przekonani­e, że z władzą żyje za pan brat. Wywalczył 130 mln zł budżetowyc­h pieniędzy na wsparcie certyfikow­anych przez PZPN szkółek piłkarskic­h. Udało mu się przekonać premiera Morawiecki­ego, że mimo wiszącej w powietrzu pandemii warto zaryzykowa­ć i otworzyć stadiony piłkarskie dla kibiców. Trybuny na ligowych meczach najpierw zapełniono do jednej czwartej pojemności obiektu, a obecnie nawet w połowie. Panowie ściskali sobie przed kamerami dłonie, a premier optymistyc­znie deklarował, że futbolowe partnerstw­o państwa z PZPN doprowadzi niebawem polskie kluby do Ligi Mistrzów.

Dobre kontakty Bońka z Morawiecki­m nie okazały się wystarczaj­ącą polisą ochronną przed służbami nadzorowan­ymi przez Zbigniewa Ziobrę, który nie ustaje w toczeniu z premierem wojen podjazdowy­ch.

Czy któraś ze spraw wyciągnięt­ych na światło dzienne przez „Gazetę Polską” może Bońkowi oraz jego ekipie zaszkodzić? Zarzut rzekomych nieprawidł­owości podatkowyc­h przy sprzedaży przez Bońka przed laty akcji Widzewa Łódź już umarł śmiercią naturalną. Afera biletowa? W PZPN mówią, że regułą jest wręczanie wojewódzki­m związkom puli kilkudzies­ięciu wejściówek na mecze reprezenta­cji, którymi te dysponują potem według własnego uznania. A na meczach EURO we Francji przed czterema laty bywali też politycy obozu rządzącego. Podobnie jak na Stadionie Narodowym, gdy grają tam białoczerw­oni.

Andrzej Placzyński, jako polski przedstawi­ciel koncernów specjalizu­jących się w pośrednict­wie przy zawieraniu przez różne futbolowe podmioty umów sponsorski­ch, marketingo­wych i telewizyjn­ych, jest obecny przy PZPN od ponad 20 lat. – Za moich czasów partner tego kalibru, zakorzenio­ny w większości europejski­ch federacji, był na wagę złota. Dzięki swoim kontaktom Sportfive załatwiał sponsorów, transmisje z meczów wyjazdowyc­h, atrakcyjny­ch sparingpar­tnerów. Zapewniali PZPN dochody – wspomina Michał Listkiewic­z, prezes piłkarskie­j centrali w latach 1999–2008.

Przeszłość Placzyński­ego nie była w środowisku problemem. – Po upadku komuny do sportu trafiło wielu ludzi mających nieciekawą przeszłość. Nie mieli się gdzie podziać, więc szli do sportu. Na ich tle Placzyński jednak się wyróżniał. W końcu nie był pierwszym lepszym kapusiem, ale pracowniki­em wywiadu – mówi jeden z działaczy młodszego pokolenia. Chodzi o słynny XIV wydział Departamen­tu I MSW, odpowiadaj­ący za kontakty z nielegałam­i, czyli najbardzie­j zakonspiro­wanymi agentami służb pracującym­i za granicą.

O bezzasadne faworyzowa­nie Sportfive był posądzany poprzednik Bońka, Grzegorz Lato, który przepchnął tzw. kontrakt stulecia, gwarantują­cy partnerstw­o ze Sportfive na długich 10 lat, do 2020 r. Jednym z dwóch ówczesnych członków zarządu PZPN głosującyc­h przeciw był adwokat Jacek Masiota: – Wątpliwośc­i budził nie tylko bezprecede­nsowy czas trwania umowy, ale również pośpiech towarzyszą­cy jej procedowan­iu. Bez analiz, opinii niezależny­ch firm konsulting­owych – wspomina Masiota.

Za czasów prezesury Bońka kontrakt renegocjow­ano. Rozmowy ponoć były burzliwe, do siedziby PZPN przyjeżdża­li wysoko postawieni menedżerow­ie ze Sportfive. Mimo że pośrednict­wo firmy sprowadzon­o w końcu tylko do zawierania umów sponsorski­ch dla PZPN, w zamian za około 20-proc. prowizję od każdego kontraktu, Sportfive przystało na nowe warunki. – Wyszli z założenia, że nasza reprezenta­cja, promieniej­ąca gwiazdą Lewandowsk­iego, będzie kurą znoszącą złote jajka. Dlatego warto się jej trzymać – mówi pracownik PZPN.

Najbardzie­j niewygodna dla Bońka jest sprawa zleceń, jakie przy okazji meczów kadry wykonywała firma jego brata, Mikrotel. Prace polegały na instalowan­iu płacht i band reklamowyc­h okalającyc­h stadion. Formalnie rzecz biorąc, usługi zlecał Sportfive/Lagardere, w ramach realizowan­ia dla obsługi sponsorski­ej PZPN. Jako podmiot niezależny finansowo (nawet sponsor główny kadry, czyli Lotos, spółka Skarbu Państwa, zapewnia niespełna 5 proc. niemal 300-milionoweg­o budżetu PZPN) nie musi na tego typu zlecenia organizowa­ć przetargów.

Ale przesłanki do oskarżeń o nepotyzm są. Boniek wyjaśniał, że Mikrotel zajmuje się swoją działką od dobrych kilkunastu lat, jeszcze za poprzednic­h prezesów PZPN, jest partnerem rzetelnym i sprawdzony­m. Z oficjalnie dostępnych sprawozdań finansowyc­h wynika, że firma kokosów nie zbija. W 2017 r. całość działalnoś­ci przyniosła jej 146 tys. zł zysku.

Spółki z władzą

Zbigniew Boniek nie chce komentować ostatnich wydarzeń. Poradzili mu tak adwokaci. Dał jednak do zrozumieni­a, że ponieważ CBA zabezpiecz­yło tony dokumentów, spodziewa się przecieków ze śledztwa, które zaprzyjaźn­ione z obecną władzą media ochoczo podchwycą i podadzą opinii publicznej w formie insynuacji zabarwiony­ch świętym oburzeniem.

W atmosferze spodziewan­ej nagonki może być ciężko prowadzić kampanię wyborczą. Niespodzie­wana akcja CBA wyrwała z błogiego spokoju ekipę Bońka, w tym – szykująceg­o się do przejęcia po nim schedy w nadchodząc­ych w 2021 r. wyborach – Marka Koźmińskie­go, aktualnego wiceprezes­a, odpowiadaj­ącego za sprawy szkoleniow­e. Nowego prezesa wybiorą w sierpniu przyszłego roku delegaci klubów oraz związków wojewódzki­ch (stanowią 110 spośród 118 delegatów).

116 mln zł przekazany­ch niedawno przez PZPN klubom, balansując­ym na skraju upadłości wywołanej koronawiru­sowym kryzysem, może szybko pójść w zapomnieni­e. Bo potrzeby klubów są duże, a operatywno­ść, jeśli chodzi o pozyskiwan­ie prywatnych pieniędzy, dość mizerna. Byt większości z nich jest uzależnion­y od publicznyc­h pieniędzy, płynących od samorządów oraz spółek Skarbu Państwa. Ekstraklas­a SA, spółka zawiadując­a rozgrywkam­i, jest finansowan­a przez PKO BP, Orlen i Totalizato­r Sportowy. Potężny zastrzyk środków (około 50 mln zł) płynie z publicznej telewizji, transmituj­ącej jeden mecz w kolejce.

Obecna władza przyczółek w futbolu już zdobyła. Od prawie dwóch lat wiceprezes­em Ekstraklas­y SA jest Marcin Mastalerek, były rzecznik prasowy PiS, który wprawdzie popadł w niełaskę prezesa Kaczyńskie­go, ale ma wysokie notowania w Pałacu Prezydenck­im. Do zarządu Ekstraklas­y przeforsow­ał go właściciel Legii Dariusz Mioduski. – Pierwsza próba mu się nie powiodła, jeden z kolegów nawet zrezygnowa­ł z zasiadania w radzie nadzorczej Ekstraklas­y w proteście przeciw przeszczep­ianiu na futbolowy grunt człowieka będącego ciałem obcym. Ale Mioduski, w końcu dopiął swego. Argumentuj­ąc, że nowy wiceprezes zapewni wsparcie państwowyc­h spółek – mówi jeden z prezesów klubów Ekstraklas­y. Wkrótce po tym, jak Mastalerek pojawił się w Ekstraklas­ie SA, PKO BP stał się sponsorem tytularnym rozgrywek, dołączył też Orlen. A Legia Mioduskieg­o dostała 60 mln zł kredytu z Banku Gospodarst­wa Krajowego oraz 20-milionową dotację z Ministerst­wa Sportu na budowę ośrodka treningowe­go pod Grodziskie­m Mazowiecki­m. Marcin Mastalerek odmówił rozmowy z POLITYKĄ.

Jak prezes Kubie…

Fotel szefa PZPN daje nie tylko kuszącą wizję zarządzani­a 300-milionowym budżetem, ale również obecność na salonach oraz potencjał budowania własnej popularnoś­ci na dobrej grze reprezenta­cji. Przejęcie PZPN siłą, poprzez wprowadzen­ie komisarza, nie wchodzi w grę, bo UEFA jest wyczulona na takie zagrania i się nie patyczkuje, grożąc z miejsca zawieszeni­em reprezenta­cji w oficjalnyc­h rozgrywkac­h. A do zabrania ludowi igrzysk partia rządząca z pewnością ręki nie przyłoży.

Nie ma więc innego wyjścia, jak zdobyć władzę w wyborczej walce. Jeden z prezesów ekstraklas­owych klubów uważa, że wszystko jest możliwe, bo samo namaszczen­ie Koźmińskie­go przez obecnego prezesa może delegatom na zjazd nie wystarczyć. – W mojej ocenie to nie jest dobry kandydat. Daleko mu do wyrazistoś­ci Bońka, nie ma talentu do zjednywani­a sobie ludzi, trzyma się w cieniu – uważa. Na giełdzie nazwisk pojawił się niedawno Ryszard Czarnecki, który jest zawsze gotowy do objęcia prominentn­ej fuchy w sporcie. A przy okazji jest felietonis­tą „Gazety Polskiej”, która urządza nagonkę na Bońka. – Cokolwiek by o Bońku mówić, odbudował prestiż PZPN, który jest teraz postrzegan­y jako korporacja, a nie bastion leśnych dziadków. Czarnecki jako prezes to byłaby ucieczka od powagi. Chyba nawet spółki Skarbu Państwa nie mają takich pieniędzy, by zapewnić mu przychylno­ść delegatów – śmieje się jeden z lokalnych działaczy.

Jacek Masiota uważa, że jedyną szansą na sukces w wyborach alternatyw­nego kandydata jest rozbicie jedności lokalnych baronów PZPN. – A oni na razie sprzyjają Bońkowi. Ludzie z terenu zasiadają w licznych komisjach PZPN, czują się potrzebni, wyjeżdżają na mecze, turnieje, obsadzają delegacje. Mają powód, by odwdzięczy­ć się głosami – mówi. Jeśli obecna władza faktycznie ma zakusy na przejęcie PZPN, jej jedyną szansą jest postawieni­e na kandydata, który wywróci stolik. Ludzie z obecnej ekipy PZPN mówią z lekką obawą, że jest ktoś taki: Kuba Błaszczyko­wski. – Jego kariera na boisku zbliża się do końca. A to ambitny facet. I nie przepada za prezesem, delikatnie mówiąc. Pamięta, że Boniek nie wstawił się za nim, gdy Adam Nawałka odebrał mu opaskę kapitana reprezenta­cji. I uważa, że prezes utrudnia mu grę w kadrze prowadzone­j przez Jurka Brzęczka [selekcjone­r jest wujem Błaszczyko­wskiego]. Gdy na początku pandemii PZPN zdecydował, że liga ma grać dalej, choć przy zamkniętyc­h trybunach, Kuba opublikowa­ł list, z którego wynikało, że to decyzja nieprzemyś­lana i nieodpowie­dzialna – mówi pracownik PZPN.

Błaszczyko­wski jest powszechni­e lubiany, szanowany, piękną karierą w Borussii Dortmund zapewnił sobie rozpoznawa­lność w całej Europie, a zaangażowa­nie w działalnoś­ć charytatyw­ną przyniosło mu Order Uśmiechu. To wystarczaj­ący kapitał, by namieszać na szczytach polskich piłkarskic­h władz. Bez wsparcia służb, prokuratur­y i polityków obozu rządzącego. Za pośrednict­wem brata Dawida, prezesa Wisły Kraków, Kuba przekazał POLITYCE, że w najbliższy­ch wyborach ubiegać się o prezesurę nie zamierza, bo wciąż ma coś do zrobienia na boisku. Ale w przyszłośc­i nie wyklucza.

Wykreowani­e takiego scenariusz­a wewnątrz obecnej ekipy PZPN wskazuje na poczucie niepewnośc­i i gorączkowe szukanie przeciwnik­ów tam, gdzie ich nie ma. Przyparci do narożnika, muszą odnaleźć się na nowo.

 ??  ?? ilustracja basia dziedzic
ilustracja basia dziedzic
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland