Aneta Kyzioł Serial o Agnieszce Osieckiej
Dlaczego Osiecka? Choćby dlatego, że mówiąc pewne rzeczy, wypowiadała je i nazywała za rzesze kobiet, jak tłumaczy Maciej Wojtyszko, autor koncepcji wszystkich 13 odcinków serialu „Osiecka” i współscenarzysta. – Jedne były Małgośkami, inne – „na zakręcie”, kolejne utożsamiały się z „wariatką, która ciągle tańczy”, dla następnych ważne były słowa „tylko nie mów do mnie jak do żony”. To była edukacja sentymentalna dla pokoleń polskich kobiet – Osiecka dostarczała im języka miłości, ale też rozumienia samych siebie. Mnie się wydaje, że sekret jej długowieczności jest gdzieś tam. I w tym, że była wzorcem osobowym: bardzo kobieca, a nawet dziewczęca, z tym warkoczem, potem kucykiem, wchodziła w męskie grona ze swoją oryginalną wrażliwością. A kiedy dostała pierwszą nagrodę związaną z dużymi pieniędzmi – na festiwalu
w Opolu – to kupiła sobie motorówkę, nazwała Mr. Paganini i pływała nią po mazurskich jeziorach. Gwiazda.
Pomysłodawczynią serialu jest producentka Joanna Ochnik, pierwsze prace ruszyły trzy lata temu. Reżyserem całości miał być Robert Gliński, ale wyreżyserował tylko pierwsze dwa odcinki i finałowy, bo odszedł do realizacji filmu o księdzu Ziei. Zastąpił go Michał Rosa, do scenarzystów – Wojtyszki i jego żony Henryki Królikowskiej – dołączył Maciej Karpiński, który przejął pieczę nad całością. Młodą Osiecką gra Eliza Rycembel, starszą – Magdalena Popławska, która w finale – jak ocenia Wojtyszko – dobrze oddała rozpad bohaterki. W Jeremiego Przyborę wciela się Grzegorz Małecki, w Daniela Passenta – Piotr Żurawski, Marka Hłaskę gra Jędrzej Hycnar, Marylę Rodowicz – Karolina Piechota, Olgę Lipińską – Aleksandra Pisula, a Hannę Bakułę – Aleksandra Konieczna.
– Znałem Agnieszkę, reżyserowałem jeden z odcinków jej „Listów śpiewających”, doskonale pamiętam też tamte czasy – mówi Wojtyszko. – I myślę, że w serialu udało się oddać klimat epoki, prawda o tamtych czasach się sączy, w miarę uczciwie jest to pokazane, choć są pewne skróty, czasem z dwóch postaci tworzymy jedną.
W skrócie, mówi, wygląda to tak: – Kolejni mężczyźni, kolejne epoki polityczne i kolejne Agnieszki. A wszystko pisane tak, by nie narazić się na procesy, wszak wielu bohaterów albo ich najbliżsi wciąż żyją.
Każdy sobie coś dopasuje
Twórcy zapowiadają dzieło ambitne, pomyślane jako biografia podwójna. – To jest serial, a może bardziej film, tak chciałbym o nim myśleć, o Osieckiej – tłumaczy Michał Rosa. – Ale, co równie ważne, obraz czasów. Portret polskiej inteligencji lat 50., 60., 70., 80. i kawałka 90. XX w. Mamy więc historię o kobiecie, która myśli samodzielnie, jest niezależna, nie mieści się w schemacie i ciągle się w kimś kocha, często traktując mężczyzn jak natchnienie. A równolegle mamy i Cybulskiego, i Kobielę, i Andrzejewskiego, i Hłaskę, i Przyborę z Wasowskim, jest Giedroyc i środowisko paryskiej „Kultury”. Przywołujemy ich dokonania, piosenki, teksty. Polska tamtych czasów.
Wyrazem jakiejś ponurej konsekwencji jest fakt, że inteligencja i artyści III RP serial o swoich poprzednikach z PRL tworzą dla reżimowej telewizji. Pierwsze trzy odcinki „Osieckiej” TVP1 pokaże w pierwszy dzień świąt oraz 26 i 27 grudnia. Jacek Kurski już zapowiedział, że liczy na sukces. Może nie tak wielki jak w przypadku serialu o Annie German, bo widownie telewizyjne dziś są generalnie mniejsze, ale porównywalny.
Serial TVP wpisuje się w niezwykłe bogactwo dzieł poświęconych Agnieszce Osieckiej. Nie podzieliła losu wielu twórców epoki PRL, których dokonania często przypomina nam dopiero uchwalony przez Sejm rok ich imienia. Roku Osieckiej nigdy nie musiano ogłaszać, bo jej rok jest co roku. Nie musi wracać, bo mimo że zmarła 23 lata temu, to nigdy daleko nie odeszła.
„Nie mam żadnych wątpliwości, że jeśli o piosenkę chodzi, Agnieszka Osiecka nie miała i nie ma sobie w Polsce równych. Do dziś wyznacza pod tym względem wszelkie trendy, jest wzorem niedoścignionym i wyjątkowym. (…) Jeśli ktoś, tak jak ja, lubi wnikać w teksty, to zobaczy, że u Osieckiej zawsze otwiera się całe bogactwo możliwych interpretacji. Także dlatego jej utwory nie są w stanie się znudzić. Są bardzo grube, mają wiele warstw” – mówiła w 2008 r. w Onecie Katarzyna Nosowska przy okazji wydania świetnie przyjętej płyty „Osiecka”. O tym, że miała rację, świadczy choćby to, że wcześniej swoją płytę z piosenkami autorki z Saskiej Kępy nagrali muzycy Raz Dwa Trzy, a później m.in. Stanisław Soyka, gra je De Mono, każdy w swojej stylistyce. W ubiegłym roku album „Osiecka De Luxe” wydała Maja Kleszcz, wpisując przeboje z lat 60. i 70. w klimat przedwojennego jazzu i bluesa. Osiecką śpiewają Katarzyna Żak i Daria Zawiałow, Katarzyna Groniec i Marcin Januszkiewicz (album „Osiecka po męsku” z 2017 r.).
Nie ma też roku bez kolejnej biografii, książki wspomnieniowej, wyboru wywiadów. W tym roku wyszła „Osiecka. Nikomu nie żal pięknych kobiet” Zofii Turowskiej, a już w styczniu pojawi się wznowienie „Potarganej w miłości. O Agnieszce Osieckiej” Uli Ryciak z 2015 r. W 2018 r. wyszła inspirowana faktami książka „Książę i Poetka. Pierwsza powieść o Agnieszce Osieckiej” Manueli Gretkowskiej, o romansie 21-letniej Osieckiej z dwa razy od niej starszym Jerzym Giedroyciem podczas jej pobytu w Maisons-Laffitte w 1957 r. Wielkim hitem były wydane po raz pierwszy w 2010 r. „Listy na wyczerpanym papierze”, miłosna korespondencja Osieckiej i Jeremiego Przybory (powstał też na ich podstawie spektakl). W 2017 r. wyszedł „Neponset”, niedokończona powieść Osieckiej. Sukcesywnie publikowane są kolejne tomy „Dzienników”, na początku 2021 r. wyjdzie szósty, ostatni.
Duża w tym zasługa Fundacji Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej – założonej w 2000 r. przez Agatę Passent, córkę poetki – która m.in. organizuje cykliczny
konkurs na interpretację piosenek „Pamiętajmy o Osieckiej”. Ale wiele działań ma podłoże spontaniczne. No i się opłaca, bo na Osieckiej się nie traci.
Według Karoliny Felberg, badaczki literatury, redaktorki „Dzienników” Osieckiej i książki „Koleżanka. Wspomnienia o Agnieszce Osieckiej”, autorka wygrywa nie tylko tym, że stworzyła aż 2 tys. frapujących piosenek, a muzykę do nich napisali najwybitniejsi kompozytorzy swoich czasów. – Jej atutem po śmierci okazało się to, co może przeszkadzało jej za życia. Mianowicie w przeciwieństwie do m.in. Jonasza Kofty czy Wojciecha Młynarskiego, ona nie była wykonawczynią swoich tekstów. Pisała pod różnych artystów, z różnym temperamentem, w różnych stylistykach. Wykonawczynie zmieniały się wraz z epokami – był czas Sławy Przybylskiej, Kaliny Jędrusik, Krystyny Sienkiewicz, Maryli Rodowicz. Co więcej, pisała także dla mężczyzn – Seweryna Krajewskiego czy Skaldów. Więc Osiecka wygrała tym, że nie pisząc dla siebie, musiała pisać bardzo różne rzeczy, w efekcie dzisiaj wykonawcy mają w czym wybierać, każdy sobie coś dopasuje do temperamentu, stylistyki.
Przykładem choćby piosenka „Nalej mi wina”. W latach 70. śpiewała ją Irena Santor – lekko i zwiewnie. W 2014 r. dramatyzm zapijania odrzucenia i upokorzenia odkryła w niej i odśpiewała młoda aktorka Anna Smołowik, w finale już tylko bełkocąc. Osiecka rymuje się ze współczesną wrażliwością, jest atrakcyjna. I biograficznie – jako osoba, która nie potrafiła czy nie chciała się wpasować w przypisane społecznie kobietom role żony i matki, i doskonale wiedziała, że wolność ma swoją cenę. I jako nieustanna podróżniczka, gnana z miejsca na miejsce. I jako autorka niejednoznacznych, gorzkich tekstów.
W czasach, gdy mężczyznom wreszcie wolno bardziej się emocjonalnie odsłaniać, także oni chętnie sięgają po jej piosenki. W końcu mogą zaśpiewać, jak Krystyna Janda: „Bo ja jestem, proszę pana, na zakręcie”.
Kronikarka pokolenia
Jako wydawczyni „Dzienników” Karolina Felberg patrzy na pisarstwo Osieckiej z nieco innej perspektywy niż wykonawcy i fani jej piosenek. Te – zauważa – cieszą się należną im estymą. Więcej atencji przydałoby się za to jej prozie, bo ona układa się w nieoczywistą i oryginalną kronikę PRL. – Obraz PRL został zdominowany przez mężczyzn. To ich wydawano, drukowano, ich perspektywę znamy. Przez to wiemy, jaki był los robotnika czy inteligenta, ale nie wiemy, jak było z robotnicą i inteligentką, z kobietami, które siedziały w domach z dziećmi, żeby ich mężowie mogli pracować czy robić kariery. Co czuły, jak myślały? A w tekstach Osieckiej można to znaleźć.
Była nie tylko, jak sama się określiła, „wdową po pokoleniu”, po „pancernych motylach”, „pięknych dwudziestoletnich” – w krótkim czasie zmarli albo zginęli jej przyjaciele z Bim-Bomu Bogumił Kobiela i Zbyszek Cybulski, jej narzeczony Marek Hłasko, były mąż Wojciech Frykowski i świadek na ich ślubie Krzysztof Komeda. Była też bystrą obserwatorką procesów społecznych. – Jest świadoma np. fałszywości mitu emancypacji kobiet w PRL, którym powiedziano oficjalnie, że są równe mężczyznom, mogą iść „na traktory”, a w praktyce zawsze przegrywały z mężczyznami rywalizacje o pozycję, posady, miejsce w społeczeństwie – zauważa Felberg. – Zwłaszcza jej pokolenie to mocno przeżyło. Trochę tego jest w jej piosenkach, ale przede wszystkim jest to zapisane w jej „Dziennikach”. Ona nie była wielką filozofką, ale była świetną socjolożką.
Miała zdystansowany ogląd rzeczywistości politycznej – to, oprócz smutnej poezji, wnosiła do socjalistycznie zaangażowanego, rozgorączkowanego STS-u – Studenckiego Teatru Satyryków. Urodzona w 1936 r., szkoły kończyła w czasach twardego stalinizmu, ale w domu zatrudniali służącą, a ojciec, z arystokratycznym, austro-węgierskim pochodzeniem, kazał jej chodzić na lekcje języków obcych i tenisa. Już w latach 50. wyjeżdżała za granicę, i to nie do ZSRR na zloty socjalistycznej młodzieży, tylko do Londynu, do ciotki hrabiny, związanej ze środowiskiem Andersa. I do Paryża, gdzie zahaczyła o środowisko paryskiej „Kultury”. Paryż i Londyn nawzajem się nie uznawały, oskarżając się odpowiednio o faszyzm i komunizm.
Szósty, ostatni tom „Dzienników” obejmuje zapiski z lat 1956–58 i z 1970 r. – 1957 r. przyniósł Osieckiej dramaty w życiu osobistym, ale był dla niej przełomowy także dlatego, że ona naprawdę bardzo mocno uwierzyła w odwilż. Że będzie normalnie – zapowiada publikację Karolina
Felberg. – A potem z taką samą siłą przeżyła rozczarowanie i już nigdy nie była w stanie uwierzyć w możliwość zmiany, zaangażować się w jakiś ruch społeczny. Jej koledzy to potrafili, stawali się bardami Solidarności, ona nie. Wielu w tym widziało przejaw konformizmu, bo Polacy kochają zrywy i jednocześnie gardzą zdrowym rozsądkiem oraz niechętnie uczą się na własnych błędach – tłumaczy.
Jest tam też zapisany gorzki portret polskiego społeczeństwa epoki PRL. Osiecka obala stereotyp, że ludzie żyli zgrzebnie, ale godnie, a komercjalizacja kultury, konsumpcjonizm, pogoń za pieniędzmi i dobrami materialnymi to grzechy, które pojawiły się wraz z kapitalistyczną transformacją. Przytaczane rozmowy z przyjaciółmi ze środowisk artystycznych i inteligenckich pokazują, jak bardzo merkantylne to były czasy.
Dziewczyny dziś tak piszą
Agnieszka Osiecka, uznana jako „tekściarka”, poetessa polskiej piosenki, przez całe życie miała kompleks niespełnionej pisarki. Podejmowała wiele prób stworzenia wielkiej powieści, ale zawsze kończyło się katastrofą. Nie doceniała, bo w jej czasach się nie doceniało, małych form prozatorskich, nasączonych autobiografią, pośrednich, łączących różne gatunki. Czy dziś warto do jej prób prozatorskich wrócić?
– Gdyby jej opowiadania, nie tylko rozsławiona przez teatralną adaptację Krystyny Jandy i Magdy Umer „Biała bluzka”, ale też np. „Zabiłam ptaka w locie”, znalazły w swoim czasie uważnych czytelników, to ona sama, czując akceptację, z pewnością rozwinęłaby się jako pisarka. Tak się nie stało, lecz mimo wszystko jej proza z dzisiejszej perspektywy jest prekursorska. Dziewczyny dzisiaj piszą tak jak ona wtedy – stwierdza Felberg. Poleca też dramaturgię Osieckiej, nie tylko grane „Niech no tylko zakwitną jabłonie”, ale też zapomniane „Darcie pierza”. I zbiór jej błyskotliwych felietonów „Zabawy poufne”.
Wszystko to zostało wydane. W archiwum pisarki znajduje się jednak jeszcze jeden „skarb kultury polskiej”, który Felberg wymienia jednym tchem z „Przymierzem z dzieckiem” Marii Kuncewiczowej, opublikowanym w „Bluszczu” przed wojną, i „Polką” Manueli Gretkowskiej. To zapiski z okresu zaawansowanej ciąży i z porodówki. – Dzisiaj książek i blogów o macierzyństwie jest mnóstwo, często bardzo szczerych, ale te trzy teksty powstały w warunkach nieporównywalnie trudniejszych.
Zobaczymy, co z tej niezwykłej biografii odnajdziemy w serialu.