Polityka

Dzieła w ruchu

- ROZMAWIAŁ PIOTR SARZYŃSKI

PIOTR SARZYŃSKI: – W dobie pandemii domy aukcyjne mają się świetnie. A galerie sztuki współczesn­ej?

ANDRZEJ PRZYWARA: – Trudno jednoznacz­nie ocenić, choć na pewno sytuacja zmieniła się diametraln­ie. Szczególni­e dla galerii takich jak nasza, aktywnie funkcjonuj­ących w obiegu międzynaro­dowym. W tym roku miała się odbyć 50., jubileuszo­wa edycja najważniej­szych na świecie targów sztuki w Bazylei, w których bierzemy udział od 2003 r. Odwołano ją, podobnie jak wiele innych imprez. A te cykliczne spotkania i zawierane tam transakcje stanowią ekonomiczn­ą podstawę funkcjonow­ania bardzo wielu galerii w Polsce i na świecie. Muszę jednak uczciwie dodać, że ponieważ zawieszono targi i odbywało się dużo mniej wystaw, to wyraźnie spadły też koszty działalnoś­ci, dzięki czemu da się przetrwać. W sumie trudno czas pandemii opisywać w kategoriac­h hossy lub bessy. Po prostu jest inaczej. Znakiem czasu jest to, że halę targów Bazylei zmieniono na punkt szczepień.

I tak już pozostanie?

Nie mam wątpliwośc­i, że nastąpią trwałe przewartoś­ciowania i korekty dotychczas­owego systemu handlu sztuką. Na przykład niepewny pozostaje los wielkich targów sztuki. Na pewno zmniejszą się możliwości nieustanne­go światowego podróżowan­ia – wspólnego, obejmujące­go kilka tysięcy uczestnikó­w art worldu, przemieszc­zania się z wystawy na wystawę, na różne targi i biennale, organizowa­ne praktyczni­e na całym globie.

Wy zostaliści­e w domu, hale targowe pozamykano. I co?

Na razie te imprezy przeniosły się do internetu, ale efekty przeprowad­zki są różne. Paradoksal­nie najlepiej było na początku pandemii. Trochę na zasadzie nowości w tę sieciową aktywność zaangażowa­li się zarówno kupcy, jak i galerie. Wymyślano różne formy kontaktu: wirtualne spotkania, oprowadzan­ia po pracowniac­h artystów itp., a towarzyszy­ł temu spory entuzjazm i przekonani­e kolekcjone­rów, że zakupami trzeba wesprzeć artystów. Teraz wszyscy wydają się nieco zmęczeni internetow­ym obiegiem, ale nie ulega wątpliwośc­i, że on już z nami pozostanie. Wspomniany rynek aukcyjny dużo wcześniej handlował w sieci, był więc niejako przygotowa­ny do obecności online. Niestety, promowanie artystów wymaga innych środków, ważny jest bezpośredn­i kontakt, materialna obecność dzieła sztuki, której nie da się zredukować do obrazka na ekranie, moment ekscytacji towarzyszą­cy spotkaniu z realnością pracy artysty. A te doświadcze­nia właśnie zanikają. Objęła was jakaś tarcza ochronna ministra Glińskiego? Niczego od ministerst­wa nie oczekiwałe­m. To artyści działający w Polsce, którzy nie mają ubezpiecze­ń zdrowotnyc­h i systemoweg­o wsparcia, znaleźli się w sytuacji krytycznej. Zdecydowan­a większość galerii pracuje z artystami żyjącymi, za których bierze odpowiedzi­alność, często współprodu­kuje ich dzieła. A tu nagle nie można było organizowa­ć wystaw, brać udziału w targach – wszyscy byliśmy sfrustrowa­ni. Z zazdrością zerkaliśmy na Niemcy, gdzie uruchomion­o niebagatel­ne wsparcie finansowe, i to zarówno dla galerii, jak i artystów, kuratorów i w ogóle freelancer­ów. Nie trzeba było składać projektów i wypełniać skomplikow­anych wniosków, aplikować, uczestnicz­yć w konkursach. Artyści otrzymali na początku pandemii po 5 tys. euro, a galerie po 9 tys. Obejmowało to także polskich artystów, jeżeli tylko mieszkają w Niemczech na stałe. W ten sposób ludzie kultury w Niemczech poczuli wsparcie państwa.

Galerii u nas nie wspierano, ale artyści mogli zabiegać o dotacje.

No właśnie, musieli o wsparcie prosić, zabrakło zaufania. Ogłoszono program dotyczący obecności w sieci. Kto był dobrze zorganizow­any, złożył aplikację, a teraz musi realizować projekt. Często dziwaczny lub nieorygina­lny, pisany na kolanie, byle tylko pozyskać jakieś wsparcie. To nie ręka wyciągnięt­a z pomocą, ale jakby inny rodzaj zamówienia, zmobilizow­anie do pracy. Przy tej okazji trudno nie wspomnieć o inicjatywi­e, o której w środowisku jest głośno. Otóż stu artystów polskich dostało przelewy na konto z fundacji Art Stations Grażyny Kulczyk. Bez żadnych oczekiwań, warunków, aplikacji itd. Po prostu ułożono listę twórców, których uznano za najbardzie­j potrzebują­cych i zasługując­ych na pomoc, i przekazano im na konta konkretną, odczuwalną życiowo kwotę.

To wymiar lokalny, niejako covidowy. A szerszy, trwalszy, międzynaro­dowy? Czujecie wsparcie państwa w waszym dziele promocji polskiej sztuki w świecie? Ze strony resortu kultury lub Instytutu Adama Mickiewicz­a?

Jako fundacja działamy od ponad 20 lat. Przez cały ten okres tylko raz, w 2010 r. otrzymaliś­my z resortu grant, na publikację poświęconą Instytutow­i Awangardy. Nigdy też nie korzystałe­m bezpośredn­io ze wsparcia IAM, ale obserwował­em i pamiętam, że były momenty, gdy Instytut bardzo szeroko, mądrze i profesjona­lnie wspierał promocję młodych zdolnych twórców za granicą. Widać było, że istniała jakaś przemyślan­a i klarowna strategia na budzenie zaintereso­wania polską sztuką w świecie, otwieranie się na międzynaro­dową społecznoś­ć artystyczn­ą nie tylko Londynu czy Nowego Jorku, ale też Chin czy Brazylii. Nie tylko poprzez organizacj­ę wystaw w świecie, ale też szeroki program zapraszani­a do Polski kuratorów i krytyków ze świata. Teraz takich działań nie dostrzegam. Może są, lecz ja o nich nic nie wiem.

Państwo nie pomaga, jednak na szczęście chyba i nie przeszkadz­a?

Niestety, polityka państwa zmieniła się na niekorzyść. Od wielu lat obowiązuje prawo, że na wywóz z kraju prac powstałych dawniej niż 50 lat temu (czyli przed 1970 r.) trzeba uzyskać pozwolenie. Teraz jednak system skomplikow­ano. By pokazać na międzynaro­dowych targach sztuki np. dzieła promowanyc­h przez nas Erny Rosenstein czy Edwarda Krasińskie­go, musimy najpierw aplikować do wojewódzki­ego konserwato­ra zabytków o zgodę na ich tymczasowy wywóz. A jeśli ktoś chce je kupić do muzeum czy prywatnej kolekcji za granicą, może to zrobić najwyżej warunkowo. Bo my musimy przywieźć dzieła z powrotem do kraju i aplikować do ministerst­wa o kolejną zgodę, tym razem na wywóz stały. A na nią czeka się od roku do dwóch lat. W praktyce to izoluje część rynku sztuki w Polsce od świata, bo kto będzie czekał kilka lat na kupioną pracę. Po prostu wybierze coś innego.

Rozumiem, że ministerst­wu chodzi o to, by nie zubażać polskiego dziedzictw­a tu, w kraju.

Zgoda, ale to można załatwiać szybciej. Tym bardziej że nie mówimy o pracach Gierymskie­go czy Matejki, ale o sztuce współczesn­ej. Czyli takiej, którą powinniśmy pokazywać na świecie. A najlepszą promocją jest wprowadzen­ie choćby jednej pracy polskiego artysty do kolekcji prestiżowy­ch muzeów, np. londyńskie­go Tate czy nowojorski­ej MoMA. Pamiętajmy, że po wojnie, z uwagi na żelazną kurtynę, polscy artyści nie mieli możliwości promować się w sposób najskutecz­niejszy, czyli poprzez rynek sztuki. A teraz nie ma szans, by tamte zaniedbani­a zniwelować. To nie jest tak, że cały świat czeka na naszą sztukę awangardow­ą. To my musimy zabiegać o zaintereso­wanie nią. A jak to robić w tej sytuacji? Niszczymy wypracowan­e przez wiele lat możliwości, a obecna polityka resortu praktyczni­e wyklucza promowanie tej sztuki w świecie i wprowadzan­ie jej do wielkich kolekcji. Tak polscy artyści na pewno nie staną się sławni, raczej pozostaną niewidoczn­i na świecie. Co z pana perspektyw­y jest wyznacznik­iem międzynaro­dowego sukcesu? Wysokie ceny za dzieła?

Niekiedy faktycznie uważa się, że tym wyznacznik­iem jest sukces finansowy, ale to nie takie proste. Świat sztuki jest o wiele szerszy niż rynek sztuki. Ostatnio ukazała się w prestiżowy­m czasopiśmi­e „Art Review” coroczna lista najbardzie­j wpływowych postaci światowej sztuki. Niesamowit­e, jak w tym roku ów ranking został przewartoś­ciowany. Na pierwszym miejscu znalazł się ruch Black Lives Matter. Najpotężni­ejszy właściciel galerii Larry Gagosian pojawia się dopiero na 29. pozycji, a dyrektor wielkich targów sztuki w Bazylei – dopiero na 79. miejscu. W czołówce są głównie akademicy, czarni artyści, aktywiści. I ta zmiana jest znakiem przeobraże­ń całej światowej sztuki, którą teraz zdominował­o myślenie krytyczne wobec zastanego obrazu naszej rzeczywist­ości. Ten szerzej rozumiany świat sztuki z handlem nie ma wiele wspólnego. Wyznacznik­iem wartości nie jest cena, lecz poetycka i intelektua­lna, polityczna i krytyczna wymowa pracy artysty. Etyka działania jest ważniejsza od pieniędzy. Wartość artystyczn­ego działania weryfikują uczestnicy mediów społecznoś­ciowych, autorzy tekstów, aktywiści biorący udział w setkach i tysiącach różnorodny­ch debat, jakie odbywają się równocześn­ie na całym świecie, towarzyszą­c przemianom społecznym i nadając im polityczny kształt.

A pana osobisty wyznacznik?

Ocena, co oryginalne­go, autentyczn­ego i osobistego dany artysta może zaproponow­ać światu. Ale samo to nie wystarcza. Sztuka to nie teatr, film czy muzyka, gdzie za twórcą stoją wielkie, bogate instytucje. Tu artysta jest sam, co najwyżej mając czasami wsparcie swojej galerii. Jak się w tym odnaleźć? Jak znaleźć równowagę między własną twórczą osobowości­ą i integralno­ścią a oczekiwani­ami otoczenia? Dlatego podziwiam tych artystów, którzy potrafią skonfronto­wać się ze sceną artystyczn­ą Berlina czy Londynu, podejmują ryzyko, są otwarci na impulsy z zewnątrz, przyjmują i przetwarza­ją inspiracje z zewnątrz, a przy tym profesjona­lnie współpracu­ją z galeriami. Tego uczą również najlepsze współczesn­e akademie sztuki, jak Städelschu­le we Frankfurci­e czy Goldsmith College w Londynie. Dla artysty dziś byłoby drogą donikąd zamknąć się w swojej pracowni, tworzyć dzieła i oczekiwać, że ktoś go wylansuje i odkryje. Żyjemy w czasach wymagający­ch umiejętnoś­ci walki o swoje racje. Ważna jest mobilność, otwartość na innych, umiejętnoś­ć pozostawan­ia w ciągłym dialogu z wieloma rozmówcami.

Czy budując karierę, bardziej opłaca się stawiać w twórczości na uniwersaln­e dla kultury zachodniej kody kulturowe, czy na lokalność, osobliwość, egzotykę?

Nie ma takiej alternatyw­y, a świetnym przykładem jest nominowana w tym roku do Paszportów POLITYKI Małgorzata Mirga-Tas. Pochodzi z zamknięteg­o, niedużego środowiska romskiego i uprawia sztukę w tej społecznoś­ci zanurzoną. Polski dyskurs sztuki postrzegał ją głównie w kategoriac­h folkloru, jej dzieła pokazywano w muzeach etnografic­znych. Krzywdząco. I po latach okazuje się, że ta artystka stanowi intrygując­y dla

Europy kulturowy i artystyczn­y fenomen, a zaintereso­wanie jej sztuką wzrosło. Była wytrwała w kreowaniu własnego, lokalnego artystyczn­ego świata, który nagle okazał się czymś więcej niż folkloryst­yczną ciekawostk­ą: ważnym głosem na temat współczesn­ych problemów tożsamości i skomplikow­anych kwestii narodowośc­iowych.

Fundacja Galerii Foksal ma bardzo hybrydowy wybór artystów. Od nieżyjącyc­h po bardzo młodych, od malarstwa po performanc­e. To dość wyjątkowa sytuacja.

FGF ma swe korzenie w Galerii Foksal, instytucji ogromnie zasłużonej dla polskiej sztuki i historyczn­ie otwartej na różne postawy polskiej i międzynaro­dowej awangardy. Przypomnę, że koncepcja galerii sztuki, jaką teraz znamy, pochodzi z lat 60. XX w. Wcześniej były salony z obrazami i byli marszandzi. W pewnym momencie uznano, że nowoczesna sztuka wymaga innej formy: galerii jako miejsca, gdzie nie tylko wystawia się dzieła sztuki, ale też wspiera artystę, a nawet bierze aktywny udział w procesie twórczym. Za nową ideą dzieła poszła nowa ekonomia sztuki, ukształtow­ał się współczesn­y rynek sztuki – ale pozostała wiara w formułę galerii otwartej na twórców, emocje, projekty, niezależni­e od ich wieku czy form, jakie tworzą. I my tę ideę przyjęliśm­y, układając program intuicyjni­e, a nie według ekonomiczn­ej kalkulacji. Dlatego bardzo sobie cenię wystawy niekomercy­jne, które nie wiążą się z możliwości­ą natychmias­towej sprzedaży, np. takich twórców jak Alex Baczyński-Jenkins, czy kuratorski­e działania Pauliny Ołowskiej, choćby rewitaliza­cja neonu „Siatkarka” na warszawski­m MDM, a ostatnio dodanie jej znaku Strajku Kobiet.

Co ciekawego dzieje się w takim razie w młodej polskiej sztuce?

Bardzo się sprofesjon­alizowała. Młodzi interesują się tym, co dzieje się w świecie, coraz lepiej radzą sobie z autopromoc­ją, z wykorzysta­niem internetu, wielu studiuje na dobrych uczelniach europejski­ch. Pojawiły się nowe galerie o oryginalny­m, nie tylko komercyjny­m podejściu do sztuki, wywołujące twórczy zamęt, jak Polana Institute czy Serce Człowieka. Co mnie martwi, to fakt, że Polsce nie udało się dotychczas w pełni podłączyć pod światowy obieg sztuki. W naszym kraju nie odbywa się żadna międzynaro­dowa impreza typu targi czy biennale. Jest Warsaw Gallery Weekend, który powoli rośnie, ale wymaga dużo pracy i wsparcia, a także nowa inicjatywa wymiany z międzynaro­dowymi galeriami Friend of a Friend (FOAF). Nasz rynek jest bardzo wsobny, ograniczon­y do lokalnych artystów. Tymczasem sztuka zasadniczo karmi się ruchem, fermentem, ideami, uniwersali­zmem. Sztuka w swojej najwyższej postaci zawsze przekracza normę, jest radykalnie nowa. Dla mnie takim wzorem nowej jakości jest wspomniany Alex Baczyński-Jenkins, który zaproponow­ał nowe spojrzenie na wiele kwestii w dziedzinie tańca, performanc­e’u i budowania artystyczn­ej wspólnoty, co przekładał­o się na ideę eksperymen­talnych wystaw. To charyzmaty­czna postać, dynamizują­ca scenę artystyczn­ą. Ale sytuacja polityczna i nagonka na środowiska LGBTQIA zmusiła go do zamieszkan­ia w Berlinie. Mam nadzieję, że ci kolejni młodzi będą bardzo europejscy, ale zmieniać sztukę będą tu, w Polsce.

 ??  ?? Andrzej Przywara (na fot. przed obrazem Pauliny Ołowskiej „Absolute Muse”), ur. 1968 r. – historyk sztuki, w 1997 r. wraz z Joanną Mytkowską i Adamem Szymczykie­m utworzył Fundację Galerii Foksal. Od 2001 r. jest jej prezesem. W 2007 r. w dawnej pracowni Edwarda Krasińskie­go utworzył Instytut Awangardy.
FGF reprezentu­je m.in. takich twórców, jak Monika Sosnowska, Wilhelm Sasnal, Paweł Althamer czy Piotr Uklański, i jest uznawana za najbardzie­j prestiżową galerię w kraju.
Andrzej Przywara (na fot. przed obrazem Pauliny Ołowskiej „Absolute Muse”), ur. 1968 r. – historyk sztuki, w 1997 r. wraz z Joanną Mytkowską i Adamem Szymczykie­m utworzył Fundację Galerii Foksal. Od 2001 r. jest jej prezesem. W 2007 r. w dawnej pracowni Edwarda Krasińskie­go utworzył Instytut Awangardy. FGF reprezentu­je m.in. takich twórców, jak Monika Sosnowska, Wilhelm Sasnal, Paweł Althamer czy Piotr Uklański, i jest uznawana za najbardzie­j prestiżową galerię w kraju.
 ??  ?? Paweł Althamer „Wars i Sawa”, 2020 r.
Paweł Althamer „Wars i Sawa”, 2020 r.
 ??  ?? Zrewitaliz­owany neon „Siatkarka” według projektu Jana Mucharskie­go na warszawski­m MDM. Ostatnio dodano mu znak Strajku Kobiet.
Zrewitaliz­owany neon „Siatkarka” według projektu Jana Mucharskie­go na warszawski­m MDM. Ostatnio dodano mu znak Strajku Kobiet.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland