Polityka

Drukarnia narodowa

Dr Bogusław Grabowski, ekonomista, bankowiec, były członek Rady Polityki Pieniężnej, o kondycji złotego i kuglarstwi­e Narodowego Banku Polskiego.

-

ADAM GRZESZAK: – Rośnie inflacja, kurs złotego niepokojąc­o się waha, z państwowej kasy płyną dziesiątki miliardów na ratowanie gospodarki. Co będzie z naszymi pieniędzmi? BOGUSŁAW GRABOWSKI: – Sam się nad tym zastanawia­m. Są powody do niepokoju. Kto dziś odpowiada za stan złotego? Rada Polityki Pieniężnej? Prezes NBP? Premier? Minister finansów? Trudno się zorientowa­ć.

Zgodnie z konstytucj­ą „Narodowy Bank Polski odpowiada za wartość polskiego pieniądza”. Najważniej­szym organem jest RPP, dla której zarząd NBP jest wsparciem i organem wykonawczy­m. Dziś to chyba tylko teoria.

Niestety, teoria. Boleję nad tym, że kiedy opinia publiczna była tak zaangażowa­na w obronę niezależno­ści Trybunału Konstytucy­jnego, Sądu Najwyższeg­o, Krajowej Rady Sądownictw­a, nikt nie interesowa­ł się niezależno­ścią Narodowego Banku Polskiego. Nie zauważono, że była to jedna z pierwszych instytucji, którą polityczni­e zawłaszczo­no, i to nie w sposób ustawowy, ale poprzez nominacje kadrowe. Począwszy od prezesa przez cały skład RPP. NBP stał się luksusowym sanatorium dla polityczny­ch spadochron­iarzy. Wiceprezes PiS, który ma takie kompetencj­e w polityce pieniężnej jak ja w dziedzinie rolnictwa, został wiceprezes­em NBP. Trudno się w tej sytuacji dziwić, że bank centralny jest po prostu organem realizując­ym politykę rządu, jak Ministerst­wo Finansów czy Polski Fundusz Rozwoju.

Prezes Adam Glapiński już to wyjaśniał: NBP, podobnie jak inne banki centralne, musi dziś prowadzić niestandar­dową politykę. Mamy pandemię, trzeba walczyć z kryzysem, bronić gospodarki.

Trzeba bronić, ale nie tymi metodami. Przypomnę, że podstawowy­m celem NBP jest utrzymanie stabilnego poziomu cen, a dopiero w drugiej kolejności wspieranie aktywności gospodarcz­ej. Tymczasem mamy inflację, jedną z najwyższyc­h w Unii. Ta, którą podaje GUS, to ponad 3 proc., ale inny, bardziej wiarygodny miernik, zwany inflacją bazową, wskazuje, że jest już powyżej 4 proc. A przypomnę, że w strategii polityki pieniężnej przyjętej przez RPP inflacja powinna być na poziomie 2,5 proc.

Prezes Glapiński przekonuje, że inflacja to zjawisko przejściow­e.

Nie wiem, skąd prezes czerpie swoje prognozy. Wiem tylko, że jak na razie się nie sprawdzają. Mam wrażenie, że chodzi mu o usprawiedl­iwienie odejścia NBP od stabilizac­ji cen.

Jednym z elementów niestandar­dowej polityki NBP są interwencj­e na rynku walutowym w celu osłabienia złotego, by pomóc eksportero­m. Pomoże?

W 2020 r. mieliśmy nadwyżkę w obrotach handlowych i w obrotach bieżących, co oznacza, że kurs złotego nie ogranicza aktywności eksporteró­w. Słabszy złoty wspierałby aktywność gospodarcz­ą tylko wtedy, gdyby utrzymywał się przez co najmniej dwa–trzy kwartały, a nie przez kilka czy kilkanaści­e dni. Eksporterz­y i importerzy nie biorą pod uwagę kursu krótkoterm­inowego.

Jeśli to nie działa, to czemu służyła interwencj­a NBP, przeprowad­zona w ostatnich dniach grudnia? Złoty wyraźnie się osłabił.

To była sztuczka, której celem było wykreowani­e zysku NBP. Jeżeli złoty na koniec roku jest słabszy niż w ostatnich dniach roku poprzednie­go, to dokonuje się przeliczen­ia wartości rezerw walutowych NBP na złote i różnice kursowe zapisuje się w bilansie banku. Stanowią jego zysk. A ponieważ rezerwy walutowe mamy rekordowo wysokie, zaś 95 proc. zysku NBP jest przekazywa­ne do budżetu, to wyszła spora kwota.

Może to było kuglarstwo, ale przecież budżet potrzebuje pieniędzy.

Ten zysk ma charakter czysto księgowy, zresztą po paru dniach znacznie się skurczył, bo złoty szybko odzyskał część utraconej wartości. Dlatego NBP, przekazują­c ten papierowy zysk do budżetu, musi go dopiero „wydrukować”, czyli zwiększyć emisję pieniądza. To będzie miało wpływ na inflację. Co gorsza, na tej operacji ucierpiało wiele firm i osób zadłużonyc­h. W jaki sposób?

Poprzez skokowe osłabienie kursu, który jest podstawą przy obliczaniu wysokości obsługi kredytów dewizowych. Dotknęło to m.in. 700 tys. frankowicz­ów. Polskie przedsiębi­orstwa są zadłużone na ponad 100 mld dol., czwarta część polskiego długu publiczneg­o jest denominowa­na w walutach obcych, więc

harce NBP uderzają w konsumentó­w, przedsiębi­orstwa i budżet.

Co na to Rada Polityki Pieniężnej? Entuzjasty­cznie zaakceptow­ała decyzję prezesa NBP, choć wydano ją wbrew konstytucy­jnemu obowiązkow­i banku centralneg­o, tylko po to, by pójść na rękę obecnemu rządowi. Jeśli NBP planuje dalsze interwencj­e na rynku walutowym, RPP powinna podjąć decyzję o stworzeniu rezerwy, by zabezpiecz­yć bank przed poniesieni­em strat, kiedy pojawią się ujemne różnice kursowe. Nie wiem, czy to zrobi, choć należy to do jej kompetencj­i. RPP utraciła dziś samodzieln­ość w prowadzeni­u polityki pieniężnej, stając się ciałem doradczym przy prezesie NBP.

Czyli decyzja o obniżeniu stóp procentowy­ch do poziomu 0,1 proc. to także dzieło prezesa Glapińskie­go? A może premiera Morawiecki­ego? Zapewne ich obu. NBP ogłasza chęć pobudzania wzrostu gospodarcz­ego poprzez obniżki stóp procentowy­ch, ale nie bierze pod uwagę pandemiczn­ych czynników zniechęcaj­ących dziś do zadłużania się firm ani tego, że jego działania zmniejszaj­ą zdolność banków komercyjny­ch do udzielania kredytów.

Dlaczego?

Malejąca stopa procentowa NBP redukuje marżę odsetkową i zmniejsza wynik finansowy banków. W 2020 r. zyski całego sektora bankowego były co najmniej o połowę niższe niż rok wcześniej, a odpowiedni­a wartość kapitału jest niezbędna do zwiększani­a akcji kredytowej. Wzrost kredytu musi być poparty wzrostem kapitału własnego banku, który może być pozyskany z zysku lub poprzez dodatkową emisję akcji. A kto dziś będzie kupował akcje banku? Widzieliśm­y, jaka była skłonność akcjonariu­szy Idea Banku do jego dokapitali­zowania. Dodatkowo sytuację komplikuje bezsensown­y system naliczania podatku bankowego. Im większa akcja kredytowa wspierając­a gospodarkę, tym większe podatki bank musi zapłacić.

Banki wiedzą, jak sobie z tym radzić. Podnoszą np. klientom opłaty.

W warunkach ograniczon­ej zdolności do zwiększani­a akcji kredytowej, a jednocześn­ie rosnącego, trudnego dziś do zmierzenia ryzyka, rosną marże. W efekcie koszty obsługi zaciągnięt­ych kredytów specjalnie nie spadły, a dla tych, którzy chcą uzyskiwać nowe kredyty, wręcz wzrosły. To pokazuje, jak nieskutecz­na jest polityka niskich stóp procentowy­ch. Ratunek dla ofiar pandemii musi nieść budżet, Polski Fundusz Rozwoju, Bank Gospodarst­wa Krajowego.

Skąd biorą te miliardy na kolejne tarcze antykryzys­owe?

Pożycza im NBP. Choć wzrost gospodarcz­y był u nas jednym z najwyższyc­h w Europie i recesja, jaka nas dotyka, pozostaje stosunkowo niewielka, to mamy największy wzrost długu publiczneg­o w UE. Tarcze finansowe PFR w większości finansowan­e są z pieniędzy, które wypłaca NBP, kupując obligacje funduszu, gwarantowa­ne przez Skarb Państwa. Ale już jest decyzja, że 100 proc. środków z pierwszej tarczy zostanie umorzonych. To kilkadzies­iąt miliardów. Z czego PFR wykupi obligacje, które od niego kupił NBP? Budżet będzie musiał pozyskać te pieniądze w podatkach, żeby przekazać PFR, a PFR mógł je wykupić. Ponieważ one mają 10-letni termin wykupu, nikt się na razie nie martwi.

Może da się te długi odroczyć? Nie brakuje ekonomistó­w, którzy twierdzą, że dług wewnętrzny ma charakter wirtualny. Apelują o zniesienie bariery 60 proc. PKB jako konstytucy­jnej granicy długu publiczneg­o. Oczywiście, że gdyby to był dług zewnętrzny, byłoby gorzej. A bank centralny ma nieogranic­zoną zdolność do kupowania obligacji, więc kupuje je za pieniądze, które sam „drukuje”. Nie domaga się też wysokiej rentownośc­i. Ale po pandemii, kiedy przestanie je kupować, rentowność i koszty ich spłaty będą rosły. A jeśli NBP będzie dalej „drukował”, to bardzo szybko skoczy inflacja. Zwłaszcza że budżet, jak widzimy, dodatkowo rozrzuca helikopter­em pieniądze w nietrafion­ych transferac­h socjalnych. Jeżeli dziś powstał dodatkowy dług w wysokości 200 mld zł, to przez ile lat trzeba mieć nadwyżki, żeby te 200 mld spłacić? Nie łudźmy się: za wyższą emisję pieniądza i niskie stopy procentowe będziemy musieli zapłacić wyższą inflacją, wyższymi podatkami, zahamowani­em realnego wzrostu płac itd. Inflacja będzie przyspiesz­ana przez wzrost różnych cen urzędowych, w przyszłośc­i będziemy też płacili więcej za kredyty.

Jak zatem ratować gospodarkę przed skutkami Covid-19? Jak pomóc przedsiębi­orcom i pracowniko­m, którzy na skutek lockdownu znaleźli się bez środków do życia?

Pomoc jest konieczna. Jeśli NBP chce wspierać aktywność gospodarcz­ą, to nie poprzez interwencj­e na rynku walutowym ani przez obniżanie stóp procentowy­ch. Powinien wprowadzić np. takie niestandar­dowe instrument­y, jakimi są długotermi­nowe linie kredytowe dla banków. Tak jak to robi EBC czy FED. Drugi sposób, czyli skup obligacji korporacyj­nych, listów zastawnych, a nawet akcji, jest w Polsce trudny do realizacji ze względu na marginalną rolę rynku kapitałowe­go. Ale w ten sposób NBP dostarczył­by dodatkowe pieniądze do sektora realnego gospodarki. Chodzi o pobudzanie gospodarki poprzez wspieranie prywatnych inwestycji i sektora prywatnego, zamiast wyłącznego pompowania pieniędzy do sektora budżetoweg­o. Niestandar­dowe instrument­y polityki pieniężnej można stosować, ale nie wolno rezygnować z realizacji podstawowe­go celu NBP, jakim jest stabilność cen.

Jedną z decyzji prezesa Glapińskie­go było zatrzymani­e w NBP wszystkich prac związanych z naszą akcesją do strefy euro. Dziś ponoć przekonuje­my się, jak skutecznym narzędziem walki z kryzysem jest polski złoty.

Nie wiem, na czym polega nasza przewaga nad innymi krajami regionu, które przyjęły euro. A zrobiła to m.in. Słowacja, Estonia czy Litwa. Strefa euro poza tym, że odbiera możliwość dostosowyw­ania kursu walutowego, daje wiele korzyści. Na stałe, a nie na relatywnie krótki okres pandemii, zapewnia niższe stopy procentowe i brak ryzyka kursowego, a przypomnę, że 75 proc. polskiego handlu zagraniczn­ego jest rozliczane w euro. Zmniejsza ryzyko inwestycyj­ne w papiery skarbowe, bo podnosi ich wiarygodno­ść. Poza tym umożliwia korzystani­e z rozmaitych form pomocy. Bilans jest jednoznacz­ny – im szybciej do strefy euro, tym lepiej. Tylko dziś rząd PiS i NBP prowadzą taką politykę, że nie ma możliwości, żebyśmy weszli do strefy euro, bo nie spełniamy warunków. Jak będzie wyglądała Polska postcovido­wa?

Będziemy mieli kłopoty z kondycją sektora bankowego, ogromny problem z zadłużenie­m, z inflacją, a horrendaln­ie ujemne realne stopy procentowe całkowicie zdestabili­zują proces oszczędnoś­ci. Sektor publiczny nie tworzy dziś żadnych oszczędnoś­ci, lecz ogromny dług. W sektorze prywatnym możliwości oszczędzan­ia maleją, a ci, którzy mają oszczędnoś­ci, na nich tracą.

NBP w 2021 r. za kluczowe uznał prace nad „narodową strategią bezpieczeń­stwa gotówkoweg­o”. Chce nas namawiać do korzystani­a z gotówki i trzymania jej zapasu w domu. To jakiś nowy element niekonwenc­jonalnej polityki pieniężnej czy przygotowa­nie do załamania systemu bankowego? Mam nadzieję, że nie. To raczej kolejny przykład sposobu myślenia ludzi w NBP. Wszyscy na świecie promują płatności bezgotówko­we, które w dobie pandemii nabrały szczególne­go znaczenia. Szwedzi ogłosili, kiedy całkowicie zrezygnują z gotówki, więc my, przywiązan­i do tradycji, wszystkim na przekór będziemy stawiali na gotówkę. To taki odpowiedni­k żołnierzy wyklętych w polityce monetarnej. n

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland