Przemek Berg Po ciemku lepiej widać
Krystalicznie czyste i niezanieczyszczone sztucznym oświetleniem nocne niebo to jeden z najpiękniejszych widoków na Ziemi. Oto wyniki niezwykłego konkursu fotograficznego, który został zorganizowany w tym roku przez amerykańskie stowarzyszenie International Dark-Sky Association.
1
W konkursie tym chodziło o zrobienie zdjęć całkowicie czystego nocnego nieba. Celem była perfekcyjna nocna ciemność, a także to, co się w tej ciemności uwidacznia. Zacznijmy jednak od spraw fundamentalnych. Pytanie brzmi następująco: skąd w ogóle bierze się ciemność nocą? To wcale nie jest pytanie banalne. Słynny paradoks ciemnego nieba, sformułowany w XVI w. przez angielskiego astronoma Thomasa Diggesa, a nagłośniony w XIX w. przez niemieckiego badacza nieba Heinricha Olbersa, sprowadza się do prostej (na pierwszy rzut oka) wątpliwości: dlaczego właściwie w nocy niebo jest ciemne? Słońce już zaszło, ale przecież kosmos, który wydaje się być niezmierzony i zawiera nieskończoność gwiazd, mgławic oraz galaktyk, powinien świecić także nocą (gdziekolwiek nie spojrzeć, powinna być jakaś gwiazda lub inny świecący obiekt). Na podobnej zasadzie – w gęstym lesie wszędzie, patrząc w głąb, widać tylko litą ścianę pni i gałęzi, chociaż drzewa rosną przecież w pewnym oddaleniu
od siebie. Dlaczego zatem nocą jest mrok, a nie rozjaśniony w każdym punkcie firmament?
Pytaniem zajmowało się przez lata wielu ludzi nauki; poza wspomnianymi – Diggesem i Olbersem – także takie sławy, jak Kepler, Halley, Kelvin. Długo nikt nie potrafił tej zagadki rozwiązać, ponieważ natury, kształtu i wieku kosmosu nie potrafiliśmy określić. Dzisiaj – na szczęście – już wiadomo, że wszechświat nie istnieje od zawsze, lecz miał swój początek w Wielkim Wybuchu, niecałe 14 mld lat temu, a ilość jego materii, choć trudna do oszacowania, jest jednak skończona. Wszechświat zawiera mniej więcej 100 miliardów galaktyk i 300 tryliardów (300 000 000 000 000 000 000 000) gwiazd i jest prawdopodobnie skończony. Prawdopodobnie. Wiemy też, że wszechświat rozszerza się i to w coraz większym tempie, a światło – dobiegające także z najdalszych skupisk materii – ma zawsze skończoną prędkość, czyli mogło jeszcze nie zdążyć dotrzeć do nas. Dlatego światła wszystkich gwiazd, mgławic, galaktyk i jaskrawych obłoków materii nie osiągają konkretnego punktu zawsze w jednym czasie. I właśnie dlatego – ponieważ światło znacznych obszarów wszechświata jeszcze do nas nie dotarło – nocą niebo jest ciemne. Ale jest ono ciemne i nieprzeniknione także z innych powodów.
2 Ciemna może być również zwykła materia. Chodzi o tzw. materię barionową, czyli tę, która tworzy też nasze ciała. To ta sama materia, która stanowi budulec obłoków międzygwiazdowych, planet, komet, asteroid, gwiazd, galaktyk, a nawet galaktycznych gromad i supergromad. Jednak często materia ta nie świeci, nie można jej zobaczyć. Wszystkie pozasłoneczne planety – których odkryto już wiele tysięcy (ale szacuje się, że jest ich w kosmosie znacznie więcej niż gwiazd) – to dla nas obiekty praktycznie niewidoczne, ponieważ są zbyt małe, by wejść do puli bytów świecących w skali kosmicznej i rozjaśniających niebo. Świecą, a właściwie tlą się tylko światłem odbitym, jednak to za mało. Z odległości kosmicznych są zupełnie niezauważalne. Podobnie jest z brązowymi karłami, a więc tzw. nieudanymi gwiazdami, których też jest więcej niż typowych, świecących gwiazd. Brązowe karły to pół planety, pół gwiazdy o masach nieprzekraczających 80 Jowiszy. Nie dochodzi w nich do typowego zapłonu reakcji termojądrowej. W związku z tym te prawie gwiazdy emitują bardzo słabe promieniowanie, głównie w podczerwieni. Nie płoną i pozostają w strefie cienia.
Nigdy nie świecą czarne dziury. Są czarne, ponieważ nic, co w nich zostało uwięzione przez grawitację, nie jest w stanie wydobyć się na zewnątrz, nawet fotony. Świecą tylko dyski materii pochwyconej w bezpośrednie oddziaływanie czarnych dziur. Nie świecą też ciemne mgławice, których w kosmosie jest mnóstwo, i które rozpościerają się między gwiazdami w galaktykach na odległości setek lat świetlnych. To gigantyczne obłoki pyłu i gazu o bardzo niskiej temperaturze. Skupiają większość tzw. materii międzygwiazdowej i nawet powstają w nich gwiazdy, jednak są zbyt słabe, by mogły cały ten ośrodek rozświetlić. Ciemne obłoki wykrywa się tylko w zakresie promieniowania radiowego lub mikrofalowego. Optycznie zawsze pozostaną niezauważalne.
Nie świecą ponadto tzw. obiekty zwarte, których jest coraz więcej i kiedyś będą w kosmosie dominować, czyli gwiazdy neutronowe, a także białe karły. Białe karły i gwiazdy neutronowe składają się z materii tak zagęszczonej, że masa gwiazdy, takiej jak Słońce – lub kilka Słońc – mieści się w objętości planety typu ziemskiego lub jeszcze mniejszej. A zatem istnieje w kosmosie dużo materii barionowej, którą spowija mrok, która jest i zawsze pozostanie ciemna. To z niej właśnie bierze się ciemność doświadczana nocą.
3 Czyli zasadniczo wiemy już, dlaczego nocą niebo jest ciemne. Problem polega jednak na tym, że widziane z Ziemi niebo nocą jest coraz mniej ciemne, ponieważ nasza planeta jest w coraz większym stopniu zanieczyszczona światłami sztucznymi, stworzonymi przez ludzi. Populacja jest coraz większa, coraz większe są miasta i skupiska ludzkie, coraz więcej buduje się dróg i obiektów przemysłowych – wszystko to powoduje, że w wielu miejscach naszej planety prawdziwa ciemność, która umożliwia obserwacje astronomiczne lub po prostu pozwala podziwiać nocne niebo, jest już praktycznie nieosiągalna. Nocne zanieczyszczenia świetlne są różne. Może to być blask oślepiający nas, bo docierający bezpośrednio do naszych oczu, może to być też rozproszona luminacja nocnego nieba, gdy duże skupiska
oświetlenia – głównie miasta – generują światło ku atmosferze, od której jego część odbija się i dociera z powrotem na Ziemię. Powstaje wówczas sky-glow, czyli rozproszona łuna – luminacja świetlna widoczna na ogromnych obszarach i z bardzo dużych odległości. W obu przypadkach oświetlenie ludzkie praktycznie uniemożliwia nam obserwacje nocnego nieba. Nie ma wtedy ciemności i nocne niebo pozostaje w ukryciu. To dlatego większość największych i najbardziej zaawansowanych teleskopów świata zbudowano na terenach odległych od cywilizacji: na pustyniach, wysoko w górach lub na odosobnionych wyspach – tylko w tych miejscach mogą one skutecznie obserwować nocne niebo, tylko tam jest wystarczająco ciemno.
Stąd też właśnie bierze się aktywność wielu organizacji, które widzą konieczność ochrony nocy przed świetlnymi zanieczyszczeniami cywilizacji. Mniej światła, mniej świateł nocą! – postulują. Najstarszą i największą organizacją tego typu jest amerykańskie stowarzyszenie International Dark-Sky Association (IDA) z siedzibą w Tuscon w Arizonie. Stowarzyszenie założyli w 1988 r. dwaj pasjonaci czystej nocnej ciemności – astronom David Carawford i fizyk Tim Hunter. Celem IDA jest „ochrona naturalnego nocnego środowiska ziemskiego i naszego dziedzictwa nocnego i mrocznego nieba”. Organizacja zajmuje się przede wszystkim edukacją dotyczącą nocnych zanieczyszczeń świetlnych oraz podnoszeniem świadomości społecznej w tej kwestii. Innymi słowy – troszczy się o to, by na Ziemi wciąż istniały obszary, z których widać wspaniałe nocne, ciemne i rozgwieżdżone niebo. Niezwykły cel!
Stowarzyszenie tworzy też listy obszarów na Ziemi, w których wciąż jeszcze zanieczyszczenia nie występują w ogóle lub są minimalne – to rozsiane po całym świecie tzw. International Dark Sky Parks oraz International Dark Sky Reserves. I stara się je chronić.
IDA zajmuje się też koordynacją pracy społeczności miłośników nocnego, niezanieczyszczonego nieba. A w tym roku zorganizowała wspaniały konkurs fotograficzny pod nazwą Capture the Dark (Pochwyć Ciemność), do którego przystąpiło 450 miłośników fotografowania nocnego nieba z całego świata.
Ich prace ocenił międzynarodowy zespół jurorów złożony z profesjonalnych fotografików i astronomów. W konkursie wyróżniono kilka kategorii: „Połączenie z ciemnością” „Miejsca ciemnego nieba”, „Wpływ świetlnego zanieczyszczenia”, „Jasne strony świecenia” oraz „Młodość” (dla uczestników do 17. roku życia). Wszystkie zdjęcia zostały wykonane przy użyciu zwykłych aparatów fotograficznych.
4 Przyjrzyjmy się tym fotografiom. Wszystkie są niezwykłe i piękne, ale niektóre ukazują niebo w okolicznościach i sytuacjach wręcz nie do pomyślenia. Większość nagrodzonych prac ukazuje różne fragmenty krawędzi naszej Galaktyki, czyli Mlecznej Drogi, ale są też takie, na których uchwycono jedynie pojedyncze gwiazdy lub ich skupiska oraz mgławice. Jak choćby to z małą dziewczynką trzymającą siatkę na motyle, której nylonowe włókna odbijają część świateł nocnego nieba i która zdaje się już niemal chwytać w nią wspaniałą samotną gwiazdę. Albo to z dwojgiem ludzi stojących na „szklanej” tafli słonego jeziora w Boliwii, z którego potężny łuk krawędzi Mlecznej Drogi wydaje się wyrastać jak nocna tęcza. Jest też zdjęcie srebrnej rzeki w Pirenejach, której srebro bierze się z odbicia blasku rozgwieżdżonego nieba. O tak: tu udało się ciemność uchwycić.
Wszystkie te fotografie dowodzą, że świat jest piękny. Jedyne, co musimy robić – to ten świat chronić. Ale wyniki konkursu nie mają wyłącznie estetycznej wartości. Te zdjęcia mówią nam coś więcej, a w każdym razie każą nam zadawać więcej ważnych pytań: Co tak naprawdę widzimy? Co tam dalej jeszcze jest? I dokąd to wszystko zmierza? Co nas dalej czeka? Skąd my, ludzie, widzący te obrazy, w ogóle się wzięliśmy? I czy w ostateczności umiemy, czy też absolutnie nie jesteśmy w stanie, odpowiedzieć na choćby niektóre z tych pytań? I taki jest wspaniały, choć także niepokojący, wydźwięk tego konkursu.
Krzysztof Materna w „Newsweeku” patrzy w przyszłość: „Dziwię się, że systemu szczepień nie organizuje Orlen. Podpowiadam to prezesowi Obajtkowi, który po przejęciu lokalnej prasy w następnym kroku przejmie rząd i być może stanie się kandydatem na następnego prezydenta. Kończę te rozważania z nadzieją, że Orlen kupi całą Polskę, wszyscy będziemy weseli, bogaci i rozsławimy nasz kraj na cały świat, bo jak na razie niespecjalnie dobrze o nas mówią”.
W
„Do Rzeczy” jego szef Paweł Lisicki wyznał:
„Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego w takim momencie Polska nie skorzystała z prawa weta ani w lipcu, (…) ani obecnie”. I to jest prawdziwy problem tego pisma: naczelny nie jest w stanie zrozumieć.
Joanna Szczepkowska, wstrząśnięta słowami szefa Radia Maryja, pisze w „Rzeczpospolitej”: „Nie jestem zwolenniczką przerywania mszy w ramach protestów, stawania z tabliczkami przed ołtarzem, ale gdybym miała uszeregować stopnie profanacji, to słowa Tadeusza Rydzyka są dla mnie na samym szczycie. Katolicy to według słów tego zakonnika rodzina skrywająca wszelkie zło w imię fasady i »dobrego imienia«. To grupa dająca świadomie fałszywe świadectwo. To brak jakiejkolwiek empatii dla ofiar zła. Sprzed ołtarza padają słowa: jeśli ktoś obnaża grzechy księdza, porozmawiajcie z jego przełożonym. Niech się uciszy. Takie to katolickie słowo na dzień dzisiejszy”.
Wojciech Kuczok dorzuca („Przegląd”): „Zadałem sobie trud obejrzenia w całości niesławnego przemówienia Tadeusza R., pseudonim »Ojciec Dyrektor«, przestępcy i przedsiębiorcy, szefa gangu toruńskiego, powszechnie mylnie określanego mianem duszpasterza. Albowiem zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, jestem człowiekiem małej wiary, przeto nie mogłem uwierzyć, że j u ż m o ż n a w Polsce publicznie nawoływać do obrony pedofilów oraz nakłaniać do uciszenia świadków i ofiar przemocy. Ba, że czynić to wolno bezkarnie w obecności dwugłowego smoka Temidy kaczystowskiej, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego w jednej osobie”. Pewnie nie słuchał, dumał o wecie i śmierci.
Tygodnik Solidarność” ratuje wolność słowa! We Francji. Mówi francuski publicysta Patrick Edery: „celem francuskojęzycznej edycji portalu Tysol jest nie tylko zapewnienie miejsca, w którym patrioci, konserwatyści i katolicy będą mogli swobodnie się wypowiadać. Chodzi przede wszystkim o udzielenie im moralnego wsparcia, o »ochronę« ze strony Solidarności, która we Francji jest legendą. To trudne do wyobrażenia, jak silna jest we Francji autocenzura z powodu presji społecznej, ale także z powodu sądowych i fizycznych zagrożeń ze strony tak zwanych islamolewicowców, którzy łączą Antifę, islamistów i skrajną lewicę”. Oto sponiewierana francuska prawica, autocenzurująca się z powodu „presji społecznej”.
Sygnalista „Sieci” opowiada i komentuje: „Premier Orbán znów wpadł do Warszawy na konsultacje przed unijnym szczytem. Po spotkaniu premier Węgier zapewnił: »Kiedy jego ekscelencja Kaczyński zaprasza mnie, to zawsze przyjadę. Na Węgrzech jest on legendą i cieszy się tam ogromnym szacunkiem. Po drugie, premier Morawiecki jest w pewnym sensie moim szefem, bo to on teraz przewodzi Grupie Wyszehradzkiej«. Umie czarować, ale co do szacunku – to prawda. W sumie »ekscelencja« brzmi ładnie, ale stosowane u nas »Naczelnik« jednak lepiej”. Raz lizus, zawsze lizus.
Nie mówiąc nikomu, żeby nie zachęcać uczestników do nadmiernej autostymulacji, przeprowadziliśmy konkurs na najgłupszy tytuł roku. Przy całkiem sporej konkurencji bezapelacyjnie wygrały „Sieci”: „Weto albo śmierć. W cieniu pandemii i protestów rozstrzyga się najważniejsza od dekad bitwa o polską niepodległość. Mechanizm »pieniądze za praworządność« to zniewolenie”. W czołówce zameldowało się „Do Rzeczy” z tytułem: „Rak lewactwa. Choroba z USA dociera do Polski – postępowcy usprawiedliwiają przemoc i kradzieże”, i „Gazeta Polska”: „Marszałek PJK” z portretem prezesa Jarosława Kaczyńskiego na tle portretu Józefa Piłsudskiego.
Wdziedzinie „tytuł zakłamany” zwyciężyło „Do Rzeczy”: „Kto naprawdę odpowiada za niewolnictwo. Lewica obarcza winą białych, a to oni doprowadzili ten proceder do upadku”. Choć być może zwycięzcą powinna być „Gazeta Polska” z tytułem: „Abp Marek Jędraszewski. Człowiek Roku Klubów »Gazety Polskiej«. Dał się poznać jako niezłomny obrońca wiary i głosiciel prawdy. Nie uległ zastraszaniu i represjom”. Najzabawniejsze są te „represje”.
Wśród tytułów proroczych trzeba wyróżnić dwa. „W tej kampanii Duda dał z siebie wszystko!” – zapewniły czytelników „Sieci”. I miały rację – w konsekwencji prezydentowi niewiele już zostało do dania, co poniekąd sam zapowiedział jeszcze przed wyborami: „Prezydent Andrzej Duda w rozmowie z »Do Rzeczy«: Jeśli wygram, moja druga kadencja będzie inna”. Na okładce, jak typowy prezydent dużego kraju, składa się do rzutu piłką do koszykówki, chociaż wiadomo, że narty ceni ponad wszystko.
Oddzielną kategorią były tytuły związane z covidem. Największą brawurą popisały się „Sieci”: „Szokująca teza. Czy to fałszywa pandemia? Czy koronawirus to rzeczywiście śmiertelne zagrożenie dla ludzkości. Czy też wielka manipulacja, za pomocą której potężne siły chcą osiągnąć ukryte cele?”. Potężne siły i ukryte cele skłoniły też redaktora „Do Rzeczy”, by dać im odpór: „Jak daliśmy się przestraszyć. Covid19: pandemia czy psychoza”. Ale panaceum na pandemię znalazła jednak „Gazeta Polska”: „Krzyż, który zatrzymał zarazę. Historia niezwykłego krucyfiksu z Rzymu i krzyży morowych”. Ile potrzeba krzyży na jednego chorego, nie podano.