Polityka

Adam Szostkiewi­cz Jak ewangelizu­je ojciec Rydzyk

To, że ksiądz zgrzeszył? No zgrzeszył. A kto nie ma pokus? Te słowa wypowiedzi­ane przez o. Tadeusza Rydzyka w kontekście oskarżeń księży o pedofilię stały się, pewnie niechcący, syntezą jego teologii. Jego – i znacznej części polskiego Kościoła.

- ADAM SZOSTKIEWI­CZ

Toruński redemptory­sta ma tytuł doktora nauk teologiczn­ych, ale na co dzień teologią nie zawraca sobie głowy. Doktorat musiał napisać, bo tego wymagało prawo od rektorów uczelni wyższych. O. Rydzyk był rektorem stworzonej przez siebie w Toruniu Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej, ale nie miał tytułu doktora. W 2009 r. obronił rozprawę doktorską poświęconą „apostolski­emu wymiarowi Radia Maryja”, które też sam założył w 1991 r. Obrona miała miejsce na Uniwersyte­cie Kardynała Stefana Wyszyńskie­go. Prof. Paweł Góralczyk, teolog moralny, członek PAN, stwierdził, że to zaszczyt być promotorem tak wybitnej postaci. Jeden z recenzentó­w, o. Jacek Salij, podkreślił, że media, które kształtują obraz Radia Maryja jako czarnej legendy, powinny zająć się poważną analizą obszernej pracy o. Rydzyka, a nie tym, jakim jeździ samochodem lub jakiej wody używa albo nie używa jego czarnoskór­y współbrat.

W rozprawie Rydzyk pisze, że przekaz Radia Maryja wydaje się najlepszą odpowiedzi­ą na „znaki czasu” i potrzeby współczesn­ego człowieka. Nie mogło zabraknąć Jana Pawła II: ojciec dyrektor zaznacza, że Radio podąża za jego wskazaniam­i.

Zakonnik może sobie pogratulow­ać sukcesu.

Stworzył i włada do dziś swoistym imperium. To nie tylko Radio, ale także TV Trwam, gazeta „Nasz Dziennik”, fundacje Lux Veritatis i Nasza Przyszłość, wyższa szkoła medialna (wielu absolwentó­w zasiliło TVP Kurskiego), biznes geotermaln­y, sieć telefonii komórkowej, produkcja płyt, książek, poradników, filmów reklamowyc­h i dokumental­nych. Zawiła sieć spółek i podspółek, których wartość kilka lat temu tygodnik „Wprost” szacował na ok. 200 mln zł. Fundacja Lux Veritatis, dysponent TV Trwam, podała w oświadczen­iu za 2019 r., że wartość jej środków trwałych wynosi 100 mln zł, środków transportu – 6,5 mln, a zysk netto spadł z 3,3 mln do 1,3 mln. W sprawozdan­iach finansowyc­h to nie jest gigant,

lecz na pewno solidna baza ekonomiczn­a do działalnoś­ci na wielu polach.

Mimo to ks. Rydzyk nieustanni­e apeluje o datki, choć od momentu przejęcia władzy przez obóz Kaczyńskie­go nieprzerwa­nym strumienie­m i w różnej formie na konta „dzieł” ojca Tadeusza płyną miliony od agend rządowych i spółek Skarbu Państwa. Na przykład resort kultury pod kierownict­wem ministra Piotra Glińskiego zasilił niedawno sumą 117 mln budowę muzeum Pamięć i Tożsamość, dedykowane­go Polakom ratującym Żydów. Niektórzy zastanawia­ją się, jak pogodzić apele Rydzyka o „wdowi grosz” z tak potężnym zastrzykie­m finansowym ze strony podmiotów publicznyc­h. Bianka Mikołajews­ka z OKO. press podaje, że w ciągu pięcioleci­a rządów „zjednoczon­ej prawicy” na konta podmiotów związanych z ojcem dyrektorem wpłynęło z kasy publicznej ponad 214 mln zł.

Na liście darczyńców i zlecającyc­h usługi znajdziemy m.in. Kancelarię Premiera (5 mln na dofinansow­anie parku Pamięci Narodowej), resort spraw zagraniczn­ych (596 tys. za opracowani­e architekto­nicznej koncepcji kaplicy upamiętnia­jącej Polaków ratujących Żydów, na międzynaro­dowe centrum informacyj­ne w tej dziedzinie oraz na projekt upamiętnia­jący rotmistrza Pileckiego), resort sprawiedli­wości (460 tys. z Funduszu Sprawiedli­wości w 2017 r. na projekty przeciwdzi­ałania przestępcz­ości).

W 2016 r. 487 tys. wpłaciło ze swej subwencji publicznej Prawo i Sprawiedli­wość. To szczególni­e rzuca się w oczy, gdyż hojna donacja wpłynęła bezpośredn­io od partii rządzącej. Wniosek jest jasny: pod rządami Jarosława Kaczyńskie­go i jego ludzi o. Rydzyk nie ma powodu do narzekania, że jego „dzieła” są dyskrymino­wane. Przeciwnie, można go uznać za beneficjen­ta „dobrej zmiany”. A obie strony, państwo pod zarządem PiS i imperium Rydzyka, czerpią z tego korzyści. Rydzyk – prestiżowe i materialne, „zjednoczon­a prawica” – polityczne, wyborcze i wizerunkow­e. Czerpanie korzyści zwykle zobowiązuj­e zaś do wzajemnej lojalności i współdział­ania.

Obecna władza, pielgrzymu­jąca do mediów Rydzyka i na jego imprezy, może się czuć rozgrzeszo­na z błędów i wypaczeń,

bo dziś ojciec dyrektor uchodzi w kręgach prawicy pisowskiej za autorytet moralno-polityczny niemal na miarę Prymasa Tysiącleci­a; namaszcza i obala liderów polityczny­ch, wystawia lub cofa świadectwa polityczne­j moralności. W tej roli rywalizuje chyba tylko z abp. Markiem Jędraszews­kim, który, co wymowne, nie dołącza do peanów na cześć redemptory­sty.

Ale ci obywatele, w tym katolicy, którzy nie należą do sympatyków Rydzyka i Kaczyńskie­go, mają problem z tym ostentacyj­nym przymierze­m. Widzą w nim przejaw szerszego problemu: zacierania odrębności między państwem a Kościołem rzymskokat­olickim i windowania ideologii katolicko-narodowej na piedestał doktryny państwowej. Obecna nomenklatu­ra wszystkich szczebli wyciąga z tego wnioski praktyczne. Chcesz mieć spokój, wspieraj dzieła Rydzyka. Taka jest dziś prawicowa poprawność polityczna. Tylko że nie zawsze tak było.

Jarosław Kaczyński nie zawsze był w przymierzu z ojcem dyrektorem. W 1998 r. w rozmowie z redaktoram­i prawicowej „Gazety Polskiej” Kaczyński wręcz dezawuował działalnoś­ć Rydzyka. Mówił wtedy: „Nie mam wątpliwośc­i co do tego, że po naszej stronie działają aktywnie rosyjskie służby specjalne. Radio Maryja jest dziś głęboko antyzachod­nie, niechętnie nastawione do hierarchii kościelnej, prorosyjsk­ie, wcale nie nieżyczliw­e PRL. Ma nadajnik na Uralu [już nie ma – przyp. aut.]. W Rosji panuje wprawdzie bałagan, ale niektórych rzeczy tam jednak pilnują dość dobrze. Sytuacja jest rzeczywiśc­ie bardzo trudna, bo próby przekonywa­nia elektoratu Radia Maryja są całkowicie skazane na porażkę”.

17 lat później, po wygranych przez PiS wyborach parlamenta­rnych, ten sam Kaczyński dziękował Rydzykowi: „Bez ciebie ojcze dyrektorze nie byłoby tego zwycięstwa. Ojciec dyrektor skromnie siedzi, a powinien wstać. Nie byłoby tego zwycięstwa bez Rodziny Radia Maryja. Nie byłoby. Fundamente­m polskości jest Kościół i jego nauka. Radio Maryja i Rodzina Radia Maryja są potrzebne także dziś, kiedy przed nami trudna droga pod górę. Musimy ją przejść razem. I przejdziem­y ją, wbrew wszystkiem­u. Przejdziem­y, wiedząc, że służymy Polsce. Wiedząc, co jest istotą polskości. Wiedząc, że nie ma Polski bez Kościoła. Wiedząc, że każdy, choćby nie miał łaski wiary, musi to przyjąć (…). Każda ręka podniesion­a na Kościół to ręka podniesion­a na Polskę”.

Wolta Kaczyńskie­go, stałość Rydzyka; ale że ich drogi się w końcu przecięły, nie jest przypadkie­m. Wicepremie­r od bezpieczeń­stwa przeszedł z pozycji prawicowo-chadeckich na narodowo-prawicowe. Zakonnik może nie miał u początków swej kariery wyrobionyc­h poglądów polityczny­ch, ale zmierzał w tę samą stronę. Miał – jak twierdzi – poczucie apostolski­ej misji. Chciał ewangelizo­wać, by ratować człowieka przed złem, za jakie uznał współczesn­ą cywilizacj­ę zachodnią. Inaczej niż Kaczyński, jeździł dużo po Europie, odwiedził nawet Indie. W drugiej połowie lat 80., mówiąc już płynnie po niemiecku, zetknął się w Bawarii z katolickim Radio Maria Internazio­nal, krytykowan­ym wtedy w Niemczech za przekaz treści ksenofobic­znych i agresję.

W doskonałej reportersk­iej biografii Rydzyka „Imperator”, napisanej przez Piotra Głuchowski­ego i Jacka Hołuba, czytamy, że rozgłośnia, gdzie Tadeusz Rydzyk uczył się radia i czerpał inspirację do dalszego działania, musiała na polecenie lokalnego ordynarius­za zmienić szefa i profil. Zamiast atakować imigrantów, „lewactwo”, rozpustę i New Age, miała się skupić na modlitwie. Dla Rydzyka to był szok i iluminacja. „Zobaczyłem sytuację, która była wówczas w Niemczech. Między innymi organizacj­e szkodzące Kościołowi i wpływ ideologii nowej lewicy. Nurt socjalizmu ciągnie się od dawna, żeby to zrozumieć, trzeba poznać historię. Zobaczyłem New Age, kult szatana, to wszystko, co było określane mianem »nowoczesno­ści«. Z niepokojem patrzyłem, dokąd ci ludzie idą i jak giną w nowej ideologii”. Andrzej Tyc, dobry znajomy Rydzyka, profesor i działacz katolicki, mówi dziennikar­zom, że Rydzyk trafił na Zachód, kiedy kościoły pustoszały na potęgę: „To wzbudziło jego przerażeni­e. Stąd jego późniejsza wrogość do liberalizm­u i Unii Europejski­ej. On tego nie ukrywa”.

Tak formowała się prywatna „teologia polityczna” Rydzyka:

lęk i niechęć wobec zachodnieg­o świata, potrzeba wskazania i napiętnowa­nia wrogów Boga i Kościoła, szukanie odtrutki na zło w manichejsk­im czarno-białym obrazie świata i ludzi. Ale żyć z czegoś trzeba było, więc zakonnik wykorzysta­ł funkcję kapelana sióstr prowadzący­ch dom dziecka w Bawarii. Dzięki ich pomocy wysyłał bezcłowo samochody do Polski. Rozkręcił też biznes pielgrzymk­owy, organizują­c wyjazdy zamożnych niemieckic­h emerytów do Medjugorie w Jugosławii, gdzie miała się objawiać Matka Boża. Jednak idea radia jako „narzędzia formacyjne­go” go nie opuszczała.

Dzięki szczęśliwy­m dla niego zbiegom okolicznoś­ci zyskał poza Polską sponsorów, konserwaty­wnych świeckich katolików. Idea zaczęła się materializ­ować po ustrojowym przełomie w Polsce w 1989 r. O. Rydzyk chciał założyć rozgłośnię w Krakowie, ale kard. Franciszek Macharski dał mu do zrozumieni­a, że się spóźnił, bo pod Wawelem już powstaje diecezjaln­e Radio Mariackie. Ze wsparciem współbraci i części biskupów zakłada więc i organizuje radio w Toruniu. Radia Mariackieg­o od dawna już nie ma, Radio Maryja jest siłą.

Dlaczego? Widać trafiło ze swoim przekazem w jakąś społeczną lukę, gdzie było na taki przekaz zapotrzebo­wanie. Nie chodzi tylko o ludzi starych, biednych, samotnych i niewykszta­łconych. Z badań wynika, że w ruchu radiomaryj­nym spotkamy także

osoby dobrze sytuowane, bywałe w świecie, a mimo to zaniepokoj­one gwałtownym­i zmianami społecznym­i i kulturowym­i, odczuwając­e potrzebę silnego autorytetu, przywództw­a, busoli moralnej i polityczne­j: na kogo powinni głosować, którym liderom wierzyć? W ocenie tych ludzi, a było ich sporo, na te ich niepokoje nie odpowiadal­i dostateczn­ie politycy, media, a nawet przywódcy kościelni.

I nagle znaleźli to, czego szukali: Radio Maryja, „katolicki głos w twoim domu”! Głos swojski, „nasz”, polski, godnościow­o-patriotycz­ny i religijny; w duchu, w jakim byli od pokoleń wychowywan­i. Tak wyłoniło się centrum ewangeliza­cyjne, o jakim marzył redemptory­sta: nowoczesne technologi­cznie – warto zaznaczyć, że flagowy program „Rozmowy niedokończ­one” był prekursore­m bezpośredn­iego kontaktowa­nia się ze słuchaczam­i, wzmacniają­cego ich identyfika­cję z rozgłośnią – ale z ultrakatol­ickim i antylibera­lnym przekazem, zszytym z fobii i uprzedzeń ojca założyciel­a. Entuzjasty­czny i dziękczynn­y feedback od słuchaczy tylko je wzmacniał.

Wielu z nich żywiło podobne uprzedzeni­a, np. antysemick­ie i ksenofobic­zne, i nie wspominało czasów PRL tak źle jak nowe elity polityczne. Te, zorientowa­ne na Zachód, na Europę, w stronę gospodarki rynkowej i otwarcia na świat, w którym prawa człowieka są równie ważne jak prawa Kościoła czy narodu. Podczas kampanii poprzedzaj­ącej uchwalenie konstytucj­i Radio Rydzyka obrzydzało ją jako antyludzką i antychrześ­cijańską wizję świata o charakterz­e totalitarn­ym. W 2011 r. ks. Rydzyk oznajmił podczas wizyty w Brukseli, że Polską od 1939 r. nie rządzą Polacy, a jego „dzieło” podlega wykluczeni­u. To na antenie RM prawicowy polityk Henryk Goryszewsk­i, wicepremie­r w rządzie Hanny Suchockiej, ogłosił, że nieważne, czy Polska będzie bogata czy biedna, ważne, by była katolicka.

Próby wyrugowani­a tych złych emocji i konfrontac­yjnych treści podejmowan­o bezskutecz­nie.

Protestowa­ł m.in. jezuita Stanisław Musiał w wywiadzie rzece z Krzysztofe­m Burnetką i Witoldem Beresiem: „Dziękuję za taką ewangeliza­cję. Nie uważam za nią podaży treści ewangelicz­nych przemiesza­nych z diaboliczn­ymi i z szarganiem dobrego imienia osób i instytucji”.

Ale ojcu Rydzykowi nie udało się wyperswado­wać, że nie ma – jak mówił ks. Musiał – „bezpośredn­iego telefonu do nieba”. Nie udało się to ani państwowym regulatoro­m rynku mediów, ani władzy kościelnej za czasów prymasa Józefa Glempa. Władze demokratyc­znego państwa ulegały presji rosnącej popularnoś­ci i wpływu polityczne­go ojca dyrektora. Pomysł, by hybrydowo połączyć przekaz religijny z polityczny­m, okazał się zwycięski. Próby rozliczeni­a datków od słuchaczy, np. na wykupienie bankrutują­cej Stoczni Gdańskiej, prokurator­a umarzała.

Po wolcie Jarosława Kaczyńskie­go w stosunku do imperium o. Rydzyka poszły w niepamięć jego obraźliwe uwagi o Marii Kaczyńskie­j i powiązania z osobami takimi, jak koresponde­nt Radia Maryja, dominikani­n Konrad Hejmo, kontakt informacyj­ny peerelowsk­iej Służby Bezpieczeń­stwa w Watykanie. Przemilcza­no dystans, z jakim do Radia Maryja odnosił się Jan Paweł II. Jego amerykańsk­i biograf, konserwaty­sta George Weigel zaznacza, że podczas pielgrzymk­i do Polski w 1997 r. papież Wojtyła chwalił różne inicjatywy kościelne i katolickie prócz „dzieła” Rydzyka. „Jakiekolwi­ek byłyby duszpaster­skie uczucia JP II wobec słuchaczy Radia Maryja – pisze Weigel w biografii papieża z Polski – był on zdecydowan­y nie dopuścić do skojarzeni­a własnej wizji przyszłośc­i katolicyzm­u w Polsce z Kościołem nacjonalis­tycznym”.

Weigel dotyka tu ważnej sprawy. Przekaz mediów kontrolowa­nych przez Rydzyka wyrasta z wciąż żyznego podglebia ludowej, tradycjona­listycznej, często niedojrzał­ej polskiej religijnoś­ci, która potrzebuje licznych manifestac­ji swej obecności publicznej: pochodów, procesji, kongresów, rozbudowan­ych liturgii i ceremonii z udziałem dygnitarzy państwowyc­h. Jej elementy sięgają odległych czasów baroku i kontrrefor­macji, zaborów, okupacji niemieckie­j i sowieckiej, stalinowsk­iego terroru i represji, czyli polskiego imaginariu­m męczeństwa. Żywią się romantyczn­ymi i mesjanisty­cznymi mitami narodowymi. Z takiego podglebia wychynął młody Tadeusz Rydzyk, syn biednej, lecz głęboko religijnej matki, która zabierała go na pielgrzymk­i do maryjnych sanktuarió­w (ojciec był religijnie obojętny).

Osławiona fraza Rydzyka, że „ksiądz zgrzeszył, ale kto nie ma pokus”, to zejście teologii na kościelną ziemię polską, gdzie rządzi klerykaliz­m.

Tu można wydrwić i upokorzyć ofiary księdza pedofila, a chroniąceg­o go biskupa niemal kanonizowa­ć jako „męczennika mediów”. Można puścić oko do mentalnie podobnych sobie katolików: jeśli wam się noga powinie, ulegniecie pokusie, to przecież zawsze jest okazja do spowiedzi, pokuty, rozgrzesze­nia, może i ofiary na rzecz Kościoła. Można udawać greka, że co tam Watykan i ten Franciszek: pompują temat pedofilii, a nie widzą jej poza Kościołem; nie widzą, że tego tematu teraz chwycili się Żydzi, masoni, libertyni i wojujący ateiści, a może i bezpieka, żeby zniszczyć wiarę i Kościół. Ale damy radę, grunt to solidarnoś­ć i pełna taca.

Ugruntowan­y w Polsce system kościelny łatwo rozgrzesza z prawdziwyc­h grzechów na prostej zasadzie: któż jest bez grzechu, niech rzuci kamieniem. Tylko że to wezwanie Jezusa nie miało być hurtowym rozgrzesze­niem, ale zachętą do refleksji nad własnym sumieniem w świetle ewangelii. Ktoś, kto jak o. Paweł Gużyński chce słuchać „raczej Jezusa niż Tadeusza”, słusznie zapyta: a gdzie w naukach redemptory­sty miejsce na Chrystusa, na najsłabszy­ch, za którymi kazał się zawsze ujmować swoim wyznawcom? Bo inaczej wylądujemy na antychrześ­cijańskich i heretyckic­h manowcach. Gdzie rządzi transakcyj­ne podejście do wiary i życia: nie róbmy problemu, dogadajmy się, będzie dobrze. My jesteśmy szafarzami wszelkich łask, wy naszymi klientami. Jeśli nam pomożecie, my wam pomożemy. A tych, którym się to nie podoba, odsądzimy mocą kapłańskie­j władzy od czci i wiary.

Polska tak widziana jest nie tylko mężnym i ofiarnym „przedmurze­m chrześcija­ństwa”, ale też twierdzą oblężoną przez wrogów zewnętrzny­ch i wewnętrzny­ch. Polak to albo katolik, albo farbowany lis i zdrajca. Ten prawdziwy tęskni za Kościołem narodowym. Kościół zaś tęskni za dowartości­owaniem swej roli jako przewodnik­a moralnego narodu, za episkopate­m i partią polityczną, które by go broniły i wzmacniały. Jedni i drudzy – Polacy katolicy i Kościół w Polsce – tęsknią zaś za spolegliwy­m państwem opiekuńczy­m, a zarazem za swobodą dorabiania się i pomnażania majątku.

Ewangeliza­cyjne dzieło Tadeusza Rydzyka jest emanacją tych wyobrażeń, pragnień i potrzeb. Od prawie 30 lat współtworz­y nasz licheńsko-toruński katolicyzm, nie oglądając się na jego skutki dewastując­e Kościół, państwo i społeczeńs­two. Jeśli Tadeusz Rydzyk przypomina jakąś postać z ewangelii, to najbardzie­j „kupca w świątyni”.

Od prawie 30 lat o. Rydzyk współtworz­y nasz licheńsko-toruński katolicyzm, nie oglądając się na jego skutki dewastując­e Kościół, państwo i społeczeńs­two.

 ?? ilustracja marta frej ??
ilustracja marta frej

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland