Adam Szostkiewicz Kler – armia Kościoła
Bez Jezusa nie byłoby chrześcijaństwa, ale czy odnalazłby się on w Kościele poddanym absolutnemu monarsze w Watykanie i kaście kapłańskiej kontrolującej życie duchownych i świeckich?
Jezus był wędrownym kaznodzieją, za którym szły gromady biednych i wykluczonych. Nie był katolikiem, biskupem, kardynałem czy papieżem. Był żydowskim nauczycielem gotowym do krytyki ówczesnego judaistycznego establishmentu. Nie był rewolucjonistą politycznym ani przywódcą niepodległościowego buntu przeciwko okupacji Izraela przez Rzymian. Głosił nowe prawo, nakazujące miłować bliźniego, oraz nadejście „królestwa Bożego”. Maluczcy mieli w nim znaleźć bezpieczeństwo i godność.
Jego kazania i cuda gromadziły wokół niego ludzi, którzy czuli się „gorszym sortem” i szukali sprawiedliwości. Gdy zmarł, jego wspólnota się nie rozsypała. Jej członkowie starali się żyć jak Jezus: w ubóstwie i prostocie. Zarazem żyli w intensywnym oczekiwaniu zapowiadanego przez niego
Królestwa Ducha. Sądzili, że nadejdzie wkrótce, więc nie zawracali sobie głowy tworzeniem jakichś rozbudowanych hierarchii i struktur.
Gmina Gmina jerozolimska, stworzona przez Żydów, którzy uznali Jezusa za obiecywanego przez judaizm Mesjasza, liczyła kilka tysięcy wiernych. Dziś Kościół rzymskokatolicki skupia ponad miliard osób, ma ponad 400 tys. księży, 600 tys. zakonnic i ponad 5 tys. biskupów. Ten kolektyw obejmuje osoby z różnym społecznym rodowodem i wykształceniem, wywodzi się z różnych kultur, narodów, ras, mówi prawie wszystkimi językami świata. Są wśród nich ludzie dobrzy i źli, ideowi i cyniczni, szczerzy i obłudni. Jedno, co ich łączy, prócz deklarowanej wiary katolickiej, to działanie w ramach pewnego systemu.
✜Kasta Poddani jego mechanizmom, treningowi, dyscyplinie wyrabiają w sobie lojalność wobec systemu i wobec hierarchicznej władzy, która nimi zarządza. Sami ten system współkształtują i umacniają. Kolektyw staje się kastą na kształt braminów w dawnych Indiach. Obdarzeni przywilejami stają się funkcjonariuszami instytucji, czasami także państwa, jeśli nie doszło w nim do konstytucyjnego oddzielenia od religii. Kasta ma status jedynego depozytariusza ewangelii i szafarza dóbr duchowych. W swym odczuciu nie podlega prawom ludzkim, tylko Bożym, które sama definiuje i egzekwuje.
Wielu duchownych ma z tym kłopot, ale równie wielu na to się godzi i dorabia do tego rozmaite uzasadnienia. Nie wszyscy są fanatykami, fundamentalistami, obsesjonatami na punkcie władzy, kasy i seksu. Wszyscy korzystają z narzędzi dających
im kontrolę nad życiem wiernych. Dla wielu świeckich przynależność do instytucjonalnego Kościoła jest tak samo ważna jak dla kleru. Ale to kler kontroluje dostęp wiernych do sakramentów.
To czyni ze świeckich klasę niższą w Kościele. Napięcie między klerem a świeckimi w Kościele towarzyszy całej jego historii. Specjalny ubiór, tytulatura, obrzędy i ceremonie, posługiwanie się językiem niezrozumiałym dla ludu – to wszystko pogłębiało przepaść. Napięcie próbował obniżyć II Sobór Watykański w połowie zeszłego wieku. Świeccy mieli być dowartościowani, stać się partnerami, członkami wspólnoty Kościoła jako Ludu Bożego. W niektórych Kościołach lokalnych rzeczywiście podjęto walkę z klerykalizmem, w innych, jak w Polsce, trzyma się on mocno. Klerykalizm oznacza prymat klasy kapłańskiej. System kościelny jest jego emanacją i warunkiem jego funkcjonowania.
Na samym dole drabiny organizacyjnej mamy proboszcza i parafię, która wyłania radę konsultacyjną. Teoretycznie jest to gwarancja wpływu parafian na życie codzienne parafii, ale w Polsce różnie z tym bywa. Parafie tworzą dekanat pod przewodem księdza dziekana. Wyżej mamy biskupstwo, najstarszą jednostkę organizacyjną Kościoła. Biskupi mają znaczną władzę i autonomię, a do pomocy w rządzeniu urząd zwany kurią. Biskupstwa diecezjalne tworzą prowincję kościelną na czele z arcybiskupem metropolitą. Biskupi (w Polsce obecnie niemal 140, nie licząc emerytowanych) spotykają się regularnie w ramach konferencji episkopatu. Na czele wszystkich biskupów stoi papież wspomagany przez Kurię Rzymską. Ma do pomocy synody wszystkich biskupów Kościoła Powszechnego i wyłonionego spośród nich kolegium kardynałów. Funkcjonowanie tej machiny reguluje prawo kościelne. Rola świeckich jest pomocnicza.
Korpo Papież Franciszek wezwał do walki z klerykalizacją Kościoła, a młodych katolików do robienia „rabanu”, gdy widzą zło w Kościele. Ale system kościelny nauczył się, jak przeczekać ewangelicznych radykałów na tronie papieskim. Co zostało przez nich zmienione, zawsze może być przywrócone przez ich bardziej konserwatywnych następców. I tak gra w reformy i kontrreformy napędza dynamikę systemu. Absolutną władzę papieża ma równoważyć kolegium biskupów. W praktyce biskupstwa stają się nieraz udzielnymi księstwami w ramach papieskiej monarchii, a kardynałowie toczą między sobą walki frakcyjne. Ostatnio z papieżem Franciszkiem.
Kościelna ryba psuje się od głowy: walki ideologiczne infekują kler i świeckich. A za watykańską spiżową bramą robią swoje funkcjonariusze centralnej biurokracji kościelnej zatrudnieni (za lichą pensję) w dziesiątkach „ministerstw” (dykasterii Kurii Rzymskiej), sekretariatów, rad, komisji i urzędów. Ich utrzymanie pochłania lwią część przychodów państwa papieskiego.
Religia katolicka to jedyna wielka konfesja o zasięgu światowym, która dysponuje własnym państwem, służbą dyplomatyczną i „marką” marketingową, którą są papieże. Ten hierarchiczny model odtwarzają poszczególne rzymskokatolickie Kościoły lokalne. Mało w nim wspólnoty pierwszych gmin chrześcijańskich, dużo szkieletów w szafie, ale są i zalety: możliwość dyscyplinowania nielojalnych, dysydentów i propagowania jedynie słusznego przekazu, a także gromadzenia dóbr materialnych.
✜Majątek Gdyby Kościół rzymskokatolicki wystawił na sprzedaż swoje dobra, choćby zbiory Muzeum Watykańskiego i watykańskiej Biblioteki, trafiłby niechybnie na listę 500 najbogatszych firm świata. Tylko że tego nie chce i nie może zrobić.
Szef papieskiego Sekretariatu Ekonomicznego ks. Juan Guerrero przekonywał niedawno media, że Kościół rzymski nie jest korporacją biznesową nastawioną na zysk. Owszem, inwestuje, obraca kapitałem, lecz nie uważa się za posiadacza swych dóbr materialnych, tylko za ich strażnika. Poinformował o wynikach finansowych Kurii Rzymskiej za 2019 r.
Wartość netto środków w dyspozycji całego państwa watykańskiego ocenił na 4 mld euro (Tesla Elona Muska wyceniania jest na 536 mld dol.); wartość udziałów Kurii Rzymskiej na 1,4 mld euro. Jej wpływy wyniosły w 2019 r. 307 mln euro, wydatki 318 mln, deficyt netto spadł z 75 mln euro do 11 mln euro. Inne wydatki państwa papieskiego objęły m.in. 67 mln euro na administrację, 43 mln na funkcjonowania 126 nuncjatur, 3,5 mln na Kongregację Nauki Wiary, prowadzącą postępowania dyscyplinarne dotyczące księży, w tym uwikłanych w przestępstwa seksualne wobec nieletnich, 2 mln na dykasterię do spraw laikatu, rodziny i obrony życia. Największymi donatorami są Kościoły włoski i niemiecki.
Współczesny Kościół rzymski przyjął „opcję na rzecz ubogich” i zasadę sprawiedliwości społecznej jako kierunek działania. Zarazem zaś operuje aktywami na zasadach rynkowych. Zarabia, wydaje, czasem traci i wikła się w afery finansowe. Część tych wpadek nie obciąża jednak lokalnych Kościołów. Prowadzą one własną politykę finansową. Daniny na rzecz Watykanu (świętopietrze) wyniosły w ubiegłym roku 53 mln euro i idą głównie na cele misyjne i charytatywne.
✜Być apostołem Jezus powołał dwunastu apostołów spośród Żydów, którzy się do niego przyłączyli. Apostołowie byli fundamentem wspólnoty. Każdy miał iść z ewangelią między ludzi na wyznaczonym terenie. Pod przywództwem Piotra i Jakuba powoli rozszerzali pole działania. Pilnowali obrzędów chrztu i dzielenia się chlebem, opowiadali o życiu Jezusa, jego naukach, interpretowali je w świetle Biblii. Piotr udziela chrztu rzymskiemu żołnierzowi, nie-Żydowi, czyli wykonuje krok w stronę, w którą pójdzie Paweł. Ale inni uczniowie Jezusa nie byli jeszcze gotowi na przełom powszechności. Patrzyli na Pawła z pewną nieufnością, bo wiedzieli, kim był, nim dołączył do wspólnoty. Św. Paweł zaświadczył jednak słowem i czynem, że jego konwersja była autentyczna i trwała.
Pierwsze wspólnoty są „demokratyczne”, równościowe. Majątek jest dzielony między wiernych, kobiety są dopuszczane do służby liturgicznej, biskupów (episcopoi) się wybiera. Trzeba gromadzić fundusze, rozdzielić strawę („obsługiwać
stoły”), zaopiekować się chorymi i potrzebującymi pomocy, organizować i przeprowadzać nabożeństwa, wspólne modły i obrzędy. Wyodrębniają się więc szczeble kapłańskie: diakonów, prezbiterów i biskupów.
Apostoł Paweł w organizowanych przez siebie gminach widział miejsce dla „charyzmatyków”, obdarzonych darami Ducha Świętego. Z czasem te „wolne elektrony”, prorocy, mistycy, żarliwi kaznodzieje, zostaną włączone w orbitę Kościoła lub wypchnięte poza nią. Niektórzy autorzy widzą „cud chrześcijaństwa’” w tym, że w początkowo wrogim mu świecie, garstce biednych i niewykształconych ludzi udało się stworzyć podwaliny potężnej instytucji o zasięgu globalnym.
Królestwo nie nadchodzi
Jednak mijały pokolenia, a Królestwo nie nadchodziło. Wspólnota, żeby trwać i służyć swoim celom, musiała się dalej organizować. Proces tworzenia struktur, praw i procedur trwał długo. Zrąb powstał w Ziemi Świętej, ale budowla stanęła daleko od matecznika chrześcijaństwa. Kościół zakorzenił się w Europie i tu odegrał decydującą rolę w stworzeniu cywilizacji chrześcijańskiej, wykorzystując elementy cywilizacji rzymskiej i dorobek myśli greckiej. Im bardziej Kościół rósł w siłę, tym mocniej upominał się o prymat religijny i polityczny. A do misji religijnej (głoszenia ewangelii) i zabezpieczenia interesów ziemskich potrzebna była armia lojalnych, zdyscyplinowanych i gorliwych funkcjonariuszy machiny kościelnej. I powstała.
Lawirowała między gwałtownymi kontrastami. Między przepychem i bogactwem Kościoła hierarchicznego, królów i feudałów a przerażającą nędzą i ciemnotą prostego ludu. Summy teologiczne, obfita poezja, piękno architektury i sztuki sakralnej, dorobek pierwszych uniwersytetów i zakonów, na czele z benedyktynami, dominikanami czy franciszkanami, gęstniejąca sieć parafii, przytułków i szpitali – wszystko to sąsiaduje z religijnością ludową, w której miesza się ewangelia z magią, folklorem i zabobonami.
Kontrasty Te same kontrasty panowały wśród kleru. Na jego niższych szczeblach używali życia, gromadzili dobra, robili interesy. Wykształcenie, ogłada towarzyska i koneksje z możnymi były domeną elit kościelnych. Wszędzie zdarzyły się wyjątki, ale nie przechylały one szali na korzyść wartości chrześcijańskich ani wśród kleru, ani wśród świeckich.
W sferze politycznej „cezaropapizm” – dążenie do podporządkowania Kościoła władzy królewskiej – zmagał się z teokracją w stylu bramińskim. Dyscyplinowaniu i trzymaniu w ryzach doktryny i instytucji służyły wojny religijne, inkwizycja i celibat. Religia chrześcijańska oddalała się od swych źródeł. Jak zauważył Peter Pawlowsky, autor „Chrześcijaństwa. Krótko i węzłowato”, religia monoteistyczna zawsze jest narażona na takie sprzeczności. Można z nimi żyć tylko dzięki daleko idącemu „podziałowi pracy”.
Podział pracy Na czym on polega? Prócz konsolidacji dwu warstw: kleru i świeckich, na upowszechnieniu celibatu, które zapobiegło tworzeniu się dynastii kapłańskich, każdy nowy ksiądz przychodził do kolektywu ze stanu świeckiego. Duchowni awansowali na urzędników państwowych i podlegali podwójnej kontroli: kościelnej i ze strony państwa. Chrześcijanie „cieleśni” mieli obowiązki gospodarcze, wojskowe i rozrodcze. Kler odpowiadał za organizację życia religijnego, modlitwy, nabożeństwa, obrzędy i ceremonie.
Ten podział przetrwał aż do czasów współczesnych i stawał się powodem wielu napięć i konfliktów. Modelu chrześcijaństwa pierwotnego, wspólnoty miłości, pokoju i majątku, nie udało się utrzymać w Kościele łacińskim. Model rzymski pod zarządem papiestwa służy przede wszystkim samej instytucji Kościoła, jego celom i interesom. Jeśli gdzieś przetrwał model pierwotny, to we wspólnotach zakonnych. Tylko że to potwierdzało jego porażkę. Bo było komunikatem, że ludzie „cieleśni” mają mniejsze szanse żyć według wartości ewangelicznych niż „duchowi”. A to przecież nieprawda.
Turbulencje Ale są ludzie „duchowi”, którzy zdają sobie z tego sprawę. Znają historię Kościoła rzymskiego. Jego turbulencje, od rozpadu chrześcijaństwa na wschodnie i zachodnie w XI w., przez renesans, oświecenie i reformację, po kryzys modernistyczny wywołany antyliberalnym „spisem błędów” przygotowanym dla kleru przez Piusa IX. Aż po zarzuty o milczeniu Piusa XII podczas zagłady Żydów europejskich i o uwikłaniu Kościoła po stronie nazizmu i faszyzmu z obawy przed bezbożnym komunizmem i liberalizmem.
Wśród nich szczególnie wywrotowa była reformacja zapoczątkowana w XVI w. przez zgorszonego kościelnym handlem odpustami grzechów mnicha augustiańskiego Marcina Lutra. Tak powstała protestancka alternatywa wobec rzymskiego katolicyzmu. Zdjęła z tego nurtu czapę papiestwa, wprowadziła wybieralność władzy kościelnej i suwerenność Kościołów narodowych. W czasach najnowszych Kościoły tego nurtu dopuściły wyświęcanie kobiet na księży i biskupów. Kryzys reformacyjny wymusił na papieskim Rzymie kontrreformację. Z jednej strony zreformowała ona katolicyzm. Z drugiej była zalążkiem pokutującego do dziś syndromu oblężonej twierdzy. Nieprzypadkowo krytykę katolicyzmu i domaganie się zmian w Kościele rzymskim katoliccy konserwatyści dyskredytują jako dążenie do protestantyzacji katolicyzmu.
Podobnie negatywne jest w tych kręgach nastawienie do oświecenia, „wieku rozumu” i praw człowieka, które przyszło po feudalizmie i epoce absolutyzmu politycznego. Rewolucja francuska kończyła „złoty wiek” Kościoła w tym państwie, zepchnęła go – także brutalną przemocą – do defensywy. Kościół rzymski i władza papieska zostały we Francji zniszczone, kler diecezjalny i zakonnicy byli mordowani lub wypędzani tysiącami do innych krajów.
Ten ponury rozdział do dziś podaje się jako przykład totalitarnej natury oświecenia. Tylko że idee praw obywatelskich, postępu społecznego i racjonalizmu jako zasady kierującej wolnym człowiekiem i społeczeństwem zakorzeniły się dzięki oświeceniu nie tylko w elitach. Przeniknęły szerzej i głębiej, rozpalając wyobraźnię rzesz. Odnajdziemy ją w rewolucji amerykańskiej i w późniejszych, demokratycznych i emancypacyjnych ruchach na Zachodzie. U końca tego procesu widzimy Kościół abdykujący z ambicji i wpływów politycznych w nowoczesnych państwach demokratycznych Zachodu.
Dziś to prawie wszędzie abecadło ustrojowe, tylko nie w Polsce pod rządami „zjednoczonej” prawicy. Jej politykę w tej dziedzinie cechuje nostalgia za integryzmem katolickim w duchu lefebrystów; pogarda dla demokracji i reform soborowych. To uderza mocno w wizerunek nie tylko kleru i Kościoła, ale też papieża „z dalekiego kraju”.
Modelu chrześcijaństwa pierwotnego, wspólnoty
miłości, pokoju i majątku nie udało się utrzymać. Kościół pod zarządem papiestwa służy przede wszystkim samej
instytucji Kościoła.
Rachunek sumienia Jan Paweł II w jubileuszowym roku 2000-lecia chrześcijaństwa prosił cały Kościół o powszechny rachunek sumienia. Przepraszał za jego winy i grzechy. Przekonywał, że chrześcijanie muszą wziąć odpowiedzialność wynikającą ze swej wiary. Tym bardziej że stoją u progu XXI w. wobec wyzwań ateizmu, laicyzacji, zobojętnienia na religię, łamania prawa do życia, niewrażliwości na ubóstwo w wielu krajach.
Towarzyszący papieżowi kardynałowie przepraszali za metody niezgodne z ewangelią, „choć w słusznym dążeniu do obrony prawdy”, za zniszczenie jedności Kościoła, za winy wobec narodu żydowskiego i za grzechy przeciw miłości bliźniego, za winy wobec kobiet i „jedności rodziny ludzkiej”, za grzechy przeciwko prawom człowieka. Jeśli ten rachunek miał wzmocnić autorytet Kościoła, to 20 lat później widzimy, że niewiele na to wskazuje. Wielu duchownych to widzi. A mimo to nie odchodzą z Kościoła. Dlaczego?
Kwestia kobieca Wśród pierwszych dwunastu uczniów Jezusa nie było kobiet. A jednak pod jego krzyżem stanął tylko jeden z nich, za to trzy kobiety, na czele z jego matką. I to Maria Magdalena pierwsza udała się do grobu Jezusa i zobaczyła, że jest pusty. „To jej najpierw ukazał się zmartwychwstały Chrystus, a dopiero później uczniom. Mimo tych znaków w Kościele przez wieki – pisze katolicka eseistka Joanna Petry Mroczkowska („ZNAK”) – uważano kobiety za »konstytucyjnie« niższe od mężczyzn, nieczyste, słabsze intelektualnie, psychicznie i moralnie, niezdolne do wielu zajęć, na czele z tymi związanymi z władzą. Traktowano je jak osoby małoletnie, niepełnosprawne, takie, którymi trzeba kierować, ponieważ nie są zdolne do odpowiedzialnych wyborów”. I czynili to głównie mężczyźni z mocy patriarchalnego wyobrażenia o właściwym, stworzonym przez Boga, porządku społecznym, który Kościół promował, sankcjonował i umacniał. Zadośćuczynieniem miał być kult Maryi i opiekuńczego macierzyństwa, teologia Kościoła jako „oblubienicy” Chrystusa, wynoszenie kobiet na ołtarze i mianowanie niektórych „doktorami Kościoła”, listy papieskie o ich godności, wezwania do uczestnictwa kobiet w życiu kościelnym, wolnym od dyskryminacji.
A praktyka jak skrzeczała, tak skrzeczy. W odnowicielskim II Soborze Watykańskim wzięło udział 3 tysiące biskupów i teologów i 22 kobiety bez prawa głosu. Kościół rzymskokatolicki odmawia dyskusji o sztucznej antykoncepcji, aborcji i kapłańskich funkcjach dla kobiet, choć w pierwszych gminach chrześcijańskich mogły je pełnić. Siostry zakonne, prawdziwa egzystencjalna opoka Kościoła, bywają zaś traktowane gorzej przez księży i biskupów niż kobiety świeckie, szczególnie te wpływowe politycznie.
✜Celibat Jedną z przyczyn systemowej dyskryminacji kobiet w Kościele rzymskim jest ich płeć. Rzekomo czyni z nich „naczynie grzechu” i narzędzie Szatana. Cóż więc dziwnego, że księża trzymają się od nich z daleka? Historyk Kościoła, dziś metropolita łódzki, abp Grzegorz Ryś, zamyka swą książeczkę o celibacie konkluzją, że dzieje kościelne „pragmatycznie” wyprzedziły teologię i że „przyszłość celibatu jest zapewne ważniejsza niż jego przeszłość”. Być może ma rację, lecz jedno zapętliło się z drugim. Do tego stopnia, że nakaz celibatu jest coraz częściej ignorowany przez księży, bo przecież wiedzą, że w innych Kościołach duchowni mają prawo do wyboru, a nawet w Kościele rzymskim są księża oficjalnie żonaci (konwertyci z anglikanizmu czy duchowni grekokatoliccy, o ile zawarli małżeństwo przed wyświęceniem).
Na dodatek sam Jezus nie zajął wyraźnego stanowiska w sprawie celibatu (tak samo jak kapłaństwa kobiet). Instytucjonalnie został on nakazany w Kościele zachodnim dopiero w XI/XII w., a jego rozumienie się zmieniało. Nie zmieniało się natomiast wyzwanie, jakim celibat jest dla młodych mężczyzn pozbawionych prawa do założenia własnych rodzin, z wszystkimi tego psychologicznymi i społecznymi konsekwencjami.
✜Psychogram Znany teolog Eugen Drewermann (który opuścił Kościół) zasłynął obszernym studium „Kler”. Poddał w nim stan kapłański jungowskiej psychoanalizie, przedstawiając go jako ofiarę brutalnej obróbki osobowości pod nadzorem Watykanu. Ostro krytykowany przez katolickich teologów tradycjonalistycznych i przez władze kościelne, uważa, że chrześcijaństwo jest w istocie rodzajem terapii uwalniającej człowieka od lęku. Tymczasem jego zdaniem mechanizmy działające w duchowieństwie hierarchicznym polegają na przemocy, której skutkiem są nerwice. Przykładem jest według niego właśnie obowiązek celibatu.
Jak przymus, lęk, samotność i tłumienie naturalnych potrzeb społecznych demolują psychikę i życie wielu duchownych, pokazały przejmująco filmy „Kler” Wojciecha Smarzowskiego, „Boże Ciało” Jana Komasy, reportaże śledcze braci Sekielskich i Marcina Gutowskiego, poruszająca książka Pawła Reszki „Czarni” o grzechach kardynalnych współczesnego pokolenia polskich księży. Więc jeszcze raz: czemu księża godzą się na to wszystko, pozostając w takim Kościele? Czemu nie szukają szczęścia poza nim? Z wielu powodów. Często infantylnych: „mama by się smuciła”, ale też pragmatycznych – „nic innego nie umiem, nie dałbym rady żyć świeckim życiem”. Niektórzy po prostu dlatego, że chcą być księżmi i służyć ewangelii, jak o. Gużyński czy ks. Lemański.
Przyjaciel Karola Wojtyły ks. Adam Boniecki napisał ostatnio, że kult Jana Pawła II „był maską hipokryzji władzy i Kościoła, wzajemnie zblatowanych w przyziemnych interesach”, dlatego nie podpisze on listu w obronie papieża Wojtyły. „Nie będę walczył o nazwy ulic, co zaś do pomników, to ich niegdysiejszy wysyp musiał się źle skończyć. Janowi Pawłowi II teraz nie obrona jest potrzebna, ale pełna prawda”.
✜System I tak wracamy do kwestii systemu kościelnego. Ks. Hans Küng zastanawia się, czy można by sobie wyobrazić Jezusa na mszy w rzymskiej Bazylice św. Piotra i czy ludzie tam zebrani by „odezwali się do niego tak, jak wielki inkwizytor u Dostojewskiego: »Po cóżeś przyszedł nam przeszkadzać«”. Teolog nie atakuje, pyta z troską z wnętrza wspólnoty Kościoła. Spoza tej wspólnoty zabrał głos teolog polski prof. Tomasz Polak (Węcławski). Dokonał formalnej apostazji w 2007 r., ożenił się, przyjął nazwisko żony.
Właśnie ukazała się jego arcyciekawa książka o systemie kościelnym. Polak za sedno sporu o ten system uważa krytyczne zrozumienie wczesnego chrześcijaństwa. Ono jest fundamentem dalszego rozwoju chrześcijańskiej tradycji. Co się zdarzyło? „Jezus trzy razy przegrał”: nie spełnił mesjańskich oczekiwań, ale nałożono na niego obraz Mesjasza; jego życie i działalność zderzyły się z oczekiwaniami ówczesnej elity religijnej i politycznej, co skończyło się jego ukrzyżowaniem; po trzecie, jego śmierć i jego obraz Boga zreinterpretowano „nie w tym kierunku, który on sam wskazywał swoją postawą, słowami, działaniami”. W efekcie przeniesiono na niego, i na obraz Boga, oczekiwania, które „on sam albo wprost odrzucał, albo rozumiał zasadniczo inaczej”.
Na gruncie tej reinterpretacji ukształtowało się chrześcijaństwo ujęte w formę Kościoła/Kościołów. Tworzą go i podtrzymują ludzie gotowi blokować dyskusję nad tym systemem, gdy zagraża to jego równowadze. System wydaje się autorowi bardziej skuteczny i inteligentny niż jego przedstawiciele. Proces zaszedł tak daleko, że system jest niereformowalny.
Diagnoza prof. Polaka niemal codziennie znajduje potwierdzenie w newsach dotyczących Kościoła w Polsce. Ale jest też dobra wiadomość: nadchodzą święta.