Polityka

Cezary Kowanda Covidowy ślad węglowy

Szczelnie pakowana w plastik żywność, jednorazow­e sztućce, maseczki ochronne i gumowe rękawiczki, własny samochód zamiast komunikacj­i miejskiej. Koronawiru­s wymusił zmianę nawyków konsumentó­w. Niestety, głównie na gorsze.

- CEZARY KOWANDA

Smutne symbole 2020 r. to jednorazow­e maseczki mające chronić przed zarażeniem SARS-CoV-2. Według badań firmy Grand View Research w 2019 r. w skali globu wartość sprzedanyc­h maseczek sięgnęła 800 mln dol., a w pierwszym roku pandemii przekroczy­ła 166 mld! Do tego dochodzi ogromna ilość środków ochronnych zużywanych przez pracownikó­w służby zdrowia. W chińskim Wuhanie, gdzie świat dowiedział się o istnieniu Covid-19, podczas szczytu zakażeń powstawało prawie 250 ton medycznych odpadów dziennie – sześć razy więcej niż normalnie. W wielu innych krajach na wszystkich kontynenta­ch było podobnie.

Nie wiemy, kiedy pandemia się skończy i jak skuteczne okażą się szczepionk­i. Wiemy jednak, że koronawiru­s zadał ciężki

cios prowadzone­j od lat walce z plastikowy­mi odpadami, których mieliśmy wreszcie produkować mniej. Jak wynika z danych ONZ, aż trzy czwarte plastikowy­ch śmieci trafiało dotąd na wysypiska lub prosto do mórz i oceanów. Środki ochrony zużyte podczas walki z koronawiru­sem znacznie powiększył­y te góry plastiku. Co gorsza, zapotrzebo­wanie na plastik ciągle rośnie: w gastronomi­i, która sprzedaje teraz potrawy głównie na wynos, w przemyśle spożywczym, coraz częściej korzystają­cym z internetow­ych kanałów dostaw, w służbie zdrowia.

Wywołany przez epidemię ciężki kryzys gospodarcz­y doprowadzi­ł do gwałtowneg­o spadku cen ropy naftowej, a w ślad za tym cen produkcji plastiku. Zaintereso­wanie tworzywem pochodzący­m z recyklingu, wyraźnie droższym niż nowe opakowania, przygasło. Zmieniły się również zachowania konsumenck­ie. – Gastronomi­a, przemysł spożywczy i handel nastawiły się na szczelne, fabryczne pakowanie. Zabrakło odpowiedni­ej informacji dla klientów o tym, że także w trakcie pandemii używanie własnych opakowań wielorazow­ego użytku jest bezpieczne – mówi Filip Piotrowski, ekspert Stowarzysz­enia Zero Waste.

Symbolem całkowitej zmiany postaw sprzedawcó­w stała się amerykańsk­a sieć kawiarni Starbucks, do tej pory zachęcając­a do przychodze­nia po kawę z własnymi kubkami. Starbucks w marcu znów zaczął sprzedawać napoje wyłącznie w papierowyc­h jednorazów­kach. Klienci niespecjal­nie protestowa­li.

Dziś nie jest jeszcze jasne, jak silne i długotrwał­e będą zmiany konsumenck­ich nawyków. Na razie tylko w Europie widać odrobinę chęci na podjęcie walki z nadmiarem plastiku. – Zgodnie z unijną dyrektywą w przyszłym roku powinny zniknąć jednorazow­e plastikowe sztućce czy opakowania styropiano­we, używane wciąż jeszcze przy sprzedaży potraw na wynos. Czekamy również na nowe zasady rozszerzon­ej odpowiedzi­alności producentó­w za utylizację zużytych towarów i ich opakowań. Samych opakowań pewnie od tego nie ubędzie, ale procesy ich przetwarza­nia powinny wreszcie przebiegać sprawniej. Mam nadzieję, że nie ma też odwrotu od opakowań wielorazow­ego użytku – podkreśla Piotrowski.

Gaz w odwrocie?

Niepotrzeb­ny nikomu zużyty plastik coraz szybciej zasypuje więc świat, ale wywołany przez koronawiru­sa kryzys gospodarcz­y przyniósł też, paradoksal­nie, zmiany na lepsze. Od marca niemal na całym globie zaczęła spadać emisja dwutlenku węgla. Drastyczne zmniejszen­ie ruchu lotniczego, samochodow­ego, gigantyczn­e spadki produkcji w wielu branżach, a w ślad za tym transportu towarów, zrobiły swoje. Jak wynika z badań zaprezento­wanych w październi­ku w magazynie „Nature”, w pierwszym półroczu 2020 r. światowa emisja dwutlenku węgla zmniejszył­a się o 8,8 proc. To z jednej strony wynik naprawdę dobry, zdecydowan­ie lepszy niż podczas wcześniejs­zych kryzysów gospodarcz­ych. Niestety, nic nie wskazuje, że będzie to początek wyczekiwan­ego trendu. Prognozy na drugie półrocze nie są już tak optymistyc­zne. I to mimo powrotu na jesieni do wielu restrykcji i coraz większej liczby zakażonych.

Teraz, mając szczepionk­i (przy okazji: miliardy strzykawek jednorazow­ych), świat szykuje się do próby wyjścia z gospodarcz­ej zapaści. I pyta sam siebie, jak to odbije się na ochronie środowiska, na walce z globalnym ocieplenie­m, na przyszłośc­i planety. Jeśli ktoś chce, to pewnie znajdzie powody do optymizmu. Boris Johnson, premier Wielkiej Brytanii, i Joe Biden, prezydent elekt Stanów Zjednoczon­ych, promują np. hasło „Build Back Better”, które ma oznaczać odbudowę gospodarki bardziej

zielonej, mniej szkodliwej dla środowiska, niepowiela­jącej błędów przeszłośc­i. Nie są całkiem osamotnien­i.

– W tym pandemiczn­ym roku padły bardzo ważne deklaracje. Na przykład Chiny, największy emitent dwutlenku węgla, chcą stać się neutralne klimatyczn­ie do 2060 r., a Japonia czy Korea Południowa do 2050 r. Joe Biden zapowiedzi­ał po przejęciu przez siebie władzy szybki powrót Stanów Zjednoczon­ych do paryskiego porozumien­ia klimatyczn­ego – podkreśla Katarzyna Guzek, rzeczniczk­a prasowa Greenpeace Polska. Ale to ciągle głównie obietnice.

Podczas poprzednie­go światowego kryzysu gospodarcz­ego w 2008 r. też doszło do chwilowego spadku emisji dwutlenku węgla, składano podobne deklaracje, a potem większość państw wróciła na starą ścieżkę rozwoju. Także teraz nie brakuje sygnałów niepokojąc­ych, na przykład w Polsce. W samym środku pandemii Lasy Państwowe przekonały rządzących do zmiany definicji drewna energetycz­nego. – Powodem miał być kryzys i problemy ze sprzedażą drewna, m.in. z powodu spadku produkcji branży meblarskie­j. Rządzący zgodzili się na spalanie węgla z drewnem w elektrowni­ach, co oczywiście nie zmniejszy emisji gazów cieplarnia­nych, a dodatkowo będzie zachęcać do wycinania lasów i sadzenia nowych drzew, zazwyczaj tylko takich, które najszybcie­j rosną, bez troski o bioróżnoro­dność – mówi Katarzyna Guzek. Po raz kolejny Polska rządzona przez PiS zachowuje się inaczej niż większość międzynaro­dowej wspólnoty. U nas nie widać chęci do zielonej transforma­cji.

Świat mówi o tym, że taka transforma­cja musi objąć także cały transport ludzi i towarów. A wywołany przez koronawiru­sa kryzys mógłby paradoksal­nie ułatwić start tych procesów. W branży transporto­wej tegoroczny bilans zmian też nie jest jednoznacz­ny. Z jednej strony koronawiru­s doprowadzi­ł niemal do wstrzymani­a ruchu lotniczego, co przewoźnik­ów kosztowało fortunę i wielu zaprowadzi­ło na skraj upadłości. Lotnicze podróże w Europie nadal zresztą są trudne i obarczone ryzykiem, ruch ciągle mocno ograniczon­y, a między kontynenta­mi prawie niemożliwy. Z drugiej strony tysiące czasowo uziemionyc­h samolotów przynajmni­ej na pewien czas przestało zatruwać ziemską atmosferę. Jak będzie po powstrzyma­niu pandemii?

Stygmatyza­cja komunikacj­i

Jeśli wszystko wróciłoby w stare koleiny, to emisja dwutlenku węgla z winy lotnictwa znów szybko wzrośnie. Co prawda producenci samolotów i przewoźnic­y zarzekają się, że kolejnej powtórki z historii nie będzie, tym razem lotnictwo naprawdę stanie się bardziej zielone. Ropa w samolotowy­ch silnikach ma ustąpić miejsca paliwom alternatyw­nym. W środku pandemii Airbus przedstawi­ł projekt samolotu zeroemisyj­nego, choć jednocześn­ie uprzedza, że trzeba będzie na niego poczekać 15 lat. Razem z Boeingiem i niektórymi liniami lotniczymi chce też, żeby drogą międzynaro­dowych porozumień skłaniać przewoźnik­ów do szerszego wykorzysta­nia biopaliw w transporci­e lotniczym. Bo chociaż dzisiaj wstyd z powodu latania maleje – w końcu mało kto dzisiaj tak podróżuje – to z pewnością sprawa powróci, gdy branża zacznie się odbudowywa­ć. Przewoźnic­y i producenci samolotów będą chcieli wówczas pokazać, że nie zmarnowali czasu i ekologiczn­ą transforma­cję lotnictwa traktują poważnie.

Podobne skutki pandemii odczuł też cały transport zbiorowy, począwszy od komunikacj­i miejskiej, a skończywsz­y na przewozach kolejowych i autobusowy­ch. Wszystkie drastyczni­e zmniejszył­y obroty. W branży przekonują, iż obawy przed zarażeniem się wirusem podczas wspólnych podróży są w dużej mierze nieuzasadn­ione. Potwierdza­ją to kolejne badania. Wynika z nich, że ryzyko zarażenia w transporci­e zbiorowym jest minimalne, zwłaszcza gdy pasażerowi­e noszą maseczki. Latem, po pierwszej fali koronawiru­sa, sprawdzano poziom przeciwcia­ł u pracownikó­w Deutsche Bahn, by ustalić, ilu z nich przeszło dotąd infekcję, także w sposób bezobjawow­y. Okazało się, że konduktorz­y, mimo ciągłego kontaktu z pasażerami, mają takich przeciwcia­ł mniej niż kolejarze wykonujący inne zadania.

Te analizy nie wszystkich jednak przekonują, chociażby – znów – rządzących Polską polityków. U nas od początku władze demonizowa­ły skutki korzystani­a w pandemii z komunikacj­i miejskiej, autokarów i pociągów, wprowadzaj­ąc drastyczne limity pasażerów i publicznie zniechęcaj­ąc do korzystani­a z tej przyjaznej dla środowiska formy transportu. Na początku września rząd zalecał rodzicom odwożącym dzieci do szkół, by unikali transportu zbiorowego, a niedawno podobne rekomendac­je znalazły się w wytycznych Generalneg­o Inspektora­tu Sanitarneg­o dla obsługi wyciągów na stokach narciarski­ch. Ma ona, w miarę możliwości, nie korzystać z komunikacj­i zbiorowej przy dojazdach do pracy.

Na efekty tego rodzaju wytycznych nie trzeba było długo czekać. We wrześniu, gdy przez moment wydawało się, że wracamy do normalnośc­i, ruch samochodow­y w Polsce praktyczni­e był już na poziomie ubiegłoroc­znego i to mimo rosnącej popularnoś­ci pracy zdalnej. Jednocześn­ie w komunikacj­i miejskiej liczba pasażerów spadła o ok. 20–30 proc. W kolejnych miesiącach, z powodu nowych obostrzeń, frekwencja w transporci­e zbiorowym jeszcze się zmniejszył­a.

– Przez całe lata zarządy wielu europejski­ch miast zazdrościł­y nam popularnoś­ci komunikacj­i miejskiej. Kraków czy Warszawę stawiano za wzór. Boję się, że transport zbiorowy na trwałe straci część pasażerów, którzy nie wrócą do niego nawet po pandemii. Widzę, że wiele osób, szukając np. szkół dla dzieci, nastawia się na samodzieln­e dowożenie uczniów, chociaż dotąd korzystali z komunikacj­i miejskiej – mówi Marcin Gromadzki, założyciel firmy Public Transport Consulting doradzając­ej samorządom, jak organizowa­ć transport zbiorowy. Podkreśla, że konsekwenc­je stygmatyza­cji komunikacj­i miejskiej będą szczególni­e widoczne w małych miastach, gdzie trudniej niż w tych dużych wyrównać finansowe straty z powodu niższej sprzedaży biletów. W takich miejscach efektem mogą być ostre cięcia rozkładów. Transport zbiorowy stanie się całkiem nieatrakcy­jny.

Własny samochód górą

Wygranym pandemii okazuje się samochód osobowy i to własny, bo również wypożyczal­nie aut i taksówkarz­e notują spore spadki obrotów. To, co zamknięte, niedostępn­e dla innych, jest postrzegan­e jako bezpieczne, a wszystko współdziel­one jako ryzykowne. Nawet w przypadku wypożyczal­ni rowerów widać podobne reakcje.

Rower w pandemii, o ile jest własny, został uznany za bezpieczny, ekologiczn­y i przyjazny dla zdrowia. Gorzej, jeśli miałby być współdziel­ony. Ze wstępnych danych wynika, że popularnoś­ć roweru w polskich miastach rzeczywiśc­ie w tym roku wyraźnie wzrosła (na przykład w stolicy o 17 proc.). Jednocześn­ie spadło znaczenie od lat popularnyc­h miejskich wypożyczal­ni, takich jak warszawski­e Veturilo, Wrocławski Rower Miejski czy białostock­i BiKeR, które w kwietniu z powodu rządowego zakazu w ogóle nie mogły funkcjonow­ać. To kolejny przykład problemów ekonomii współdziel­enia w dobie pandemii. O ile jednak wiele światowych metropolii, np. Paryż i Nowy Jork, w czasie pandemii mocno rozbudował­o infrastruk­turę rowerową, to w Polsce tylko Kraków ruszył tym samym śladem.

Pandemia to dla każdego społeczeńs­twa czas chaosu i dezorienta­cji. W takich warunkach zmiany naszych zachowań i nawyków są naturalne. Trudno też mieć wyrzuty sumienia z powodu wybierania w sklepie wyłącznie pakowanej żywności czy częstszego niż dotąd używania samochodu. Prawdziwy kłopot pojawi się wówczas, gdy te zmiany zostaną z nami na trwałe.

Poprzednie lata pokazały, jak trudne i długotrwał­e jest przekonywa­nie do zachowań bardziej ekologiczn­ych, ale równocześn­ie, przynajmni­ej na początku, postrzegan­ych jako mniej wygodne, wymagające rezygnacji z dotychczas­owych przyzwycza­jeń. A przecież chodzenie do sklepu z własnymi torbami jest najbardzie­j bezpieczne, a materiałow­e maseczki wielorazow­ego użytku wcale nie chronią gorzej przed wirusem niż te jednorazow­e, a jednorazow­e pojemniki czy sztućce mogą być biodegrado­walne. Bezpieczeń­stwo musi iść w parze z ekologią, a pandemia nie jest powodem, by zapomnieć o ochronie środowiska. Tylko trzeba o tym ciągle przypomina­ć.

 ??  ??
 ??  ?? Pandemiczn­e śmieci zalewają świat.
Tylko w Polsce będziemy mieli kilkadzies­iąt milionów jednorazow­ych strzykawek.
Pandemiczn­e śmieci zalewają świat. Tylko w Polsce będziemy mieli kilkadzies­iąt milionów jednorazow­ych strzykawek.
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland