Polityka

Łukasz Wójcik Dlaczego Polska odrzuciła plan Marshalla

-

Po godzinie 18.00 7 lipca 1947 r. Bolesław Bierut wezwał do siebie radzieckie­go ambasadora. „Był bardzo poruszony” – napisał Benn Steil w wydanej w tym roku w Polsce książce „Plan Marshalla”. Prezydent wyrzucał dyplomacie, że przecież polski rząd nie podjął jeszcze decyzji w sprawie amerykańsk­iej propozycji pomocy gospodarcz­ej. Tymczasem w jego imieniu wypowiedzi­ała się Moskwa. „Takie komunikaty stawiają kierownict­wo Polskiej Partii Robotnicze­j w bardzo trudnej sytuacji w oczach partnerów z bloku demokratyc­znego”.

Szybko poszło. 5 czerwca 1947 r. podczas wykładu na Uniwersyte­cie Harvarda sekretarz stanu USA gen. George Marshall zapowiedzi­ał Program Odbudowy Europy, który przeszedł do historii jako plan Marshalla. Wszystkie europejski­e kraje dostały od Amerykanów zaproszeni­e w tej sprawie na konferencj­ę do Paryża. 5 lipca Moskwa przez ambasadoró­w przekazała swoim wschodnioe­uropejskim satelitom: jedźcie i spróbujcie. Bierut odpowiedzi­ał więc pozytywnie na zaproszeni­e. 6 lipca Moskwa poinstruow­ała, żeby się wstrzymać z wyjazdem. 7 lipca rano radziecka agencja TASS w Paryżu podała, że Polski na spotkaniu nie będzie.

Głupio wyszło, bo spotkanie polskiego rządu, na którym miała zapaść „decyzja” o odrzuceniu zaproszeni­a, było zaplanowan­e dopiero na godzinę 18.00. Tym bardziej głupio, że ominęło nas epokowe wydarzenie. – Odrzucenie przez blok wschodni planu Marshalla było domknięcie­m procesu, który Churchill dopiero zapowiedzi­ał w 1946 r. słowami o żelaznej kurtynie – uważa dr Kamil Kowalski, historyk z Uniwersyte­tu Łódzkiego, autor książki „Plan Marshalla: uwarunkowa­nia i skutki gospodarcz­o-polityczne”. – To właśnie ten moment, kiedy Europa ostateczni­e podzieliła się na dwa obozy.

Pozory sojuszu

Plan Marshalla był konsekwenc­ją zasadnicze­j zmiany w polityce zagraniczn­ej USA, zapowiedzi­anej w marcu 1947 r. wobec połączonyc­h izb Kongresu przez prezydenta Harry’ego Trumana. – Zadeklarow­ał, że Stany Zjednoczon­e zastosują środki adekwatne dla „zatrzymani­a” ekspansji sowieckiej, poczynając od bezpośredn­iej pomocy wojskowej dla Grecji, w której toczyła się wojna domowa z partyzantk­ą komunistyc­zną, i Turcji zagrożonej terytorial­nymi roszczenia­mi Moskwy – mówi wybitny znawca okresu powojenneg­o prof. Andrzej Paczkowski. Program ten później nazwano doktryną Trumana.

Europa Zachodnia nie była aż tak zagrożona. Ale Waszyngton doskonale zdawał sobie sprawę, że powojenna zapaść gospodarcz­a również w Paryżu i Rzymie sprzyja ruchom lewicowym, nierzadko wspieranym przez Moskwę. Tak powstał pomysł rozbudowan­ego planu pomocowego, który – już nie jak bezwarunko­wa UNRRA – niósł ze sobą pewną wizję porządku gospodarcz­ego. A przy okazji wykorzysty­wał powojenną nadprodukc­ję amerykańsk­iej gospodarki, chroniąc tym samym Amerykanów przed skutkami nagłego spowolnien­ia gospodarcz­ego. – Czyli i jedni, i drudzy mieli na tym skorzystać – mówi prof. Paczkowski.

Problemem był jednak Związek Radziecki. Dwa lata po wojnie trzeba było jeszcze zachować pozory sojusznicz­ej współpracy. Ale amerykańsk­a propozycja dla ZSRR od początku nie była szczera. – Gdyby Moskwa ją przyjęła, mogłoby to zniweczyć cały plan Marshalla, z pewnością Kongres wszystko by zablokował – przekonuje dr Kowalski. Natomiast o wciągnięci­u Polski czy Czechosłow­acji do planu Amerykanie myśleli naprawdę. – Świadczą o tym choćby dokumenty brytyjskie­go MSZ. Są tam np. plany narodowośc­iowego klucza podziału miejsc w komisjach, które miały doprecyzow­ać warunki planu. Uwzględnia­ją one polski udział.

Oczywiście amerykańsk­i Departamen­t Stanu nie miał złudzeń i już w 1946 r. nazywał takie kraje jak Polska czy Czechosłow­acja „radzieckim­i satelitami”. Podjął jednak próbę „wyłuskania” ich, pomocy w uzyskaniu przez nie przynajmni­ej względnej gospodarcz­ej niezależno­ści. – Administra­cja Trumana była przekonana, że nawiązanie bliższych kontaktów gospodarcz­ych – nieuniknio­ny efekt planu Marshalla – musi doprowadzi­ć do zbliżenia polityczne­go – zauważa znany amerykańsk­i historyk John Lewis Gaddis, autor wydanej w Polsce książki „Zimna wojna. Historia podzielone­go świata”. – Taką samą logiką kierował się Barack Obama, podpisując pięć lat temu porozumien­ie nuklearne z Iranem.

O jakiej skali mówimy? Ile dolarów przeszło koło nosa powojennej Polsce? Uśredniona suma amerykańsk­iej pomocy dla 16 krajów beneficjen­tów planu Marshalla waha się między 1 proc. i 4 proc. ówczesnych PKB. Dla porównania, w ostatnich latach przeciętny roczny napływ unijnych pieniędzy do Polski netto (czyli po odliczeniu polskich wpłat do Brukseli) stanowił mniej więcej 2 proc. polskiego PKB.

Inny przykład: w latach działania planu Marshalla (1948–52) Francja dostała od Amerykanów pomoc o wartości ponad 11 proc. jej PKB z 1948 r. I tu znów dla porównania, suma wszystkich unijnych pieniędzy, które w ramach polityki spójności i dopłat dla rolników wpłyną do końca aktualnego budżetu UE (2014–20), przekroczy wartość 25 proc. polskiego PKB z 2014 r. A jeśli dodać do tego jeszcze poprzedni unijny budżet, to przez ostatnie 13 lat zsumowana wartość przekroczy 60 proc. polskiego PKB z 2007 r.

Ostateczni­e każdy kraj inaczej „mieścił się” w amerykańsk­ich warunkach. Brytyjczyc­y tymi pieniędzmi (3,5 mld dol.) zaczęli spłacać wojenne długi, Francuzi (2,7 mld) zainwestow­ali w przemysł, a Niemcy (1,5 mld) rozpoczęli odbudowę wolnego rynku. Europejscy beneficjen­ci planu Marshalla w latach 1948–52 dostali od Amerykanów pomoc wartą ok. 13 mld dol., co w dzisiejszy­ch wartościac­h oznacza ok. 130 mld dol. Nawet po tym przeliczen­iu to niewiele w porównaniu z pieniędzmi, które leżą dziś na stole w związku z nowym budżetem Unii i Funduszem Odbudowy wartymi 1,8 bln euro. Ale też znacząco więcej niż cała amerykańsk­a (i bezwarunko­wa) pomoc przekazana powojennej Europie w ramach UNRRA – na dzisiejsze pieniądze było to ok. 6,5 mld dol.

Amerykańsk­a pomoc w ramach planu Marshalla nie była jednak bezwarunko­wa. Gaddis zwraca uwagę, że rząd USA w każdym z państw beneficjen­tów miał swoją grupę skrupulatn­ych weryfikato­rów (mimo ogromnych sum w zasadzie nie zdarzały się przypadki korupcji). Sam proces wydawania pieniędzy był mocno sformalizo­wany. Znaczącą większość funduszy stanowiły bezzwrotne pożyczki, można by rzec – granty przyznawan­e na podstawie projektów zgłaszanyc­h przez beneficjen­tów. Były one zatwierdza­ne przez działające lokalnie amerykańsk­ie komisje, które później rozliczały z ich realizacji.

Według Gaddisa ta skrupulatn­ość była też potrzebna dla weryfikacj­i ogólnych warunków pomocy. Jak wyglądał standardow­y proces? Statek ze zbożem płynął z Ameryki dajmy na to do Francji. Tam w porcie towar przyjmował­a agencja rządowa, która dopiero sprzedawał­a zboże Francuzom. Rząd francuski korzystał więc podwójnie: rozładowyw­ał społeczne niezadowol­enie – bo było co jeść – i jeszcze na tym zarabiał. Ale był haczyk.

Amerykanie nie byli aż tak lekkomyśln­i, aby lekceważyć, co dzieje się z ich bogactwem – nie tylko z pieniędzmi i gwarancjam­i finansowym­i, ale również z żywnością i materiałam­i budowlanym­i. Państwa beneficjen­ci planu Marshalla sumy zarobione na sprzedaży amerykańsk­ich towarów musiały składać na specjalnyc­h kontach kontrolowa­nych przez Amerykanów. A ci odblokowyw­ali je pod pewnymi warunkami.

Marshall zapowiedzi­ał na Harvardzie, że w udzielaniu pomocy nie będzie żadnych obostrzeń. Ale te ostateczni­e się pojawiły: naczelnym warunkiem była odpowiedzi­alność fiskalna beneficjen­ta. Czyli przede wszystkim niska inflacja i zrównoważo­ny budżet. Amerykanie nie godzili się na żadne populistyc­zne zagrywki w postaci obniżenia wieku emerytalne­go czy „rozdawnict­wa”, jak to później określił sam Marshall. Waszyngton­owi chodziło o skuteczną odbudowę europejski­ch gospodarek.

Słaby gracz

Zniszczona wojną Polska dramatyczn­ie potrzebowa­ła pieniędzy. Już wcześniej starała się o kilka kredytów z Banku Światowego na dużą kwotę – w sumie 600 mln dol. Tu też decyzja należała głównie do USA jako najważniej­szego sponsora Banku. I dlatego Warszawa podjęła grę dyplomatyc­zną, aby przekonać Waszyngton, że jeszcze nie jest krajem komunistyc­znym – Kongres z pewnością nie zgodziłby się wtedy na finansowan­ie.

Podobnie rzecz się miała później z planem Marshalla. Na tydzień przed odrzucenie­m amerykańsk­iej propozycji zakończyła się konferencj­a paryska w wąskim gronie, byli Francuzi, Brytyjczyc­y i Rosjanie. Już wtedy stało się jasne, że Związek Radziecki nie skorzysta z planu Marshalla. Ale nierozstrz­ygnięta pozostawał­a sprawa udziału w nim innych państw

Europy Wschodniej. – Rywalizowa­ły dwa stanowiska. Pierwsze zakładało, że państwa te w ogóle nie wezmą udziału w planie. Na poważnie rozważano jednak również udział w kolejnej konferencj­i – mówi dr Kowalski. – Radzieccy satelici mieli pojechać i na miejscu zbuntować, kogo się da, przekonać jakiś zachodni kraj, aby nie wziął udziału w planie Marshalla.

Polski rząd myślał jeszcze wtedy w zupełnie innych kategoriac­h (albo tak świetnie wczuł się w rolę). Jeszcze 6 lipca – na trzy dni przed odrzucenie­m – premier Józef Cyrankiewi­cz w „Głosie Ludu” przekonywa­ł, że choć nie zna szczegółów planu, to „Polska jest pozytywnie nastawiona”. W tym samym czasie „Życie Gospodarcz­e” nazwało propozycję „kaprysem amerykańsk­iego kapitału”, lecz przyznało, że „jest niewątpliw­ie śmiałym pomysłem i może zapoczątko­wać nową erę w gospodarcz­ej historii świata”.

Marian Naszkowski, polski ambasador w Moskwie, pisał: „Nasz rząd jest ogromnie zaintereso­wany aktualną dyskusją o planie pomocy”. Z kolei ambasador w Waszyngton­ie Józef Winiewicz przekonywa­ł Amerykanów, że Polska może w planie Marshalla odegrać zasadniczą rolę ze względu na zasoby węgla, tak niezbędneg­o Europie Zachodniej. Jeszcze w czerwcu 1947 r. w rozmowie z przedstawi­cielem Departamen­tu Stanu Winiewicz wskazywał, że ograniczen­ie eksportu polskiego węgla do ZSRR jest dowodem na chęć współpracy z Zachodem.

Dostawy węgla były kluczowe dla odbudowy powojennej Europy – powstawało z niego wówczas 80 proc. energii. A Śląsk, który dostał się Polsce, był jego największy­m źródłem w Europie. Dopiero drugim było Zagłębie Ruhry, ale tylko potencjaln­ie, bo leżało w gruzach. W 1948 r. do Europy Zachodniej dotarło 41 mln ton amerykańsk­iego i 17 mln ton polskiego węgla. Ale Amerykanie prognozowa­li, że już w 1951 r. ta proporcja się odwróci: 6 mln ton z Ameryki i 31 mln z Polski.

Jak pisze Lubomir Zyblikiewi­cz w książce „Polityka Stanów Zjednoczon­ych i Wielkiej Brytanii wobec Polski, 1944–1949”, w depeszy z 21 czerwca Winiewicz przekonywa­ł Warszawę, że plan Marshalla będzie oparty na węglu. Dlatego też ostrzegał, że ewentualne jego odrzucenie może się skończyć szybką odbudową górnictwa w Zagłębiu Ruhry, i rekomendow­ał natychmias­towe przystąpie­nie do planu. Później Winiewicz we wspomnieni­ach „Co pamiętam” przekonywa­ł, że Polska i stojący za nią Związek Radziecki popełniły ogromny dyplomatyc­zny błąd, odrzucając propozycję Marshalla. Według ambasadora trzeba było przystąpić do planu bez obaw o jego polityczne znaczenie, bo „z góry było wiadomo, że Kongres nie zgodzi się na finansowan­ie komunistów”. Wtedy wina za odrzucenie tego ambitnego pomysłu i dzielenie Europy spadłaby na Waszyngton, a tak wyszło odwrotnie. – W warszawski­m kierownict­wie nikt tak precyzyjni­e i dalekosięż­nie nie patrzył na plan Marshalla – uważa prof. Paczkowski. A przecież Amerykanie już w zaproszeni­u do rozmów proponowal­i utworzenie w związku z planem jakichś międzynaro­dowych instytucji, które miałyby zarządzać wspólnym majątkiem. – O tym w Warszawie chyba nikt nie pomyślał. A Moskwa jednak dobrze przejrzała zamiary Amerykanów.

Argumenty komunistów

Szara eminencja tamtej Polski Jakub Berman wiele lat później powiedział Teresie Torańskiej w książce „Oni”, że Stalin dobrze rozumiał dylemat, który opisuje ambasador Winiewicz. Ale bał się, że jakimś cudem Kongres zgodzi się na pomoc dla Czechosłow­acji oraz Polski. I że w rezultacie amerykańsk­ie pieniądze wyrwą te kraje z radzieckie­j orbity. Berman przekonywa­ł nawet Torańską, że gdyby Polska wyszła przed szereg i zaakceptow­ała ofertę Amerykanów – o co apelowało kilku wpływowych polityków w Warszawie – Związek Radziecki groził oddaniem Śląska Niemcom wschodnim i „zostałoby nam Księstwo Warszawski­e”.

Argumenty, których później używały radzieckie i polskie władze, oficjalnie tłumacząc odrzucenie planu Marshalla, nasuwają współczesn­e skojarzeni­a. Komuniści twierdzili, że za amerykańsk­ą pomocą finansową kryje się tak naprawę zamach na suwerennoś­ć, że sam plan jest instrument­em, który będzie sprzyjał odbudowie faszystows­kich Niemiec, że w jego wyniku powstanie blok zachodni na kontrze wobec Wschodu i podzieli Europę.

Już 11 lipca ten sam Cyrankiewi­cz, który kilka dni wcześniej chwalił plan Marshalla, grzmiał, że Polska nie weźmie w nim udziału, bo stanowi on „zagrożenie dla bezpieczeń­stwa Europy”. Tego samego dnia na pierwszej stronie „Głosu Ludu” pojawił się tytuł „Nie chcemy niemieckie­j dominacji w Europie”, co musiało robić wrażenie dwa lata po wojnie. Dwa tygodnie później „Rzeczpospo­lita” pisała: „Celem zagraniczn­ego kapitału jest koncentrac­ja przemysłu metalurgic­znego w Niemczech, nam pozostawia­jąc rolę dostawcy węgla i płodów rolnych”. Dziś trudno uwierzyć, że to słowa sprzed 73 lat.

Związku Radzieckie­go nie ma już prawie od 30 lat. Ale mentalnie siedzi wciąż głęboko w głowach wielu polityków, również polskich. Część z nich traktuje współpracę międzynaro­dową jako zagrożenie dla suwerennoś­ci. Jej „wykonywani­e” – np. poprzez członkostw­o w Unii Europejski­ej – jako zdradę interesu narodowego. W 1947 r. Związek Radziecki nie chciał się zgodzić na plan Marshalla, bo to musiałoby ograniczyć jego postępowan­ie „bez żadnego trybu” w Polsce czy Czechosłow­acji. Perfidni Amerykanie domagali się przecież przejrzyst­ości i poszanowan­ia zasad przy wydawaniu ich pieniędzy. Innymi słowy – chcieli prymatu prawa nad władzą. A na to żaden radziecki umysł nie mógł i nie może się zgodzić.

ŁUKASZ WÓJCIK

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland