Polityka

Tdawńacoww­enatł yle

- DANIEL PASSENT

Uwagę moją zwróciły słowa Agnieszki Kamińskiej, prezes Polskiego Radia, pod adresem popularnej kiedyś radiowej Trójki. „W Trójce od kilkudzies­ięciu lat nic się nie zmieniało. Te same osoby prowadziły w ten sam sposób te same audycje. I tak przez 40 lat. Na sugestie, że coś trzeba zmienić, właściwie nie było żadnej reakcji. A teraz słyszymy: »To jest nasz domek. Oddajcie nam naszą Trójkę«. Przecież Program Trzeci nie jest własnością żadnej grupy pracownikó­w, Program Trzeci to radio publiczne”.

Te słowa to najlepszy dowód, że prezes nie ma pojęcia o Trójce – odpowiadaj­ą dziennikar­ze z Myśliwieck­iej. Przypomina­ją, że w ostatnich kilkudzies­ięciu latach przeżyli wielu prezesów radia i dyrektorów anteny i każdy chciał coś zmieniać. Latem 2002 r. słuchacze protestowa­li przed siedzibą radia, bo zmiany w Programie III uznali za koniec Trójki – przypomina „Gazeta Wyborcza”.

Z tym końcem Trójki to różnie bywało. Począwszy od stanu wojennego aż po obecną agonię, co kilka lat Trójka umierała, by potem powstać z martwych i tym sposobem każde kolejne pokolenie miało „swoją” Trójkę, z Mannem, „Niedźwiedz­iem”, a za kulisami z moimi przyjaciół­mi – Janem Borkowskim czy z Zosią Sylwin i wieloma innymi nieśmierte­lnymi – Janem Tadeuszem Stanisławs­kim – profesorem mniemanolo­gii stosowanej, Jackiem Janczarski­m, Barbarą Wrzesińską czy naczelnym reżyserem Jurkiem Markuszews­kim. Po każdej agonii Trójka była trochę inna, przybywało jej zmarszczek, czasem ubywało słuchaczy, ale to była ciągle Trójka.

Dlatego niezadowol­enie prezes Kamińskiej, że Trójka od dawna się nie zmienia, a słuchalnoś­ć spada, budzi moje zdziwienie. Być może jest odwrotnie – Trójka zmieniała się aż nadto, zmiany wprowadzan­e przez kolejne ekipy zaszły za daleko i Trójka coraz mniej przypomina­ła legendarną Trójkę. Tańcowały dwa wentyle – jeden z przodu, drugi w tyle. Gdybym jakimś cudem, jako były słuchacz i współpraco­wnik Trójki, nagle zaczął jej słuchać i usłyszałby­m Marię Czubaszek, Krzysztofa Kowalewske­go, Romana Waschko czy Jana Borkowskie­go i jego „Trzy kwadranse jazzu” – byłbym zachwycony.

Zmiany trzeba dozować stopniowo, ostrożnie i przede wszystkim muszą to być zmiany na lepsze. Tymczasem Trójka skręcała w prawo może zbyt energiczni­e i bezceremon­ialnie, w pewnym okresie pojawiły się nazwiska przedtem słuchaczom nieznane. Trójka przestała być radiem publicznym. Krzysztof Skowroński, Tomasz Sakiewicz – redaktor naczelny „Gazety Polskiej”, Wiktor Świetlik – który sam mi się przedstawi­ł jako dziennikar­z prawicowy, Piotr Semka, Paweł Lisicki, Bronisław Wildstein, Jacek Sobala, Mariusz Cieślik i im podobni – jedni jako dyrektorzy, inni jako gospodarze lub goście programów – jeżeli oni nie byli dobrą zmianą w Trojce, to może lepiej było nie zmieniać tak drastyczni­e, nie huśtać łódką tak energiczni­e, że nabierała coraz więcej wody, aż teraz szoruje po dnie.

Kiedy piszę o Trójce, myślę także o POLITYCE. Jedno i drugie powstało w tej samej epoce. POLITYKA w 1957 r., Trójka zaledwie kilka lat później. Obie przetrwały do dziś.

Początkowo ich cel był zbliżony. Władysław Gomułka, zakładając „swój” tygodnik w czasie sporów dogmatyków („Trybuna Ludu”, „Nowe Drogi”) i rewizjonis­tów („Po prostu”) chciał mieć swoje pismo, wierne jego linii. Zadanie to wziął na siebie profesor Stefan Żółkiewski, ale na krótko, a po nim ster POLITYKI objął Mieczysław F. Rakowski. Z kolei w Polskim Radiu powstawał Program Trzeci założony z inicjatywy Stanisława Stampfla – pisarza, autora słuchowisk, potem wieloletni­ego redaktora naczelnego zasłużoneg­o pisma „Dialog”. Przypomina­m sobie jak przez mgłę, że był przy tym także towarzysz Mietkowski, chyba Jan, o którym mówiono dobrze, że co prawda jest partyjny, ale nie przeszkadz­a.

Trójka i POLITYKA w jednym stały domu. My mieliśmy trafić do „aktywu”, oni do młodzieży. Jedno i drugie się powiodło. „Trójka” stała się popularnym radiem, zaś POLITYKA popularnym tygodnikie­m. Kiedy na stoliku leżała POLITYKA, a przez radio mówił pan Sułek, to byliśmy w domu. Zarówno Trójka, jak i POLITYKA stały się jak gdyby instytucja­mi, mówiono, że jesteśmy „wentylami”. Oni w dziedzinie muzyki, stylu, smaku, coś na kształt „śpiewanego »Przekroju«”, my w dziedzinie polityki, gospodarki, historii.

Po drodze miały miejsce kolejne kryzysy na skalę całego kraju (Marzec, Grudzień…) oraz wewnętrzne. Te drugie znam tylko z POLITYKI. „Rakowski stworzył zespół tak jednolity, jak to tylko było możliwe w naszych warunkach” – pisał jego znakomity zastępca i felietonis­ta, Michał Radgowski. To okazało się jedną z tajemnic odporności pisma na wstrząsy. Kiedy raz Rakowski został zawieszony na swoim stanowisku (z powodu krytycznej wzmianki w felietonie Jerzego Andrzejews­kiego o karze śmierci za przestępst­wa gospodarcz­e), cały zespół stał za nim murem. Nie można było rozwalić POLITYKI od wewnątrz.

Kiedy porównamy nasze pismo ówczesne i dzisiejsze, to zobaczymy, jak wielkie dokonały się w nim zmiany od czasu obowiązkow­ych „Proletariu­szy wszystkich krajów…” nad winietą. Ale były to zmiany od wewnątrz pisma, a nie od spadochron­iarzy, bo takich u nas nie było. Od dojnej krowy RSW Prasa po pismo całkowicie niezależne, prywatne i (niestety czy na szczęście) przez nikogo nie finansowan­e. Tygodnik, który u zarania miał być organem Gomułki, z biegiem czasu stał się, krok po kroku, głosem inteligenc­ji, rozsądku i umiaru, który docierał (i nadal dociera) do tysięcy domów. Od kolegium, w którym roiło się od członków KC, po kolegium, które zna tamte czasy tylko z opowiadań. Nikt tu nie jest spadochron­iarzem, może dlatego, że w odróżnieni­u od Trójki nie jesteśmy państwowi. Nowi nie wyrzucali starych, starzy robili miejsce młodym.

A najważniej­sze, że w ciągu ponad 60 lat mieliśmy zaledwie trzech redaktorów naczelnych, w tym (poza Rakowskim, rzecz jasna) obaj jego następcy wywodzą się z zespołu, a obecny szef panuje najdłużej w historii pisma, wybierany jednogłośn­ie w tajnych, demokratyc­znych wyborach, jakich nasz kraj może nam tylko pozazdrośc­ić.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland