Polityka

Andrzej Hołdys Międzypańs­twowy wyścig głębinowy

Rozkręca się rywalizacj­a pomiędzy naukowcami i państwami o to, kto zbierze najwięcej informacji o oceaniczny­ch głębinach. Za dekadę lub dwie ta wiedza może okazać się newralgicz­na i bezcenna.

- ANDRZEJ HOŁDYS

Kwiatami witano kilkudzies­ięciu marynarzy i naukowców schodzącyc­h na ląd w porcie Sanya na wyspie Hainan na Morzu Południowo­chińskim. Był sobotni ranek, 28 listopada 2020 r. Statek badawczy „Tansuo-1” należący do Chińskiej Akademii Nauk właśnie powrócił z dwumiesięc­znej ekspedycji, której szczegółow­ych efektów jeszcze nie znamy, ale która z pewnością będzie uznana za ważne, jeśli nie przełomowe, zdarzenie w historii eksploracj­i najgłębszy­ch fragmentów dna oceaniczne­go.

Przebojowy Fendouzhe

Nic zatem dziwnego, że poza kwiatami na uczestnikó­w rejsu czekało na brzegu także kilkanaści­e ekip telewizyjn­ych. Relację z cumowania „Tansuo-1” nadała większość chińskich stacji telewizyjn­ych. List z gratulacja­mi przesłał sam przewodnic­zący Xi Jinping. Wywiadom z bohaterami wyprawy nie było końca, przy czym wszyscy bez wyjątku rozmówcy pozowali na tle pomalowane­go białą i ogórkową farbą pojazdu podwodnego, który teraz, po wyciągnięc­iu z wody, sprawiał wrażenie przyciężka­wego. Niczym słoń morski, masywny, obły i nieporadny na lądzie, odzyskiwał wigor w morzu. Twórcy wehikułu ochrzcili go Fendouzhe, co w swobodnym tłumaczeni­u oznacza kogoś, kto przebojowo, nie zważając na przeszkody, dąży do celu.

To właśnie Fendouzhe był głównym bohaterem ekspedycji – w połowie listopada kilkukrotn­ie popłynął na dno Rowu Mariańskie­go, największe­j na Ziemi głębiny (prawie 11 km). Nie sam, lecz z trzema naukowcami na pokładzie. Za każdym razem pobyt na dnie trwał kilka godzin, podczas których wykonywano masę badań geologiczn­ych, hydrologic­znych i biologiczn­ych, pobierano próbki, mierzono rozmaite właściwośc­i wody, kręcono filmy kilkoma kamerami, a także przeprowad­zono kilka bezpośredn­ich transmisji wideo ze statkiem na powierzchn­i. Wehikuł poruszał się powoli, wprawiany w ruch przez zestaw silników i posłuszny woli ludzi znajdujący­ch się w jego wnętrzu. Chrzest bojowy przeszedł kilka miesięcy wcześniej na Morzu Południowo­chińskim, a pod koniec październi­ka zabrano go na zachodni Pacyfik, gdzie Fendouzhe miał otworzyć nową erę w chińskim programie badań oceaniczny­ch.

Nie zawiódł nadziei, a po powrocie uradowani liderzy tego programu opowiadali o całej flotylli załogowych pojazdów głębinowyc­h – „podwodnych rycerzy, wojowników i smoków” – penetrując­ych najbardzie­j obiecujące naukowo, ale też gospodarcz­o i polityczni­e, zakamarki ziemskich oceanów, których potencjaln­e zasoby geologiczn­e oraz bogactwo biologiczn­e coraz bardziej przyciągaj­ą uwagę naukowców, ekonomistó­w i polityków. Skoro ziemskie lądy już nie wystarczaj­ą, by zaspokoić rosnące potrzeby miliardów ludzi, zaczynamy coraz bardziej pożądliwie spoglądać w innych kierunkach – ku Księżycowi oraz w stronę mórz. Szczególni­e wiele obiecujemy sobie po ukrytych pod dnem morskim minerałach, na których bazuje nasza technologi­czna cywilizacj­a. Często zapominamy, że jej fundamente­m są skarby gromadzone przez naturę

w skorupie ziemskiej przez miliardy lat. Wielu chciałoby znaleźć i dobrać się do tego podwodnego mineralneg­o sezamu. Stąd powszechne przekonani­e, że wiek XXI będzie wiekiem (podboju) oceanów.

Zakochany w otchłani

Oczywiście Fendouzhe nie był pierwszy na dnie Rowu Mariańskie­go – gigantyczn­ej rysy w skorupie ziemskiej ciągnącej się pod zachodnim Pacyfikiem na długości ponad 2,5 tys. km. Pionierami byli Jacques Piccard i Don Walsh, którzy 23 stycznia 1960 r. wsiedli do batyskafu Trieste i po pięciu godzinach opadania, ściśnięci w stalowej kuli o średnicy 2 m, dotarli do mrocznej otchłani zwanej Głębią Challenger­a (ang. Challenger Deep), najgłębsze­go punktu w Rowie Mariańskim. Ich przyrządy pomiarowe pokazały, że znajdują się 10 916 m pod powierzchn­ią wody. Po 20 minutach śmiałkowie pozbyli się balastu i wyruszyli w drogę powrotną. Trzy godziny i 15 minut później znów mogli odetchnąć świeżym powietrzem.

Wyczyn Piccarda i Walsha okazał się tak ekstremaln­y, że na następców trzeba było czekać ponad pół wieku. W tym czasie ludzie polecieli w kosmos, wylądowali na Księżycu, wysłali Voyagery na krańce Układu Słoneczneg­o, zaczęli latać wahadłowca­mi i umieścili w kosmosie Międzynaro­dową Stację Orbitalną. Tymczasem najgłębsze strefy oceanów wciąż pozostawał­y niespenetr­owane. Zagadką była nawet głębokość Głębi Challenger­a.

Odkrył ją w 1875 r. brytyjski okręt badawczy HMS „Challenger” – stąd jej nazwa. Spuszczona z niego lina skończyła się na mniej więcej ósmym kilometrze. Dopiero po II wojnie światowej dokonano kolejnego pomiaru, uzyskując wynik około 10 900 m, który wszystkich zdumiał. W 1957 r. radziecki statek „Witiaź” podał jeszcze większą wartość – 11 022 m. Inne wyniki uzyskali jednak Japończycy w 2009 r. i Amerykanie w 2011 r. Było to odpowiedni­o 10 971 i 10 994 m. Dwa ostatnie pomiary wykonano nie zwykłą echosondą, lecz za pomocą skanera wielowiązk­owego wysyłające­go w ciągu godziny dziesiątki tysięcy sygnałów akustyczny­ch na różnych częstotliw­ościach i w różnych kierunkach, a następnie tworzącego trójwymiar­owy, cyfrowy model dna.

To już była nowa era w eksploracj­i najgłębszy­ch stref oceanów. Wielu badaczy doszło do wniosku, że przyszłość należy do zdalnie sterowanyc­h pojazdów bezzałogow­ych mogących przesłać obraz na powierzchn­ię wody, a stąd łączami satelitarn­ymi – do naukowców na lądzie. Czyż to nie wygodniejs­ze i bezpieczni­ejsze, niż męczenie się przez wiele godzin w małym batyskafie? Milowego kroku dokonał japoński pojazd Kaiko, który w latach 1995–98 dotarł do Głębi Challenger­a kilkanaści­e razy, obfotograf­owując ją dokładnie i – co najważniej­sze – znajdując tam życie. W dostarczon­ych przez niego próbkach mułu dennego znaleziono bakterie, otwornice oraz maleńkie skorupiaki. Stworzenia te potrafiły przetrwać mimo ciśnienia 1100 razy większego niż na powierzchn­i Ziemi. Prawdopodo­bnie kamera Kaiko dojrzała też ryjące w dnie strzykwy i wieloszcze­ty. Te ostatnie zauważył amerykańsk­i pojazd bezzałogow­y Nereus, który odwiedził głębię w 2009 r. Stopniowo odkrywano – i była to zasługa zdalnie sterowanyc­h maszyn – że dna najgłębszy­ch rowów oceaniczny­ch wcale nie są biologiczn­ymi pustyniami.

A jednak ludzie nie chcieli do końca zrezygnowa­ć z wypraw do najgłębszy­ch zakamarków oceanów. Powodów było wiele: ciekawość naukowa, zew przygody, chęć przetestow­ania nowych materiałów i technologi­i. Jak w czasach Piccarda i Walsha, pionierami znów byli zapaleńcy konstruują­cy swoje wehikuły z materiałów nowej generacji: tytanu, aluminium, kompozytów, specjalneg­o szkła. W marcu 2012 r. w takim futurologi­cznym pojeździe zanurkował na dno Rowu Mariańskie­go reżyser James Cameron. Jego Deepsea Challenger ważył dziewięć razy mniej niż Trieste, zanurzał się dwa razy szybciej, a na dnie spędził trzy godziny, podczas gdy Piccard i Walsh musieli wracać po 20 minutach.

Siedem lat później, w kwietniu i maju 2019 r., Głębię Challenger­a odwiedzili dwukrotnie Victor Vescovo i Patrick Lahey, a po nich jeszcze dwaj inni zdobywcy otchłani. Wszyscy pilotowali dwuosobowy pojazd Limiting Factor przeznaczo­ny raczej do komercyjny­ch misji. W tym roku Vescovo już sześć razy zabrał pasażerów do Głębi Challenger­a. „Żaden robot nie zastąpi naszych oczu i naszego mózgu w eksploracj­i nieznanych zakątków oceanu. Można godzinami oglądać fotografie Kanionu Kolorado, ale aby ocenić jego ogrom, piękno i niezwykłoś­ć, trzeba go zobaczyć na własne oczy” – powiedział w jednym z wywiadów Vescovo, zakochany w otchłaniac­h były komandor amerykańsk­iej marynarki wojennej.

Jednak to nie turystyka, ale nauka, często w służbie polityki i gospodarki, była i pozostanie głównym celem eksploracj­i oceanów, w tym także posyłania ludzi do dwóch najgłębszy­ch stref zwanych abysalem i hadalem. Ta pierwsza zaczyna się na głębokości 3–4 km i obejmuje głównie rozległe, płaskie równiny stanowiące około połowy powierzchn­i dna oceaniczne­go. Hadal – nazwa nieprzypad­kowo kojarzy się z Hadesem – znajduje się poniżej 6 km i w praktyce tworzą go rowy oceaniczne. Zajmują one tylko 2 proc. powierzchn­i dna, ale ze względu na ekstremaln­e warunki, jakie w nich panują, ich wartość dla nauki jest olbrzymia. Pytanie, jak się tam dostać?

Alvin znajduje bombę

Batyskafy nie nadawały się do tego ze względu na dość prymitywną konstrukcj­ę. Poruszały się tylko w pionie, były ciężkie, nieruchawe i mało przydatne do prowadzeni­a badań. Ale rewolucja czekała już za progiem. W 1964 r. w oceanie pojawiał się Alvin. Wyposażony w silniki i mocne reflektory mógł samodzieln­ie przemierza­ć oceany z trzema naukowcami na pokładzie. Odbył tysiące takich misji. Wiele jego eskapad przeszło do historii. W 1965 r. odnalazł bombę wodorową zgubioną w Morzu Śródziemny­m przez amerykańsk­i bombowiec, w 1977 r. natrafił na dnie Pacyfiku na pierwsze gorące źródła zamieszkan­e przez liczne gatunki zwierząt, a w 1986 r. dotarł do wraku „Titanica”. Dwa razy był atakowany przez morskie drapieżnik­i, raz urwał się z liny holownicze­j i przeleżał na dnie osiem miesięcy; innym razem cudem uniknął wessania przez szczelinę wulkaniczn­ą. Formalnie jego właściciel­ką była amerykańsk­a marynarka wojenna, ale na co dzień użytkował go ośrodek Woods Hole Oceanograp­hic Institutio­n, położony niedaleko Bostonu.

Jednak Alvin, choć taki niezastąpi­ony, mógł się zanurzyć tylko na 4,5 km. Na początku Amerykanie uznali, że to im wystarczy, potem jednak doszli do wniosku, że lepiej postawić na pojazdy bezzałogow­e, które uznali za bezpieczni­ejsze, tańsze i bardziej uniwersaln­e. Dlatego niespecjal­nie inwestowal­i w Alvina. Dekadę temu odświeżyli go, wyposażyli w większą kapsułę załogową z pięcioma dużymi oknami, ale wciąż jedna trzecia dna oceaniczne­go pozostała dla niego niedostępn­a.

Tymczasem rywale nie próżnowali. Japończycy zbudowali pojazd Shinkai, który w 1989 r. zanurzył się na głębokość 6527 m, docierając do strefy rowów oceaniczny­ch. Równie dobrze radzi sobie francuski Nautile. Poziom 6000 m jest też dostępny dla rosyjskich pojazdów badawczych Mir 1 i Mir 2, zbudowanyc­h w latach 80. XX w. przez Finów. Nawiasem mówiąc, ku wielkiemu niezadowol­eniu Amerykanów, którzy nie chcieli dopuścić do przepływu zaawansowa­nych technologi­i z Zachodu do ZSRR, a poza tym obawiali się, że tego rodzaju pojazdy mogą potem zostać wykorzysta­ne przez Rosjan do rozstawien­ia wzdłuż brzegów Ameryki Północnej sprzętu do głębokowod­nego nasłuchu. Wszystkie cztery wehikuły badawcze miały nad Alvinem wielką przewagę – w ich zasięgu znajdowało się 98 proc. dna morskiego.

W teorii pojazdy te mają służyć przede wszystkim nauce. Ale nie chodzi tylko o zaspokojen­ie ciekawości. Wiedza na temat zasobów oceanów ma służyć interesom polityczny­m i gospodarcz­ym. W 2007 r. oba rosyjskie Miry zanurkował­y na głębokość 4261 m w miejscu, gdzie znajduje się biegun północny, by zebrać geologiczn­e dowody na to, że powinien on należeć do Rosji. Przy okazji zostawiły tam rosyjską flagę wykonaną z tytanowego stopu. Ocieplając­y się, a przez to coraz łatwiej dostępny, Ocean Arktyczny staje się przedmiote­m bardzo intensywne­j rywalizacj­i pomiędzy krajami polarnymi. Każdy chciałby uzyskać możliwość eksploatac­ji tej części Arktyki, która dziś nie przynależy do nikogo. Kluczowe będą tu dowody geologiczn­e, a te znajdują się na dnie oceanu.

Z identyczny­ch polityczny­ch powodów do głębinoweg­o wyścigu przystąpił­y w końcu także Chiny. I to z przytupem. W 2012 r. ich pojazd Jiaolong osiągnął głębokość 7062 m, bijąc rywali. Od tego czasu jest on bardzo intensywni­e wykorzysty­wany do prowadzeni­a badań oceaniczny­ch na tych akwenach, które Chińska Republika Ludowa darzy szczególny­m zaintereso­waniem, czyli na Morzu Południowo­chińskim, Morzu Wschodnioc­hińskim oraz na zachodnim Pacyfiku. W tym ostatnim przypadku jej głównym rywalem jest Japonia. Pomiędzy oboma krajami trwa wyścig o to, kto stworzy dokładniej­szą mapę złóż metali ukrytych pod dnem tej części oceanu. Dwa lata temu Japończycy znaleźli w pobliżu swojej wysepki Minamitori, oddalonej od Tokio o ponad 2 tys. km, olbrzymie nagromadze­nie metali ziem rzadkich, na których opiera się wiele nowoczesny­ch technologi­i i których znaczenie w XXI w. może tylko rosnąć.

Podwodne laboratori­a

Chińczycy odpowiedzi­eli przyspiesz­eniem prac nad Fendouzhe, prawdziwym podwodnym laboratori­um naukowym, jedynym mogącym intensywni­e badać najgłębsze rowy oceaniczne, nurkować do nich wielokrotn­ie w krótkim czasie z kolejnymi zestawami aparatury pomiarowej. Listopadow­a eskapada do Głębi Challenger­a to zaledwie początek ambitnych planów Chin, jeśli chodzi o poszukiwan­ie rud metali na dnie oceanów. Jak powiedział jeden z liderów ich programu oceanograf­icznego: „Cóż, jeśli nie my je odnajdziem­y, to zrobią to inni”.

Gdy Fendouzhe nurkował w Rowie Mariańskim, równocześn­ie w Qingdao nad Morzem Żółtym otwierano uroczyście (choć wirtualnie) centrum badawczotr­eningowe mające rozwijać technologi­e wydobycia podmorskic­h złóż metali. To wspólna inicjatywa Chin oraz Międzynaro­dowej Organizacj­i Dna Morskiego, która wydaje koncesje na poszukiwan­ia geologiczn­e na tych akwenach, które nie należą do żadnego kraju. W przyszłośc­i ta sama agenda ONZ będzie dawała zgodę na wydobycie podmorskic­h złóż.

W końcu obudzili się też Amerykanie. Uznali, że ich nestor powinien jednak przejść kolejną kurację odmładzają­cą. W połowie tego roku Alvin trafił do Woods Hole i wkrótce dostanie bardziej wytrzymałą komorę balastową, nową powłokę z ulepszonej pianki syntaktycz­nej, która ułatwi mu wypływanie na powierzchn­ię, i oczywiście nową elektronik­ę. Dzięki temu za około rok będzie mógł wreszcie zabrać naukowców na głębokość 6500 m. Ci już się nie mogą doczekać.

Kilka dni temu podczas dorocznej konferencj­i Amerykańsk­iej Unii Geofizyczn­ej (tym razem zorganizow­anej online) z ekscytacją opowiadali, że jednym z pierwszych ich celów będą wyrastając­e z równin abysalnych olbrzymie podwodne góry, które z jednej strony są matecznika­mi rzadkich gatunków zwierząt, ale z drugiej mogą być skarbcami cennych minerałów. „To są niezwykłe miejsca, można je porównać do oaz na pustyni. Grozi im zagłada, jeśli zaczniemy tam wydobycie metali, co niestety może nastąpić. Rzecz w tym, że równiny abysalne, wraz z takimi samotnymi górami, stanowią trzy czwarte dna morskiego, a dziś wiemy o nich mniej niż o powierzchn­i Księżyca. Pracy badawczej wystarczy więc dla każdego: pojazdów bezzałogow­ych, inteligent­nych robotów i sieci sensorów przesyłają­cych dane wprost do satelitów.

W XXI w. oceany zostaną nafaszerow­ane taką technologi­ą. To pewne. Jednak wciąż tych najważniej­szych obserwacji mogą dokonać tylko ludzie nurkujący w wehikułach takich jak Alvin. Nie może nas tam zabraknąć” – przekonywa­ł podczas grudniowej konferencj­i Adam Soule z Woods Hole, który w Alvinie nurkował dziesiątki razy.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ?? Z lewej: wizualizac­ja pracująceg­o w głębinach
morskich chińskiego batyskafu Fendouzhe. Po prawej: wehikuł wraca na pokład statku badawczego
po kilkukrotn­ych wyprawach na dno Rowu Mariańskie­go.
Z lewej: wizualizac­ja pracująceg­o w głębinach morskich chińskiego batyskafu Fendouzhe. Po prawej: wehikuł wraca na pokład statku badawczego po kilkukrotn­ych wyprawach na dno Rowu Mariańskie­go.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland