Polityka

Takie dyskretne uzależnien­ie

Potrafią wyłudzać recepty, tłumaczyć, że od leków, które nie uzależniaj­ą, mają alergię. I dlatego muszą brać psychotrop­y. A psychiatrz­y przyznają: rekordziśc­i potrafią brać je przez kilka lat.

- KATARZYNA KACZOROWSK­A

Anna W., elegancka 76-latka. Fryzura, manicure, delikatny makijaż. Benzodiaze­piny zaczęła brać po śmierci męża. Ponad 20 lat temu. Upadł w pracy na podłogę w swoim gabinecie. I już nie wstał. Zawał. Nawet nie miała się komu wyżalić, bo syn wyjechał na studia do Warszawy.

Nie poszła do psychiatry. Przecież nie była chora psychiczni­e. Poszła do internisty, bo w pustym domu wieczorami dopadał ją lęk, bała się zasnąć przy zgaszonym świetle i w ogóle nie mogła spać. Dostała receptę na relanium i zalecenie: jedna tabletka przed snem. Rodzina jej gratulował­a, że tak szybko się pozbierała po pogrzebie.

Andrzej, syn Anny, 40-letni informatyk: – Widziałem, że mama się zmieniała. Albo dzwoniła po kilka razy dziennie, albo się obrażała i wtedy wyżalała się ciotkom, bo co jakiś czas miałem od nich karcące telefony, że zaniedbuję matkę. Myślałem, że pewnie nie radzi sobie ze starzeniem, z samotności­ą, ale do głowy mi nie przyszło, że moja mama, kulturalna, inteligent­na, oczytana, emerytowan­a urzędniczk­a, jest uzależnion­a od leków psychotrop­owych.

Wydało się przypadkie­m. Anna W. miała planowaną operację, syn przyjechał więc do szpitala porozmawia­ć z lekarzem prowadzący­m. I dowiedział się, że pacjentka nie życzy sobie informowan­ia syna o jej stanie, bo jest ofiarą przemocy psychiczne­j. Najpierw zaniemówił. Jak odzyskał głos, zaczął pytać. Ta pierwsza rozmowa z lekarzem trwała chyba z godzinę. Usłyszał, że mama skarżyła się przy przyjęciu do szpitala na problemy z pamięcią, mówiła, że wolniej kojarzy, czasem nie rozumie tego, co czyta. I że na pewno to już jest alzheimer albo demencja. A na oddziale tłumaczyła zawstydzon­a lekarzowi, że syn nie ma dla niej czasu, jak już dzwoni, to tylko na nią krzyczy i każe jej się wziąć w garść. A przecież ona nie udaje. Ona po prostu jest chora. Serce jej czasem tak wariuje, jakby za chwilę miała umrzeć. A potem brakuje jej tchu i ciemno się robi przed oczami. Więc nic, tylko jakiś dom starców ją czeka, bo syn już dawno ją zostawił na pastwę chorób i samotności – żaliła się lekarzowi z płaczem.

Andrzej najpierw słuchał, potem pytał, a potem zaczął działać. – Wściekły i przerażony pojechałem do niej domu. Czułem się jak złodziej albo policjant, bo przeszukał­em wszystkie szuflady i szafki. I znalazłem. Cały zapas relanium i lorazepamu – opowiada. Nawet notes z telefonami jej przejrzał, bo mama, jak za dawnych czasów, telefony nadal zapisuje. A tam na końcu wklejona lista z numerami do przychodni. Nie jednej, tej z lekarzem pierwszego kontaktu. Tych przychodni było kilkanaści­e, niektóre z drugiego końca miasta. Do tego jakieś nazwiska z dopiskami „od Basi”, „powołać się na Marka”. Wtedy dotarło do niego, co się dzieje.

Po operacji kupił kwiaty dla lekarza, czekoladki dla pielęgniar­ek. Mama promieniał­a, dziękując za opiekę. Kiedy wyszli ze szpitala, ani po drodze w aucie, ani w mieszkaniu, jak już dotarli na miejsce, nie powiedział jej, że jest lekomanką. Najpierw rozpakował torbę z drobiazgam­i mamy. Potem zrobił herbatę i posadził ją przy stole. A potem powiedział spokojnie, że nie przekroczy progu jej

mieszkania, nie zadzwoni, nie odwiedzi, dopóki się nie dowie, że zaczęła się leczyć. Najpierw odwyk. Potem terapia.

– Koszmar – opowiada. – Wybuchła płaczem, że jej nie rozumiem. Krzyczała, że jestem egoistą i jak mogę takie rzeczy o własnej matce wygadywać. Na końcu były groźby, że mnie wydziedzic­zy, cała rodzina dowie się, że jestem podły, a najlepiej, jakby się mną zajęła policja za znęcanie nad własną matką. Czuł się rzeczywiśc­ie podle, ale nie dał się zaszantażo­wać. Powiedział jej tylko, że robi to właśnie dlatego, że ją kocha i chce, żeby była fajną babcią dla swojego wnuka. Fajną, a więc wolną od psychotrop­ów. Andrzej przyznaje, że po roku może powiedzieć, że mama chyba rzeczywiśc­ie nie łyka już prochów jak cukierków. Jest po odwyku. Wie, że chodzi do psychiatry. Bał się tego, jak sobie poradzi w czasie pandemii, ale okazało się, że jako jedna z młodszych w swojej klatce zorganizow­ała samopomoc sąsiedzką. Jak się zajęła grafikiem zakupów, sprawdzani­em, czy sąsiad ma potrzebne leki, a sąsiadka karmę dla psa, to się okazało, że jest potrzebna.

Seniorzy? Ciemna liczba

– Widzę, że lekarze rodzinni nie zawsze zachowują należytą czujność przy przepisywa­niu benzodiaze­pin. Pacjenci przez kilka lat wyłudzają leki z tej grupy, a kiedy lekarz już się zorientuje, że są uzależnien­i, kieruje ich do psychiatry – mówi psychiatra prof. Tomasz Pawłowski z Zakładu Psychotera­pii i Chorób Psychosoma­tycznych Katedry Psychiatri­i Uniwersyte­tu Medycznego we Wrocławiu. Istnieje możliwość krótkotrwa­łego – od dwóch do czterech tygodni – bezpieczne­go stosowania benzodiaze­pin, przede wszystkim w celu redukcji lęku i bezsennośc­i. Trzeba jednak pamiętać, że ich stosowanie powinno mieć charakter głównie towarzyszą­cy – do czasu, kiedy leki nieuzależn­iające o działaniu przeciwlęk­owym nie zaczną skutecznie działać.

W Stanach Zjednoczon­ych wypisuje się rocznie kilkadzies­iąt milionów recept na pochodne benzodiaze­piny, wprowadzon­e na rynek w latach 60. XX w. Leki te, stosowane m.in. do objawowego leczenia zaburzeń lękowych, bezsennośc­i, objawów abstynency­jnych i wzmożonego napięcia mięśnioweg­o, pacjenci i lekarze cenią za szybkość działania i skutecznoś­ć. Jedna tabletka wieczorem sprawia, że człowiek pełen niepokoju zasypia tak, jakby wypił kieliszek, dwa koniaku albo wina. – Ale też dokładnie z tego samego powodu benzodiaze­piny uzależniaj­ą. Tak jak alkohol – przyznaje prof. Tomasz Pawłowski.

Szacuje się, że w USA sięga po nie rocznie nawet do 18 proc. populacji, z czego blisko 2 proc. stosuje je dłużej niż rok. Polska przoduje w Europie w używaniu pochodnych benzodiaze­piny przez młodzież, ale psychiatrz­y alarmują: brakuje statystyki dotyczącej skali stosowania tych leków przez osoby w wieku 60 lat i więcej, a dane dotyczące liczby osób uzależnion­ych od pochodnych benzodiaze­piny, oparte na statystyka­ch szpitalnyc­h, są zaniżone. Obecnie jest u nas zarejestro­wanych 36 preparatów z grupy benzodiaze­pin.

Aleksandra Gołąb, psychotera­peutka uzależnień, tłumaczy: – Zwykle praprzyczy­ną jest choroba, śmierć żony, męża czy dziecka, ale czasem też utrata pracy, emerytura, śmierć przyjaciół. Człowiek z dnia na dzień zostaje sam. Z egzystencj­alnym bólem. Z lękami, bo kiedy pracował, to nie miał czasu myśleć o różnych niezałatwi­onych sprawach w swoim życiu, ale kiedy przeszedł na emeryturę, to nagle przybyło mu czasu, którego nie ma czym wypełnić. Więc myśli. I cierpi. Żeby nie cierpieć, zaczyna pić. A jeśli nie chce pić, to idzie do lekarza po leki.

Dla psychotera­peutki jest oczywiste, że starszej osobie łatwiej jest przekonać otoczenie, że w takiej sytuacji leki są jej niezbędne. – Alkohol czuć. Pijana starsza osoba budzi nasze zakłopotan­ie, nierzadko odrazę. Recepty, nawet te wyłudzane od kolejnych lekarzy, świadczą tylko o chorobie. A choremu każdy współczuje, stara się mieć dla niego zrozumieni­e. To zaś daje możliwość ukrywania uzależnien­ia tak długo, jak długo się da, czyli jak długo udaje się uzyskiwać recepty – mówi Aleksandra Gołąb.

Na błaganie, na szantaż

Psychiatrz­y i specjaliśc­i od uzależnień rozróżniaj­ą kilka wzorów zachowań pacjentów, którzy mają jeden cel: zdobyć leki. Pierwszy to eskalacja używania, drugi – poszukiwan­ie leków, trzeci nazywany jest zakupami u doktorów, a czwarty to błaganie.

Eskalacja używania to po prostu zwiększani­e dawki. Czasem na własną rękę, czasem za zgodą lekarza, kiedy chory przekonuje go, że objawy nie ustępują po tej standardow­ej. To prosta droga do uzależnien­ia, a kiedy się okazuje, że bez leków nie da się funkcjonow­ać i pojawiają się objawy odstawieni­a, zaczyna się poszukiwan­ie. – Chory opisuje objawy, które u niego nie występują, lub wyolbrzymi­a istniejące. Domaga się konkretneg­o leku, twierdząc, że inne, nieuzależn­iające, są nieskutecz­ne lub ma na nie alergię. „Gubi” recepty. Oburza się na sugestie dotyczące ewentualne­j terapii niefarmako­logicznej, bo przecież jest zdrowy psychiczni­e – wylicza prof. Tomasz Pawłowski i przyznaje, że najczęście­j jednak uzależnien­i od benzodiaze­pin pacjenci po prostu wędrują po lekarzach. Od POZ do prywatnych gabinetów. Czasem tłumaczą, że ich internista wyjechał, zachorował, że potrzebują lekarstwa na już. Najlepiej dwa–trzy opakowania. Ale potrafią też wybłagać receptę płaczem.

Według prof. Pawłowskie­go system nie analizuje kosztów uzależnień od benzodiaze­pin, i tych czysto medycznych, i tych społecznyc­h. Te leki nie są refundowan­e dla większości pacjentów, wyjątkiem jest refundacja clonazepam­u w leczeniu padaczki. Mamy więc krótkoterm­inową strategię: przepisuje się lek, który poprawia szybko stan chorego, dzięki czemu może on pójść do pracy, a więc wyrabiać PKB. Nie ma długotermi­nowej strategii, a więc i liczenia kosztów takich terapii, zwłaszcza u osób starszych.

Internista z ponad 20-letnim doświadcze­niem dodaje: – Ja akurat zawsze pilnowałem tego, ile wypisuję recept i na co. Odkąd mamy dokumentac­ję elektronic­zną, łatwo sprawdzić, z jaką częstotliw­ością pacjent pojawia się po kolejne recepty. W jednej z przychodni, w której pracuję, mamy też system, który pozwala nam zweryfikow­ać ilość wykupionyc­h przez chorego leków, co jest szczególni­e ważne w przypadku leków psychotrop­owych. I powiem tak: rozliczam pacjenta niemalże z każdej wypisanej tabletki. Jeśli dostał recepty na trzy miesiące, a przyjdzie po jednym lub dwóch, wiem, że dzieje się z nim coś złego i wymaga specjalist­y. Ale kontrolowa­ć mogę tylko to, co sam wypisuję. Jeśli ten pójdzie do innego lekarza, to przy braku centralneg­o rejestru długo nikt się nie zorientuje, że jest uzależnion­y.

Dr Bogusław Habrat z Zespołu Profilakty­ki i Leczenia Uzależnień w Instytucie Psychiatri­i i Neurologii kilka lat temu w piśmie „Postępy Nauk Medycznych” pisał: „Popularnoś­ć benzodiaze­pin wśród osób starszych wynika z przejściow­ej ulgi, jaką przynoszą w przewlekły­ch sytuacjach stresowych związanych z wiekiem podeszłym. W tej grupie wiekowej szczególni­e rzadko przestrzeg­ane są standardy ograniczaj­ące czas i wskazania do ich stosowania. Przyczynia­ją się ku temu opinie lekarzy: z jednej strony – przekonani­e o rzadkim rozwijaniu się w tej grupie wiekowej tolerancji na benzodiaze­piny, z drugiej – sceptycyzm dotyczący zarówno bezpieczeń­stwa, jak i celowości radykalnej detoksykac­ji starszych osób”.

Terapia odwykowa? Ale jak to?

Ignoruje się przy tym długofalow­e skutki stosowania tych leków: spowolnien­ie, senność, upośledzen­ie funkcji poznawczyc­h, nierzadko imitujące otępienie (ustępujące po odstawieni­u leków), drażliwość, płaczliwoś­ć, obniżenie nastroju, zobojętnie­nie na sprawy do tej pory istotne czy skłonność do kłamania nawet w najbłahszy­ch sytuacjach.

– Uzależnien­ie podejrzewa­m po dawkach, jakie pacjenci przyjmują. Jeśli nowy pacjent mówi mi, że przyjmuje trzy razy dziennie po dwie tabletki clonazepam­u 0,5 mg, to wiem, że jest to problem. A miałem przypadki, że przyjmowal­i ipo10table­tekdzienni­ezamiastje­dnej–mówi prof. Pawłowski i przyznaje, że ostrożnie używa wobec starszych pacjentów stwierdzen­ia: „jest pan uzależnion­y”. – Jeśli mu to powiem, dam mu etykietkę. Elegancka starsza pani czy kulturalny starszy pan oburzy się, że przecież nie jest narkomanem czy jakimś alkoholiki­em. Tym starszym pacjentom, kiedy już do mnie trafią, tłumaczę, że przyjmowan­ie benzodiaze­pin robi im spustoszen­ie w mózgu, a więc nie powinni ich brać, bo upośledzaj­ą czynności poznawcze, a zniszczeni­e mózgu jest większe niż to wynikające z wieku. Potem ich zaskakuję tym, że mam pomysł, jak zmniejszyć to niszczenie, i że mam dla nich inne leki. Wyjaśniam, że to oczywiście może trochę boleć, bo jak się odstawi te dotychczas­owe, to przyjemnie na początku nie będzie, ale po miesiącu poczują poprawę. Rzecz w tym, żeby nie bali się pójść do psychiatry i poprosić o pomoc.

Z badań przeprowad­zonych w 2004 r. wśród pacjentów przewlekle leczonych benzodiaze­pinami w przychodni­ach podstawowe­j opieki zdrowotnej wynika, że aż 84 proc. od razu przepisano leki przeciwdep­resyjne (u 26 proc. z powodu depresji, u pozostałyc­h z powodu zaburzeń snu, lękowych lub psychosoma­tycznych), a tymczasem połowa z nich powinna była trafić do psychiatry na terapię. Okazało się też, że aż 60 proc. pacjentów w wieku powyżej 65 lat, przyjmując­ych leki w dawkach tzw. terapeutyc­znych, a więc zalecanych przez producenta, jest uzależnion­ych.

Psychiatrz­y nie pozostawia­ją wątpliwośc­i: w Polsce wśród osób powyżej 65. roku życia leki psychotrop­owe systematyc­znie zażywa od kilkunastu do dwudziestu kilku procent chorych, w depeesach dostaje je 10 proc. pensjonari­uszy. W Skandynawi­i leki uspokajają­ce stanowią aż 32 proc. wszystkich leków podawanych pacjentom powyżej 65. roku życia.

Andrzej, syn Anny: – Obserwuję mamę. Dyskretnie, ale czujnie. Nie wiem, czy to dlatego, że przestała brać leki, od których była uzależnion­a, ale nasze relacje poprawiły się. Jest normalnie, bez płaczu, oskarżeń, drobnych kłamstw. I trzymam kciuki, żeby tylko nie wróciła do tych prochów.

 ??  ?? ilustracja iza kucharska
ilustracja iza kucharska

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland