Anna Przybyll NIEMCY Niezwykła historia odkrywców szczepionki na covid
Uğur Şahin i Özlem Türeci, autorzy pierwszej przetestowanej szczepionki na covid, są spełnieniem marzeń zwolenników imigracji i integracji.
Spacerując w Moguncji po dzielnicy Oberstadt, można się natknąć na skromnie ubraną parę na rowerach. Uğur Şahin i jego żona Özlem Türeci nie mają nawet samochodu. Mieszkają z nastoletnią córką w niewielkim mieszkaniu niedaleko biura, chociaż są miliarderami. A teraz ich przełomowe odkrycie ma szansę ocieplić wizerunek niemieckich Turków.
Na mail z prośbą o rozmowę z naukowcami ich rzeczniczka odpisała nam, że „pani Türeci i pan Şahin starają się w jak największym stopniu skoncentrować na rozwoju szczepionek i badaniach klinicznych i nie są dostępni dla mediów z powodu braku czasu”. Można by to uznać za kokieterię badaczy, których nazwiska stały się słynne na całym świecie za sprawą wynalezienia szczepionki na koronawirusa, która jako pierwsza przeszła trzecią, ostatnią fazę badań z 90-procentową skutecznością.
Pruska Turczynka
„Są bardzo uczciwi, pracowici i wyjątkowo inteligentni” – tak ocenia ich Michael Motschmann, jeden z dwóch głównych inwestorów w badania nad szczepionką. Liberalne media na całym świecie okrzyknęły ich „chodzącymi dowodami na sukces niemieckiej polityki imigracyjnej”.
Özlem Türeci urodziła się 53 lata temu w Lastrup w Dolnej Saksonii jako córka tureckiego chirurga. Dwa lata starszy Uğur Şahin jako dziecko przybył z rodziną z tureckiego miasta İskenderun do Kolonii, gdzie jego rodzice pracowali w fabryce Forda. Po studiach medycznych Şahin znalazł zatrudnienie jako specjalista chorób wewnętrznych i hematoonkologii w szpitalu uniwersyteckim w Homburgu. Tam poznali się na początku lat 90. Şahin był rezydentem i przełożonym Türeci na oddziale zajmującym się nowotworami krwi.
Sama Türeci określa siebie jako pruską Turczynkę, z całym bogactwem kulturo
wym, jakie dają jej te dwie tradycje. Wraz z mężem są muzułmanami, chociaż – jak mówią – służbę ludziom stawiają ponad reguły swojej religii. W czasie tegorocznego ramadanu nie pościli, by mieć siły do pracy nad szczepionką. Şahin przyznał, że nie powstałaby ona bez dużych ilości kawy, które wypijał w czasie długich godzin pracy w laboratorium.
Ślub cywilny wzięli w 2001 r. Oboje od początku podzielali fascynację ideą leczenia raka w sposób inny niż za pomocą chirurgii, chemioterapii i radioterapii. „Stwierdziliśmy, że nasze dziedziny akademickie uzupełniają się, więc poślubiliśmy je i siebie nawzajem” – mówi badaczka na łamach „Financial Times”. Ich córka urodziła się cztery lata później.
Wtedy już na świecie było ich pierwsze dziecko – firma medyczna, która nazywała się Ganymed, co wzięło się „nie od nazwiska bohatera greckiego mitu (Ganimedesa – przyp. red.), lecz od tureckiego wyrażenia w przybliżeniu oznaczającego „zarobiony dzięki ciężkiej pracy”, jak zapewnia Türeci. W 2016 r. za 422 mln euro sprzedali spółkę japońskiej firmie farmaceutycznej Astellas. Drugą firmę – BioNTech – Şahin i Türeci założyli w 2008 r. wraz z zaprzyjaźnionym austriackim onkologiem Christophem Huberem.
Siedziba BioNTech mieści się przy ulicy An der Goldgrube, co można przetłumaczyć jako „Przy kopalni złota” albo „Przy intratnym interesie”. Na początku października tygodnik „Welt am Sonntag” opublikował listę najbogatszych ludzi w Niemczech. Na 93. miejscu znaleźli się Şahin i Türeci z majątkiem szacowanym na 2,4 mld euro. Tego jednak nie widać. „Uğur to bardzo skromna osoba” – mówi austriackiej gazecie „Die Presse” Matthias Theobald, onkolog z Moguncji i jego wieloletni współpracownik.
Şahin po raz pierwszy przeczytał o koronawirusie w piątek 24 stycznia tego roku w czasopiśmie medycznym „The Lancet”. Już w poniedziałek zwołał pracowników BioNTechu i ogłosił, że chce rozpocząć prace nad szczepionką. Niektórzy podwładni byli niezadowoleni, bo mieli zaplanowane wyjazdy na ferie zimowe, ale pracowitego szefa niezbyt to interesowało.
Prace toczyły się we współpracy z koncernem Pfizer. Amerykanie już wcześniej współpracowali z BioNTech nad szczepionką przeciw grypie. Tym razem Şahin i dyrektor generalny Pfizera Albert Bourla osobiście spotkali się dopiero we wrześniu, kiedy Bourla przyleciał z Nowego Jorku do Niemiec. Zbliżyło ich to, że kariery naukowe zrobili w państwach, w których nie przyszli na świat. „Zrozumieliśmy, że on jest z Grecji, a ja jestem z Turcji. To było bardzo osobiste od samego początku” – powiedział Şahin, dyplomatycznie nie odnosząc się do długoletniego antagonizmu między ich ojczyznami.
Szef Pfizera wypowiada się o tureckim Niemcu w samych superlatywach. „Uğur jest bardzo, bardzo wyjątkową osobą. Zależy mu tylko na nauce. Dyskusja o interesach to nie jego broszka” – zwierza się dziennikarzowi „New York Timesa”.
Moralność i ekonomia
Naukowców o takich przymiotach państwo niemieckie lubi i wspiera. Nasz zachodni sąsiad inwestuje ponad 3 proc. PKB w prace badawczo-rozwojowe, które są prowadzone na ponad 400 uczelniach wyższych, w licznych ośrodkach badawczych i w przemyśle. Niemcy aktywnie łowią też talenty naukowe na całym świecie. Dr hab. Waldemar Czachur z Instytutu Germanistyki Uniwersytetu Warszawskiego przypomina, że gdy w 2016 r. w Turcji zaczęło się zwalnianie wykładowców akademickich niewygodnych dla prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana, ok. 300 z nich znalazło schronienie w Niemczech.
Zaoferowano im wsparcie z programów stypendialnych, dziś pracują w niemieckich instytutach badawczych. – Jest to przykład, jak w Niemczech łączy się moralność z ekonomią oraz jak sprawne, silne i elastyczne są instrumenty wspierania naukowców – wskazuje niemcoznawca. – Sukces Şahina i Türeci jest jednak dość wyjątkowy, bo Turcy w Niemczech sprawdzają się przede wszystkim w dziedzinie gospodarczej, mniej na niwie naukowej.
Jak dodaje dr Czachur, migracja potężnie zmieniła Niemcy, Niemców i język niemiecki. A największy udział w procesie zmian tożsamościowych i kulturowych tego kraju mieli właśnie imigranci z Turcji. – Tworzą ciekawą hybrydę: stawiają na pragmatyczną integrację, a równocześnie pielęgnują swoją rodzimą kulturę. Spośród różnych grup imigranckich w Niemczech Turcy to grupa najbardziej zauważalna, robiąca wrażenie pewnej siebie, nieroztopiona w tyglu niemieckiej kultury – mówi dr Czachur.
Według danych Federalnego Urzędu Statystycznego w 2018 r. w Niemczech mieszkało ponad 2,7 mln osób o tureckim pochodzeniu. Są wśród nich reżyser Fatih Akin, piłkarz lkay Gündoğan czy prof. Sahin Albayrak, wybitny informatyk z Uniwersytetu Technicznego w Berlinie. W latach 2008–18 na czele partii Zielonych stał Cem Özdemir, który w 1994 r. wraz z Leylą Onur z SPD byli pierwszymi deputowanymi do Bundestagu, których rodzice pochodzili z Turcji.
Według analizy banku KfW w 2019 r. 160 tys. z 605 tys. nowych firm w Niemczech
założyli imigranci. Jak pokazują badania socjologiczne, dwie trzecie Niemców tureckiego pochodzenia czuje się dobrze zintegrowanych, a blisko 40 proc. społeczeństwa niemieckiego uważa politykę integracyjną Niemiec wobec nich za udaną. Z jej dobrodziejstw do cna skorzystali wynalazcy szczepionki na Covid-19.
Mimo to w ostatnich latach Turcy w Niemczech kojarzyli się głównie z niekontrolowanym napływem imigrantów, debatą o zakazie noszenia chust, zamachami terrorystycznymi, przeprowadzanymi albo przez islamistów, których ofiarą padali Niemcy (jak na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie w grudniu 2016 r.), albo przez skrajnie prawicowych Niemców, które były wymierzone w Turków, jak w Hanau w lutym.
– Spektakularny sukces z wynalezieniem szczepionki na koronawirusa przez naukowców pochodzenia tureckiego pozwoli przywrócić pozytywny obraz osób o korzeniach migracyjnych w niemieckiej przestrzeni publicznej – przypomina prof. Czachur. – Jest to szczególnie symboliczne, gdyż w przyszłym roku przypada 60. rocznica zawarcia umowy między Bonn a Ankarą o rekrutacji Turków do pracy w RFN.
Młot na lęki
Sami odkrywcy szczepionki czują się zawłaszczani przez różne grupy. Dumę z ich osiągnięć głoszą Turcy, Niemcy, Niemcy o korzeniach tureckich, muzułmanie, liberałowie. Ci ostatni wskazują Şahina i Türeci jako doskonały przykład sukcesu integracyjnego i młot na lęki zacofanego społeczeństwa. Skrajna prawica z kolei wypomina powiązania tureckich naukowców z obcymi koncernami farmaceutycznymi i dotacje od amerykańskiego miliardera Billa Gatesa, co ma potwierdzać covidowe teorie spiskowe.
Tymczasem wielu Niemców nawet nie wie, jak poprawnie wymówić nazwiska utalentowanych badaczy (w imieniu Uğura Şahina litera „ğ” jest niema, a „Ş” w nazwisku czyta się jak polskie „sz”, z kolei w imieniu jego żony Özlem Türeci „z” czyta się jak „s”, a w nazwisku „c” jak „dż”). Naukowcy są zaś sfrustrowani tym, że ich pochodzenie jest wykorzystywane w debacie o imigrantach.
– Oczywiście są osoby z imigranckim pochodzeniem, które nasza historia zmotywuje. Można wykorzystać nas jako argument na rzecz imigracji, a jeśli coś nie pasuje, można użyć nas przeciwko imigracji. Powinniśmy po prostu skupić się na faktach – podkreśla Şahin, który chce być kojarzony jako pracowity i zdolny naukowiec. A nie jako syn gastarbeitera. n