Czująca pałuba 5/6
NPiotr Paziński, Atrapy rzeczywistości, Wydawnictwo Austeria, Kraków–Budapeszt– Syrakuzy, s. 227 owa książka eseistyczna Piotra Pazińskiego „Atrapy stworzenia” wyrasta z poprzedniej, „Rzeczywistości poprzecieranej”, ale jest też osobną całością, pięknie utkaną wokół motywu lalki, manekina, kukły w literaturze. Obie łączy motyw rzeczywistości zdegradowanej, tandety i rupieciarni. Atrapy stworzenia to z jednej strony sztuczne twory, które udają życia, ale też istoty żywe, ludzie, którzy zostają sprowadzeni do roli automatów, na przykład w czasie wojny. Paziński wydobywa motyw manekinów, wypchanych ptaków, automatów u Josepha Rotha, Leśmiana, Bernharda, Lema i w „Akademii Pana Kleksa” Jana Brzechwy – po przeczytaniu tego tekstu inaczej spojrzymy na szkolną lekturę. A całość przenika przede wszystkim duch Schulza i Kantora. Czytając tę książkę, konfrontujemy się z całym bogactwem znaczeń lalki i manekina i z niepokojem, jakie to zjawisko budziło u wielu artystów, choćby u Rilkego, bo „spotkanie z lalką tożsame jest ze spotkaniem ze śmiercią”. Jaka jest największa tajemnica lalki? W wielu tekstach literackich patrzymy na świat oczami kukły, pałuby. To „cierpiąca materia, którą człowiek dla własnej rozrywki zaklął w niemą figurę z wosku i szmat, a następnie próbował bez powodzenia ożywić siłą marzeń i fantazmatów”. Paziński oprowadza nas po rupieciarni świata, po peryferiach, po śmietnikach pełnych zepsutych lalek i teatralnych dekoracji, bo właśnie tam – jak u Kantora w jarmarcznej budzie – może, choćby na chwilę, uchylić się zasłona rzeczywistości. wojny, opowieść rozgrywająca się na wsi, dotycząca wielu pokoleń rodziny. Bardzo charakterystyczne jest również u Małeckiego wykorzystywanie języka rodem z baśni do opisywania codzienności, na co przykładem zdanie otwierające jego nową powieść, „Saturnina”:„Moja mama niesie półtora kilograma słońca w dużej niebieskiej materiałowej torbie w białe pasy […]”. W efekcie „Dygot”, „Ślady” , „Rdza” , „Nikt nie idzie” i nowy „Saturnin” to jakby odcinki serialu, w którym fabuły mogą być każdorazowo nowe, ale scenografia, tematyka i klimat są znane. „Saturnin”to więc„typowy Małecki”. Co niekoniecznie jest wadą. Autor ten niezmiennie uwodzi językiem i tym, jak zaklina zwykłe historie w opowieści pełne magii. To proza pisana emocjami, łatwo przechodząca jednak w niemalże psychodeliczny horror opisów z wojennego frontu. Małecki lubi być blisko swoich bohaterów, sprawić, że poczujemy oblewający ich pot czy skapującą na oczy krew, ale także ich wstyd, strach czy zażenowanie. Te emocje przekładają się wprost na nasze zaangażowanie w opowieść.