Mleczko i Mizerski
Końcówka roku przyniosła niepokoje w górnictwie. Jak informuje portal rybnik.com, w kopalni Chwałowice doszło do napaści seksualnej, w ramach której jeden z górników był przytrzymywany przez drugiego górnika, podczas gdy trzeci uderzał go penisem po twarzy. Sprawą zajął się kopalniany dział BHP i specjalna komisja powołana przez Polską Grupę Górniczą. „Ze wstępnych ustaleń wynika, że nie doszło do naruszenia nietykalności cielesnej” – uspokaja rzecznik PGG, co może wskazywać na to, że napastnik, mimo że uderzał z niewielkiej odległości, nie trafił lub że ofierze udało się wykonać skuteczny unik. Incydent świadczy o tym, że sytuacja w górnictwie jest napięta, a niektórym górnikom puszczają hamulce. Strach pomyśleć, co będzie, gdy większą grupą przyjadą do Warszawy i zdesperowani wedrą się do Urzędu Rady Ministrów. Dlatego uważam, że wypadek w kopalni Chwałowice powinien otrzeźwić rząd i spowodować przyspieszenie odejścia polskiej gospodarki od węgla, zanim dojdzie do prawdziwego nieszczęścia. Zjednoczona Prawica jest w sytuacji lepszej od górnictwa, bo na razie nikt nikogo niczym po twarzy nie bije. Ale i tu emocje są na wierzchu, o czym świadczy wystąpienie wiceszefa Ministerstwa Aktywów Państwowych Janusza Kowalskiego, który zagroził śmiercią, jeśli Polska nie zawetuje budżetu UE. Mimo braku weta Kowalskiego na szczęście w ostatniej chwili uratowali koledzy z Solidarnej Polski, tłumacząc mu, że jak nie ma ochoty żyć dla siebie, to niech przynajmniej żyje dla dobra Polski, której bardzo przyda się jego intelektualny potencjał. W tej dramatycznej sytuacji Kowalski, który udowodnił, że dla dobra Polski gotów jest na wszystko, postanowił nadal żyć i pozostawać częścią aktywów państwowych. Chociaż, niestety, panuje opinia, że długo jako
wiceminister nie pociągnie.
Inna dobra informacja na koniec roku jest taka, że prezydent Andrzej Duda pogratulował wreszcie Joe Bidenowi „pomyślnego zakończenia procesu wyborczego na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych”. Możemy tu mówić o spektakularnym sukcesie Dudy, bo co prawda mógł on te gratulacje wysłać znacznie wcześniej, ale przecież mógł je również wysłać jeszcze dużo później. Pomyślne zakończenie procesu gratulacyjnego cieszy tym bardziej, że Duda od tygodni trzymał Bidena w niepewności, czy mu pogratuluje. Znając zapalczywość Dudy, była obawa, że może się on posunąć do użycia wobec elekcji Bidena „broni atomowej” w postaci weta. Całe szczęście, że ostatecznie wykazał rozsądek i się powstrzymał, uznając, że taką potężną broń warto mieć, ale nie warto jej używać, bo jak się jej użyje, to już się
jej nie będzie miało.
Rząd przyjął ostateczną wersję Narodowego Programu Szczepień. I chwali się, że szybko zebrał oczekiwaną liczbę 8,3 tys. zespołów medycznych gotowych zaszczepić Polaków przeciwko Covid-19. Ale bez ustępstw i doraźnych zmian w prawie wcale nie poszłoby tak łatwo. Wymóg wykonywania minimum 180 szczepień obowiązkowo przez 5 dni w tygodniu przy równoczesnym prowadzeniu normalnej działalności był nierealny, ale dopiero pod naciskiem środowisk lekarskich go zniesiono. Autorzy strategii w pierwszej wersji również zagalopowali się z informacją, że szczepienia przeciwko covid będą wykonywać wszyscy lekarze z prawem wykonywania zawodu. Tymczasem zgodnie z rozporządzeniem obowiązującym od 2008 r. przywilej szczepienia mieli do tej pory specjaliści tylko pięciu dziedzin medycyny: pediatrii, chorób zakaźnych, medycyny morskiej i tropikalnej, epidemiologii oraz medycyny rodzinnej. Pozostałych należałoby wysłać na kurs doszkalający, więc żeby pójść na skróty, zmieniono wspomniane rozporządzenie, dopasowując prawną rzeczywistość do oczekiwań, by faktycznie wszyscy lekarze (oraz felczerzy, ratownicy medyczni, pielęgniarki i położne, a nawet higienistki szkolne) mogli stawić się do podawania szczepionek.
Ale czy wszyscy zdają sobie sprawę, na co się piszą? Owszem, zachęty finansowe są spore, bo zaproponowana wycena za wykonanie szczepienia w wersji podstawowej jest ponadtrzykrotnie wyższa niż za grypę (61,24 zł vs. 17 zł – choć za indywidualne szczepienie np. osoby niepełnosprawnej w jej mieszkaniu NFZ zapłaci nawet
W95,70 zł). Ale przecież nie wystarczy takiej szczepionki wyjąć z pudełka, rozmrozić i wstrzyknąć w czyjeś ramię. Każda fiolka wyprodukowana przez firmy Pfizer i BioNTech (z tej puli nadejdą pierwsze dostawy) zawiera pięć dawek, które należy rozcieńczyć i precyzyjnie rozdzielić na pięciu pacjentów, dbając o zachowanie ostrych rygorów czasowych oraz niedopuszczenie do żadnych strat. Kwalifikacja do zaszczepienia będzie odbywała się bezpośrednio przed zabiegiem, lecz pacjenci otrzymają wcześniej do wypełnienia tzw. przesiewowy kwestionariusz kwalifikacyjny i na jego podstawie lekarz będzie już wiedział, czy kandydat nie ma ostrej infekcji z gorączką ani zaostrzenia choroby przewlekłej (co spowoduje odroczenie szczepienia).
ielu ekspertów przestrzega, by badania kwalifikacyjnego nie bagatelizować i przeprowadzić je sumiennie, choć nie wiadomo, jak temu sprostać, jeśli przewidziany czas na każdego pacjenta to najwyżej kwadrans. Zespoły medyczne w punktach szczepień będą więc pracowały pod dużym ciężarem odpowiedzialności i presją czasu, oczywiście pod warunkiem, że zgłosi się do nich jak najwięcej osób. Ale jeśli zainteresowanych nie będzie – ból głowy nie minie, bo wtedy trzeba jak najszybciej pozbyć się nadmiarowych szczepionek w celu ich optymalnego wykorzystania.
Pokonanie tych przeszkód wymaga więc planowania i dobrej koordynacji. Ale też zaufania obywateli do państwa, że sprosta tak trudnej operacji logistycznej, abyśmy wszyscy – zgodnie z harmonogramem – mogli szczepić się sprawnie i bezpiecznie. Przez ostatnie lata kolejne rządy PiS solidnie ten społeczny mandat zaufania nadszarpnęły, więc trudno się dziwić, że odzew na apele premiera, by słuchać naukowców i nie potępiać szczepień, jest teraz tak mizerny.