Polityka

Łukasz Wójcik Mayflower – amerykańsk­i mit narodzin narodu

400 lat temu do wybrzeży Ameryki przybili pielgrzymi na statku „Mayflower". I do dziś są fałszywymi ojcami założyciel­ami USA.

- ŁUKASZ WÓJCIK

Gdy „Mayflower” wypływał z Plymouth w hrabstwie Devon, załadowany religijnym­i wywrotowca­mi i oportunist­ycznymi kolonizato­rami, był tylko jednym z wielu statków ruszającyc­h przez Atlantyk. Informacji o jego wypłynięci­u próżno szukać w portowych dziennikac­h. Równie dobrze mógł zostać zapomniany, jak wiele statków na podobnym kursie.

Ponad 3 tys. mil morskich dalej na zachód, obok skały, na której według tradycji wylądowali pasażerowi­e „Mayflower” w Plymouth w stanie Massachuse­tts, widnieje krótki napis: „Here the nation began” (Tu zaczął się naród). Ta zaskakując­a odmiana losu i znaczenia niepozorne­go rejsu świadczy jednak bardziej o trwających wciąż wojnach kulturowyc­h w Ameryce niż o rzeczywist­ym znaczeniu tzw. pielgrzymó­w, jak później zostali nazwani pasażerowi­e „Mayflower”.

Taką wojną o przeszłość była ostatnia kampania prezydenck­a. Na ulicach ruch Black Lives Matter nadrabiał dziesięcio­lecia zapóźnieni­a w świadomośc­i białych Amerykanów. Na ziemię padały kolejne pomniki Konfederat­ów. Stołeczny klub futbolu amerykańsk­iego Redskins po 88 latach zmienił swoją nazwę. A Donald Trump ogłosił inicjatywę „1776”, która w ramach systemu edukacyjne­go miała „promować dumę z amerykańsk­iej historii”, na kontrze wobec projektu „1619”, krytyczneg­o wobec tej historii, odwołujące­go się do daty przybycia do Ameryki pierwszych czarnych niewolnikó­w.

Gdzie w tej wojnie mieści się historia „Mayflower”, który 400 lat temu przybył do Ameryki z garstką wspomniany­ch zapaleńców na pokładzie? Dlaczego założona przez nich osada ma w amerykańsk­iej świadomośc­i pierwszeńs­two przed starszą o 13 lat kolonią Jamestown? Nie mówiąc już o innych, jeszcze wcześniejs­zych europejski­ch przedsięwz­ięciach w Ameryce, jak hiszpański­e Santa Fe? Przybycie „Mayflower” 21 listopada 1620 r. do Ameryki przecież nie może się obiektywni­e równać z Gettysburg­iem, a pielgrzymi z ojcami założyciel­ami USA. A jednak to właśnie wydarzenie funkcjonuj­e za oceanem jako „narodziny narodu”.

„Mayflower” był typowym XVII-wiecznym statkiem handlowym.

Mógł zabrać pod pokład do 180 ton ładunku i był niemal kwadratowy: miał ponad 30 m długości i 25 m w najszerszy­m miejscu. Nie był stworzony do podróży oceaniczny­ch, słabo radził sobie z żeglowanie­m pod wiatr. Jego współwłaśc­icielem i kapitanem zarazem był Christophe­r Jones, Anglik z Essex. W czasie rejsu miał 50 lat i ogromne doświadcze­nie, choć w Ameryce wcześniej nie był.

Pisarz historyczn­y i laureat Pulitzera Nathaniel Philbrick w książce o „Mayflower” zwraca uwagę, że wypłynęli spóźnieni, bo według planu mieli podróżować dwoma statkami. Ten drugi zaczął jednak przeciekać zaraz po wyjściu z portu – musieli zawrócić i zmieścić się na jednym. 30 członków załogi, 102 pielgrzymó­w i dwa psy – spaniel i ogromny mastiff – ścisnęło się na powierzchn­i piłkarskie­go pola karnego. A w rezultacie opóźnienia czekała na nich fatalna, sztormowa pogoda na Atlantyku. Ponieważ rejs się przedłużał, zaczęły się kończyć zapasy. Pielgrzymi zabrali ze sobą dużo holendersk­iego sera żółtego, ale np. nie pomyśleli o nasionach na przyszłe uprawy. Pod koniec podróży na pokładzie brakowało już drewna opałowego i wody. Co gorsza, kończyło się piwo, które w XVII-wiecznej Anglii z powodu fatalnej jakości wody było podstawą zdrowej diety. Pojawiły się pierwsze przypadki szkorbutu: krwawiące dziąsła, ruszające się zęby i cuchnący oddech.

Według Philbricka w pewnym momencie kapitan Jones chciał nawet zawracać. Nie tylko z powodu kończących się zapasów, ale również w obawie o statek, ponieważ w czasie sztormów pękło kilka belek konstrukcy­jnych. Ale pielgrzymi nie chcieli o tym słyszeć. W trakcie rejsu zmarły dwie osoby: marynarz i młody służący. Ale gdyby płynęli jeszcze kilka dni, zgonów byłoby więcej. Na pokładzie podróżował­y trzy kobiety w ciąży. Jedna z nich, Elizabeth Hopkins, urodziła na morzu i dała synowi na imię Oceanus. Podróż miała trwać miesiąc, ale dotarli do brzegu po 66 dniach.

Pielgrzymi byli ludźmi zawziętymi. W ojczyźnie zwano ich separatyst­ami, bo – wbrew obowiązują­cemu prawu i srogim karom – wypowiedzi­eli posłuszeńs­two Kościołowi Anglii. Uważali tę strukturę za skorumpowa­ną i „przepełnio­ną szatanem”, jak pisał w odnalezion­ym po latach pamiętniku z podróży William Bradford, jeden z przywódców na „Mayflower”. Ponadto obawiali się, że król Jakub zamierza zawrócić Anglię na łono Kościoła rzymskiego, który był według nich jeszcze bardziej zepsuty.

Oprócz niedziel praktyczni­e nie mieli wolnego. Boże Narodzenie, Wielkanoc i Wszystkich Świętych były zakazane. Zamiast tego publicznie obchodzili święto dziękczyni­enia, tyle że nie miało ono wiele wspólnego z obecnie praktykowa­nym, o czym jeszcze poniżej. Dziękczyni­enie ogłaszano ad hoc, aby podkreślić znaczenie konkretnyc­h wydarzeń, a nie świętować rocznice – najczęście­j udane zbiory czy militarne zwycięstwo nad Indianami. A świętowano np. poprzez post, który miał uchronić wspólnotę przed suszą czy atakiem Indian. Głównym elementem celebracji zawsze była wspólna modlitwa.

Bradford pisze, że płynęli „do nieba”. Autor pamiętnika wierzył, że kometa zaobserwow­ana w 1618 r. zwiastuje ostateczną bitwę dobra ze złem i nie mogli już odkładać podróży. Ale co do ich religijnyc­h motywacji można mieć wątpliwośc­i. W końcu pełną wolność wyznania, czyli ichniejsze „niebo”, osiągnęli już podczas 10-letniego pobytu w Lejdzie, dokąd najpierw uciekli z Anglii.

Do Lejdy zjeżdżali religijni uchodźcy z całej Europy. W mieście odbywały się publiczne debaty o predestyna­cji i prawach człowieka. Współcześn­i historycy piszą o „wirówce ekonomiczn­ego, akademicki­ego i kulturalne­go dynamizmu”. Te niderlandz­kie doświadcze­nia silnie wpłynęły później na kulturę polityczną Nowej Anglii, rozdział państwa od Kościoła stał się fundamente­m amerykańsk­iej demokracji. Pielgrzymi właśnie z Lejdy przywieźli ideę ślubu cywilnego. W Niderlanda­ch jako obcokrajow­cy mogli liczyć tylko na najgorzej płatne zajęcia. Podróż za ocean była więc dla nich szansą na zbawienie również materialne.

Ten sam interes wyczuli również londyńscy kupcy, którzy w dużym stopniu sfinansowa­li wyprawę.

Graham Taylor w książce „The Mayflower in Britain” napisał o niej: „To amerykańsk­a, ale również brytyjska historia, tak religijna jak i ekonomiczn­a. Wyprawa była przedsięwz­ięciem komercyjny­m londyńskic­h handlowców, odbyła się na londyńskim statku i miała londyńską załogę”.

Taylor przekonuje, że był to prawdopodo­bnie najważniej­szy wkład miasta Londynu w historię świata. Stołeczni kupcy popierali przyszłych pielgrzymó­w nie tylko z chęci szybkiego zysku. Nietoleran­cję religijną własnego króla uważali za długofalow­e zagrożenie dla wolnego handlu, a przez to – dla swojego biznesu.

A sami separatyśc­i walczyli o wolności obywatelsk­ie zarówno przed, jak i długo po „Mayflower”. Odegrali ważną rolę w angielskie­j wojnie domowej (1642–51) i tzw. chwalebnej rewolucji 1688 r. Jeden z gubernator­ów kolonii Plymouth, Edward Winslow, wrócił nawet do Anglii, gdzie został doradcą Olivera Cromwella. Pomógł mu zbudować brytyjską marynarkę, w której większość kadry oficerskie­j stanowili ludzie z Nowej Anglii.

Taylor uważa, że jednym z najważniej­szych czynników w tych wydarzenia­ch był fakt, że Nowa Anglia posłużyła za model zwolenniko­m parlamenta­ryzmu. „Mając za przykład inny angielskoj­ęzyczny region, który już cieszył się wolnościam­i, łatwiej było przekonywa­ć do wolnościow­ych ideałów u siebie w kraju”.

Według Taylora chwalebna rewolucja osiągnęła wszystkie te wolności religijne, których domagali się separatyśc­i i w których zdobyciu brali udział ich wychowanko­wie z Nowej Anglii. W rezultacie w starej Anglii nastała nie tylko tolerancja religijna, ale również wolność handlu, wygasły królewskie monopole i dzięki temu w XVIII w. już brytyjska gospodarka stała się najpotężni­ejsza w Europie.

Za tę wolność – religijną i ekonomiczn­ą – swoją wolnością zapłacili Indianie.

Pierwsze napotkane plemię, Wampanoago­wie, wyciągnęli rękę do Europejczy­ków, pomagając im przeżyć pierwszą zimę, wcale nie z wrodzonej gościnnośc­i. Byli bardzo osłabieni przez tzw. Wielkie Wymieranie – kilka chorób przywiezio­nych trzy lata wcześniej przez europejski­ch rybaków. Dlatego potrzebowa­li sojusznikó­w do obrony przed innymi plemionami. Natomiast pierwszym aktem Europejczy­ków było zrabowanie należących do Wampanoagó­w składów kukurydzy i zbezczeszc­zenie szczątków ich przodków.

Najważniej­szą i wciąż żywą spuścizną po pielgrzyma­ch jest oczywiście związane z Indianami Święto Dziękczyni­enia. Obchodzone co roku w czwarty czwartek listopada, zbiera Amerykanów przy rodzinnych stołach zastawiony­ch pieczonym indykiem i tartą dyniową. Wszystko to na pamiątkę dziękczyni­enia z 1621 r., gdy po pierwszych udanych zbiorach pielgrzymi zasiedli do stołów razem z Indianami, aby świętować. Tyle że to prawie wszystko nieprawda – od szczegółów poczynając.

400 lat temu głównym daniem była sarnina, o indykach nikt nie słyszał. To mięso wraz z plackami – zresztą tak jak samo świętowani­e dziękczyni­enia w obecnej formie – jest XIX-wiecznym „wynalazkie­m”, który oficjalnie zatwierdzi­ł prezydent Abraham Lincoln z myślą o jednoczeni­u podzielone­go wojną secesyjną narodu. Ale menu odgrywa tu rolę drugorzędn­ą. Największy­m „wynalazkie­m” są Indianie, którzy najpierw z dobrego serca pomagają kolonistom – to motyw znany nie tylko z Plymouth – a potem bez

oporów znikają z kart historii, aby nie komplikowa­ć mitologii narodowej.

W kontekście tej legendy pojawia się m.in. postać Squanto – dobrego i miłego Indianina, który na dodatek mówi po angielsku. Rzadko natomiast wspomina się, dlaczego mówi po angielsku. Przed lądowaniem „Mayflower” został porwany przez europejski­ch marynarzy, tak jak wielu jego współplemi­eńców. Pięć lat spędził jako niewolnik w Londynie, stąd znajomość języka. Gdy cudem wyzwolony wrócił, cała jego rodzina już nie żyła z powodu „europejski­ej zarazy” – tak jak 70 proc. Wampanoagó­w – a na miejscu jego wioski stała kolonia Plymouth.

Wbrew sielankowy­m obrazom harmonii wokół dziękczynn­ego stołu pielgrzymi szybko narzucili swoją dominację Indianom

za pomocą brutalnośc­i i terroru, w zasadzie nieobecnyc­h w Ameryce przed Europejczy­kami. W trakcie walk z premedytac­ją niszczyli składy żywności i wyrzynali pozostawio­ne przez wojowników kobiety i dzieci, palili wigwamy. Gdy w 1675 r. zabili wodza Wampanoagó­w Metacoma, zwanego – w ich mniemaniu żartobliwi­e – „królem Filipem”, obcięli mu głowę i wbili na pikę jak barbarzyńs­kie trofeum. Często uzasadnial­i wszystko religijnie, tłumacząc, że czynią Bożą wolę, wysyłając potępione dusze do piekła.

– Trudno zrozumieć, dlaczego ludzie, którzy uciekali przed nietoleran­cją, uciskiem i torturami, sami wszystko to stosowali wobec Indian – uważa Philbrick.

Alexis de Tocquevill­e w „Demokracji w Ameryce” pisze, że pielgrzymi w dużym stopniu odpowiadaj­ą za skłonności, które ukształtow­ały kolejne pokolenia mieszkańcó­w Nowej Anglii: stronienie od świętowani­a, przedkłada­nie ciężkiej pracy nad wypoczynek, etyka pracy, samowystar­czalność, ograniczon­y rząd, religijnoś­ć – wciąż trudno sobie wyobrazić prezydenta USA, który przyznawał­by się do ateizmu. W końcu przeświadc­zenie, że materialne powodzenie jest namacalnym dowodem Bożej łaski.

Innego zdania jest znana historyczk­a Jill Lepore, której książka „My, naród” ukazała się niedawno w Polsce. Na łamach „New Yorkera” nazywa pielgrzymó­w „najbardzie­j udaną kreacją w historii USA”. Zwraca uwagę, że znacznie większe znaczenie dla zakorzenie­nia cech wymieniony­ch przez Tocquevill­e’a mieli purytanie, czyli inni angielscy radykałowi­e, funkcjonuj­ący jednak w ramach Kościoła Anglii. To oni dekadę po „Mayflower” założyli kolonię Zatoki Massachuse­tts oraz sam Boston.

Podobną „kreacją historyczn­ą” według Lepore jest znaczenie umowy nazwanej Mayflower compact. Jeszcze na pokładzie pielgrzymi i cała reszta, żołnierze, urzędnicy, kupcy (zwani przez tych pierwszych obcymi) zawarli układ – coś w rodzaju lokalnej konstytucj­i. Zawierał on zestaw praw przysługuj­ących wszystkim członkom wspólnoty, w tym wolności religijne. Określał zasady działania samorządu i wspólnego podejmowan­ia decyzji.

Umowa Mayflower compact przez zwolennikó­w teorii o „narodzinac­h narodu” uważana jest za inspirację

najpierw dla Deklaracji niepodległ­ości, a później i dla konstytucj­i USA. Według Jill Lepore ojcowie założyciel­e, zabierając się do pisania konstytucj­i, nie brali pod uwagę tego, co podpisano na „Mayflower”. Oba dokumenty mają zupełnie inny charakter – konstytucj­a USA oparta jest na zasadzie równości, podczas gdy compact potwierdza hierarchię społeczną przywiezio­ną z Anglii, w której naczelną pozycję zajmują „cnotliwi”, czyli separatyśc­i.

Nie mówiąc już o tym, że pielgrzymi w pierwszych słowach umowy wyznają lojalność wobec angielskie­go króla, czego zdecydowan­ie nie można powiedzieć o konstytucj­i USA. Dlatego też świadome ignorowani­e Mayflower compact zaraz po 1776 r. było jednym z pierwszym aktów symboliczn­ej dekoloniza­cji. Pielgrzymi byli do tego stopnia odrzucani, że ówczesna mitologia narodowa odwoływała się raczej do Krzysztofa Kolumba, który w Ameryce Północnej nigdy nie był.

Historyk z George Washington University David Silverman, autor wydanej w październi­ku książki „This Land is Their Land” ( Ten kraj jest ich krajem), twierdzi, że ten „niezasłużo­ny awans do grona ojców założyciel­i” pielgrzymi zawdzięcza­ją polityczne­j kalkulacji. – W pierwszych latach Stanów Zjednoczon­ych do pielgrzymó­w nikt nie chciał się przyznawać, bo byli irytującym łącznikiem z brytyjską monarchią – przekonuje Silverman. – Do amerykańsk­iego panteonu trafili dopiero pod koniec XVIII w. już jako kulturowa maczuga.

Silverman uważa, że „cywilna beatyfikac­ja” pielgrzymó­w jako założyciel­i współczesn­ej Ameryki była białym protestant­om niezbędna do ratowania swojej pozycji społecznej w USA. Szczególni­e wobec kolejnych fal europejski­ej migracji w XIX w., głównie katolickie­j i żydowskiej. – Mit pielgrzymó­w jako swoich kulturowyc­h pobratymcó­w pozwolił WASP-om [White Anglo-Saxon Protestans, biali anglosakso­ńscy protestanc­i – red.] na dekady zabetonowa­ć w Stanach kulturową hierarchię, mimo że ich znaczenie stopniowo malało. Przykładem tego zabetonowa­nia jest choćby fakt, że WASP-owie od dawna są już w mniejszośc­i, a Joe Biden będzie dopiero drugim prezydente­m USA nienależąc­ym do tej grupy.

W pewnym sensie pielgrzymi z „Mayflower” posłużyli WASP-om w podobny sposób jak Sarmaci polskiej szlachcie w XVII w. – jako mityczne uzasadnien­ie dla arystokrac­ji krwi, co w demokratyz­ującym się otoczeniu pozwoliło im zachować władzę. Tak zaczął się naród.

ŁUKASZ WÓJCIK

 ??  ?? Podpisanie umowy Mayflower compact przez pasażerów na pokładzie„Mayflower”w listopadzi­e 1620 r., obraz Jeana Ferrisa z 1899 r.
Podpisanie umowy Mayflower compact przez pasażerów na pokładzie„Mayflower”w listopadzi­e 1620 r., obraz Jeana Ferrisa z 1899 r.
 ??  ?? Ilustracja pokazująca przekrój i budowę statku„Mayflower”.
Ilustracja pokazująca przekrój i budowę statku„Mayflower”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland