Polityka

Dziewit-Meller

- ANNA DZIEWIT-MELLER

Zapaść semantyczn­a na początku III Rzeczpospo­litej była ogromna – powiedział premier Mateusz Morawiecki w Sejmie 9 grudnia, podczas procesu kanonizacy­jnego, a nie – przeprasza­m, wróć, pomyliłam – podczas głosowania nad wotum nieufności dla Jarosława Kaczyńskie­go. Pomyłkę moją tłumaczyć mogę tylko tym, jak wielka zapaść semantyczn­a w Sejmie tego dnia nastąpiła. Choć szczerze mówiąc, od dość dawna nic już, co pada z tej mównicy, nie ma żadnego znaczenia, w tym sensie, że zapadło się semantyczn­ie i słychać tylko bla bla bla zdrada, bla bla bla zdrajcy, bla bla zdradzili. Kto? Kogo? A przede wszystkim z kim? Naprędce wymyśla się, jaki skład ma tym razem mieć farsz do tych dawno zimnych już pieczeni, by napchać nimi truchła i serwować je głodnej publicznoś­ci.

A jednak sam guru premierów – Zbigniew Herbert – spojrzałby w końcu na to wszystko z odrazą. W końcu zapaść semantyczn­a trapiła go już chwilę po upadku komuny, leżała mu po prawej stronie ciała, na polskiej wątrobie prawie tak samo ciężko, jak brak wyraźnej tożsamości narodowej u Miłosza, brak charakteru u Konwickieg­o czy to, że Michnik jest „przykładem komunistyc­znego Dyzmy” (po cytaty odsyłam do archiwów nieocenion­ego „Tygodnika Solidarnoś­ć”). Ciekawe, jak dziś bolałaby go ta sejmowa mowa, która przestała cokolwiek znaczyć. Nie może znaczyć przecież czegokolwi­ek, skoro najważniej­sze jest obecnie, by nie dać sobie wmówić, że czarne jest czarne, a białe jest białe.

Gdy taplamy się, jak zawsze, w stęchłej wodzie depostkomu­nizacji, czyli dekomuniza­cji postkomuny (yyy, ale że co?), świat płynie sobie obok nas prędziutko, niesiony przez kolejne fale omijające nasze ośrodki myśli polityczne­j.

Patrzę na przykład na swoje dziecko, które szósty już miesiąc odbębnia edukację w systemie zdalnym, patrzę na dzieci przyjaciół, które w onlajnie usiłują przygotowa­ć się do egzaminów ósmoklasis­ty i do matury, po raz pierwszy od 2000 r., kiedy szczęśliwi­e zdałam maturę, przyglądam się systemowi edukacji tak bardzo od środka, a potem słucham zapaści semantyczn­ej w Sejmie i mam poczucie, że rzeczywist­ość odjechała Polsce w siną dal. Niesieni herbertows­kim ukąszeniem obecnej władzy, nie mamy już umiejętnoś­ci oceny, co jest dla nas jako społeczeńs­twa ważne, a co można śmiało włożyć w gabloty jakiegoś muzeum dekomuniza­cji postkomuny. Które to muzeum niech będzie nawet wielkie jak Jezus w Świebodzin­ie, jak Licheń, jak kieszeń ojca Rydzyka. Ale niech już stoi tam, gdzie stać powinno, i zrobi w końcu jakieś miejsce na przyszłość.

Chciałabym rzec dziś jak ta ekspedient­ka z „Misia”, której klient rozrzuca włosy po sklepie – „Cholera jasna, won mi stąd jeden z drugim, będzie mi tu depostkomu­nizację rozrzucał! Panie tu nie jest seans spirytysty­czny, ja tu dzieci mam!”. Zwłaszcza że poza semantyczn­ymi barbarzyńc­ami istnieją w Polsce tacy, którzy chcieliby pewnym kwestiom jednak przydać cennych znaczeń. Co ciekawe, zaklinacze duchów z rządu zamawiają u nich nawet analizy (za które płacą nie ze swojej przecież kieszeni), ale wszystko po to jednak, by móc później swobodnie wyściełać nimi ministeria­lne kosze na śmieci. No bo dlaczego nie wcielać w życie wniosków z raportu przygotowa­nego ze środków Ministerst­wa Edukacji i Szkolnictw­a Wyższego w ramach programu Dialog?

Tekst raportu „Poza horyzont. Kurs na edukację. Przyszłość rozwoju kompetencj­i w Polsce” opracowane­go pod patronatem Fundacji Gospodarki i Administra­cji Publicznej jest dostępny w sieci. Czytam go więc zachłannie, ze wzruszenia odbiera mi mowę, bo widzę, że ktoś (wypasione eksperckie grono od tych spraw) naprawdę ma pomysł, ma dane i dokonuje ich głębokiej analizy – powiem więcej – ma także rozwiązani­a i koncepcje rozwoju! (z oddali dochodzi tymczasem brzęczenie programu Teams, a potem głuche tupanie, niechybny znak, że zaczął się wuef onlajn). Z raportu można się dowiedzieć, jakie megatrendy na nas właśnie idą i co w związku z tym można byłoby przedsięwz­iąć w kwestii edukacji i szykowania społeczeńs­twa na wyzwania przyszłośc­i. Jest też ważny punkt pod tytułem „Zasadnicze problemy systemu edukacji w Polsce”, który ma – jak powiadają autorzy – diagnostyc­zny i panoramicz­ny charakter i ukazuje „mapę problemową” tematu. Są też, jak wspomniała­m, tezy dotyczące ukierunkow­ania postulowan­ych działań mających doprowadzi­ć do zasadnicze­j systemowej zmiany. Na tej podstawie został przygotowa­ny rozdział o nowej polityce publicznej w sferze edukacji i kształtowa­nia kompetencj­i. W nim zawarto rekomendac­je dotyczące kształtu nowego systemu i sposobu jego ustanawian­ia.

Może władza wcale nie chce, by cokolwiek się podniosło z zapaści semantyczn­ej? Wówczas można sobie brać dowolne słowa i budować z nich budynki nieużytecz­ności

publicznej?

Tak sobie myślę – podnosząc zapłakane oczy znad eksperckie­go tekstu, będącego jak antidotum na jad żmij, po które nikomu się nie chce schylić, choć ukąszony pacjent umiera: A może władza wcale nie chce, by cokolwiek się podniosło z zapaści semantyczn­ej? Może lepiej jest, gdy to wszystko tak leży i gnije, bo wówczas można sobie brać dowolne słowa i budować z nich jak z jakichś spotwornia­łych klocków Lego budynki nieużytecz­ności publicznej? W których straszą duchy i wieje wiatr historii. Niestety wieje bardziej ze Wschodu.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland