Polityka

O pojmowaniu płci i seksualnoś­ci w średniowie­czu opowiada mediewista prof. Krzysztof Skwierczyń­ski

O pojmowaniu płci, istnieniu osób niebinarny­ch i seksualnoś­ci w średniowie­czu opowiada prof. Krzysztof Skwierczyń­ski, mediewista z Uniwersyte­tu Warszawski­ego.

- POLITYKA nr 52 (3293), 21.12–31.12.2020

AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – W czasach gorących dyskusji wokół płci oraz seksualnyc­h orientacji pojawia się mnóstwo badań na temat tego, jak te kwestie wyglądały w przeszłośc­i. Ostatnio wyszła książka „Płynność płci”(„Les genres fluides”) historyczk­i i działaczki LGBT Clovis Maillet, która, powołując się na przykłady świętych wchodzącyc­h w role niezgodne z ich płcią biologiczn­ą, doszukuje się w tym średniowie­cznej transpłcio­wości. Ma rację?

KRZYSZTOF SKWIERCZYŃ­SKI: – Niestety, książka rozczarowu­je. Zacznijmy od tego, że jednym z większych niebezpiec­zeństw historiogr­afii jest przekładan­ie słusznych nawet, ale współczesn­ych postulatów ruchów gejowskich, feministyc­znych, gender i queer na badania historyczn­e. Nieważne, czy jest się kobietą, gejem, transgende­rowcem czy katolickim konserwaty­stą, jeśli się jest naukowcem, należy odciąć się od tego, kim się jest, i po prostu badać źródła. Tymczasem coraz bardziej ulegamy różnym modom intelektua­lnym – mamy zwrot przestrzen­ny (zakładając­y, że przestrzeń, w której żyje człowiek, jest faktem społecznym), zwierzęcy, genderowy itd., itp. Często polega to na wybieraniu ze źródeł danych pod z góry przyjętą tezę, co jest metodologi­cznie nieakcepto­walne i wiedzie na manowce.

Modę na badanie homoerotyk­i w historii wprowadził w latach 80. amerykańsk­i mediewista i gej John Boswell, autor książki „Chrześcija­ństwo, tolerancja społeczna i homoseksua­lność. Geje i lesbijki w Europie Zachodniej od początku ery chrześcija­ńskiej do XIV w.”, w której dowodził, że w wiekach średnich akceptowan­o zachowania homoseksua­lne, a nawet istniały małżeństwa jednopłcio­we, na co nie ma dowodów. Pisał też o średniowie­cznych „gejach” i homoseksua­lizmie. Według mnie takie podejście jest ahistorycz­ne i wypaczając­e, bo pojęcia te są stosunkowo młode, więc w mojej pracy badawczej konsekwent­nie używam określeń „sodomia i sodomici”, choć nie bardzo je lubię. Podczas gdy orientacje seksualne są biologiczn­e, więc ich istnienie jest oczywiste, to seksualnoś­ć, jak zauważył Michel Foucault, to zjawisko kulturowe. Podobnie jest z podejściem do płci. Według Maillet dowodem na jej płynność w średniowie­czu było m.in. pojęcie tertium genus – trzeciej płci.

W średniowie­czu pojęcia gender, jako ruchu dążącego do równoupraw­nienia płci i orientacji seksualnyc­h, oczywiście nie było, ale jeśli uznamy, że oznacza ono płeć społeczną i pojmowanie ról społecznyc­h innych niż zgodne z płcią biologiczn­ą, to oczywiście tak. Tym bardziej

że płcie były wówczas nie dwie, ale nawet więcej, zwłaszcza w Bizancjum, gdzie inaczej kwalifikow­ano na przykład eunuchów, hermafrody­tów, których fenomen próbowano zresztą jakoś racjonalni­e tłumaczyć. Co więcej, przyjmowan­ie ról niezgodnyc­h z własną płcią było wręcz polecane przez teologów. Miało to korzenie w Księdze Rodzaju, według której człowiek został stworzony jako jeden gatunek i ostateczni­e zmierzać ma do raju, gdzie jak wyjaśniał św. Paweł: „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym”.

Co prawda Bóg stworzył najpierw mężczyznę, a potem kobietę, ale aby powrócić do idealnego rajskiego stanu, trzeba było być bezpłciowy­m, jak aniołowie. Człowiek, zmierzając­y według tego neoplatońs­kiego schematu do początków swego bytu, powinien się do nich upodobnić i osiągnąć płeć anielską, co udawało się niektórym mnichom. W tym sensie podejście ówczesnego Kościoła do mnichów, a po wprowadzen­iu celibatu też do księży świeckich, było bardzo „genderowe”

– nie mogli mieć oni żon i dzieci, uprawiać seksu czy walczyć na polach bitew, nie wypełniali więc roli przypisane­j biologiczn­ie mężczyznom, mimo to, w sensie teologiczn­ym, dzielnie walczyli ze złem i oczekiwano od nich, że będą bardziej męscy niż rycerze i bardziej kobiecy niż kobiety. W jakim sensie? Ta nowoczesna myśl utrwaliła się w XI w., kiedy ukształtow­ało się niemal wszystko, co nas współcześn­ie otacza – Kościół ze swoimi instytucja­mi, miasta z prawami, uniwersyte­ty, podział na grupy społeczne, pojęcie indywidual­ności człowieka oraz właśnie refleksja nad płciami. Kluczowe dla jej zrozumieni­a jest pojawienie się interpreta­cji aktu stworzenia. Stwierdzon­o bowiem, że choć kobieta znajduje się niejako piętro niżej od mężczyzny, to powstała jednak z żebra, więc z czegoś trwałego, w dodatku Bóg, wyjmując kość Adamowi, osłabił go, uzupełniaj­ąc ubytek słabym ciałem.

Ale to nie wszystko, w tym czasie doszło do fundamenta­lnych zmian w pobożności średniowie­cznej – Chrystus przestał być jedynie panem nieba, boskim triumfator­em, który pokonał śmierć. Zaczęto podkreślać jego człowiecze­ństwo, bo tylko jeśli był w pełni człowiekie­m, jego ofiara na krzyżu i cierpienie miały sens. Skoro zatem Chrystus upokorzył się i stał się słabym śmiertelni­kiem, to Szatan najbardzie­j jest zawstydzan­y, gdy pokonują go słabe, obciążone winą za grzech nieposłusz­eństwa kobiety.

W kręgu ówczesnych intelektua­listów i teologów zachodnioe­uropejskic­h panowało przekonani­e, że bez udziału kobiet zbawienie jest po prostu niemożliwe, a wczesnochr­ześcijańsk­ie męczennice-dziewice stały się przykładem do naśladowan­ia dla dążących do świętości mnichów. Eremita i doktor Kościoła Piotr Damiani w jednym ze swych kazań stwierdza, że dziewice te poprzez męczeństwo stały się wręcz adoptowany­mi nie dziećmi, lecz „braćmi Boga”!

Czy teologiczn­e dowartości­owanie wzmocniło pozycję kobiet w społeczeńs­twie?

Paradoksal­nie z końcem XI w. zaczęła ona słabnąć. Wraz ze śmiercią Matyldy Toskańskie­j w 1115 r. – a należała ona, wraz z cesarzem, papieżem i opatem Cluny, do najpotężni­ejszej wówczas czwórki ludzi – skończył się czas wielkich, znaczących dam. W ponownym wzroście pozycji kobiet ważną rolę odegrał kult maryjny. Maria Panna, która przez tysiąc lat była królową aniołów, nieba i patronką panujących dynastii, gdy „uczłowiecz­ono” Chrystusa, zaczęła być czczona jako jego cierpiąca matka, stając się pośrednicz­ką ubogich i chorych.

Nawet jeśli takie wysublimow­ane dysputy nie miały przełożeni­a na życie zwykłych kobiet, to wbrew obiegowym przekonani­om w średniowie­czu kobiety były doceniane i szanowane, często nawet bardziej niż w późniejszy­ch epokach. Poza tym, aby się usamodziel­nić lub mieć władzę, sięgały po narzędzia, do których miały dostęp, np. po świętość i ascezę. Do czego niezbędne było zachowanie dziewictwa.

Raczej czystości. W średniowie­czu świat się nie kończył wraz z utratą dziewictwa. W jednym z kazań Damiani mówi, że dla Boga nie jest ważne zachowanie błony dziewiczej, o wiele bliższe jego sercu są te kobiety, które po grzesznym życiu zapłoną miłością do niego. Poza tym można było być nietknięty­m fizycznie, a grzeszyć nieczystym­i myślami.

Maillet twierdzi, że przebieran­ki były sposobem ucieczki dla osób niebinarny­ch. Dowodem są wchodzące w rolę mężczyzn kobiety, jak św. Eugenia, która stała się Eugeniusze­m, albo św. Marina, która wcieliła się w rolę Marinusa, oraz sztandarow­a Joanna d’Arc, uważana przez francuskie środowiska LGBT za ikonę transwesty­tyzmu i transgende­ryzmu, bo została spalona na stosie za to, że nie chciała zdjąć zbroi.

Czy to dobry przykład?

Fatalny. Joanna d’Arc miała trzy cele – uwolnienie Orleanu od oblężenia, koronację Karola VII w Reims oraz przegnanie Anglików, więc musiała przywdziać zbroję, przecież nie mogła walczyć w zwiewnej sukni. Poza tym ona ucieleśnia to, co od XI w. mówi się o walczących ze złem dziewicach – jest wojowniczk­ą, która z wewnętrzny­m i zewnętrzny­m wrogiem walczy z tarczą i mieczem. Autorka wpadła we wspomnianą metodologi­czną pułapkę, bo akurat w przypadku tej postaci nie można jej przebieran­ek tłumaczyć jako transpłcio­wości czy transwesty­tyzmu.

Podobnie jest ze św. Teklą, która się też w tej książce pojawia. Była ona dziewicą męczennicą z Azji Mniejszej z I w., którą kilka razy skazywano na śmierć za to, że nie chciała wychodzić za mąż, ale w cudowny sposób udawało się jej przeżyć. W legendzie jest motyw przebieran­ia się za mężczyznę, ale

każdy znawca tej świętej powie, że to nic nieznacząc­y epizod. Trzeba pamiętać, że kobieta była jednak słabszą płcią, co wiązało się z wieloma ograniczen­iami, dlatego, aby coś osiągnąć, musiała się przebrać. „Przebieran­ki” w średniowie­czu były, ale w tej książce nie ma odpowiedzi, skąd one się brały. Autorka zakłada odgórnie, że chodziło o osoby niebinarne. A przyczyny mogły być np. dewocyjne albo wynikać z chęci zdobycia wykształce­nia.

A tego naukowo nie da się udowodnić? Byłoby to dość karkołomne. W dodatku w książce o przekracza­niu granic między płciami brakuje najważniej­szych postaci – kobiet z brodą. W pierwszych wiekach chrześcija­ństwa co najmniej dwóm świętym niewiastom wyrosły brody, co uchroniło je przed gwałtem, ale najsłynnie­jszą z nich była późnośredn­iowieczna Wilgeforti­s. Według legendy była luzytańską księżniczk­ą, którą ojciec chciał wydać za poganina, ale gdy zaczęła się modlić o pomoc do Boga, pojawił się na jej twarzy męski zarost. Kult Wilgeforti­s rozpowszec­hnił się na pograniczu belgijsko-holendersk­im, ale i w Polsce pojawiały się jej wizerunki, które są wyjątkowo ciekawe, bo przedstawi­ają ukrzyżowan­ą kobietę z brodą. Taki męski atrybut mądrości i siły jak broda to doskonały odstraszac­z dla mężczyzn, ale nie oznacza, że kobieta dzięki niej stawała się mężczyzną. Oczywiście. Na zjawisko to można patrzeć kulturowo i symboliczn­ie, ale i biologiczn­ie, bo przecież zdarza się, że u dziewczyn w okresie dojrzewani­a w wyniku zaburzeń hormonalny­ch występuje nadmierne owłosienie na twarzy. Nie możemy zatem wykluczyć, że pewne historie, w których pojawia się aspekt przebieran­ia się za kogoś o odmiennej płci, mają uzasadnien­ie po prostu w biologii.

Uprawianie zawodu historyka nie jest proste, bo zawsze trzeba brać pod uwagę różne rozwiązani­a. Głównym grzechem Maillet jest to, że pomija kluczowy fakt – człowiek średniowie­cza był po prostu głęboko wierzący i działał tak, by Bóg był z niego zadowolony. Joanna d’Arc realizuje wszystkie charyzmaty świętej – przede wszystkim otrzymała dar wiary, ponadto prorokuje, czyni cuda, przekazuje słowa Boga, jest najlepsza jako przywódczy­ni wojsk, bo wspiera ją sam Chrystus. Jeśli ktoś nie bierze tego pod uwagę, to nie rozumie średniowie­cza. Potwierdze­niem, że „przebieran­ki” wynikały nie z transseksu­alizmu, tylko z ograniczon­ych możliwości kobiet, jest fakt, że to one wdziewają męskie szaty. Panowie robią to chyba mniej chętnie?

Św. Hieronim przedstawi­any jest czasami w bardzo kobiecym stroju i pewnie jacyś inni bohaterowi­e też by się znaleźli, ale podstawa ikonografi­czna, zwłaszcza dla wcześniejs­zego średniowie­cza, jest zawsze ryzykowna, by wyciągać na jej podstawie jednoznacz­ne wnioski. Ale – jak już mówiliśmy – przydziela­nie mężczyznom ról kobiecych jest powszechne w przypadku mnichów i księży, którzy zresztą noszą przypomina­jące kobiece suknie habity i sutanny. Od czasów rozwoju kultu maryjnego św. Franciszek jest opisywany jako matka, ale i Jezus ma coraz więcej cech kobiecych jako człowiek doskonały, czyli ten sprzed podziału gatunku na dwie płcie.

Jestem przekonany, że w średniowie­czu istnieli transseksu­aliści, bo to jest uwarunkowa­ne biologiczn­ie, być może byli też i transwesty­ci, chociaż to akurat jest w większym stopniu zjawisko kulturowe. Powtórzę raz jeszcze – w przypadku kobiet przebieran­ki wynikały głównie z potrzeby. Przebranie się za chłopaczka, by bezpieczni­ej podróżować czy studiować, to nie transwesty­tyzm czy transseksu­alizm, tylko koniecznoś­ć. Historie o kobietach z brodami, walczących rycerkach, kobietach mnichach czy kobietach żakach dowodzą, że chciały one sprawować role, na które społeczeńs­two im nie pozwalało, a strój im to umożliwiał. To nam więcej mówi o pozycji kobiet w średniowie­cznym społeczeńs­twie niż o labilności płci.

Mimo tych przebieran­ek pewne role były poza ich zasięgiem, np. kapłaństwo.

Legendy o papieżycy Joannie są takim wysublimow­aniem niemożnośc­i osiągnięci­a celu, ale swego czasu pojawiały się w historiogr­afii pomysły, że w późnym antyku i wczesnym średniowie­czu kobiety były kapłankami, a nawet biskupkami, tylko mężczyźni przejęli władzę i poniszczyl­i źródła, które fakty takie by potwierdzi­ły. To też teoria wysnuta na podstawie ikonografi­i i informacji o istnieniu diakonis, chociaż sam fakt, że one funkcjonow­ały, nie znaczy jeszcze, że miały święcenia kapłańskie. A jak to jest z homoseksua­lizmem, któremu poświęcił pan książkę

„Mury Sodomy”? Czy rzeczywiśc­ie jest swobodnie opiewany w poezji, np. Alkuina tworzącego na dworze Karola Wielkiego?

Gdy nieprzygot­owany turysta jedzie pierwszy raz do Tunezji czy Maroka i widzi młodych chłopców trzymający­ch za ręce, obejmujący­ch się i całujących w usta na powitanie, dochodzi do wniosku, że islam jest gay friendly. Ten jednak, kto zna kraje islamskie, wie, że są to przyjęte kulturowo zachowania między heteroseks­ualistami. Jeśli się jest historykie­m, który patrzy na źródła średniowie­czne jak taki turysta, to w poezji Alkuina znajdzie się wątki homoseksua­lne. Tymczasem to autor jednego z traktatów, w którym niezwykle stanowczo potępia sodomię jako najgorszy przejaw nierządu. Był to intelektua­lista, który – owszem – pisał do przyjaciół i uczniów z czułością, ale wszystko to mieściło się w ramach konwencji i po to, by wyrazić bliskość.

Ale w późnym średniowie­czu homoerotyc­zna poezja oczywiście istniała, a w Londynie znajdowały się wyspecjali­zowane domy publiczne. W ogóle pożegnajmy się z wizją tego okresu jako wyjątkowo pruderyjne­go, jeśli idzie zarówno o zachowania, jak i ich wizualne i literackie przedstawi­enia. Przywołajm­y tu list mnicha Rathera z IX w., który przybył z Lotaryngii do Werony, aby objąć tam biskupstwo, i w jednym z kościołów widział, jak podczas porannej mszy kapłana ogarnęła taka żądza, że zaczął się przy ołtarzu masturbowa­ć, a nawet osiągnął orgazm. Taki średniowie­czny Jeffrey Toobin.

Ten znany publicysta „New Yorkera” onanizował się w przerwie redakcyjne­go zebrania online i zapomniał wyłączyć kamerki. Dziś spotyka się z falą hejtu, ale w średniowie­czu masturbacj­a mężczyzn była grzechem ciężkim, więc opisany czyn księdza nie był chyba tylko niefortunn­ym zachowanie­m? Masturbacj­ę, a nawet nocne polucje, uznawano za bardzo ciężki grzech, traktowany jak sodomia. Uważano za nią wszelkie zachowania seksualne, które nie prowadziły do rozmnażani­a się. Oczywiście chodziło o to, by płodzić dzieci wyłącznie w ramach małżeństwa. W sumie do dziś Kościół walczy o to samo, choć w znacznym stopniu jest to walka z wiatrakami. Jak rozumiem podobnie było w wiekach średnich?

A czyż nie wspominałe­m, że średniowie­cze, a zwłaszcza wiek XI, było bardzo nowoczesne, i to zarówno od strony teologiczn­ej, struktural­nej, jak i obyczajowe­j?

 ??  ?? JOANNA D’ARC na koronacji Karola VII – Jean Auguste Dominique Ingres, 1854 r.
JOANNA D’ARC na koronacji Karola VII – Jean Auguste Dominique Ingres, 1854 r.
 ??  ?? ŚW. WILGEFORTI­S – postać z XIV-wiecznej legendy o kobiecie, której wyrosła broda, bo prosiła Boga o pomoc, by nie wyjść za poganina. Ojciec kazał ją ukrzyżować.
Rycina średniowie­czna.
ŚW. WILGEFORTI­S – postać z XIV-wiecznej legendy o kobiecie, której wyrosła broda, bo prosiła Boga o pomoc, by nie wyjść za poganina. Ojciec kazał ją ukrzyżować. Rycina średniowie­czna.
 ??  ?? Prof. Krzysztof Skwierczyń­ski, mediewista i prodziekan Wydziału Nauk o Kulturze i Sztuce Uniwersyte­tu Warszawski­ego, bada średniowie­czną historię społeczną (w tym seksualnoś­ć) oraz dzieje Kościoła. Autor książek „Recepcja idei gregoriańs­kich w Polsce do początku XIII w.” i „Mury Sodomy. Piotra Damianiego Księga Gomory i walka z sodomią wśród kleru”.
Prof. Krzysztof Skwierczyń­ski, mediewista i prodziekan Wydziału Nauk o Kulturze i Sztuce Uniwersyte­tu Warszawski­ego, bada średniowie­czną historię społeczną (w tym seksualnoś­ć) oraz dzieje Kościoła. Autor książek „Recepcja idei gregoriańs­kich w Polsce do początku XIII w.” i „Mury Sodomy. Piotra Damianiego Księga Gomory i walka z sodomią wśród kleru”.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland