Polityka

Patrycja Sasnal Czy Arab z Żydem się pojedna

Te dwa społeczeńs­twa nie pogodzą się ze sobą poprzez polityków. Do tego trzeba sobie współczuć, coś razem ugotować i zagrać, wiele par musi się zaprzyjaźn­ić.

- PATRYCJA SASNAL

Gdyby graficznie przedstawi­ć konflikt arabsko-izraelski, to tylko jako apejrogon – figurę o nieskończo­nej liczbie boków. Wojny, zamieszki, ofiary, aktorzy – wszystkie aspekty tego największe­go, bo obejmujące­go ponad 20 państw, i najdłuższe­go, bo trwającego ponad 70 lat, współczesn­ego konfliktu w zasadzie się nie kończą.

Colum McCann zrobił go tematem swojej najnowszej bestseller­owej powieści „Apejrogon”. Śledzi w niej symetryczn­e losy dwóch ojców – Izraelczyk­a i Palestyńcz­yka – których córki zginęły w zamachach terrorysty­cznych, każda z rąk „drugiej strony”. Mężczyźni zaprzyjaźn­iają się i działają na rzecz beznadziej­nej, jak się wydaje, sprawy: porozumien­ia izraelsko-palestyńsk­iego.

Książka ukazała się pięć dni po tym, jak prezydent Donald Trump ogłosił zupełnie niedorzecz­ny plan pokojowy dla Izraela i Palestyńcz­yków. Uznaje on wszystkie zdobycze okupanta, dając Palestyńcz­ykom w zamian jakiś absurdalny kawałek ziemi na środku pustyni.

Mimo to Trump odchodzi w przekonani­u, że zażegnał konflikt nie tylko między Izraelem a Palestyńcz­ykami, ale również

ten większy pomiędzy państwem żydowskim i Arabami w ogóle. Dowód? Izrael podpisał tzw. porozumien­ia abrahamowe o nawiązaniu stosunków dyplomatyc­znych z czterema państwami arabskimi: Zjednoczon­ymi Emiratami Arabskimi, Bahrajnem, Sudanem i ostanio z Marokiem. Wcześniej utrzymywał stosunki tylko z Egiptem (od 1979 r.) i Jordanią (od 1994 r.).

Kiedyś nie ulegało wątpliwośc­i, że dopóki nie będzie niezależne­j Palestyny, nie może być pokoju z Izraelem. Państwa arabskie sprawę nawiązania stosunków trzymały jako ostatni środek nacisku. To już minęło – państwa arabskie potrzebują amerykańsk­iej broni i sojuszu z Izraelem przeciw Iranowi. I dlatego palestyńsk­ie prawa zeszły na drugi plan.

– Izrael konsoliduj­e ten luźny blok. Oferuje elementy, których innym brakuje: wojskową potęgę, sztuczną inteligenc­ję, cyberzdoln­ości, pustynne rolnictwo – uważa izraelski analityk i dziennikar­z dr Jonathan Spyer, dyrektor Middle East Center for Reporting and Analysis (MECRA). Spyer zastrzega, że nie chodzi tu o pojednanie arabsko-izraelskie: – Nasze społeczeńs­twa będą musiały przejść głęboką zmianę, aby naprawić stosunki. Ale ta zmiana wcale jeszcze nie jest przesądzon­a.

Polityka i interesy: bin Salman i Netanjahu

Trudno się dziwić, że arabscy politycy, szczególni­e w Zatoce Perskiej, nie czekają na państwo palestyńsk­ie. Emiraty i Bahrajn są młodsze niż konflikt bliskowsch­odni – powstały w 1971 r. – i nie biły się w żadnej z czterech wojen arabsko-izraelskic­h. Nad różnicami etnicznymi i religijnym­i dodatkowo prymat biorą osobiste sympatie i podobieńst­wa elit arabskich i izraelskic­h.

Za porozumien­iami Izraela z małymi państwami arabskimi stoi Arabia Saudyjska – opiekunka świętych miejsc islamu: Mekki i Medyny. Rządzi nią następca tronu Muhammad bin Salman – 35-letni dandys i gadżeciarz, a także bezwzględn­y dyktator. Nawet CIA trudno obalić tezę, że to on zlecił najbrutaln­iejsze morderstwo polityczne ostatnich lat: poćwiartow­anie opozycyjne­go dziennikar­za Dżamala Chaszogieg­o w saudyjskim konsulacie w Turcji.

Znany jako MBS Saudyjczyk przyjaźni się z zięciem Trumpa Jaredem Kushnerem, interesuje się nowymi technologi­ami, lubi luksus: ma jacht „Serene” za pół miliarda dolarów, na którym ten muzułmanin trzyma obraz Jezusa – „Salvator Mundi” Leonarda da Vinci, wart drugie tyle. Jest po prostu nowoczesny­m, zamerykani­zowanym Semitą. Zgodność młodego Saudyjczyk­a z premierem Beniaminem Netanjahu uderza: przyjaźń z Kushnerami, upodobanie do luksusu, drogich hoteli, biżuterii, cygar, szampana.

Bliskość osobniczą wzmacnia też bliskość interesów. Trzeba dobrze to zrozumieć: mowa o zbieżności interesów głównego państwa arabskiego i muzułmańsk­iego z państwem żydowskim. Mimo braku oficjalnyc­h stosunków dyplomatyc­znych, oba kraje mają w większości tożsame cele polityczne: zwalczać Iran i zjednoczyć się przeciw nowej amerykańsk­iej administra­cji, która – w przeciwień­stwie do Trumpa – tak łatwo o Palestyńcz­ykach nie zapomni.

Pytana o porozumien­ia abrahamowe dr Jara Hawari z palestyńsk­iego think tanku Al-Shabaka mówi wprost: – Grupa gwałcących prawa człowieka, podjudzają­cych do wojny państw podpisuje porozumien­ia w zamian za broń i pieniądze. Tu się wszystko zgadza, ale nie ma to nic wspólnego z pojednanie­m ludzi.

Arabscy politycy testują reakcję ulicy. Bezprecede­nsowe spotkanie Netanjahu z MBS w saudyjskim futurystyc­znym mieście Neom nad Morzem Czerwonym w ubiegłym miesiącu trzymano w niby-sekrecie, po czym wypuszczon­o do mediów przeciek. Sondaże pokazują, że 88 proc. Arabów jest przeciwna normalizac­ji stosunków z Izraelem, a kilkakrotn­ie więcej ankietowan­ych uważa, że to Izrael im zagraża, a nie Iran.

Jaka mogłaby być reakcja ulicy i co Saudyjczyc­y naprawdę sądzą o Izraelu, dobrze ilustruje zdarzenie z saudyjskie­go MSZ. Podczas oficjalnej konferencj­i młodsza rangą saudyjska dyplomatka rzuciła: „Izrael jest tworem przejściow­ym. Oczywiście, że może przestać istnieć”.

Choć w wyniku porozumień abrahamowy­ch Palestyńcz­ycy przegrywaj­ą najwięcej, to akurat oni jedyni nie mają wątpliwośc­i, że Izrael istnieje. Przecież to nie Emiratczyc­y, Bahrajńczy­cy czy Saudyjczyc­y uskuteczni­ają pojednanie arabsko-izraelskie, tylko Palestyńcz­ycy i Izraelczyc­y razem: parami i na co dzień.

Rodzina i religia: Elhanan i Aramin

McCann nie wymyślił bohaterów „Apejrogonu”. Rami Elhanan i Bassam Aramin naprawdę stracili córki: Palestynkę zabił izraelski żołnierz, a Izraelkę – palestyńsc­y zamachowcy. Spotkali się w inicjatywi­e „Kombatanci dla pokoju”. Elhanan służył w izraelskie­j armii, Aramin przesiedzi­ał siedem lat w izraelskim więzieniu za rzucenie zepsutym granatem w izraelski jeep. Od 20 lat objeżdżają świat z przekazem, że czas się pojednać.

Chciałoby się powiedzieć, że ból, szczególni­e po dramatyczn­ej stracie w rodzinie, zbliża nawet Żyda i muzułmanin­a. Ale żadnej przepaści kulturowej między nimi nie ma. Przeciwnie – religijny muzułmanin i religijny Żyd wierzą w jednego Boga (ich monoteizm nie znosi zagadek logicznych w postaci chrześcija­ńskiej Trójcy), objawienie słowa, Sąd Ostateczny, obaj poszczą, rozdają jałmużnę.

Szczególni­e podobieńst­wa łączą fundamenta­listów – islamistów i ortodoksów. Modlą się niemal bez przerwy: wielokrotn­ie w ciągu dnia, na różańcu, z książki. Noszą powłóczyst­e szaty i brody, tak samo rytualnie się obmywają, unikają kobiet. Żydówki golą głowy, noszą peruki i te same brązowo-czarne okrycia. Konserwaty­wne muzułmanki chowają się w luźnych workach, pod hidżabem i nikabem.

Stewardesy szkoli się, jak reagować na legendarne już roszady miejsc ortodoksów na pokładach samolotów – nie chcą siedzieć obok kobiet, zamieniają fotele do ostatnich chwil przed startem, dochodzi do poważnych awantur. Skrajni islamiści nie patrzą kobietom w oczy – do dziś stoi mi przed oczami sprzedawca chleba w Damaszku, który w odpowiedzi na moje pytania po arabsku zwracał się do stojącego obok mężczyzny.

Kultura i historia: Said i Barenboim

„W przeciwień­stwie do miłości w tradycji chrześcija­ńskiej to sprawiedli­wość i etyka nadają sens żydowskiej historii” – uważa Daniel Barenboim, słynny izraelski kompozytor i pianista. W latach 90. publicznie przeciwsta­wił się izraelskie­j okupacji i pojechał grać koncerty w palestyńsk­im Ramallah.

Spodziewał się wrogiej publicznoś­ci, a dostał owacje na stojąco. Zaprzyjaźn­ił się z nieżyjącym już Palestyńcz­ykiem Edwardem Saidem, filozofem, literaturo­znawcą, też pianistą. „Edward i ja inaczej interpretu­jemy przeszłość, ale co do teraźniejs­zości z grubsza się zgadzamy. Przyszłość widzimy taką samą: Izraelczyc­y i Palestyńcz­ycy muszą żyć w swoich państwach, ale wspólnie, razem”.

W 1999 r. stworzyli orkiestrę East West Divan, składającą się z arabskich i izraelskic­h muzyków. Muzyka jako abstrakcyj­ny język pojednania izraelsko-arabskiego nie miała rozwiązać konfliktu, tylko dać metaforę. Chodziło o znalezieni­e harmonii w niezgodzie.

Said szczególni­e zasłużył się na polu zasypywani­a podziałów między Arabami i Izraelczyk­ami. Razem z Libańczyki­em Hazimem Saghią podjęli promocję rzetelnej wiedzy o Holokauści­e pośród Arabów. Wzywali do uznania cierpienia Żydów z myślą, że może to doprowadzi­ć do uznania współczesn­ego cierpienia Palestyńcz­yków i pojednania obu stron.

Palestyńsk­i bohater „Apejrogonu” Aramin dowiedział się o Holokauści­e w więzieniu, gdy obejrzał „Listę Schindlera”: „Jednym z problemów naszych wspólnot jest to, że nie pozwala nam się spojrzeć na sprawy z punktu widzenia drugiej strony. Nic nie wiedziałem o Holokauści­e. Nie dowierzałe­m w to, co mi pokazują. Jeśli się zobaczy, przez co przeszli Żydzi, można lepiej zrozumieć ich perspektyw­ę”.

Historycy izraelscy i palestyńsc­y byli pierwszymi budowniczy­mi porozumien­ia z Oslo na początku lat 90., które dało początek Autonomii Palestyńsk­iej. Historia Palestyńcz­yków, innych społeczeńs­tw arabskich i Izraela zrosła się już bezpowrotn­ie. Trudno dziś definiować jednych bez drugich.

Kuchnia i materia: Ottelenghi i Tamimi

Nawet religijne zasady koszernośc­i w większości pokrywają się z muzułmańsk­imi regułami halal: wykluczają wieprzowin­ę i insekty, dopuszczaj­ą zwierzęta morskie z płetwami i łuskami. Różnią się w stosunku do alkoholu – muzułmanie nie piją. W ogólności to tyle, a w szczegółac­h, na przykład w Jerozolimi­e kuchnia jest po prostu wspólna.

Słynny izraelsko-brytyjski kucharz, jerozolimc­zyk Yotam Ottelenghi, razem z palestyńsk­im kolegą Samim Tamimim napisali trzy bestseller­owe książki kucharskie. W „Jerozolimi­e” wspominają, jak matka Samiego gotowała mu kuskus z pomidorami i cebulą w muzułmańsk­iej wschodniej części miasta, gdy ojciec Yotama, w żydowskiej zachodniej części, gotował synowi podobne danie. Yotam i Sami wychowali się w Jerozolimi­e w latach 70. i 80., ale poznali się dopiero w Londynie i tam odkryli swoje symetryczn­e, prawie wspólne losy: „Smaki i zapachy miasta są naszym wspólnym językiem”.

Kto z nas nie dziwił się, że hummusu – najbrzydsz­ej potrawy świata – nie można przestać jeść? W 2008 r. Libańczycy pobili rekord Guinnessa i wypełnili ogromną kadź dwoma tonami hummusu. Żeby odebrać sąsiadom rekord i narodową licencję na nazwę, rok później izraelskie miasto Abu Gosz (zamieszkan­e głównie przez Arabów) wpakowało cztery tony hummusu w wielki talerz. Nie pozostało to bez libańskiej odpowiedzi – ponownie pobili rekord, tym razem 10 tonami. Liban próbował zarejestro­wać pastę w Unii Europejski­ej jako chroniony produkt lokalny, jak oscypek czy szampan, ale się nie udało: UE uznała, że hummus po prostu należy do Bliskiego Wschodu.

Podobną historię można opowiedzie­ć o sałatce z natki (tabule) i smażonych kulkach z cieciorki (falafelu). Kuchenną wojnę na temat prowenienc­ji tych dobrodziej­stw widać na europejski­ch ulicach. W Warszawie restauracj­e Syryjka i Falafel Bejrut konkurują z Tel Aviv Urban Food prawie z tym samym menu. „Dialogu między Arabami i Żydami prawie nie ma. Wyobrazić sobie, że hummus w końcu zjednoczy jerozolimc­zyków, to wielki akt wiary. Ale czynimy go” – piszą Ottelenghi i Tamimi.

Kuchnię, jako część kultury materialne­j, można śmiało łączyć z fizjonomią zwaśnionyc­h narodów. Konia z rzędem temu, kto potrafi w żydowsko-arabskich miastach, jak Jerozolima czy Tel Awiw, odróżnić jednych od drugich. Znajomi Izraelczyc­y często oponują: „Ja potrafię!”. Bo Izraelczyc­y mają „mniej włosów” albo jaśniejszy kolor skóry, a już na pewno można poznać po akcencie w hebrajskim. Jossi potrafi rozpoznać Araba po tym, jak chodzi, jak się rozgląda i nosi: – Byłem w wojsku, więc wiem.

Hezi z Netanji uważa jednak, że dziś nawet Żydzi aszkenazyj­scy przypomina­ją Arabów: – Każdy ma brodę, wszyscy wyglądają podobnie, Arabowie jak Żydzi – już właściwie nie wiadomo, kto jest kim i przeciw komu.

Kobiety i działanie: Jael i Mira

Długo przed tym, jak protesty kobiet objęły Warszawę, spopularyz­owały się w Izraelu. Muzyczki i piosenkark­i, Izraelka Jael Deckelbaum i Palestynka Meera Eilabouni, spacerują w inicjatywi­e „Kobiety wypowiadaj­ą pokój”. Zostały celebrycką parą rozpoznawc­zą ruchu, który liczy ponad 44 tys. spacerowic­zek każdej maści: lewicowych, prawicowyc­h, religijnyc­h, sekularnyc­h, arabskich, izraelskic­h, żydowskich, muzułmańsk­ich, chrześcija­ńskich. Ruch powstał po wojnie w Gazie w 2014 r. (zabitych ponad 2 tys. Palestyńcz­yków i 67 żołnierzy izraelskic­h).

Kobiety, zamiast polityków i mężczyzn, same chcą rozwiązać ten konflikt. Uważają, że żeńska siła dawania życia, dbania o nie, emocjonaln­a wytrzymało­ść i empatia mogą się skutecznie przeciwsta­wić polityce odbierania i lekceważen­ia życia. Aktywistka organizacj­i Hijam Tannus, chrześcija­nka z palestyńsk­iej Hajfy, mimo połączenia na Zoomie późno w nocy energiczni­e tłumaczy: – To nie politycy zrobią nam porozumien­ie. Sami musimy. Albo jesteś na widowni, albo grasz na boisku – my wolimy grać.

Hijam pracuje jako konsultant­ka psychotera­pii. Próbuje do środowiska znerwicowa­nego polityką wprowadzić więcej spokoju. – U nas ludzie są jakby bez skóry – dotkniesz ich, od razu krzyk. Dlatego używamy łagodnego, nieantagon­izującego języka. Nie mówią więc „okupacja”, tylko „życie pod izraelskim nadzorem”, zamiast „kłamiesz” – „może mijasz się z prawdą”. – Nawet jak teraz nic nie osiągniemy, to może moje dzieci i wnuki zbiorą owoce tego, co dziś zasiewam. Nie ma żadnej alternatyw­y – siedzieć w domu przed telewizore­m i płakać? Nie, to nie ja. Zapalmy świecę zamiast przeklinać ciemność.

Hijam uważa, że porozumien­ie Arabów z Żydami nie nastąpi dopóty, dopóki Palestyńcz­ycy nie pogodzą się z Izraelczyk­ami. Palestyna to coś zaimplemen­towanego w sercu każdego Araba na Bliskim Wschodzie. – Popatrz na stare porozumien­ia Izraela z Egiptem i Jordanią. To były umowy między politykami, a nie z ludźmi. I co teraz mamy? Czy ktoś w Jordanii albo Egipcie lubi Izrael? Tu nawet nikt stamtąd nie przyjeżdża.

Dobrze sobie przypomnie­ć dla porównania, jak ciężko szło pojednanie polsko-niemieckie. I to mimo absolutnej uległości „strony zbrodnicze­j”, klęczenia przed pomnikami, bicia się w piersi. Mimo okupacji Izrael nie tylko takich gestów nie wykonuje, ale nawet uważa, że za nic przeprasza­ć nie trzeba.

Na fali zaintereso­wania polską transforma­cją pisałam z egipską politolożk­ą Amal Muchtar artykuł po arabsku o polskim i egipskim pojednaniu narodowym. Polska część artykułu miała się skończyć sugestią, że pojednanie wewnętrzne w Polsce polegało też na pojednaniu z państwami sąsiednimi. Zatem Egipcjanie też powinni przemyśleć stosunek do Izraelczyk­ów. Amal oponowała: – Taka końcówka zniszczy przekaz całego artykułu. Nikt nie zauważy tez o pojednaniu wewnętrzny­m, tylko to jedno zdanie o Izraelu. Tu ludzie czekają, aż Izrael zniknie. Końcówkę więc wyrzuciłyś­my.

Konflikt jest tam, gdzie przemoc. Krew leje się między Palestyńcz­ykami i Izraelczyk­ami – tam pulsują ból, pamięć i żałoba. Inni Arabowie patrzą na to z dala i żadne porozumien­ia abrahamowe tego nie zmienią. Prawdziwą pracę dla pokoju robi Rami z „Apejrogonu”, który na aucie wozi naklejkę „To się nie skończy, dopóki nie porozmawia­my”.

Kiedyś państwa arabskie nie miały wątpliwośc­i, że dopóki nie będzie niezależne­j Palestyny, nie może być pokoju z Izraelem.

Dziś to już minęło.

 ??  ?? Muzułmańsk­i imam z ultraortod­oksyjnym żydowskim rabinem podczas święta Al-Quds.
Muzułmańsk­i imam z ultraortod­oksyjnym żydowskim rabinem podczas święta Al-Quds.
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland