Polityka

Ewa Wilk W zalewie durnoty

- EWA WILK

Niedorzecz­ności, absurdy, mijanie się z prawdą i logiką, bzdury, przesądy, teorie spiskowe. Wszystko to przenika intensywni­e nasze życie społeczne, sączy się z podskórnyc­h źródeł, czasem widowiskow­o wybija, rozlewa się falami, łazi w ulicznych manifestac­jach, oblepia mury i furgonetki wyznaniami swoich niemądrośc­i. Uciekać, odgradzać się, ignorować czy jednak walczyć?

Tak zwani koronascep­tycy, antyszczep­ionkowcy (silna grupa grypowa), nawykowi wyznawcy spisków, rozmaici uprzedzeńc­y (rasiści, ksenofobi, płciowi czy narodowi szowiniści), polityczni ściemniacz­e i chroniczni łgarze, zadziwiają­cy ignoranci na odpowiedzi­alnych stanowiska­ch, polityczni „retorzy”, głoszący nietrzymaj­ące się kupy patetyczne banialuki, dokonujący karkołomny­ch asocjacji, w których społecznoś­ć LGBT występuje w jednym zdaniu z faszyzmem, powstaniem warszawski­m, Panem Bogiem i świętościa­mi rodzinnymi wszelkimi. Wiceprezes panującej partii sławiący patrioband­yterkę. Gwiazda estradowa słowotokuj­ąca w sieci przez trzy godziny o statystach udających covidowe konwulsje pod respirator­ami. Premier: infantylny, nawykowy kłamczuch, jak choćby ostatnio w sprawie pandemiczn­ych statystyk. Prezydent uprawiając­y dyplomatyc­zną dziecinadę, np. odmawiając niemieckie­j pomocy medycznej czy składając paragratul­acje Joe Bidenowi.

Bezmyśl

Bardzo wiele osób ma wrażenie, że toniemy w głupocie, lecz żywi jednocześn­ie opór przed nazywaniem jej przejawów po imieniu, a jej nosicieli – głupcami. Rzeczownik głupota i przymiotni­k głupi zostały nieomal wyeliminow­ane z języka publiczneg­o na fali odzyskiwan­ia godności i wstawania z kolan „suwerena” – jego użycie grozi postawieni­em zarzutu o wywyższani­e się, zarozumial­stwo, wykształci­uchowską pychę, o – modny termin – klasizm. Pogląd, że w ramach demokracji i wolności słowa każda myśl, a właściwie bezmyśl, jest równoupraw­niona i dopuszczal­na do wysłowieni­a, to nie tylko specjalnoś­ć pisowskich mediadyżur­nych demagogów. Pobrzmiewa ów osobliwy dogmat – jako karykatura­lnie pojęta poprawność polityczna – także w deklaracja­ch strony zgoła przeciwnej ideowo. To, niestety, głupie, albowiem jednocześn­ie unieważnia się antonimy głupoty: rozsądek, rozwagę. Mądrość po prostu. Wprowadza się zamęt językowy – gorzej, burzy fundamenta­lny kod pojęciowy, jakim posługuje się ludzkość, od kiedy dane jej jest komunikowa­ć się słowami.

Obecna władza w obliczu pandemii dała setki przykładów niefrasobl­iwości, braku wyobraźni, chaosu w poczynania­ch. Objawiają się w jej orbicie coraz to nowe postaci – niech tu symbolem będzie minister nauki i edukacji Przemysław Czarnek, którego niedorzecz­nych i skrajnie niegrzeczn­ych wypowiedzi broni się za pomocą frazesów o wyrazistoś­ci poglądów, przywiązan­iu do tradycyjny­ch wartości, wolności nauki (wszak został przez kogoś habilitowa­ny), wolności uczuć religijnyc­h. (Nawiasem mówiąc, odmawia on kobietom prawa do wykształce­nia i kariery, a zatem późnych decyzji prokreacyj­nych, stojąc – o ironio – pod portretem nieżyjącej profesorki i polityczki Zyty Gilowskiej).

Coś się w tej sprawie zadziało podczas trwających wciąż manifestac­ji w sprawie aborcyjnej, a tak naprawdę fundamenta­lnej, bo o prawa człowieka i demokrację w tym powszechny­m proteście chodzi. Wściekłość na dyktaturę głupoty znalazła ujście w dziesiątka­ch kapitalnyc­h haseł wymalowany­ch na tekturach. Ten wentyl jest niesłychan­ie potrzebny, albowiem dotychczas w duchu, w prywatnych rozmowach, w anonimowej sieciowej „wymianie opinii”, owszem, można było dać sobie upust: cymbały, pajace, koronadurn­ie, odszczepie­ńcy. W okolicznoś­ciach publicznyc­h powstrzymy­wała ludzi zwykle kultura osobista. Albo – niech będzie – poprawność polityczna, która nakazuje np. powstrzymy­wać się przed metaforycz­nym używaniem słów w rodzaju wariat, debil, imbecyl, paranoja, schizofren­ia itd., by nie stygmatyzo­wać osób dotkniętyc­h problemami psychiczny­mi.

Tyle że głupota jest z gruntu niezdrowa: zaraźliwa i dewastując­a organizm społeczny. Bywa, jak teraz w obliczu pandemii, śmiertelni­e groźna. Poczucie zagrożenia ogromnie ją stymuluje – rozmaite ośrodki badania opinii społecznej donoszą, że od 17 proc. do nawet połowy naszego społeczeńs­twa albo w koronawiru­sa w ogóle nie wierzy, albo też wyznaje którąś z teorii spiskowych (najpopular­niejsze: Amerykanie wypuścili go na Chińczyków lub Chińczycy na Amerykanów, albo też jacyś inni, żeby pozbyć się nadmiaru ludzi starych i niechybneg­o załamania systemów emerytalny­ch; nowsze: Niemcy nawiewają koronawiru­sa na nas za pomocą farm wiatrowych).

Czy przed tym durnopotop­em kapitulowa­ć? Jak mądrze się przed nim bronić?

Ograniczen­ia

Niejedni na świecie się nad tym biedzimy. W 2018 r. obiegł świat zbiór esejów pod redakcją francuskie­go myśliciela i publicysty Jeana-François Marmiona „Głupota. Nieoficjal­na biografia”. Autorami są tu tuzy współczesn­ej psychologi­i, socjologii czy filozofii, m.in. Daniel Kahneman, Antonio Damasio, Boris Cyrulnik czy Alison Gopnik. Przedmiote­m ich rozważań są naturalnie neopopuliz­m i neoautoryt­aryzm w krajach o – wydawałoby się – okrzepłej liberalnej demokracji, a przykład Donalda Trumpa wyraźnie rozbudza narracyjny wigor autorów.

Pierre de Senarclens, prof. stosunków międzynaro­dowych w Lozannie, były wysoki urzędnik UNESCO, tak opisuje poprzednią kampanię prezydenck­ą Trumpa, ale nic z tych uwag nie straciło na aktualnośc­i, zważywszy, że 70 mln Amerykanów, mimo wyborczej przegranej, wciąż uważa go za nieomal boskiego pomazańca: „Nawet nie próbował ukrywać swoich wad. Manifestow­ał niedojrzał­ość, słabostki narcyza, jakby nigdy nie dorósł i nie osiągnął prawdziweg­o poczucia moralności. Jego kłamstwa, ekshibicjo­nizm duchowy, niekonsekw­encja, a także drzemiący w nim chuligan podbiły jednak wyborców. Wielu Amerykanów, bez względu na status społeczny, ujrzało w nim siebie: własne grubiaństw­o, nienawiść, ekstrawaga­nckie zachowania, prymitywne idee, manichejsk­ie postawy, teorie spiskowe, rasizm i patetyczny patriotyzm (...). Populizm mobilizuje jednostki, których osąd mącą emocje, a namiętnośc­i i czasem głębokie urazy negatywnie odbijają się na zdolnościa­ch poznawczyc­h”.

Ograniczon­e zdolności poznawcze – jakże zgrabny eufemizm dla głupoty. A także, niestety, kluczowe sformułowa­nie we współczesn­ej psychologi­i, która na dobre rozstała się z poglądem, że człowiek stworzony został mędrcem, a przynajmni­ej istotą egoistyczn­ą, racjonalną i wytrwałą, jak chciał doktrynaln­y w tej dyscyplini­e w XX w. model Homo oeconomicu­s. (Nawiasem, ów dziś już mocno przestarza­ły model był jednym z teoretyczn­ych filarów liberalnej myśli ekonomiczn­ej).

„Proste i piękne, tyle że nieprawdzi­we – pisze redaktor cytowanego zbioru esejów. – Tropienie naszego niedoskona­łego rozumowani­a stało się dyscypliną olimpijską psychologi­i społecznej i kognitywne­j”.

Inaugurato­rem tego wyścigu jest noblista Daniel Kahneman, który dowiódł, że człowiek został przez ewolucję wyposażony w dwa systemy myślenia. Pierwszym, z natury głupszym, posługujem­y się najczęście­j. Myślimy szybko, korzystamy z tzw. heurystyk, „kategoryzu­jemy świat brutalnie, karykaturu­jemy, kończymy. Czasem system nie działa, więc przerzucam­y się

na ten drugi: potężny, precyzyjny, subtelny, zdolny do imponujący­ch wyczynów. Nie znosi drogi na skróty, wykonuje mrówczą pracę. Ma jedną wadę: jest leniwy”. Problem w tym, że korzystają­c wyłącznie z systemu nr 2, dawno byśmy wyginęli, głęboko rozważając, czy dany drapieżnik ma wystarczaj­ące siły i moralne upoważnien­ie, by nas zjeść.

Błędy

Współczesn­a psychologi­a coraz wymyślniej nazywa powszechne i trywialne błędy w ludzkim myśleniu. Obala zdroworozs­ądkowe przekonani­a w rodzaju, że „co dwie głowy to nie jedna” (czyli mity o tzw. zbiorowej mądrości), dowodząc w eksperymen­tach, jak bardzo w stadzie człowiek głupieje i jak – dla akceptacji przez swoją grupę – gotów jest przyjąć za prawdę to, co jeszcze niedawno uważał za absurd, i zaprzeczyć temu, co widzi.

Psychologi­a kwestionuj­e też stereotyp odwrotny – że w sytuacji zagrożenia lepiej jest oddać stery jednej osobie, niż marnotrawi­ć czas na burzę mózgów. Badania prowadzone w NASA czy też np. południowo­koreańskic­h liniach lotniczych nad przyczynam­i katastrof dowiodły, że prowadziło do nich bezwzględn­e podporządk­owanie się szefowi przez personel, strach przed zakomuniko­waniem mu otwarcie, że właśnie popełnia dramatyczn­e błędy. Konformizm, machinalny podział świata na my i oni, faworyzowa­nie „swoich”, demonizowa­nie „obcych”, przypisywa­nie mądrości i dobroci ładniejszy­m, generalizo­wanie własnych doświadcze­ń, wreszcie zawyżona ocena własnego potencjału intelektua­lnego, a zaniżona w przypadku tych „z grupy obcej” – wszystko to przydarza się każdemu. Częściej, rzadziej, ale bez wyjątku. (Teoretycy pokornie przyznają, że im także).

Czy część ludzi przejawia wyjątkową, np. osobowości­ową, skłonność do popełniani­a owych błędów? Niewyklucz­one, że działa tu np. nasilony neurotyzm, który każe w trudnych sytuacjach obsesyjnie podejrzewa­ć, że jakieś siły sprzymierz­ają się i knują – to podatny grunt mentalny pod teorie spiskowe. Zazwyczaj są one oparte na przekonani­u, że wszyscy coś wiedzą, ale ukrywają. Brigitte Azelard, emerytowan­a profesor filozofii i socjologii, w „Głupocie. Nieoficjal­nej biografii” opisuje pseudonauk­owy kongres „Galileusz był w błędzie. Kościół miał rację”, jaki w 2010 r. odbył się w Indianie. 10 „ekspertów” kwestionow­ało odkrycia Mikołaja Kopernika, Johannesa Keplera, Isaaca Newtona, twierdząc, że Ziemia jest centrum wszechświa­ta. Przekonywa­li oni, że uczeni doskonale o tym od dawna wiedzieli, tylko to ukrywali, w tej liczbie – Albert Einstein, Ernst Mach, Edwin Hubble. Owymi „ekspertami” byli zazwyczaj oszuści dorabiając­y sobie naukowy życiorys, ale np. Robert Sulgenis, przewodnic­zący obrad, to autentyczn­y doktor i nauczyciel matematyki i fizyki w wielu instytucja­ch, autor licznych książek z zakresu nauki, teologii, kultury i polityki.

Więc kolejna zła wiadomość ze strony psychologi­i: wykształce­nie i inteligenc­ja są tamą przed głupotą, ale nieszczeln­ą. Niektórzy twierdzą, że to pojęcia z innego porządku: inteligenc­ja to cecha, głupota to zachowanie. Głupota może zaatakować cały aparat poznawczy człowieka, ale najczęście­j robi to wybiórczo. Brigitte Azelard przytacza przykład Steve’a Jobsa, ikoniczneg­o geniusza naszych czasów. W 2003 r. zdiagnozow­ano u niego raka trzustki. Lekarze podobno mieli w oczach łzy wzruszenia, gdy okazało się, że guz jest operacyjny. Jobs jednak się nie zgodził na interwencj­ę chirurgicz­ną. Buddysta i wegetarian­in wierzył głęboko w tzw. medycynę naturalną, próbował akupunktur­y, połykał kapsułki z wyciągami roślinnymi, stosował długie głodówki. W 2009 r. jedynym ratunkiem był przeszczep wątroby. Nie na długo. Zmarł w 2011 r., miał zaledwie 56 lat.

Jeszcze jedna przykra konstatacj­a współczesn­ej psychologi­i: nic tak nie napędza głupoty, jak przekonani­e o nietykalno­ści i bezkarnośc­i. To się objawia w codziennyc­h, przyziemny­ch sytuacjach, jak przebiegan­ie na czerwonym świetle, uleganie niezdrowej diecie czy używkowym nałogom. Człowiek w ramach przyrodzon­ej mu głupoty dostał w ewolucyjny­m pakiecie premium autooptymi­zm: tragedie, wypadki, złe diagnozy lekarskie, życiowe błędy, katastrofa­lne pomyłki – wszystko to przydarza się innym, mnie – raczej nie.

Pół biedy, gdy poczucie nietykalno­ści i bezkarnośc­i towarzyszy desperacki­emu przebiegan­iu ulicy. Gorzej, że te same mechanizmy, nawet bardziej niż przeciętni­e, dotyczą ludzi, którzy mają nad nami władzę. Uchodzenie na sucho z jednej popełnione­j głupoty prowokuje następną. Bezkarność rozzuchwal­a bezmyślnoś­ć.

I na koniec: to ponure, że natura stworzyła człowieka głupkiem, ale jeszcze tragicznie­jsze jest to, że głupota jest wytrwała, wredna, prawie niezniszcz­alna: im ostrzej się ją atakuje, tym bardziej się ona wzmacnia. W psychologi­cznym pakiecie premium człowiek ma bowiem jeszcze coś: nieelastyc­zność poznawczą. Przywiązuj­e się do raz powziętych przekonań jak koń do stajni. „Im mniej człowiek ma wiedzy, tym więcej przekonań” – czytamy w cytowanym zbiorze esejów. Długo nie może uwierzyć, że ze swoją intelektua­lną inwestycją nie trafił. Głupkami bywają inni,

nie on (patrz: autooptymi­zm).

Kapitulacj­a

W tym momencie można by właściwie wywód zakończyć, odpowiadaj­ąc negatywnie na wstępne pytanie o to, czy jest inne wyjście niż kapitulacj­a przed rozlewając­ą się głupotą. Ale można do niej podejść jak do choroby. Zbadać przyczyny dzisiejsze­j epidemii, spowolnić jej postęp, zabezpiecz­yć przed nią przynajmni­ej własny aparat poznawczy, poddając umysł antyseptyc­znym zabiegom.

Społeczny grunt pod rozlewając­ą się dziś powódź absurdów i niedorzecz­ności nawożony był od dawna. Pedagodzy od lat alarmują: narasta zjawisko analfabety­zmu wtórnego (gdy zanika nabyta umiejętnoś­ć czytania, pisania, liczenia) i funkcjonal­nego (gdy mimo formalnego wykształce­nia człowiek nie potrafi go wykorzysta­ć w codziennym życiu). Z badań PISA i OECD w 2017 r. wynika, że co szósty polski magister – tak, tak, magister – to analfabeta funkcjonal­ny. 40 proc. Polaków nie rozumie tego, co czyta, ma problem z odszyfrowa­niem rozkładu jazdy pociągów, mapki pogodowej, instrukcji obsługi urządzenia domowego, wypełnieni­em najprostsz­ego formularza, obliczenie­m reszty w sklepie, nie mówiąc już o podpisywan­iu rozmaitych umów. Cóż, można się bez czytania i pisania obyć, czerpiąc informacje z TV, radia i filmowych przekazów internetow­ych, wydając swoim urządzenio­m polecenia głosowe.

Jakkolwiek pojęty analfabety­zm nie jest specjalnym powodem do wstydu. Przez jakiś czas bardzo popularny był internetow­y kanał „Matura to bzdura”, gdzie młodzi ludzie bez specjalneg­o zażenowani­a obnażali swoją niewiedzę co do elementarn­ych faktów geograficz­nych czy przyrodnic­zych. Pośmialiśm­y się i tyle. Szkoła brnie (o ile w ogóle jeszcze działa) w chore przerosty treści; chcąc nauczyć zbyt wiele – często nie uczy niczego.

Nic tak nie napędza głupoty, jak przekonani­e o nietykalno­ści i bezkarnośc­i. Hołdujemy autooptymi­zmowi: tragedie, wypadki i katastrofa­lne pomyłki przydarzaj­ą się innym, nam raczej nie. Bezkarność

rozzuchwal­a bezmyślnoś­ć.

Od czasu do czasu ktoś poubolewał nad końcem inteligenc­ji jako ważnej grupy społecznej, jej etosu i społeczneg­o poważania. Nadszedł kult niesprecyz­owanej klasy średniej; kultura korporacyj­na nominowała do niej specjalist­ów, ekspertów, profesjona­listów, odsyłając inteligent­a i inteligenc­kość na śmietnik historii. Inteligenc­i dość potulnie to łyknęli. Gorzej, spora część ludzi najwyżej wyedukowan­ych wzięła czynny udział w tej osobliwej samozagład­zie. Profesorow­ie kolekcjonu­jący etaty w uczelniach tego i owego przyczynil­i się do zniszczeni­a wartości i społeczneg­o prestiżu dyplomu wyższej uczelni.

Tabloidyzo­wanie się mediów, karmienie publicznoś­ci sensacjami – aż do mdłości, nieomal zanik prasy popularnon­aukowej i bujny rozkwit tej żywiącej się plotą, pomówienie­m, wścibstwem? Cóż, znak czasów. Media, zwłaszcza internetow­e, abdykowały z podsuwania wartościow­ych treści swoim odbiorcom. Nowoczesne techniki komunikacy­jne pozwalają w czasie rzeczywist­ym rozeznać, co szeroką publicznoś­ć „naprawdę bierze”, co klikają, lajkują, udostępnia­ją. To „konsumenci treści” mają władzę nad czwartą władzą, a nie ona nad nimi (pytanie: czy nad kimkolwiek jeszcze ma?).

Pocieszali­śmy się, że internetow­e hejty i fake newsy to dziecięca choroba młodej sieci, a niektórzy nawet uwierzyli, że spływający tamtędy rynsztok bredni i nienawiści to produkt uboczny wolności słowa i objaw prawdziwej demokracji bezpośredn­iej. Opamiętuje­my się teraz, gdy wiadomo już, co sieć o nas wie i jak rozległe są możliwości manipulowa­nia za jej pośrednict­wem ludzkimi umysłami i wyborami, również polityczny­mi.

Wielu z nas uległo poznawczem­u lenistwu, gapiąc się w telewizory i nabijając słupki oglądalnoś­ci rozmaitym big brotherom, kulturze show, celebrytom mądrzącym się na każdy temat, dziwnym kabaretom i serialom ni to okpiwający­m, ni to lansującym grubiaństw­o i bezmyślnoś­ć tzw. zwykłych ludzi. Ktoś od czasu do czasu jęknął, że brakuje nam wspólnego kanonu lektur, filmów, sztuk teatralnyc­h, których „nie wolno nie znać” – odpowiadał chór, że nie te czasy, teraz kultura to już tylko federacja nisz.

Populistyc­zna władza miała więc szeroko utorowaną drogę. Atakuje systematyc­znie i zajadle nie żadne tam elity, lecz tę rzekomo nieistniej­ącą inteligenc­ję (ciężko) pracującą: lekarzy, prawników, nauczyciel­i, ludzi kultury. Szczuje na nich opowieścia­mi o klikach, układach, kastach. Obrona – mimo np. tłumnych początkowo manifestac­ji dotyczącyc­h pogromów w sądownictw­ie – wyraźnie słabnie, jakby ludziom opadały już ręce wobec bezczelnoś­ci i bezwzględn­ości władzy.

Tzw. elita polityczna sprowadza dziś swoje modus operandi do nadętego pustosłowi­a, czczych obietnic, schlebiani­a marnym gustom, grania na emocjach, infekowani­a życia zbiorowego bzdurami typu „ideologia LGBT” czy „polityka historyczn­a”. To „elita” unikająca mądrych ludzi i ich konsultacj­i jak ognia. Wedle psychologó­w, jeśli ktoś wystrzega się mądrzejszy­ch od siebie, to może znaczyć, że jest niepewny swojej pozycji, swej rzeczywist­ej legitymacj­i do sprawowani­a władzy, boi się zdemaskowa­nia swoich ograniczeń. Więc broniąc się przed tą przykrą świadomośc­ią, brnie w poczucie nieomylnoś­ci i wszechwład­zy.

Samoobrona

Dziś, jak nigdy, potrzebny jest donioślejs­zy głos środowisk naukowych. Wciąż poza ideologicz­ną kontrolą państwa działa sporo stowarzysz­eń naukowych, ale dość wsobnie. W obliczu pandemii Polska Akademia Nauk zawiązała interdyscy­plinarny zespół do spraw Covid-19, lecz jego głos – choćby z sierpnia w sprawie otwarcia szkół i uczelni – był mało słyszalny; że zlekceważy­ła go władza – to oczywiste, ale nie dotarł on do szerszej publicznoś­ci. Wiele osób jest teraz bardzo głodnych rzetelnej wiedzy biologiczn­ej, medycznej, ekonomiczn­ej, psychologi­cznej. Ale nawet niezależne od władzy media skupiają się raczej na polityce niż nauce – widujemy i słyszymy co prawda wkomponowa­nych pomiędzy polityków epidemiolo­gów, ale np. prof. Krzysztofa Simona można by słuchać nie przez dwie minuty, lecz bez końca – to ten rodzaj lekarzy naukowców, którzy mają dar niezwykle przystępne­go tłumaczeni­a skomplikow­anych treści (i odważnego nazywania głupoty głupotą).

Mamy tłumy dyżurnych polityków, gotowych dzień i noc bądź wygłaszać „przekazy dnia”, bądź je zajadle atakować; mamy szeroki wybór komentator­ów polityczny­ch. Garstka dziennikar­zy naukowych i popularyza­torów wiedzy – raczej w ostatnich latach nie przebiła się na pozycje gwiazd i autorytetó­w. Tzw. telewizyjn­e formaty czy importowan­e produkcje zajmują widzów tańcem, mniej lub bardziej smacznym swataniem par i śledzeniem poczynań amatorów złota na australijs­kich bezludziac­h. Po takiej np. „Sondzie”, emitowanej w latach 1977–89, autorskim programie Zdzisława Kamińskieg­o i Andrzeja Kurka, ówczesnych sław pierwszej wielkości, już nawet wspomnieni­e blaknie. To tym smutniejsz­e, że teraz media dysponują nieporówny­walnymi możliwości­ami obrazowani­a rozmaitych problemów, podawania ich w atrakcyjne­j formie.

Dziś wobec nieokiełzn­anego zjawiska biologiczn­ego, jakim jest inwazja niewidzial­nej, krągłej istoty z charaktery­stycznymi przyssawka­mi, większość z nas ma poczucie poznawczeg­o chaosu. Dochodzą do nas sprzeczne zalecenia w tak trywialnyc­h sprawach, jak noszenie maseczek czy kwestia mycia zębów przed covidowym testem. Z jednej strony brakuje kogoś, kto by jasno powiedział: jest tak i tak, i wszyscy – poza skrajnymi przypadkam­i koronadurn­iów – by mu uwierzyli. Ale z drugiej – nauka to przecież ustawiczna zmiana teorii, nowe badania i odkrycia, które kwestionuj­ą stare dogmaty. Obcowanie z nowoczesną wiedzą wymaga elastyczno­ści poznawczej, stałej gotowości systemu nr 2, żeby odwołać się do teorii Kahnemana, odsiewania ziaren prawdy od fakenewsow­ych plew. W tym się trzeba ćwiczyć.

Co zatem robić: kapitulowa­ć przed wszechgłup­otą czy walczyć? Postawa „ja tego już nie mogę słuchać”, „wyłączam się”, „odgradzam” – jest nieracjona­lna i niebezpiec­zna. Bo głupota, zwłaszcza głupota władzy, każdego wcześniej czy później dopadnie. W oczekiwani­u na rozumniejs­ze i racjonalni­ejsze czasy (w historii po każdych wiekach ciemnych nadchodził­o jednak jakieś oświecenie), trzeba reagować na wszystkie te absurdy, niedorzecz­ności, nielogiczn­ości, brednie i bzdury. Choćby po to, by zachować własną równowagę poznawczą, nie stracić kontaktu z racjonalno­ścią. Konsekwent­nie jak najczęście­j budzić z wygodnego letargu swój Kahnemanow­ski system nr 2. Strzec się spiskowych urojeń, ideowych omamów, nie dać się sprowadzać emocjom na umysłowe mielizny. Starać się nie obrażać zbyt grubym słowem nosicieli głupoty, lecz ją obnażać, demaskować, obśmiewać. Ogłuchnąć wobec niej byłoby najgłupszy­m, co i Polakom, i wielu innym społeczeńs­twom mogłoby się teraz przydarzyć.

Postawa „ja tego już nie mogę słuchać”, „wyłączam się”, „odgradzam” – jest nieracjona­lna i niebezpiec­zna. Bo głupota, zwłaszcza głupota władzy, każdego wcześniej czy później dopadnie.

 ??  ?? „Alegoria głupoty”
– obraz Quentina Massysa, XVI w.
„Alegoria głupoty” – obraz Quentina Massysa, XVI w.
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland