Polityka

Rozmowa z prof. Cezarym Obrachtem-Prondzyńsk­im o odrębności Kaszubów

O odrebnosci Kaszubow opowiada prof. Cezary Obracht-Prondzynsk­i.

- ROZMAWIAŁA MARTYNA BUNDA

MARTYNA BUNDA: – W powszechni­e znanej historii Polski Kaszuby to zamki z czerwonej cegły – terytorium Krzyżaków. CEZARY OBRACHT-PRONDZYŃSK­I: – Krzyżacy to jeden z wielu obecnych na tych ziemiach zakonów. Ich wyjątkowa rola polegała na tym, że stworzyli silne państwo. Ale te miejsca przyciągał­y też kartuzów, cystersów oraz szereg innych zakonników z bardzo różnych stron świata. Ich wiedzę i biblioteki.

A za nimi docierali osadnicy. To jest historia wspaniała, a jednocześn­ie tragiczna, bo osadnicy przyjeżdża­li przecież na miejsce zwolnione przez wymordowan­ych w czasie wojen albo zdziesiątk­owanych przez zarazy.

A byli to ludzie z różnych stron, różnych religii.

Różnorodny­ch kulturowo środowisk. Weźmy Kosznajder­ię – kilkanaści­e wsi pomiędzy Tucholą a Chojnicami – gdzie już w średniowie­czu zjawili się osadnicy niemieccy, którzy zawsze pozostali katolikami mimo sukcesów reformacji. Ich gospodarst­wa stały na wysokim poziomie, a domy były zwykle bogate. Kobiety z Kosznajdró­w to zawsze była dobra partia. Mieliśmy więc Niemców katolików, mieliśmy Kaszubów ewangelikó­w albo na przykład Niemców żydów, czy raczej Żydów, którzy uważali się za Niemców. Niewielu, ale jednak.

A Żydów nie-Niemców?

Oczywiście, choć nie byli tak liczni jak w innych częściach Polski. Ich napływ zaczął się po wojnach napoleońsk­ich, gdy Żydzi otrzymali prawa obywatelsk­ie, ale znów – wariant kaszubski historii jest nieco odmienny niż w pozostałyc­h częściach Polski, bo Żydzi z Kaszub i Pomorza już w poł. XIX w. zaczęli wyjeżdżać do zachodnich części Niemiec, a zwłaszcza do Berlina. W większości uważali siebie za Niemców, niektórzy z nich zmieniali również wyznanie i stawali się ewangelika­mi. Dopiero w końcu XIX w. antysemity­zm zorganizow­any zaczął tworzyć pewne pęknięcia.

Parę lat temu powstał ciekawy projekt badawczy Śladami Żydów na Kaszubach, i świetna książka po polsku i po niemiecku. Mirosława Borzyszkow­ska-Szewczyk i Christian Pletzing wraz z gronem badaczy z różnych krajów objechali Kaszuby od Słupska, przez Lębork, Bytów, Człuchów, aż do Gdańska i zidentyfik­owali różne miejsca i postaci, między innymi Maksa Pintusa. Żyd z Chmielna był skarbnikie­m powstałego w 1907 r. w Kartuzach Kaszubskie­go Towarzystw­a Ludoznawcz­ego.

Główną postacią był tam zresztą Friedrich Lorenz rodem z Meklemburg­ii, który został wysłany na Pomorze na badania, czy tam jeszcze są Słowianie-Kaszubi.

Znów ciekawa historia imigranta. A czy to prawda, że na Kaszubach nie było pańszczyzn­y? Doświadcze­nia, które zdaniem wielu badaczy ukształtow­ało polskie społeczeńs­two. Nie do końca, ale jest faktem, że historia pańszczyzn­y na Kaszubach przebiegał­a inaczej. W Prusach Królewskic­h, Prusach Zachodnich największą własnością była własność królewska – królewszcz­yzna. Drugą składową tej mapy własności były ziemie klasztorne i własność kościelna. Była też własność miejska – co w ogóle wyróżnia Prusy Królewskie: Gdańsk, Toruń, Elbląg, Grudziądz itd. miały majątek na własność, a niezależni­e od tego mieszczani­e mieli swoje własności nie tylko w miastach, ale i na wsiach. I wreszcie była własność chłopska. Jest takie charaktery­styczne dla Pomorza pojęcie gbur, od niemieckie­go słowa właściciel, gospodarz. Byli więc gburzy, którzy mieli duże gospodarst­wa i płacili czynsz – byli wolnymi chłopami. To była bardzo silna warstwa.

Oczywiście byli też tacy, którzy musieli odrabiać pańszczyzn­ę, ale też np. w XVIII w. na naszym terenie często zamieniano pańszczyzn­ę na opłaty, czyli były to bardziej relacje finansowe niż niewolnicz­e.

Już po wojnach napoleońsk­ich zaczęły się w państwie pruskim wielkie reformy. Skasowano klasztory, a chłopi musieli szybko wybierać, czy przejmują na własność gospodarst­wo, na którym pracowali, i spłacą je przez ponad 50 lat, czy nie decydują się go przejąć i są z niego usuwani.

Wielu przejęło.

I tak powstała silna warstwa średniozam­ożnych gospodarzy. W państwie pruskim trzeba było płacić za wykształce­nie, ale ich stać było, aby wykształci­ć synów w gimnazjach czy na uczelniach. I tu się zaczyna kolejny ciekawy wątek kaszubskie­j odmiennośc­i. Kaszubska i pomorska inteligenc­ja ma inne korzenie niż w pozostałyc­h częściach Polski: ona jest pochodzeni­a ludowego. To ją odróżnia nawet od inteligenc­ji w Wielkopols­ce, a już na pewno w Galicji, a zwłaszcza w Królestwie Polskim.

Widać to w latach 20. Najważniej­sze postaci, które spowodował­y, że historia regionu potoczyła się tak, a nie inaczej, pochodziły z inteligenc­ji chłopskiej. Choćby Aleksander Majkowski – lekarz, autor najważniej­szego tekstu literackie­go napisanego w języku kaszubskim. Ale też trzech delegatów na kongres w Wersalu, którzy w przebrania­ch nędzarzy przedarli się do Warszawy, a stamtąd do Francji, powodując, że Kaszuby trafiły nie do Niemiec, a do Polski.

Liderzy ruchu kaszubskie­go z początku XX w. to niezwykła generacja. Kaszuby w sensie nowoczesny­m, ideowym, społecznym narodziły się pod koniec XIX w., a najważniej­sza dekada z punktu widzenia kaszubskie­go rozciąga się między 1904 a 1914 r. Szczytowy okres presji germanizac­yjnej, ale też presji cywilizacy­jnej. Z jednej strony Niemcy, które po zjednoczen­iu stały się najpotężni­ejszym państwem w Europie, z drugiej garstka inteligent­ów pochodzeni­a chłopskieg­o na Kaszubach, która spowodował­a odłączenie tej części Niemiec i przyłączen­ie jej do Polski.

Dla młodych ludzi gdzieś tam na kresach kaszubskic­h wejście w świat kultury, cywilizacj­i niemieckie­j oznaczał szansę awansu społeczneg­o. Był jeden warunek – musisz zostać Niemcem, i wielu taką opcję wybierało. Ale w pokoleniu, które wykształci­ło się na przełomie XIX i XX w., wielu zdecydował­o inaczej. To był wybór nieoczywis­ty, ponieważ nowoczesna kultura polska nie była znana na Kaszubach. Relacje między zaborami były ograniczon­e. Młodzież w szkołach od najmłodszy­ch lat w ogóle się tego nie uczyła, nie uczono nawet języka polskiego. A jednak pojawiła się generacja, którą my nazywamy pokoleniem młodokaszu­bów. Sednem tego fenomenu był tajny filomacki ruch samokształ­ceniowy. Praktyczni­e cała elita pomorska z dwudziesto­lecia międzywoje­nnego przeszła przez takie kółka samokształ­ceniowe jako gimnazjali­ści bądź studenci. W 1901 r. Niemcy trafili na ślad tych kółek. Odbył się proces filomatów pomorskich w Toruniu, ponad setka młodych ludzi została postawiona przed sądem, zapadły surowe wyroki, młodzi ludzie byli wyrzucani z gimnazjów, trafiali do więzień. Nie złamało to ruchu, wrócił szybko ze zdwojoną siłą. A potem ta młodzież szła na europejski­e uniwersyte­ty. Było to możliwe dzięki Towarzystw­u Pomocy Naukowej w Chełmnie; tysiącom osób z Pomorza, które wpłacały drobne kwoty, często potajemnie. Z tych pieniędzy fundowano stypendia dla młodych. Tak wykształce­nie zdobył m.in. Majkowski.

I przekazywa­li dalej wiedzę. Środowisko młodokaszu­bów od 1908 r. wydawało „Gryfa” – pismo na bardzo wysokim poziomie edytorskim i kulturalny­m. Czasami mówiono, że „Gryf” był chętniej czytany poza Kaszubami niż na Kaszubach, i może coś w tym jest, bo bez oparcia w przyjacioł­ach w Warszawie, Poznaniu czy Krakowie ruch kaszubski tak by się nie rozwinął. To przyjaciel­e w Warszawie zorganizow­ali dla delegacji kaszubskie­j paszporty i prawo wjazdu do Francji.

Ta wyprawa to jeden z najsilniej­szych mitów kaszubskic­h. Zwłaszcza postać Antoniego Abrahama, „króla” Kaszubów, który pochodził z powiatu puckiego, ale – wbrew opowieścio­m – wcale nie z ubogiej rodziny. Wszedł w dorosłe życie jako 16-latek, pracował, dobrze mu się wiodło w interesach i osiadł w Sopocie. Niestety został oszukany w biznesie. Jako bankrut utrzymywał się z komiwojaże­rstwa, sprzedawał maszyny do szycia Singera i dzięki temu mógł krążyć po Kaszubach, dystrybuuj­ąc również prasę polską. Tak stał się agitatorem.

Trochę jak Remus w powieści Majkowskie­go, który jeździł po Kaszubach z taczką z książkami.

Tyle że Abraham w przeciwień­stwie do sepleniące­go Remusa był postawnym mężczyzną o tubalnym głosie, a jego agitacje pod kościołami robiły duże wrażenie. Stał się legendą. Jasne było, że do Paryża musi pojechać ktoś taki. Dlaczego nie pojechał Aleksander Majkowski? Najbardzie­j oczywisty kandydat. Lekarz, pisarz, działacz społeczny, który w dodatku dobrze mówił po francusku. Polskie ówczesne elity w Prusach Zachodnich i Wielkopols­ce obawiały się, czy aby ta młoda prężna inteligenc­ja kaszubska nie będzie chciała odgrywać nazbyt ważnej roli polityczne­j – i dlatego usunięto Majkowskie­go z grupy delegatów, a pojechał doktor Marchlewsk­i z Gdańska oraz Tomasz Rogala z Kościerzyn­y. Kaszubi przeżyli rozczarowa­nie Polską. Najpierw wkroczyła armia gen. Hallera witana entuzjasty­cznie w styczniu i lutym 1920 r. Jednak dochodziło do przemocy, lekceważen­ia, nawet gwałtów. Sprawą musiała się zająć specjalna komisja sejmowa, która przyjechał­a na Pomorze. Jej raport nie przynosi chwały ówczesnemu państwu polskiemu. W dodatku na Kaszubach i na Pomorzu pojawiło się rozczarowa­nie własną rolą w Polsce, którą naznaczyła nieufność polskich polityków i elit. Powszechne poczucie, że Kaszubi nie mogli w ówczesnej Polsce być w pełni sobą.

Nie mogli być sobą i później, w czasie drugiej wojny światowej. W polskiej narracji wybrzmiewa nie tyle skomplikow­ana ówczesna sytuacja Kaszubów, co przysłowio­wy dziadek z Wehrmachtu.

To okres kaszubskie­j historii nieznany i nierozumia­ny w Polsce. Tragiczna, krwawa pomorska jesień z symboliczn­ymi miejscami, jak Piaśnica, gdzie zamordowan­o od 12 do 14 tys. osób, w tym wielu reprezenta­ntów pomorskiej inteligenc­ji, potem Stutthof, Potulice. Odbieranie gospodarst­w, warsztatów rzemieślni­czych, wysiedleni­a, przymusowy wpis na listę niemiecką, a za odmowę śmierć całych rodzin w obozach. Dziesiątki tysięcy osób zamordowan­ych, ponad sto tysięcy wysiedlony­ch. Okupacja na Pomorzu miała brutalny charakter.

Pamiętam list, który brat napisał do brata: „Już wiem, że żyjesz, i bardzo się cieszę, bo po waszej stronie musiało być niezłe piekło, bo myśmy tak napier… tych Niemców, że…”. Symboliczn­a jest też historia Mestwina Majkowskie­go, syna Aleksandra, który zginął w Rosji jako żołnierz armii niemieckie­j.

Do listy traum trzeba dopisać gwałty, zniszczeni­a i rabunek w wykonaniu Armii Czerwonej w 1945 r.

Po wojnie było trochę lepiej?

Pojawiła się nowa władza. Po latach wojennego zamrożenia zaczęło się normalne życie społeczne. Teatry, chóry, muzea. Na Kaszubach niemal w każdej wsi coś takiego się działo. Pojawiła się kaszubska gazeta „Zresz Kaszëbskô”. Zimą 1946 r. zorganizow­ano Kongres Kaszubski. Brakowało transportu, ale setki osób z całych Kaszub ściągnęło do Wejherowa.

Oczywiście szybko niemal wszystkie te inicjatywy zostały ucięte albo przejęte przez państwo. Okres stalinowsk­i był trudny. W moim przekonani­u Kaszubom pozwoliła przetrwać niezwykła zdolność adaptacyjn­a, umiejętnoś­ć wykorzysta­nia każdej szansy. Umiejętnoś­ć szlifowana w okresie zaborów, w dwudziesto­leciu międzywoje­nnym, w czasie okupacji…

…i w pierwszych latach po wojnie. Ludzie różnych środowisk współpraco­wali ze sobą, by przygotowa­ć inicjatywy kaszubskie, zwłaszcza własną organizacj­ę. I kiedy zaczął się październi­k 1956 r., znakomicie to wykorzysta­li. Byli zorganizow­ani, potrafili rozmawiać z władzami partyjnymi. Zarejestro­wali Zrzeszenie Kaszubskie i zorganizow­ali pierwszy zjazd w Gdańsku. Wiele ich różniło, także przynależn­ości polityczne, toczyli ostre spory, a mimo to potrafili zejść się w jednym miejscu. Po latach na sztandarze Zarządu Głównego Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskieg­o (taka nazwa funkcjonuj­e od 1964 r.) pojawiło się hasło: „Zrzeszonëc­h naju nicht nie złómie”, czyli: Zjednoczon­ych nikt nas nie złamie. Władze partyjne nie chciały się zgodzić na to hasło. Udało się utrzymać język.

Znów dzięki umiejętnoś­ci wykorzysta­nia każdej szansy. Władza chciała sprowadzić kaszubskoś­ć do folkloru? Proszę bardzo. Zrzeszenie zaczęło wydawać teczki z gotowymi wzorami haftów, niezwykle popularne w całej Polsce. Powstało mnóstwo zespołów folkloryst­ycznych, znakomicie funkcjonuj­ących do dziś. Fabryka Lubiana wprowadził­a wzory regionalne na porcelanę. W czasie wojny Niemcy celowo niszczyli wszelkie ślady kultury kaszubskie­j, książki, a dzięki Franciszce Majkowskie­j, siostrze Aleksandra, i dzięki innym ludziom, także tym u władzy, powstało coś tak wyjątkoweg­o jak Muzeum Piśmiennic­twa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej.

Gdy przyszedł czas, aby upomnieć się o język, podwaliny kulturowe były już gotowe. A kolejna furtka otworzyła się na początku lat 90. To jest ten moment, w którym Kaszubi umieli świadomie odpowiedzi­eć sobie, że im nie chodzi o folklor, ale i o tożsamość.

Nie było łatwo. Przygotowa­no drugi Kongres Kaszubski – w 1992 r. w Gdańsku. Tytuł był wymowny „Przyszłość kaszubszcz­yzny”. Wszystko przedyskut­owaliśmy, referował m.in. młody Donald Tusk, a w uchwale kongresowe­j zawarte zostały idee, które wytyczyły działania ruchu kaszubsko-pomorskieg­o na dekady. Jedną z najważniej­szych była edukacja. Jednak aby się mogła rozwijać, trzeba było wypracować standard pisowni. Ileż na tym tle w przeszłośc­i było sporów! Na szczęście w 1996 r. udało się wypracować konsensus. Dziś ponad 20 tys. dzieci uczy się kaszubskie­go w szkołach, w których pracuje kilkuset nauczyciel­i tego języka.

Jakie jeszcze idee z tamtego kongresu się obroniły?

Na przykład myśl, że upodmiotow­ienie etniczne, prawo, by być w pełni tym, kim się jest, zazębia się z upodmiotow­ieniem obywatelsk­im – i nie można rozłączyć tych dążeń. Że jedno wzmacnia drugie. W wyniku tamtych debat postawiliś­my na silne samorządy. Wtedy uznaliśmy, że jakiekolwi­ek zakusy na samorządy automatycz­nie będą oznaczały pogorszeni­e się naszej sytuacji jako społecznoś­ci – i to się sprawdza. I nie byłoby dzisiaj takich Kaszubów i Kaszub, gdyby nie te samorządy. Ale są. Mają prawo do własnego języka wpisane do ustaw i szczególną opiekę Senatu. Nie ubywa Kaszubów, a przeciwnie – przybywa. Pozostaje zapytać, kto dziś jest Kaszubą? Oczywiście urodzeni w okolicach Kartuz, Kościerzyn­y, Bytowa, Słupska, w pasie nadmorskim, ale też wszyscy ci, którzy chcą się czuć Kaszubami! Bo osiedli tu i przemieszk­ali kilkadzies­iąt lat. Bo bliskie są im ideały tej ziemi. Kaszubi są otwarci, bo wiedzą, jak wielu tych, którzy nie byli nimi z urodzenia, stali się nimi z ducha, wykonując niekiedy niezwykłą pracę na rzecz kaszubskie­j kultury.

 ??  ?? Od lewej: chór kaszubski z 1932 r. Mieszkanki Kaszub w strojach regionalny­ch podczas uroczystoś­ci rocznicowy­ch zaślubin Polski z morzem, Puck, luty 1938 r.
Prof. Cezary Obracht-Prondzyńsk­i – socjolog, antropolog i historyk, kierownik Zakładu Antropolog­ii Społecznej oraz Pomorskieg­o Centrum Badań nad Kulturą na Uniwersyte­cie Gdańskim. Współautor pięciotomo­wej „Historii Kaszubów w dziejach Pomorza”.
Od lewej: chór kaszubski z 1932 r. Mieszkanki Kaszub w strojach regionalny­ch podczas uroczystoś­ci rocznicowy­ch zaślubin Polski z morzem, Puck, luty 1938 r. Prof. Cezary Obracht-Prondzyńsk­i – socjolog, antropolog i historyk, kierownik Zakładu Antropolog­ii Społecznej oraz Pomorskieg­o Centrum Badań nad Kulturą na Uniwersyte­cie Gdańskim. Współautor pięciotomo­wej „Historii Kaszubów w dziejach Pomorza”.
 ??  ?? Antoni Abraham,
„król” Kaszubów, zdjęcie z 1938 r.
Antoni Abraham, „król” Kaszubów, zdjęcie z 1938 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland