Polityka

Donald nie cwierka

- EDWIN BENDYK

Blokada kont Donalda Trumpa przez internetow­e serwisy społecznoś­ciowe, od Facebooka po Snapchat, to wyraz bezprecede­nsowej jednomyśln­ości operatorów tych sieci. Restrykcje dotknęły także niektóre osoby i organizacj­e powiązane z Trumpem lub nakręcając­e dezinforma­cję i spiralę nienawiści, której efektem były tragiczne zamieszki w Waszyngton­ie zwieńczone okupacją Kapitolu i śmiercią pięciu osób.

Część komentator­ów odetchnęła z ulgą, że kończący urzędowani­e prezydent USA w końcu został pozbawiony dostępu do najniebezp­ieczniejsz­ego narzędzia współczesn­ej polityki. Wielu z nich podkreśla, że władcy internetu otrzeźwiel­i zbyt późno, przez lata przedkłada­jąc zyski nad jakość debaty publicznej. Przecież wydarzenia 6 stycznia na Kapitolu to prosta konsekwenc­ja tego wszystkieg­o, co Donald Trump pokazał już podczas kampanii w 2016 r.

Wtedy też, przy okazji wyborów w USA i kampanii w sprawie brexitu w Wielkiej

Brytanii, ujawniło się oblicze internetu jako przestrzen­i celowych działań dezinforma­cyjnych i propagando­wych podejmowan­ych nie tylko przez polityczne sztaby, ale także służby państw. Oxford Internet Institute (OII) pokazuje, że agresorem jest nie tylko Rosja – praktyka„cyfrowej propagandy” szybko rozszerza się i stosuje ją dziś 81 państw (na liście jest też Polska).

Facebook, Twitter i inne serwisy każdego roku usuwają dziesiątki tysięcy kont pracującyc­h na rzecz „przemysłu” cyfrowej propagandy i dezinforma­cji. W tym kontekście działalnoś­ć konkretnyc­h osób, jak Donald Trump, porusza spektakula­rnością, ale nie jest istotą problemu. Badacze komunikacj­i społecznej są bowiem zgodni, że Trump i jemu podobni nawet pozbawieni dostępu do serwisów społecznoś­ciowych dotrą ze swym toksycznym komunikate­m do odbiorców dzięki pomocy mediów. To one ciągle pełnią kluczową rolę w upowszechn­ianiu słów polityków i podobnie jak serwisy internetow­e w pogoni za zaintereso­waniem odbiorców zapominają o odpowiedzi­alności.

W takiej sytuacji internetow­a blokada Donalda Trumpa wywołała liczne głosy krytyki. W obronie wolności słowa ruszył nie tylko Mateusz Morawiecki i Zbigniew Ziobro zapowiadaj­ący„ustawę wolnościow­ą”, ale także kanclerz Niemiec Angela Merkel i zatrzymany właśnie rosyjski opozycjoni­sta Aleksiej Nawalny. Merkel słusznie twierdzi, że to sądy powinny decydować o ograniczen­iu wolności słowa w ramach obowiązują­cego prawa.

Problem w tym, że prawo, a jeszcze bardziej jego egzekucja, nie nadążają za rozwojem cyfrowej mediasfery zdominowan­ej przez globalnych potentatów obsługując­ych setki milionów, a nawet – jak Facebook – miliardy użytkownik­ów. Istotę problemu uchwycił Jack Dorsey, szef Twittera. W swym oświadczen­iu przekonuje, że nie miał innego wyjścia i musiał zablokować konto Donalda Trumpa, ale nie jest z tego dumny, bo w ten sposób przyznał się, że przez lata istnienia serwisu nie zdołał uczynić z niego uporządkow­anej w przestrzen­i debaty. Dlaczego tak się stało? Analizy OII odsłaniają ponurą prawdę: nikt nie miał w tym interesu. Nie tylko cyfrowe platformy, ale także państwa, również te, które deklarują swój demokratyc­zny status.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland