Włodiego, 1988,
Pomysł współpracy rapera legendarnej Molesty, z producentem znanym ostatnio z nagrań duetu Syny, wydawał się ciekawy i dość jednak zaskakujący. Ale kiedy się wsłuchać w efekt, czyli album „W/88”, cała rzecz nagle okazuje się naturalna, jak gdyby nagrywali ze sobą od zawsze. Muzyka stanowi idealny podkład dla linijek Włodiego i przynosi balans pomiędzy pewną oszczędnością, nawiązaniami do przeszłości hip-hopu (w tym czasami Molesty – np. w „Stilo”) a współczesnym, nieco potężniejszym brzmieniem. I ten związek jest główną zaletą albumu. Z intra, które wydaje się westchnieniem za czasem, gdy hip-hop rodził się na osiedlach i podwórkach, rzecz prowadzi w stronę bardzo aktualnej atmosfery. Dość dusznej, lekko podszytej melancholią. Ulice puste, niepokoju więcej, a Włodi, któremu udało się zyskać status gwiazdy, ale nie wejść w rolę celebryty („Do ludzi nie wychodzę pod eskortą” – rapuje) równoważy spostrzeżenia dotyczące świata zewnętrznego drobnymi osobistymi wtrętami („Jesteśmy nadzwyczajnie zwyczajni” – to o rodzinie rapera w chyba najlepszym na płycie „N D Z W”) i wpisanymi w rapowy styl przechwałkami („Wchodzi służewiecki Szekspir”). Mało jest – jak przystało na człowieka, który szerokim łukiem ominął akcję hot16challenge2 – uwag natury ogólniejszej, opowiadających o całym kraju, klimacie społecznym, polityce – poza może linijką: „Jak przez ciągłą dezynfekcję ci na górze im wmówili, że już mają czyste ręce”. W sumie wystarczająco udana płyta, by odłożyć na bok pytania o nowy album Molesty.