AZokruzrapdinejieje,
Politycznie to ja się czuję jak kostka świeżego masła wyjęta po paru miesiącach z lodówki, która nie działa. Rozlecą się, czy się nie rozlecą? I czy na trzy nierówne połowy, czy na dwoje, jak babka wróżyła? Pytania się cisną niczym maseczki na usta. Obywatele Kaczyński, Ziobro i Gowin sami nie wiedzą, ilu ich jest i czy mają dalej razem wsadzać demonstracyjnie ręce do kieszeni podatników. A może powinni podać sobie przyjaźnie dłonie na znak niezgody? Stoją więc tak jak murarska trójka z czasów wczesnego PRL, spodnie ich piją pod pachami, a zdjąć przecież nie wypada.
Ja, w roli wyżej wspomnianej kostki, uważam, że zgoda buduje, zaś niezgoda spawa. Mam więc taki akt strzelisty z tyłu głowy: Boże spraw ich spaw! Niech się wydłubią przez następne trzy lata z tych kilkuset miliardów utopionych w beczkowozach świetnego samopoczucia. Marzenie ściętej głowy, przecież wiadomo, że im to dynda. Spokojnie dojdą do biliona zadłużenia. Potem wciągną kalosze nieszczęścia i nad brzegiem bagienka zaśpiewają z wyraźną pretensją jeden do drugiego i obaj do trzeciego, że „jeszcze nie zginęła”.
A przecież dobrze pamiętam, jak w 2015 r. Jarosław Kaczyński publicznie obiecywał, że jego rząd gotów jest przeznaczyć 1 bln 400 mld na inwestycje w gospodarkę. Spory udział w tej sumie miały mieć spółki Skarbu Państwa. Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że kasa pójdzie m.in. na Polską Fundację Narodową, biznesy ks. Rydzyka, misję Jacka Kurskiego w TVP, pensje dla żon, dalszej rodziny i przybocznej gwardii politruków. Że na najważniejsze stanowiska w Polsce będą nominowane wyłącznie osoby z kręgosłupem zgodnym z linią PiS i hasłem: im mniej umiesz, tym wyżej zajdziesz. No i z luźnym stosunkiem do przestrzegania prawa – by im po prostu nie przeszkadzało. Bo tylko w ten sposób można kupić nieprzydatne respiratory za 200 mln zł czy testy na koronawirusa o 15-proc. czułości za 15 mln dol.
Niech więc się tych trzech „muszkieterów” tłucze jak w MMA. Nie od rzeczy byłoby też wspomnieć o czwartym z paczki. Pan Andrzej. Dusza człowiek. Ach, jak on te dołki kopał pod nowe drzewa. Sosny sadził niczym dęby, aby jego następcy mieli co wycinać. To jest prawdziwe myślenie o przyszłości. A jak maszerował ulicami Warszawy pod hasłem „Wspólnie bronimy rodziny”. Przed czym? Przed atakami lewackich aktywistów na chrześcijańskie wartości. Wystarczy przejść w tej sprawie 300 m z prezydentem i już „seksualni edukatorzy” z walizkami pierzchają na stałe za granicę. Czyści się tę naszą Polskę, że coraz bardziej jak kwiecista łąka wygląda, a nie żadna tam tęcza.
Rozlecą się w końcu, czy się nie rozlecą? I czy na trzy nierówne połowy, czy na dwoje,
jak babka wróżyła?
Niezależnie od tego, czy Zjednoczona Prawica rozwiedzie się na proszek, czy tylko na granulki, mamy jedną skałę, której nic nie rusza. Opozycja się ona nazywa. Potężny kawał wysuszonej gliny, że tylko cegielnię stawiać i znów budować nową ojczyznę naszych ojców. Słuchałem w telewizji Borysa Budki i czułem się jak artylerzysta pod Austerlitz. Wyglądał jak Bonaparte i mówił jak Bonaparte: Mamy scenariusz na każdą sytuację. Oczekujemy od Kaczyńskiego deklaracji, czy odda nam Polskę. Jesteśmy gotowi do przyśpieszonych wyborów. Instrukcje w teren już wysłałem. Są natychmiast wdrażane. Ludzie wiedzą, co robić. Wykorzystamy zamieszanie i popłoch w szeregach wroga. Wybory można wygrać i dlatego musimy je wygrać. Trąbki hejnałówki czekają. Szyfranci na stanowiskach. Może nie siedzimy w okopach, ale odważnie stawiamy czoło. Orzeł skrzydłem nas osłania, zorza dnieje, a kur pieje. Duch nakłania do zbratania, wizją zwycięstw serca grzeje.