Polityka i obyczaje
Piotr Semka martwi się w „Do Rzeczy” o władzę: „nic nie wskazuje na to, że wejście Kaczyńskiego do rządu polepszyło sytuację. Jest znacznie gorzej. Kaczyński poza rządem, kierujący z tylnego siedzenia siedziby na Nowogrodzkiej, był krytykowany za taki styl, ale było lepiej. Tym bardziej że teraz ułatwia to opozycji obciążanie wprost prezesa-wiceministra odpowiedzialnością za każdy incydent uliczny z udziałem policji. (…) Kolejny problem to coraz więcej głosów krytycznych wobec premierostwa Morawieckiego. (…) Widać jego zmęczenie. A wejście do rządu Kaczyńskiego symbolicznie zdegradowało Morawieckiego i tego wrażenia nie da się łatwo zatrzeć”. Bo nieważne, jak jest, ważne, czy da się to jakoś zakamuflować.
Kiedy rozpadnie się PiS? – rozważa Jan Piński w „Najwyższym Czasie!”: „Strateg Kaczyński nie poradził sobie z epidemią. Ujawniła ona bowiem największą słabość jego partii – mierne kadry. (…) W ciągu miesiąca Kaczyński wkurzył zarówno prawicowych, jak i lewicowych wyborców. (…) Kaczyński widzi, że utrata władzy to kwestia kilku miesięcy. (…) Wydaje się, że najdalej na wiosnę dojdzie do mocnego rozłamu w klubie PiS i wcześniejszych wyborów bądź utworzenia rządu technicznego. Jeżeli natomiast Kaczyński będzie decydował się na wariant siłowy, to przesilenie może nastąpić wcześniej”. A prezes coraz częściej woli rację siły niż siłę racji.
Stanisław Janecki („Sieci”) woli rozliczać Konfederację: „W krótkim czasie, gdyż od wyborów parlamentarnych minął przecież dopiero rok, politycy Konfederacji wystrzelali się z najcięższej amunicji. W efekcie umacniają wizerunek raczej ugrupowania bezideowego i walczącego z wiatrakami niż konserwatywnego i podejmującego najważniejsze kwestie. (…) Po różnych ostatnich woltach albo zaniechaniach część zwolenników Konfederacji otwarcie pyta, czym obecnie jest to ugrupowanie, po czyjej stronie stoi, z czym albo z kim i o co walczy oraz dokąd zmierza. (…) Stąd coraz powszechniejsza opinia, że Konfederacja sama się zakiwała i nie wie, jak z tego wyjść”. To zupełnie jak PiS.
Henryk Martenka pokpiwa z prezesa („Angora”): „Demiurg świata równoległego Kaczyński (nie ufa mu 58 proc. Polaków) wytrwale kreuje archaiczny, groteskowy świat oparty na antytezach. Leciwy gość odklejony od życia, z odwróconym kompleksem Lady Makbet (»Macie krew na rękach! Jesteście zbrodniarzami! Będziecie siedzieć!«) z łatwością narzuca swym wyznawcom przekonanie, że potwierdzenie następuje przez zaprzeczenie, a rozwój odbywa się przez wetowanie. Że porządek ustanawia się przez chaos, coś nowego buduje się poprzez dekonstrukcję, zaś wspólnotę przez podział. W to wierzy jego lud, choć niewykluczone, że nie wierzy, ale dla własnej korzyści udaje”. I trudno się ludowi dziwić.
Oparadoksach na polskiej prawicy pisze w „Tygodniku Powszechnym” Stanisław Mancewicz: „Prawica polska podczas każdych wyborów w Ameryce wchodzi w apogeum autoprezentacji i udowadniania polskiej publiczności, jakoby była światowym ośrodkiem jakichś amerykańskich, republikańskich w dodatku, wartości. (…) O polskim, prawicowym złudzeniu amerykańsko-republikańskim (…) myślimy najczęściej, gdy dochodzą nas słuchy, że ambasador bądź ambasadorka amerykańska wydzwania do p. Kaczyńskiego. Chodzi zawsze o to, by ów sobie darował np. jakieś regulacje uderzające w amerykański biznes bądź w wartości właśnie. (…) To po to p. Kaczyński jest tak podobny do p. Trumpa, by ten go teraz uczył, co to są amerykańskie wartości?”. Ano tak – nauki nigdy dość.
W„Przeglądzie” Wojciech Kuczok: „Kaczyzm zagarnął z trumpizmu narracyjny bezwstyd – można, a nawet trzeba kłamać nawet wtedy, gdy fakty są widoczne gołym okiem (tym gorzej dla faktów). (…) Oni wiedzą, że my wiemy, i dlatego się boją. Każdy umundurowany funkcjonariusz, który dziś sterczy na Wiejskiej i broni pośpiesznie skleconych płotków, jest liczmanem strachu tej władzy. (…) Ja już nie mogę ich słuchać, zacząłem się brzydzić językiem, skoro polszczyzna jest ich ojczystą mową nienawiści, słownikiem populistycznych farmazonów, udziela mi się wstręt”. Jest nas więcej.
Krzysztof Materna w „Newsweeku” o kłamczuchach: „Najsprawniejszy w swoich kłamstwach jest rzecznik prasowy polskiej policji. Kłamie bez zająknięcia, mówi niesłychanie sprawnie i szybko, mało tego – doszedł do najwyższego stopnia wtajemniczenia, czyli wierzy w swoje kłamstwa. (…) Najgorzej kłamie premier Morawiecki. Po pierwsze – wie, że kłamie; po drugie – wydaje mu się, że kłamiąc, ratuje własną skórę; po trzecie – ma tylu wrogów we własnym obozie, z ministrem Ziobrą na czele, że po prostu boi się swoich kłamstw, bo wie, co go za to czeka. (…) Najbiedniejszy w tej całej historii jest kot Jarosława Kaczyńskiego, który cały czas jest odwrócony ogonem”.
W„Tygodniku Solidarność” doktor habilitowany nauk wojskowych Romuald Szeremietiew ujawnia, co myśli o protestach: „Ci, którzy kierują tym chaosem, którzy prowadzą tę wojnę, nie są ludźmi wychowanymi w duchu walki o jakieś idee, nie wiedzą, jak to jest walczyć i się poświęcać. (…) Mówimy o protestujących, którzy odkryli, że cały ten protest to świetna zabawa, że można się powygłupiać, bulwersować starych (…). To są małego formatu ludzie, którzy chcieliby wszystkiego naraz, bez wysiłku i starań. (…) Te protesty (…) w dłuższej perspektywie nie mają żadnego znaczenia. Oni potrzebują widzów, a my możemy wyłączyć internet, wziąć dobrą książkę albo różaniec, do czego bardzo serdecznie zachęcam. I właśnie w taki sposób ich pokonamy”. Czy policja dostała już książki i różańce?
Zuzanna Dąbrowska z „Rzeczpospolitej” przypomina ministrowi MSWiA: „kiedy po ulicach biegał z Ligą Republikańską, zdarzały się różne incydenty – np. w 1999 r. rzucenie przez Ligę w tłum świętujący 1 maja petardy, która zraniła zasłużonego, starszego prof. Krzysztofa Dunina-Wąsowicza i dziennikarzy RTL-7. Jakie rozkazy wydałby dziś minister Kamiński, gdyby ktoś z protestujących na ulicach sięgnął po takie środki?”. Jak to jakie? „Aresztować dziennikarzy!”.