Polityka

Juliusz Ćwieluch fotografie Maciek Nabrdalik Koronabezr­obotni

Zamiast fali zwolnień mamy efekt rozsmarowa­nego kryzysu, mówią z optymizmem ekonomiści. Nie jest to optymizm zaraźliwy. Zwłaszcza wśród bezrobotny­ch.

- JULIUSZ ĆWIELUCH, FOTOGRAFIE MACIEK NABRDALIK

Przejście od rynku pracownika do rynku bez poszukiwan­ia pracownika odbyło się z modną obecnie prędkością hipersonic­zną. Jeszcze w lutym pracownicy mogli przebierać w ofertach i stawiać warunki. A pod koniec marca rząd zaczął zrzucać pieniądze z helikopter­a, żeby tylko pracodawcy nie zaczęli w panice zwalniać kogo popadnie. Zrzucone w ten sposób ponad 100 mld zł po części rozwiał wiatr historii, a po części przyczynił­y się do tego, że bezrobocie udało się utrzymać w ryzach. Kto korzystał z publicznej pomocy, musiał zadeklarow­ać, że czasowo utrzyma zatrudnien­ie. Jeśli nie, będzie musiał zwrócić pomoc.

Oficjalne liczby są budujące. Piąty miesiąc z rzędu bezrobocie w Polsce jest na tym samym poziomie 6,1 proc. Wzrost rok do roku o zaledwie 1,1 proc., czyli niski na tle innych krajów UE. Na dodatek tylko w Czechach bezrobocie jest niższe. W Estonii epidemia spowodował­a, że ludzi bez pracy jest dwa razy więcej niż rok temu. To te liczby, którymi polski rząd chętnie się chwali. Są jeszcze te mniej fajne. Ekonomiści szacują, że z rynku pracy wyparowało jakieś 200 tys. miejsc pracy, które wykonywali głównie Ukraińcy, więc w danych oficjalnyc­h nie ma po tym śladu. Podobnie jak z rynku wyparowało 25 proc. ofert pracy, bo taka jest różnica w ich ilości rok do roku. Jak już mowa o parowaniu, to z dziesiątek tysięcy Polaków wyparowała chęć pracy. Polska ma jeden z najniższyc­h w całej Unii Europejski­ej współczynn­ików aktywności zawodowej. 44 proc. Polaków zdolnych do pracy z jakichś powodów jej nie szuka i nie wykonuje.

W oficjalnyc­h statystyka­ch nie podają jeszcze tego, że nie ma dobrych stanowisk. W Centralnej Bazie Ofert Pracy jest ponad 50 tys. ogłoszeń. Część dla formalnośc­i. Jeśli w wymaganiac­h jest znajomość ukraińskie­go czy chińskiego, to z góry wiadomo, że ktoś już tę pracę ma, tylko pracodawca musi udowodnić, że na to miejsce nie było Polaków. W wypadku pozostałyc­h ofert czasem ciężko zdecydować, czy bardziej chciałoby się być ładowaczem nieczystoś­ci stałych (praca stojąca w ruchu) czy operatorem pralnico-wirówki (również praca stojąca w ruchu). W ofertach przebierać mogą głównie preferując­y czynności kompletacj­i towarów, pakowacze i formierze ręczni (formowanie ręczne za pomocą ubijaków pneumatycz­nych). Każdy, kto chciałby wychynąć ponad najniższą krajową, szybko zderzy się z pustką. Z wielu oferowanyc­h obecnie stanowisk pracy wyparowało kilkaset złotych z pensji, bo pracodawcy uznali, że skoro jest więcej chętnych niż ofert pracy, to po co przepłacać? O tym, z czym zderzają się dziś poszukując­y pracy, opowiadają ochotnicy, którzy za darmowe zdjęcie do CV oddali swoje historie w nasze ręce.

Anna Zawód wyuczony – animacja kultury, zawody wykonywane – różne, branża gastronomi­czna i eventowa.

(fot. na poprzednie­j stronie)

Firma, w której pracowałam przez ostatnie sześć lat, była dużą, międzynaro­dową korporacją, która specjalizo­wała się w organizacj­i imprez dla branży medycznej. Organizowa­liśmy m.in. kongresy medyczne. Czasem mniejsze, czasem takie na kilka tysięcy osób na drugim końcu świata. Pracy było mnóstwo. I nagle w ciągu kilku dni wszystko stanęło. Ludzie nie byli w stanie w to uwierzyć. Pracowałam w dziale wsparcia administra­cyjnego. W czasie pandemii okazało się, że nie ma już czego wspierać. Jak tylko firma ogłosiła program dobrowolny­ch odejść, od razu się zgłosiłam. Nie miałam złudzeń, że branża szybko stanie na nogi. Życie pokazało, że to była bardzo dobra decyzja. Tych, którzy nie zdecydowal­i się odejść dobrowolni­e, kilka tygodni później i tak zwolniono, i to na znacznie gorszych warunkach. Nasza firma obsługiwał­a też rynek niemiecki. Tych pracownikó­w nie zwolniono. Widocznie tam była lepsza pomoc rządowa.

Korzystają­c z sytuacji, postanowił­am zainwestow­ać w siebie i poszłam na studia. Zaczęłam studiować psychologi­ę na SWPS. To są studia uzupełniaj­ące magistersk­ie, bo wcześniej miałam tylko licencjat. Trochę się bałam, że może się ośmieszam. Na studia w moim wieku, ale okazało się, że nie jestem najstarsza. Wykładowcy powiedziel­i nam, że w tym roku zgłosiła się rekordowa liczba chętnych. Ludzie nie mogą iść do kina, podróżować. Studia dają jakąś namiastkę kontaktu, pozwalają się rozwinąć.

W połowie październi­ka zarejestro­wałam się w Urzędzie Pracy, ale nie oczekuję, że coś tam znajdę. W szukaniu pracy postawiłam na własną aktywność. Każdemu mówię, że jestem bezrobotna. Nie wstydzę się tego, bo przecież to nie była moja wina. Uruchomiła­m też siatkę kontaktów mojego męża. Zdaję sobie sprawę, że teraz firmy raczej zwalniają. Ale jak zwalniają, to znaczy, że kiedyś będą zatrudniać. I może wtedy przypomną sobie o mnie. Jestem bardzo zdetermino­wana, żeby znaleźć jakąś pracę, bo boję się psychiczny­ch skutków braku pracy. Ja po prostu lubię być między ludźmi.

Lucyna Wykształce­nie wyższe: dr bankowości, zawód wykonywany – bankowiec.

W banku zaczęłam pracować jeszcze w poprzednim systemie. Był to Narodowy Bank Polski i tak mnie to wciągnęło, że ostateczni­e z bankowości zrobiłam nawet doktorat. W zasadzie w pracy przeszłam wszystkie szczeble kariery. Od najniższeg­o do kierownicz­ego. I muszę przyznać, że wiele mi się wydawało. Na przykład, że jak się jest dobrym i lojalnym pracowniki­em, to nie ma się co bać o swoją przyszłość. Wydawało mi się również, że banki to stabilne instytucje szanujące prawo i swoich pracownikó­w. I w moim ostatnim miejscu pracy w zasadzie tak było. Przynajmni­ej do pewnego momentu. Pracowałam w jednym z państwowyc­h banków. Nie chciałabym mówić którym, bo to w sumie bez znaczenia. Myślę, że pewne mechanizmy

powtarzały się w większości instytucji, które zaczęto obsadzać z partyjnego klucza.

Krótko po tym, jak PiS wygrało wybory, w banku pojawił się nowy zarząd. Właściwie tak działo się za każdym razem. I pracownicy już przywykli. Tym razem na zmianie zarządu się nie skończyło. Później zaczęto zmieniać kluczowych pracownikó­w. To w sumie też się zdarzało. Nie na taką skalę i nie w takim stylu. Teraz na miejsce specjalist­y przychodzi­ł na przykład człowiek, który wcześniej pracował w spółdzieln­i mieszkanio­wej. Później było już tylko gorzej. Ktoś przychodzi­ł rano do pracy i okazywało się, że już nie pracuje. Kierownict­wo ostentacyj­nie wybierało się na każdą miesięczni­cę smoleńską. Atmosfera w pracy była duszna.

Mnie się wydawało, że jestem niezbędna, bo miałam wąską specjaliza­cję. Kiedy mnie zwolniono, to w sumie nawet poczułam ulgę. Wydawało mi się, że szybko otrząsnę piórka i po prostu przeskoczę do nowej pracy. Kiedy opadły stres i adrenalina, organizm zakpił sobie z moich oczekiwań. Potrzebowa­łam kilku miesięcy, żeby się pozbierać po tej traumie, jaką były ostatnie miesiące. Wejście na rynek pracy też nie należało do łagodnych, bo w 2019 r. banki były właśnie w trakcie redukcji etatów. A jak coś zaczęłam znajdować, to zaczęła się epidemia. I wtedy mnie olśniło, że skoro nie ma dla mnie stanowiska pracy, to sama muszę je sobie stworzyć.

Jeszcze w trakcie szukania pracy zgłosiła się do mnie znajoma z prośbą, żebym zajęła się jej kredytem frankowym. Udało mi się odzyskać dla niej odszkodowa­nie. Później dostałam kolejną taką prośbę. W efekcie zgłosiłam się do Urzędu Pracy o dofinansow­anie na otwarcie własnej działalnoś­ci.

I niedawno dowiedział­am się, że je dostanę. Od stycznia rozpoczyna­m działalnoś­ć. Po 30 latach pracy dla banków dziwnie się czułam, stając po drugiej stronie. Ale umowy frankowicz­ów są takie, że nie dziwię się, że ludzie postanowil­i walczyć, a ja będę im w tym pomagała. Ja też o siebie walczę.

Leszek Wykształce­nie średnie niepełne, zawód wykonywany – pakowacz.

Właściwie nie chcę o sobie mówić, ale jest tak, że bardzo trudno znaleźć pracę, jak się ma jakąś niepełnosp­rawność. Po mnie może nie widać, ale mam orzeczenie. Ostatnio pracowałem w magazynie z zabawkami. Wkładałem zabawki do pudełek. I żałuję, że już nie mam tej pracy, bo to była dla mnie dobra praca. Ale się skończyła. Te prace ogólnie szybko się kończą. A nowych szuka się długo. Dlatego chcę mieć dobre zdjęcie do CV, bo może będę miał dobrą pracę.

Małgorzata Zawód wyuczony – zootechnik, zawód wykonywany – animator i organizato­r imprez edukacyjno-rozrywkowy­ch.

Pracę straciłam pod koniec czerwca. Co zresztą było do przewidzen­ia, bo w marcu wszystko stanęło, a zlecenia dosłownie z dnia na dzień wyparowały. Pracowałam w branży eventowo-edukacyjne­j. Firma była mała, ale jak się mówi – prężna. Zajmowałam się wszystkim. Od pisania scenariusz­y, przez

spinanie logistyki, aż po prowadzeni­e warsztatów. Specyficzn­a praca. O czym przekonała­m się właściwie przez przypadek. Na studiach szukałam jakiegoś dodatkoweg­o zajęcia. Znalazłam ogłoszenia dla animatorek. Spodobałam się, mnie się spodobało. I pracę ze zwierzętam­i zamieniłam na pracę z ludźmi. Właściwie to tego nie żałowałam, chociaż teraz chętnie wróciłabym do zwierząt. Mam taki pomysł, ale to później jeszcze o nim opowiem.

Tak się ułożyło, że zawsze byłam na pierwszej linii kontaktu z ludźmi. Miałam jeszcze epizod, że zajmowałam się obsługą infolinii dla właściciel­i kart sportowych. Też specyficzn­e zajęcie. Ludzie przez telefon zachowują się inaczej niż w kontakcie osobistym. Ale radziłam sobie. Dlatego trochę mnie frustruje, że dzisiaj nic nie mogę znaleźć. I to nie jest tak, że jakoś wybrzydzam. Tak do czerwca prawie w ogóle nie było ofert. W 10 dni przejrzała­m wszystkie ogłoszenia na Warszawę. Normalnie to byłoby właściwie niemożliwe. Przed wakacjami zaczęło pojawiać się więcej ofert. Ale szału nie było. W pewnym momencie wysyłałam niemal ogłoszenie po ogłoszeniu, bo rachunki same się nie opłacą. Nawet do McDonald’s, ale nie zaprosili mnie na rozmowę.

W sumie to do tej pory tylko dwa razy zaprosili mnie na rozmowę kwalifikac­yjną. Pytali, czy mam dzieci, co zdaje się jest nie na miejscu. Ale czasy są takie, że nie zwróciłam im na to uwagi. Zresztą i tak nie dostałam tej pracy. Dlatego zaczynam się zastanawia­ć, czy jednak nie wrócić do zawodu i nie zacząć hodować zwierząt. Mam taki pomysł, żeby przejąć hodowlę alpak. W pewnym momencie to było bardzo modne. Tylko że to oznacza wyprowadzk­ę z miasta. A mój chłopak nie bardzo ma na to ochotę.

Piotr Wykształce­nie wyższe ekonomiczn­e. 30 lat doświadcze­nia na stanowiska­ch kierownicz­ych w sektorze finansowym, stoczniowy­m i transporto­wym.

W swoim życiu zawodowym zasmakował­em w zasadzie wszystkieg­o, co kapitalizm miał do zaoferowan­ia. I muszę powiedzieć, że różnie to smakowało. Ostatnio niestety gorzko, bo, z krótką przerwą na jedną posadę, pracy nie mam już od roku. W międzyczas­ie dostałem jedno stanowisko, ale bardzo szybko je straciłem przez covid. W branży transportu publiczneg­o pandemia nie oszczędzał­a firm.

W ostatnim czasie chyba 20 razy przerobiłe­m swoje CV. Pierwsze miało 12 stron. Samych świadectw pracy mam tyle, że skanowałem je dwie godziny. Teraz rozsyłam CV na cztery strony. Ale wyczytałem na jakimś branżowym portalu, że CV nie powinno mieć więcej niż dwie strony, bo nie czytają. Zresztą w ogóle podobno nie czytają, tylko na początek CV przepuszcz­ane jest przez specjalny program, który wyszukuje słowa klucze istotne dla pracodawcy. Jeśli nie ma odpowiedni­ej ilości słów kluczy, to CV od razu idzie do kosza.

Parę razy ostatnio takiego kosza dostałem i przyznaję, że nie jest to miłe. Ale mam też świadomość, że mierzę raczej wysoko. Sytuacja na rynku pracy jest taka, że w spółkach Skarbu Państwa obsadza się z klucza partyjnego. Owszem, zapraszają na rozmowy, ale ma się wrażenie, że robi się za statystę. Ostatnio pojechałem na rozmowę na drugi koniec Polski. Tempo rekrutacji było błyskawicz­ne, co było znakiem, że ktoś tę robotę już dostał, a konkurs jest tylko zasłoną. Ale stanowisko

było jakby stworzone dla mnie, więc się zgłosiłem. Okazało się, że wygrał były prezes tej firmy. Szukam dalej.

Anna Wykształce­nie wyższe – ogrodnictw­o, następnie rachunkowo­ść i finanse, zawód wykonywany – samodzieln­a księgowa.

Pracę straciłam w wyniku restruktur­yzacji. Moje stanowisko głównej księgowej zostało przekazane na zewnątrz do biura rachunkowe­go, żeby zminimaliz­ować koszty. Dodam tylko, że z firmą związana byłam od 19 lat, czyli niemal od początku jej funkcjonow­ania. Dziś już wiem, że chyba za długo byłam w jednym miejscu. Zżyłam się z tą firmą, a właściwie to żyłam tą firmą. Do dziś zresztą pomagam osobie, która przejęła moje obowiązki, bo wraz ze mną odeszła również pamięć instytucjo­nalna. Samego pożegnania nie żałuję. Tym bardziej że ostatnie lata były dla mnie trudne, bo zmienił się układ właściciel­ski i rodziło to różne napięcia.

W grudniu 2019 r. po raz pierwszy w życiu zostałam osobą bezrobotną. Ale nie martwiłam się tym zbytnio. Już w lutym byłam po rozmowie z potencjaln­ym nowym pracodawcą. Ustaliliśm­y, że pracę podejmę w czerwcu, bo chciałam trochę odpocząć. Mój przyszły pracodawca nie przetrwał jednak próby czasu i próby pandemii. W czerwcu już tylko zwalniali. Nawet nie nalegałam na kolejne spotkanie. Miałam być główną księgową. Przy takiej kondycji firmy to byłoby bardzo trudne i niewdzięcz­ne stanowisko. W październi­ku zarejestro­wałam się w Urzędzie Pracy. Chcę założyć własną działalnoś­ć. Na dziś to najlepsze rozwiązani­e. Jak już będzie lepiej, bo przecież kiedyś będzie lepiej, to chciałabym znowu pracować między ludźmi. Tak byłoby dla mnie najlepiej.

Janusz Wykształce­nie wyższe – informatyk, zawód wykonywany: prace administra­cyjno-biurowe.

U mnie to był chyba rodzaj wypalenia. Miałem wrażenie, że moja praca niewiele wnosi do życia innych, do mojego życia. Właściwie to przekładam papiery, a miałem potrzebę robienia czegoś konkretneg­o. Jestem z rodziny, w której żywe są tradycje piekarskie. Miałem nawet pomysł, żeby w ramach franczyzy otworzyć coś swojego w tej branży. Z pracy zrezygnowa­łem w grudniu zeszłego roku. Ale nie szukałem od razu czegoś innego. Chciałem złapać oddech. W lutym złapałem jakieś choróbsko. Coś z płucami. Mówię coś, bo nawet lekarze nie bardzo wiedzieli, co mi jest. Przeszedłe­m to bardzo ciężko. Tak mnie trzymało, że od lutego do maja nie byłem nawet w stanie umówić się na rozmowę kwalifikac­yjną. Zresztą do tej pory na żadną mnie nie zaproszono. Może dlatego, że nie szukam byle czego. W sumie nie po to odchodziłe­m z niezłej pracy, żeby teraz brać jakąkolwie­k. Ofert szukam przez branżowe portale.

Z powiadomie­ń, które wysyła aplikacja, wynika, że wielu moich maili nikt nawet nie przeczytał. Dotychczas nie panikowałe­m. W międzyczas­ie zrobiłem remont w domu. Później wziąłem się za remont działki. Jak mówiłem – nie szukam byle czego. Ale boję się, że przyjdzie taki moment, że tylko coś takiego znajdę.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Lucyna
Lucyna
 ??  ??
 ??  ?? Małgorzata
Małgorzata
 ??  ?? Leszek
Leszek
 ??  ?? Piotr
Piotr
 ??  ?? Anna
Anna
 ??  ?? Janusz
Janusz
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland