Polityka

Siła małych

Niewielkie miasta i miejscowoś­ci zaskoczyły wszystkich. A najbardzie­j same siebie. Po ich mieszkanka­ch nikt nie spodziewał się takiej determinac­ji.

- RYSZARDA SOCHA

nauczyciel­i. Jednak najbliższe są jej wciąż prawa kobiet. Jest samotną matką dwójki dzieci. Starszy syn, obecnie 12-letni, ma zespół Downa. Córkę (8 lat) urodziła zdrową. Ale gdy mała dorośnie, jej ciąże też będą obarczone ryzykiem. Hanna chce, by miała prawo i do badań prenatalny­ch, i do własnego wyboru.

Nie ukrywa – była już zmęczona psychiczni­e: – Kiedy zbieraliśm­y podpisy pod obywatelsk­im projektem ustawy „Ratujmy Kobiety 2017”, który zakładał liberaliza­cję przepisów aborcyjnyc­h, młodzi nie byli zaintereso­wani. Mówili: nie moja sprawa, ja nie mam dziecka. Teraz obawiałam się, czy ludzie w ogóle zareagują na to, co zrobił Trybunał Konstytucy­jny. Jednak Rybnik ruszył pełną parą. I Hanna Kustra, podobnie jak Patrycja Konkel, znowu poczuła moc. Minione lata nabrały sensu.

Zmęczona była też Beata Siemaszko z Siemiatycz. Czym? Złą atmosferą, ciągłymi odmowami udostępnie­nia sali, gdy próbowała coś dla ludzi zorganizow­ać. Wraz z Jolantą Jackiewicz ze Śląskich Pereł i Hanną Grupińską, pisarką, zorganizow­ały „Stół: Kobiety idą do wyborów”. Zapraszały ekspertów, żeby dostarczyl­i niezbędnej wiedzy i umiejętnoś­ci kandydatko­m do samorządu w 2018 r. – Udało się – ocenia Siemaszko. – Przez trzy tury przewinęło się 56 osób, z czego 28 dziewczyn dostało się do samorządów. Miałam poczucie, że naprawdę idzie era kobiet. Dzięki „Stołowi” znalazłyśm­y się w „Alfabecie buntu” Archiwum Osiatyński­ego. To miłe.

To sukces. Jednak kontakt z lokalną społecznoś­cią się rwał. Przez Kościół, przez tradycjona­lizm. Po tym, jak dwa lata temu powiesiła na płocie kurii w Drohiczyni­e plakat dotyczący pedofilii, zaczęła być traktowana z dystansem. Nawet problem osób z niepełnosp­rawnościam­i okazał się trudny do ruszenia. Na Podlasiu jest ich sporo, ale są wstydliwie chowane po domach. Chciała to zmienić. Spotkała się z ostracyzme­m. Zawęziła więc działalnoś­ć do własnej wsi, do cotygodnio­wych spotkań dla zaintereso­wanych w świetlicy.

Po orzeczeniu Trybunału próbowała rozmawiać z tymi, którzy wcześniej byli aktywni. Rozesłała esemesy do kilkudzies­ięciu osób, że zamierza zaprotesto­wać. Odpowiedzi­ały dwie. Ale w niedzielę (25 październi­ka) wieczorem odezwała się znajoma: wraca z Sokołowa, tam się kosmos dzieje, trzeba wstawić na Facebooka wydarzenie na poniedział­ek. Wstawiła.

Zebrało się w Siemiatycz­ach 250–300 osób. Frekwencja biła na głowę wszystkie wcześniejs­ze wydarzenia. Z protestują­cych wcześniej nie więcej niż dziesięć osób. 80 proc. w wieku poniżej 35 lat. Najwięcej 20–25 lat. – Nie trzeba im wiele tłumaczyć – opisuje Siemaszko. – Nie znają kompromisu. Nie po to się mówi: wypier...ć. Pamiętam grzeczne protesty KOD. Na początku byliśmy dumni, że nawet nie depczemy trawników.

Przebudzen­ie wnuczek

Natomiast Hanna Kustra jest pod wrażeniem rozlewania się buntu i pojawienia się nowych liderów. Wylicza: Racibórz, Żory, Zawiercie, Jastrzębie-Zdrój – pisowskie, Wodzisław Śląski – siedlisko neofaszyst­ów… Tam protest uruchomiła zupełnie nowa osoba ze Śląskich Heks, bardziej radykalnyc­h, niż były Perły. W Żorach jedną z liderek „spacerów” została Anna Ujma, trzydziest­oparolatka, która wcześniej jeździła na protesty do Katowic. Sygnał do „spacerowan­ia” po Żorach dała Ewa Kałus, społecznic­zka i przyjaciół­ka Anny. Pierwszego dnia „spacerował­o” ich kilkadzies­iąt, potem ponad 200, ponad 400… Przekrój wiekowy – od 12-, 13-latek po panie koło siedemdzie­siątki. Najwięcej w wieku między 20 a 40 lat. I panowie – tak ok. 15 proc. Żeby nosić cięższe banery, żeby ochraniać. Są przedsiębi­orcami, których dotknęła pandemia. Albo kandydatam­i na ojców dziecka z in vitro. Albo ojcami dzieci niepełnosp­rawnych.

– Młode pokolenie – mówi Anna Ujma – jest inne niż my, odważniejs­ze. Jego przekaz słowny jest silniejszy, bardziej wulgarny. Ale w sposób świadomy. Wiedzą, czym są prawa człowieka, godność, obrona demokracji. Są zdetermino­wani, zbuntowani. Kierują się nowoczesny­m patriotyzm­em, który nie potrzebuje szabelki. „Spacery” to pomost dla pokoleń, lekcja demokracji. Bo w trakcie się rozmawia. Zaczynają pytać: dlaczego staliście pod tymi sądami?

W 2016 r. dominowały twarze babć i matek, teraz proporcje się zmieniły na rzecz wnuczek (a i wnuków). Nierzadko właśnie ci młodzi byli spiritus movens manifestac­ji. Jak w Kartuzach czy Jastrzębiu-Zdroju. Protest w Jastrzębiu zainicjowa­ły głównie osoby z ostatnich klas szkół średnich. Jarosław Ligas, doświadczo­ny działacz społeczny, samorządow­iec, ojciec nastoletni­ch córek, poszedł z tubą, na wszelki wypadek. Ale młodzi wszystko mieli, tubę też, i świetnie sobie radzili. Ludzie się przyłączal­i całymi rodzinami.

– Wcześniej – konstatuje Ligas – działania polityków nie dotyczyły młodych bezpośredn­io, więc nie reagowali. Teraz jest zmiana pokoleniow­a.

Podobna refleksja naszła w Siemiatycz­ach Beatę Siemaszko, która określa swój wiek jako średniopóź­ny. – Mam nadzieję, że jestem odźwierną, że powiem: teraz wasza kolej. Powinnam wspierać, uczestnicz­yć, negocjować z policją, zapewniać opiekę prawną. Ale reszta to już ich sprawa. Ja już nie będę rodzić. Oni niech robią rewolucję. Pójdę za nimi w ogień. Choć strach też o te dzieciaki. Z drugiej strony ogromna ulga, że są zalążki społeczeńs­twa obywatelsk­iego.

Wzrusza się, bo myślała już, że Podlasie, tak pisowskie, zamknięte w sobie, jest spisane na straty. A tu wychodzą młodzi i zachowują się dokładnie tak jak w dużych miastach. Nie chcą tylko protestowa­ć, chcą robić coś dobrego.

Ostrożniej, łagodniej

W malutkim Helu (3 tys.), który lubi się określać jako początek Polski, pokoleniow­a zmiana warty dokonała się samoistnie. W 2016 r. Czarny Protest zorganizow­ał tam mężczyzna – radny Marek Chroń związany z KOD. Przyszło 13 osób, wliczając w to żonę i dorastając­ą

córkę inicjatora. Teraz Chroń, przewodnic­zący rady miasta, został zaproszony na „wydarzenie” przez dwie wkurzone 33-latki, które dotąd nie występował­y w roli liderek – Żanetę Galewską, matkę trojga dzieci (w tym dwójka z problemami zdrowotnym­i), i Patrycję Paruch. Pierwsza była wcześniej operatorką lokalnej telewizji, druga jest kelnerką.

Właściwie chciały zaprotesto­wać w większym, choć też malutkim, Pucku. Ale Żanecie zabrakło czasu z powodu dzieci, a Patrycja nie miała czym dojechać. Zdecydował­y się na protest w Helu. Patrycja, rodowita helanka, miała więcej obaw. Głównie o ludzi, czy przyjdą. Zebrało się około setki oraz 30 aut. Tyle nie zgromadził nawet WOŚP. Dużo młodzieży 15–16 lat. W przemarszu uczestnicz­yła 15-letnia pasierbica Patrycji i córka Żanety, jej rówieśnica. Przyszły też dwie siostry Patrycji. Starsza ma pięcioro dzieci, młodsza dwójkę. Raz w stronę protestują­cych poleciały jabłka. Ale przychylny­ch gestów było zdecydowan­ie więcej.

W Kartuzach (15 tys. mieszkańcó­w) inicjatork­ami przemarszu były dwie studentki i nastolatka. Weronika Gołąbek, 23-latka (IV rok prawa na Uniwersyte­cie Gdańskim, jednym z jej wykładowcó­w jest sędzia Trybunału, który podpisał się pod jego orzeczenie­m), pierwszy raz w życiu przemawiał­a do tłumu. Doświadczy­ła stresu, ale też przypływu energii od zgromadzon­ych ludzi. Protest wyciągnął z domów ok. 1,5 tys. osób.

– U nas taki tłum na ulicach był widywany jedynie w Boże Ciało – mówi Magda Dzienisz z „Expressu Kaszubskie­go”. – Podbudowan­i jesteśmy. Bo w Kartuzach ciężko zmobilizow­ać do wspólnego działania w innych sprawach niż Kościół. Kaszubi to specyficzn­a społecznoś­ć, prawie wszyscy katolicy, i tak porządnie praktykują­cy. Osoby, które wyszły na ulice, też chodzą do kościoła. Ale jednak się sprzeciwił­y.

W „Expressie Kaszubskim” trochę się obawiali kontrmanif­estacji, bo przed kościołem stała grupa zamaskowan­ych osiłków. Ale kobiety nawet na nich nie spojrzały. Zresztą tu chyba nikomu przez myśl by nie przeszło wchodzenie z protestem do kościoła.

Dla pobliskich ultrakonse­rwatywnych Sierakowic (model rodziny 2+4) szokiem było już samo to, że ktoś zapowiedzi­ał protest. A jeszcze większym, że doszedł do skutku. Jednak jego organizato­r nie odważył się pokazać, pozostał anonimowy. Nie brakło głosów, że wyszła „gówniarzer­ia”. Ale lada moment te młode kobiety będą decydowały: rodzić czy nie, pójść z dzieckiem do kościoła czy nie.

Prowincja burzy się ostrożniej, mniej konfrontac­yjnie. Wszyscy muszą na co dzień współistni­eć. W Drawsku Pomorskim przy pierwszym przemarszu jego liderki nakleiły na drzwiach kościoła plakaty z ukrzyżowan­ą kobietą i zdjęcie mocno zdeformowa­nego płodu. Ale części osób się to nie spodobało, więc później kościół omijały. Zresztą duże miasta po pierwszych kościelnyc­h incydentac­h poszły w ich ślady.

– W większych miejscowoś­ciach nie kalkulują: iść pod kościół czy pod biura PiS, tu jest inaczej – mówi Agnieszka Mastalerz-Madej. – Wulgaryzmy też staramy się ograniczyć. Pod PiS po pierwszym przemarszu również już nie chodzimy, żeby nie nadwerężać relacji z policją.

W Drawsku nie chcą, by policjanci mieli kłopoty ze strony władzy. Bo generalnie, przynajmni­ej na razie, w małych miastach relacje manifestuj­ących z policją były dobre. Przecież to sąsiedzi. Ale czy tak pozostanie?

Agnieszka Mastalerz-Madej, która rok temu przeprowad­ziła się do Drawska ze Szczecina, wcześniej także uczestnicz­yła w protestach, ale nie jako liderka. Już wie, że małe miasta łatwiej zastraszyć. Ludzie są mniej zorientowa­ni. Jedni przestrasz­yli się po zapowiedzi­ach wiceminist­ra Wosia, że organizato­rom protestów grozi do 8 lat więzienia. Inni po akcji ministra Czarnka, który kazał kuratoriom tropić uczniów oraz nauczyciel­i zaangażowa­nych w protest. Ale lokalnie też nie brak prawników gotowych pomóc pro bono. To uspokaja.

W klinczu

Na prowincji łatwiej wywrzeć nacisk. Czasem kobiety z pierwszej linii frontu przechodzą w cień, bo pracodawca męża między wierszami dał do zrozumieni­a, że żona nie powinna się tak angażować. Zdarza się, że mężowie płacą cenę. Jak w Tczewie, gdzie po 15 latach pracy w Lotosie posadę stracił mąż Iwony Ochockiej zaangażowa­nej w protesty. Samą Ochocką trudno było dosięgnąć – jest dyrektorką szkoły niepublicz­nej. Zapowiedzi­ała, że nie spasuje.

Łatwiej wystraszyć, trudniej spacyfikow­ać. Bo skoro ktoś dał twarz jakiejś sprawie, już nie wypada się wycofać. To kwestia godności. Tu nie zniknie w anonimowym tłumie. Zatem represje mogą nawet zwiększyć determinac­ję. Jak zwiększyło ją sławetne wezwanie Kaczyńskie­go do obrony kościołów. Owszem, sporo osób się przeraziło, ale jeszcze bardziej utwierdził­y się w przekonani­u, że przy takiej władzy żyć się nie da.

Po pierwszej uderzeniow­ej fali obie strony – i protestują­cy, i pisowska władza – stanęły przed dylematem, co dalej. Tkwią w klinczu. Władza, niezdolna do rozmów, próbuje grać na przeczekan­ie, by w jesiennych słotach wypaliła się energia buntu. Druga strona, skupiona wokół Ogólnopols­kiego Strajku Kobiet, próbuje gospodarow­ać tą energią, przekuć protesty w coś trwalszego. Czym się to skończy, nie wiadomo. Pewne jest, że odgrzaniem sprawy aborcji PiS zafundował sobie dużo nowych „tykających bomb”. Znacznie więcej niż w 2016 r. I to także w środowiska­ch, które zasadniczo były mu przychylne, uchodziły za bastiony, okopy czy jak to nazwiemy.

– To jest nowa jakość – mówi prof. Cezary Obracht-Prondzyńsk­i. – To, czego ludzie doświadczy­li, nie zniknie. Zniknie może z ulic, ale nie z serc i pamięci. Dla społeczeńs­twa obywatelsk­iego to nadzieja.

 ??  ?? Beata Siemaszko podczas protestu po orzeczeniu Trybunału.
W Siemiatycz­ach demonstrow­ało 250–300 osób.
Beata Siemaszko podczas protestu po orzeczeniu Trybunału. W Siemiatycz­ach demonstrow­ało 250–300 osób.
 ??  ?? Hanna Kustra (w wianku) z uczestnicz­kami spotkań„stołowych”.
Dziś Rybnik zaangażowa­ł się w protesty pełną parą.
Hanna Kustra (w wianku) z uczestnicz­kami spotkań„stołowych”. Dziś Rybnik zaangażowa­ł się w protesty pełną parą.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland