Przypisy redaktora naczelnego
T Po będą święta przez szybę, tak jak na naszej nostalgicznej okładce namalowanej przez Martę Frej. Z tym że raczej nie przez okno, lecz przez ekran monitora. Przyzwyczailiśmy się już do zdalnej formy obcowania, jednak święta na dystans są przykre, zwłaszcza że koronawirus wymusił odizolowanie dziadków od wnuków. A „te dni” w naszej tradycji to przede wszystkim święto dzieci i dla dzieci, dziadków i dla dziadków. Teraz ma być inaczej niż zawsze: Wigilia w wersji mikro, liczebnie i pokoleniowo ograniczona do minimum, w zasadzie – jak głoszą zalecenia sanitarne – najwyżej parę osób i to zamieszkujących razem. Czyli ciąg dalszy, trwającej przynajmniej od czasu ponownego zamknięcia szkół, przymusowej domowej kwarantanny. W reportażu o przygotowaniach do Bożego Narodzenia 2020, nasze autorki (s. 14) opisują, jakimi sposobami próbujemy ocalić, ile się da, z tego, jak było, stworzyć choćby iluzję „odświętnej normalności”. Dla mnie jakoś szczególnie poruszające są społeczne akcje adresowane do tzw. seniorów, które mają ich oswoić ze Skype’em, zoomami, teamsami, nauczyć (jeśli potrzebują), jak podpiąć się cyfrowo do świątecznego stołu. Będziemy więc sobie pokazywać choinki, prezenty, karpia, siebie – na to przyszło.
ocieszające – w tegoroczny pokrętny sposób – jest to, że po Bożym Narodzeniu ma być jeszcze gorzej. Od 28 grudnia znowu zamknięte będą galerie handlowe, zablokowane prywatne i „służbowe” wyjazdy, wprowadzona godzina policyjna w sylwestra – słowem karny lockdown, przynajmniej do 17 stycznia, za przedświąteczne poluzowanie w handlu i w górach. Z wolnych dni w święta przechodzimy do jeszcze bardziej wolnych, czyli pustych, zamkniętych i zamrożonych pseudoferii. To już kolejny lockdown w tym roku i może nie byłby tak denerwujący – bo u sąsiadów też rządy wprowadzają surowe rygory – gdyby nie forma. Od wiosny pytamy: dlaczego władze niemal niczego nie konsultują z zainteresowanymi?
Nie mają przygotowanego planu rekompensat? Nie wyjaśniają sensu i logiki poszczególnych obostrzeń? Ciekawe, dlaczego np. ograniczamy możliwość przemieszczania się akurat od godz. 19 31 grudnia do noworocznego świtu, wydłużając sztucznie czas imprez sylwestrowych? Dlaczego sylwester nie, a pasterka tak? Dlaczego razem z hotelami zamykane są stoki i trasy biegowe; nie wystarczyłoby pilnowanie dystansu na świeżym powietrzu? Dlaczego surowa blokada jest ogłaszana akurat wtedy, gdy według przedstawionego wcześniej przez rząd modelu i oficjalnych statystyk powinniśmy raczej znosić restrykcje? Czy dane są nieprawdziwe? Widać, że władza nie ma zaufania do obywateli, bo wykorzystywali luki w często absurdalnych przepisach, ale i obywatele nie mają zaufania do racjonalności i prawdomówności władz. Słabo.
Ta słabość już nam wychodzi bokiem przy okazji Narodowego Programu Szczepień (naprawdę mogliby sobie darować to „narodowe” wszystko): większość Polaków nie ufa zapewnieniom władz państwowych, że (trawestując powiedzenie Andrzeja Dudy „nie szczepię się, bo nie”) teraz trzeba się szczepić, bo tak. Polacy generalnie na ufają nikomu poza najbliższą rodziną (większość już nawet Kościołowi nie wierzy), ale szczególną winą tej władzy jest podsycanie tej polskiej nieufności, podgrzewanie konfliktów i różnic, nieustanna atmosfera przemocy i kłótni w domu. Na początku pandemii mieliśmy bardzo wiele odruchów społecznej solidarności, silne poczucie, że łączy nas to samo nieszczęście i wyzwania – wydawało się przez moment, że zżerająca naszą wspólnotę polityczna agresja zejdzie na drugi plan. Nic z tych rzeczy: zaraz prezes państwa rozkręcił bezsensowną batalię o kopertowe wybory prezydenckie; opozycja domagająca się udziału w epidemicznych decyzjach została obraźliwie zignorowana, podobnie jak eksperci (o polskim triumfie ignorancji, czyli głupoty, piszemy na s. 40). A potem mieliśmy wszystkie obrzydliwości kampanii prezydenckiej Andrzeja
Dudy, który z wielkiego przywódcy (cytat za Mateuszem Morawieckim) po wygranej zmienił się w luksusowego dygnitarza, zajętego własnymi przyjemnościami i rezydencjami (s. 32); były jakieś absorbujące rekonstrukcje obozu władzy, afera z delegalizacją aborcji, sprawa unijnego weta itd. Wspominam pobieżnie te awantury, bo w tym groźnym, pandemicznym roku była szansa i nadzieja, że podziały zelżeją, że – jak lubimy o sobie myśleć – okażemy się rodziną. Rzeczywistość polityczna przypomniała szybko, że prezes nie ma rodziny.
Dokładnie przed rokiem, nie mając przecież pojęcia, co nas zaraz czeka, przeżywaliśmy Nagrodę Nobla dla Olgi Tokarczuk; przypominaliśmy na tych łamach jej ostrzeżenia, że ze światem „coś jest nie tak”, że rzuciliśmy naszej ziemi wyzwanie, które nas zniszczy, jeśli nie znajdziemy „czułości” wobec natury i siebie nawzajem. To przeczuwane „coś” przybrało formę koronawirusa, który nagle zatrzymał naszą rozpędzoną cywilizację, podważył wzorce konsumpcji, styl życia globalnych, wiecznie podróżujących „biegunów”, zmienił nasz sposób pracy, żywienia, ubierania się, wypoczynku, dokonał brutalnego testu ochrony zdrowia, edukacji, pomocy społecznej. Także sprawności systemów politycznych, dyscypliny społecznej, relacji rodzinnych, osobistej wytrzymałości. Ponieważ „tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – warto pomyśleć, jak nam wypadł ten test. Globalnie, jak sądzę, nie najgorzej, czego dowodem bardzo sprawne uruchomienie produkcji i światowej dystrybucji szczepionki; wróciliśmy też do ambitniejszych celów ochrony przyrody i klimatu; dokonał się wielki postęp cyfryzacji; zgromadzono gigantyczne fundusze pomocowe; ba, nawet upadek Donalda Trumpa, zapowiadający powrót racjonalności do polityki – to też w dużym stopniu efekt pandemii. W Polsce ów test koronawirusa wypadł raczej marnie, głównie wskutek zadufania, „zadzierzystości” tej władzy (jak pięknie określił tę postawę w wywiadzie z Jackiem Żakowskim filozof prof. Tadeusz Gadacz – s. 22). A prywatnie i rodzinnie? – tu chyba jak zwykle, Polacy in gremio pokazali duże zdolności adaptacyjne i wytrzymałość. Za jaką cenę, zwłaszcza psychiczną i emocjonalną? – tego rachunku jeszcze nie znamy.
Pod koniec beznadziejnego roku 2020 mamy jednak liczne sygnały nadziei i optymizmu: szczepionka, Biden, Strajk Kobiet, spadek poparcia dla PiS, unijny Fundusz Odbudowy; nawet Robert Lewandowski dostał właśnie sportowego Nobla, czyli tytuł „najlepszego piłkarza świata”. Coś jest, jakieś światełka. Więc do naszych bożonarodzeniowych życzeń „Żeby przyszłe święta już nie były takie jak teraz” – czyli żeby wirus sobie poszedł, najlepiej razem z tą władzą – dołączmy jeszcze dwa: żeby wśród zmian, jakie wymusiła na nas pandemia, rozpoznać i zachować te dobre. I żeby, okazując sobie solidarność, życzliwość, czułość – choć trochę pomóc nadziei.