Czy inna prawica jest możliwa
Rządy PiS na długo przesądziły o tym, jak będzie wyglądać polska prawica. Nie ze względu na ich treść ideologiczną, ale na metodę działania. Wielu wyborców prawicy będzie już zawsze oczekiwać tej retoryki, tego sposobu mówienia o przeciwnikach, tego natężenia politycznych emocji. Każda próba opuszczenia tej mentalnej klatki będzie zawsze przez sporą część zwolenników uznawana za zdradę. Najmłodsi strażnicy metody tworzą dziś prawicowe młodzieżówki, pilnują zwartego szyku w mediach społecznościowych, zaludniają gabinety polityczne, redakcje mediów, dostają się na posady w administracji, spółkach, w kolonizowanych przez Zjednoczoną Prawicę instytucjach publicznych. Nawet jeżeli część z nich kiedyś się otrząśnie, to raczej przejdzie„na drugą stronę”, niż weźmie się za zmiany.
Istotę tej nowej natury prawicy świetnie pozwalają wyjaśnić słowa zmarłego niedawno historyka idei prof. Marcina Króla. W znakomitej historii XIX-wiecznego konserwatyzmu wprowadził on istotne rozróżnienie między odruchem zachowawczym – bezrefleksyjnym i emocjonalnym – a myślą konserwatywną. Myślą będącą czymś więcej niż sublimacją odruchu. Jej istotą było często rozróżnienie między zmianą nieuniknioną i tą, która zachodzić nie musi. Między tym, co warte obrony jako uniwersalne dobro, a tym, co przypadkowe, podlegające dyskusji i kompromisom. Prawo i Sprawiedliwość oparło swoje działanie nie na sublimacji jakichkolwiek emocji, ale na ich podgrzewaniu. Na eskalowaniu odruchów, wzmacnianiu ich retoryką, która doprowadza często prawicę do postaw groteskowych. Wszak przemówienie Jarosława Kaczyńskiego wzywające do obrony kościołów nie było wyrazem emocji rzesz katolików, ale wzniecało strach, podgrzewało nastroje, było wypowiedziane bez społecznego słuchu.
To, co pisze na co dzień prawicowa prasa, to, co głosi publiczna telewizja, to, co krzyczy z sejmowej trybuny lider większości – to jedyny rzeczywisty kodeks postępowania. Nie ma w nim żadnych stałych zasad, politycznych reguł – jest metoda podsycania, eskalowania wrogości. Przeciwko tej metodzie zaprotestowali w ostatnich pięciu latach zaledwie pojedynczy politycy czy publicyści związani z PiS. Cała niemal prawicowa opinia zachowała wobec Kaczyńskiego daleko posuniętą lojalność. To ona wyklucza dziś scenariusz budowy innej prawicy niż PiS i wroga Unii Europejskiej Konfederacja. W PiS nie ma żadnej grupy umiarkowanej, która mogłaby dokonać rewizji sposobu postępowania.
To, co jest możliwe w tej sytuacji, to co najwyżej powstanie po stronie opozycyjnej ugrupowania lub formacji centrowych zdolnych do przyciągania części wyborców prawicy. Tych, których do PiS przyciągnęły kiedyś zapowiedzi zmiany polityki społecznej czy nawet nadzieja na sprawiedliwsze państwo oraz części umiarkowanej opinii katolickiej, zgorszonej działaniami biskupów. Rozczarowanie PiS-em to proces, który będzie w najbliższych latach postępować. I tylko mała część rozczarowanych będzie w stanie przenieść swoje sympatie na Konfederację.
To moment, w którym może się w Polsce budować centroprawica podobna do europejskiej. Choć nie ma dziś własnych charyzmatycznych liderów, nie ma opiniotwórczych mediów czy nawet popularnych publicystów, to po raz pierwszy od lat może mieć nowych wyborców. Wepchniętych w jej objęcia przez niezdolną do zmiany własnej strategii prawicę.