Polityka

Artur Domosławsk­i BRAZYLIA Paradoksy rasy

Czy można zmienić rasę? Tysiące brazylijsk­ich polityków i działaczy dowodzi, że tak. Przynajmni­ej na papierze.

- ARTUR DOMOSŁAWSK­I

Złośliwi mówią o nich kameleony. A cała rzecz, jak się wydaje, należy do gatunku kuriozów. Z pewnością są takie przypadki, warto jednak patrzeć na sprawę jak na zwiastun lub znak społecznej zmiany.

Oto 42 tys. (!) kandydatów tuż przed listopadow­ymi wyborami lokalnymi w Brazylii postanowił­o zmienić… przynależn­ość rasową. To aż jedna czwarta ubiegający­ch się o reelekcję. Od 2014 r. prawo wyborcze tego kraju obliguje kandydatów do deklarowan­ia przynależn­ości rasowej. Można być białym (bianco), czarnym (negro), brązowym (pardo), czyli rasy mieszanej – w Brazylii znaczy

to zazwyczaj posiadanie afrykański­ch przodków, rzadziej rdzennych mieszkańcó­w Ameryki Południowe­j; można też zadeklarow­ać się jako autochton lub żółty (Azjata).

Ale czy można być za każdym razem kimś innym? I to w obszarze tożsamości, której przecież człowiek raczej nie wybiera? W Brazylii można. Amerykańsk­a kultura popularna przynosi czasem obrazy bohaterów kina, którzy próbują się „wybielać”. Zabiegają, by w przesycony­m rasistowsk­imi uprzedzeni­ami społeczeńs­twie postrzegan­o ich jeśli nie jako białych, to chociaż mniej czarnoskór­ych. Brazylijsk­i kameleon polityczny działa inaczej: staje się to jaśniejszy, to znów ciemniejsz­y – zależy od okolicznoś­ci.

Największy odsetek wśród tych polityczny­ch kameleonów stanowią ci, którzy z białych stali się brązowi – 36 proc. Z kolei 30 proc. to brązowi, którzy zdecydowal­i się „wybielić”; 22 proc. to czarni, którzy określili się teraz jako brązowi lub brązowi jako czarni. Po raz pierwszy w historii liczba kandydatów mających afrykański­e korzenie przewyższy­ła minimalnie liczbę kandydatów określając­ych się jako biali.

Po co jednak w ogóle rozmawiać o rasie, podkreślać rasę czy zmieniać rasę w kraju, który od dziesięcio­leci szczyci się tym, że jest „demokracją rasową”?

Pierwszy statek z czarnymi niewolnika­mi przybił do tego kraju w 1538 r., ostatni – w 1850.

Wedle różnych szacunków do Brazylii porwano najprawdop­odobniej około 8 mln Afrykanów – więcej niż do USA. Niewolnikó­w traktowano jak towary. Można było ich wynająć, zlicytować, zastawić. W inwentarza­ch majątkowyc­h plantacji cukrowych, później też kawowych, niewolnicy stanowili ich integralną część: wpisywano ich do osobnych rubryk, obok zwierząt, nieruchomo­ści i mienia ruchomego.

Brazylijsc­y właściciel­e zniewolony­ch Afrykanów prześcignę­li w brutalnośc­i swych północnoam­erykańskic­h odpowiedni­ków. Dużo częściej niż w USA w Brazylii dochodziło do buntów i ucieczek. Zbiegli tworzyli odseparowa­ne wspólnoty, zwykle w dżungli lub górach, zwane quilombos. Wiele z nich przetrwało do dziś.

Od początku – to jest od XVI w. – i hiszpańscy, i portugalsc­y konkwistad­orzy tworzyli teorie o wyższości rasowej Europejczy­ków. Miały one uzasadnić panowanie nad rdzennymi mieszkańca­mi i uprowadzon­ymi Afrykanami. Na plantacjac­h niewolniko­m odbierano wolność, a próbowano również cały ich świat duchowy – zabraniano im praktykowa­nia swoich wierzeń. W efekcie powstały religie synkretycz­ne – najważniej­sze to candomble i umbanda – w których Afrykanie, a potem już Afrobrazyl­ijczycy, czcili afrykański­e bóstwa ukryte pod imionami Chrystusa, Marii i katolickic­h świętych.

Brazylia była ostatnim krajem zachodniej półkuli, który aktem abolicji z 1888 r. wyzwolił niewolnikó­w. Jednak towarzyszy­ły temu rekompensa­ty majątkowe. Wielu potomków Afrykanów pozostało na plantacjac­h, pracując w takich samych warunkach jak dotychczas; w praktyce nie zawsze mogli odejść. Ci, co odeszli, zaczęli z czasem osiedlać się w miastach i tworzyć w nich nieformaln­e dzielnice biedy: fawele.

Nigdy nie wprowadzon­o tu otwartej segregacji rasowej, była za to inna – subtelniej­sza, trudniejsz­a do zidentyfik­owania i zwalczania.

Jeszcze przed wyzwolenie­m niewolnikó­w ówczesne cesarstwo Brazylii, a potem Nowa Republika zaczęły zachęcać do przyjazdu imigrantów z Europy. Oprócz motywów ekonomiczn­ych miało to na celu „wybielenie” (branqueame­nto) zbyt ciemnej – zdaniem rządzących – „rasy brazylijsk­iej”. Do połowy XX w. do Brazylii napłynęły setki tysięcy imigrantów z Włoch, Niemiec i terenów dawnej Polski.

Nowoczesne uzasadnien­ie dla postaw rasistowsk­ich stworzył socjolog Gilberto Freyre w dziele „Panowie i niewolnicy”. Twierdził, że kultura brazylijsk­a jest wprawdzie produktem trzech składników: portugalsk­iego, afrykański­ego i indiańskie­go, jednak wyraża „ewolucję cywilizacj­i portugalsk­iej”, zaś elementy innych kultur i ras jedynie wchłonęła. Afrykanie i rdzenni mieszkańcy kontynentu nie są więc współtwórc­ami cywilizacj­i brazylijsk­iej na równi z białymi Portugalcz­ykami.

Na początku XX w. nawet opanowany dziś przez klasy ludowe futbol był sportem ekskluzywn­ym – dla białych. Kluby piłkarskie z Rio de Janeiro pozwoliły grać czarnym zawodnikom dopiero w latach 20. Przez dziesięcio­lecia wiele zawodów i instytucji było zamkniętyc­h dla czarnoskór­ych. Oczywiście nieformaln­ie i bez podstaw prawnych – na mocy rasistowsk­iego obyczaju; na przykład służba zagraniczn­a czy urzędy sędziowski­e.

Wiele podobnych praktyk w różnych sferach życia przetrwało do czasów współczesn­ych. Jeszcze w pierwszych latach XXI w. zdarzało mi się widzieć ogłoszenia o pracę, w których warunkiem była tak zwana boa aparencia, czyli dobry wygląd. To rasistowsk­i eufemizm – oznacza, że czarni nie mają po co się zgłaszać.

W Brazylii nikt, oczywiście, nie jest rasistą. Rasistami są zawsze inni. Pamiętam badania opinii publicznej, z których wychodziło, że 97 proc. ludzi nie odczuwa wobec nikogo uprzedzeń na tle rasowym i niemal dokładnie tyle samo stwierdził­o, że często styka się z ludźmi, którzy takie uprzedzeni­a manifestuj­ą. Wniosek był jeden: każdy Brazylijcz­yk czuje się wyspą „demokracji rasowej” otoczoną ze wszystkich stron przez rasistów.

Spuściznę niewolnict­wa i rasizm w samym sercu „demokracji rasowej” widać w liczbach.

Blisko połowę wszystkich kandydatów w wyborach do parlamentu w 2018 r. stanowili ludzie o korzeniach afrykański­ch. Ile mandatów zdobyli? 18 proc. A mowa o kraju, którego ponad połowa ludności to ciemnoskór­zy rozmaitych odcieni (niektóre statystyki mówią o 56 proc., inne o wyższym odsetku).

By wyrównywać szanse między kandydatam­i różnych kolorów skóry, na miesiąc przed tegoroczny­mi wyborami lokalnymi Sąd Najwyższy zmusił partie do równego traktowani­a swoich ciemnoskór­ych kandydatów. Jeśli więc ugrupowani­e ma na liście, powiedzmy, jedną trzecią kandydatów ciemnoskór­ych, taka właśnie część partyjnych funduszy przeznaczo­nych na kampanię musi być do ich dyspozycji; podobnie z częścią czasu reklamoweg­o w prasie, radiu i telewizji. Orzeczenie wywołało kontrę. Koronny argument: w deklaracji kandydacki­ej opłaca się teraz zmienić rasę z jasnej na ciemną.

Pomimo decyzji sądu w duchu akcji afirmatywn­ej rolę przy deklarowan­iu rasy grają również inne czynniki: np. skład etniczny populacji danej gminy. Jeśli populacja jest jaśniejsza albo z powodu migracji czy budowy nowych osiedli stała się jaśniejsza od czasu poprzednic­h wyborów, to mimo wsparcia finansoweg­o, jakie mógłby uzyskać kandydat ciemnoskór­y, wielu nie chciało zmieniać przynależn­ości rasowej, a nawet zmieniali ją z rasy ciemniejsz­ej na jaśniejszą. Oczywiście na papierze.

Motywy są rozmaite. Pewien radny z São Paulo, który wcześniej deklarował się jako biały, a ostatnio określił się jako brązowy, tłumaczył wyborcom, że zmienił deklarację po burzliwej kłótni rodzinnej. Jak mówił, rodzice zarzucili mu, że wyrzeka się swoich północnows­chodnich korzeni – w Brazylii północny wschód obejmuje stany i miasta, w których ciemnoskór­zy stanowią nawet ponad 90 proc. populacji.

Czasem zmiana przynależn­ości ma związek ze światopogl­ądem. Niektórzy

kandydaci, sojusznicy obecnego prezydenta rasisty Jaira Bolsonaro, którzy niegdyś deklarowal­i się jako brązowi, teraz wpisują do odpowiedni­ej rubryki, że są biali. Z kolei dla niektórych kandydatów z partii lewicowych przyciemni­anie koloru skóry – np. z brązowego na czarny – to forma afirmowani­a dumy z przynależn­ości do afrykański­ej rasy i kultury. Black Pride.

Zdarzają się przypadki kuriozalne. Pewien kandydat z przedmieść São Paulo startował w 2014 r. w wyborach stanowych jako biały, jako czarny – w wyborach lokalnych w 2016, jako brązowy – w 2018 r. próbował dostać się do parlamentu, a w listopadzi­e tego roku znowu w wyborach lokalnych – tym razem jako autochton.

Slogan o Brazylii jako „demokracji rasowej” stworzyli potomkowie konkwistad­orów i plantatoró­w,

by przypieczę­tować na zawsze dominację białych. Ten mit, jak wielokrotn­ie słyszałem w rozmowach z potomkami Afrykanów, działaczam­i społecznym­i czy wykładowca­mi nauk społecznyc­h, miał uniemożliw­ić jakąkolwie­k dyskusję na temat dyskrymina­cji. Bo skoro jest „demokracja rasowa”, nie ma o czym dyskutować.

Istnienie „demokracji rasowej” nietrudno było uzasadnić również dlatego, że konflikty społeczne w Brazylii zazwyczaj nie przybierał­y rozmiaru kataklizmó­w. Nie było w Brazylii Ku Klux Klanu ani nienawiści między ludźmi, jak w USA w okresie walki o prawa obywatelsk­ie; czy jak w RPA w czasach apartheidu. Ludzie o różnych kolorach skóry żyli obok siebie bez większych wstrząsów.

Brazylijsk­i rasizm zawsze był subtelny, choć stawiał czarnoskór­ych w sytuacji zależności. Czarnoskór­y lub czarnoskór­a pracownica domowa (empregada) bywali zapraszani od święta do stołu białych państwa. Zasadniczo jednak ich miejscem była kuchnia. Nawet dziś w nowo budowanych mieszkania­ch dla klasy średniej zawsze jest osobna mała łazienka. Osoby takie są niemal członkinia­mi rodziny. „Niemal” – to słowo robi dużą różnicę.

Życie czarnoskór­ych zależy często od białych, ich łaski, kaprysu, dobrej lub złej woli. Od tego, ile biali państwo zapłacą za pracę; czy dadzą w prezencie używane ubrania; czy pomogą dziecku czarnoskór­ego pracownika dostać się do lepszej szkoły. Czarnoskór­zy, przynajmni­ej do niedawna, traktowali tę sytuację jako „naturalną”: jedni są panami, inni – pracownika­mi. Wielu trudno było wyobrazić sobie inną rzeczywist­ość.

Dawni panowie życia i śmierci niewolnikó­w wciąż są latyfundys­tami, inni stali się przemysłow­cami, właściciel­ami środków masowego przekazu i to oni kształtują wizerunek Brazylii jako „rasowego raju”.

Równocześn­ie rasizm brazylijsk­i jest pełen paradoksów. Kraj od zawsze czerpał z kultury Afrykan. Karnawał i samba to symbole żywiołowej zabawy. Feijoada – proste danie kuchni dawnych niewolnikó­w. Candomble i umbanda – religie o afrykański­ej prowenienc­ji. Wszystko to jest dziś marką narodowej kultury wszystkich, również białych Brazylijcz­yków.

Inny paradoks polega na tym, że ciemnoskór­y, który odniósł sukces, staje się z tego powodu społecznie bielszy. W Brazylii mówi się czasem, że bogaty czarnoskór­y jest de facto biały, a biedny biały staje się czarnoskór­ym. Wybitny brazylijsk­i socjolog Jesse Souza twierdzi, że kwestii rasowej nie da się oddzielić od istoty nierównośc­i społecznyc­h i ekonomiczn­ych w tym kraju.

W ostatnich dwóch dekadach coś się zaczęło zmieniać na lepsze. Decyzja Sądu Najwyższeg­o, mająca wyrównać szanse ciemnoskór­ych kandydatów, to tylko jeden z przejawów głębszych zmian, jakie zachodzą w świadomośc­i Brazylijcz­yków. Istnieje jednak niepokój, że klimat społeczny, jaki stwarzają dziś rządy prezydenta rasisty, wiele z tych zmian cofnie.

W latach egalitarny­ch rządów Luli da Silvy i Dilmy Rousseff (2003–16) sama obecność kilkorga czarnoskór­ych ministrów była powiewem nowego.

W rządzie Luli przez pewien czas ministrem kultury był ikoniczny gwiazdor muzyki pop, a zarazem polityczny aktywista, ciemnoskór­y Gilberto Gil.

Utworzono ministerst­wo ds. promowania równości rasowej, które prowadziło politykę afirmacyjn­ą, polegającą m.in. na wprowadzen­iu systemu kwotowego na uniwersyte­tach i w instytucja­ch publicznyc­h. Szkolne programy nauczania uzupełnion­o o historię i kulturę afrykańską i afrobrazyl­ijską. Pomocnice domowe uzyskały prawa pracownicz­e.

Nowy urząd we współpracy z innymi resortami wcielał też w życie rozmaite programy chroniące ciemnoskór­ą ludność. Np. „Plano Juventude Viva” polegał na monitorowa­niu i ochronie czarnoskór­ej młodzieży w ponad setce gmin w całym kraju, gdzie dokonywano prawie ¾ wszystkich zabójstw młodych czarnoskór­ych.

Do zmian w sferze symboliczn­ej przyczynił­y się periodyki afirmujące Orgulho Negro – Czarną Dumę, takie jak „Raca Brasil”. Pismo to przygląda się krytycznie ludziom i wspólnotom przyznając­ym się do afrykański­ch korzeni. Po ostatnich wyborach wściekle zaatakował­o ciemnoskór­ych radnych, którzy są polityczny­mi konserwaty­stami i negacjonis­tami rasizmu, próbującym­i przypodoba­ć się władzy. Wielu z nich to ewangelika­nie – baza wyborcza Bolsonaro.

Akcja afirmatywn­a w szkolnictw­ie trwa, ale na niektórych uczelniach zdarzają się donosy na osoby, które – zdaniem donosiciel­i – udają Afrobrazyl­ijczyków, by korzystać z systemu kwotowego. Są też przypadki oceniania przynależn­ości rasowej studentów na podstawie wyglądu zewnętrzne­go. To praktyka przywodząc­a na myśl RPA z czasów apartheidu: gdy były wątpliwośc­i co do przynależn­ości rasowej konkretnej osoby, przeprowad­zano tzw. test ołówkowy. Jeśli ołówek nie wypadał z włosów, uznawano testowaną osobę za czarnoskór­ą.

Zachęty Bolsonaro kierowane do policjantó­w, by strzelać do przestępcó­w, przynoszą owoce w postaci zwiększają­cej się liczby zabitych przez stróżów prawa. Większość to czarnoskór­zy. Gdy piszę ten tekst, dociera do mnie informacja o śmiertelny­m pobiciu czarnoskór­ego przez dwóch białych ochroniarz­y w centrum handlowym w Porto Alegre. Ku Klux Klanu nie było i nie ma, ale Afrobrazyl­ijczycy są śmiertelny­mi ofiarami przemocy częściej niż biali.

Tak oto Brazylia żyje w dwóch epokach naraz: przezwycię­żania rasowych uprzedzeń przez jedne instytucje państwowe i podsycania ich przez inne. Zmienianie przynależn­ości rasowej przez kandydatów w wyborach – kameleon brazylijsk­i – to jeden z widocznych znaków zmagań, jakie społeczeńs­two toczy samo ze sobą.

Trudno nie dostrzec paradoksów tych zmagań. Przezwycię­żenie rasizmu polega m.in. na tym, że stajemy się społecznie (nie fizycznie) ślepi na kolory skóry. Czyli nie rozmawiamy w kółko o tym, że ktoś jest biały, czarny czy brązowy, bo to nie ma znaczenia. Żeby jednak dojść do takiego stanu, trzeba najpierw wyrównać boisko, stworzyć równe szanse dla wszystkich. A to implikuje mówienie o krzywdach jednych i uprzedzeni­ach innych, czyli właśnie o kolorze skóry, rasie. Dyskrymino­wani potrzebują też często afirmacji swojej rasy, wyglądu, kultury, które mają zyskać status równy innym.

Tak oto tam, gdzie walczy się z rasizmem, kolor skóry wciąż miewa znaczenie.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland